„Była pacjentka zadurzyła się we mnie i zaczęła nachodzić moją żonę. Wmawiała jej, że mamy romans”

mężczyzna ma problemy w małżeństwie fot. Adobe Stock, fizkes
„Zaskoczyła mnie trochę tym wyznaniem, ale uśmiechnąłem się tylko, odpowiedziałem coś zdawkowo i zmieniłem temat. Czy już wtedy powinienem był zacząć się niepokoić? Być może. Jednak gdybym wpadał w panikę za każdym razem, kiedy siedzący przede mną człowiek mówi dziwne rzeczy, nie mógłbym pracować w swoim zawodzie”.
/ 02.06.2023 22:00
mężczyzna ma problemy w małżeństwie fot. Adobe Stock, fizkes

Wróciłem do domu skonany. Dosłownie chodzący trup. Dzień był koszmarny, jak zresztą każda środa, kiedy tak mi się układają obowiązki, że pracuję do dziewiętnastej. Ale tego zimowego dnia nie było mi dane wypocząć.

Nie wiedziałem, o co chodzi, ale czułem, że coś jest nie tak. Znałem ten wyraz twarzy: zaciśnięte wargi mówiły więcej niż słowa. Wiedziałem jednak, że nie porozmawiamy, zanim dzieci nie położą się spać. Koło wpół do dziesiątej zostaliśmy sami.

– Mów, o co chodzi.

– O nic nie chodzi – odburknęła Ewa.

– Proszę cię – powiedziałem błagalnie.

– Znamy się tyle lat, że raczej trudno ci mnie oszukać. Widzę przecież, że o coś masz żal.

Milczała przez dłuższą chwilę.

– Wiesz, Janusz, obiecywałeś mi i powtarzałeś wiele razy, że twoja praca nie może mieć wpływu na nasze życie – zaczęła.

– I staram się tego trzymać, naprawdę. A co, ostatnio zachowywałem się jakoś dziwnie? Coś było nie tak? – zdziwiłem się.

– Nie. Zachowujesz się jak zwykle, ale miałam dziś bardzo niepokojącą wizytę.

Zamilkła, a ja czekałem...

Nie popędzałem żony. Wiedziałem, że to nic nie da, ale cierpliwość powoli mi się kończyła. Już miałem coś powiedzieć, kiedy wreszcie się odezwała:

– Była tutaj po południu młoda kobieta. Właściwie dziewczyna jeszcze. Powiedziała mi bardzo interesujące rzeczy.

– Kto? – zdziwiłem się. – Jak się nazywa?

– Nie przedstawiła się. A gdyby nawet, co z tego? Na dzień dobry mi powiedziała, że cię kocha i że się z nią ożenisz.

Wytrzeszczyłem na nią oczy.

– Słucham?!

– Dobrze słyszałeś. Nie wiem, co robisz na tych swoich terapiach, ale najwyraźniej nieźle się zabawiasz.

Poczułem się, jakbym dostał w twarz.

Ewa patrzyła na mnie uważnie

Wiedziałem, że z jednej strony zdaje sobie sprawę, że to nieporozumienie, ale z drugiej… No właśnie – zawsze pozostawały wątpliwości.

– Nic mi nie powiesz? – padło pytanie, kiedy milczałem zbyt długo.

A co mam powiedzieć? Jak wytłumaczyć, że nie jestem wielbłądem?

– Naprawdę nie wiesz nawet, kto to mógł być? Taka drobna blondynka, całkiem ładna, ma może ze dwadzieścia lat.

Pokiwałem głową. Tak, wiedziałem. Tyle że zakończyłem z nią spotkania terapeutyczne. Miesiąc temu. Właśnie dlatego, że zaczęła się angażować emocjonalnie.

– To tylko zafiksowana pacjentka – mruknąłem. – Postaram się to załatwić.

– Mam nadzieję, że tylko pacjentka i nikt więcej – Ewa zmrużyła oczy.

Miałem wrażenie, że zaraz osunę się w bezdenną otchłań. Niech to cholera! Jeszcze na studiach, a potem na kursach i zajęciach podyplomowych wykładowcy ostrzegali nas przed takim zjawiskiem jak uzależnienie klienta od osoby terapeuty.

To się zdarza, sam w wieloletniej już karierze spotkałem się z tym zjawiskiem parę razy, ale wystarczyło umiejętnie urwać kontakt, przekazać podopiecznego komu innemu, żeby problem szybko zniknął.

Myślałem, że tym razem będzie tak samo

Renata trafiła do mnie na terapię w związku z nerwicą natręctw. Przedtem była leczona także farmakologicznie. Akurat ta pacjentka była wyjątkowo chętna do pracy. Naprawdę ładna i naprawdę miła dziewczyna. Nie miała jeszcze nawet dwudziestu lat. Nikt, patrząc na nią, nie powiedziałby, że ma tak poważne problemy. Zaburzenia, niestety, nie wybierają.

– Pan jest taki miły i dobry – powiedziała na czwartym chyba spotkaniu. – Jeszcze nikogo takiego nie spotkałam.

Zaskoczyła mnie trochę tym wyznaniem, ale uśmiechnąłem się tylko, odpowiedziałem coś zdawkowo i zmieniłem temat. Czy już wtedy powinienem był zacząć się niepokoić? Być może. Jednak gdybym wpadał w panikę za każdym razem, kiedy siedzący przede mną człowiek mówi dziwne rzeczy, nie mógłbym pracować w swoim zawodzie.

Potem zachowywała się już normalnie

To znaczy, patrzyła na mnie takim nieco rozmytym spojrzeniem, jakie czasem określa się jako maślane oczy, ale nic więcej. Popełniłem błąd, ignorując to; powinienem być bardziej uważny. Lecz przecież dzieliło nas prawie dwadzieścia lat! Może dlatego nieco straciłem czujność w tej kwestii. Odzyskałem ją dopiero w dniu, w którym nagle Renata wypaliła:

– Chyba się w panu zakochałam...

Od razu stało się oczywiste, że to koniec terapii, przynajmniej w moim wykonaniu. To pierwsza rzecz. A druga… No cóż, zacząłem przypuszczać, że byłem tak skuteczny, że nerwicowe reakcje przeszły częściowo z innych zachowań pacjentki na uczucia.

Komuś zupełnie zdrowemu może się to wydawać dziwne, a nawet bardzo głupie, ale jest jak najbardziej możliwe.

– Dziecko – powiedziałem łagodnym głosem. – Doskonale wiesz, że to tylko słowa. Ty jesteś jeszcze młodziutka, nie jestem dla ciebie odpowiednim partnerem…

– To nieważne – odpowiedziała z uśmiechem. – Miłość nie zna granic ani wieku.

Nie przemówię jej do rozsądku

Zakończyłem spotkanie, a potem zadzwoniłem do jej lekarza prowadzącego.

– O cholera – powiedział, kiedy mu przedstawiłem sprawę. – Będę musiał jej zwiększyć dawkę leków. Niewesoło to wygląda.

– Niewesoło – zgodziłem się.

– Zupełnie jakby nerwica nie była jedynym problemem…

Renatę przejął inny terapeuta, w zupełnie innej poradni. Tyle że dziewczyna najwyraźniej nie zamierzała rezygnować. Musiała mnie śledzić. Pewnie jechała za mną taksówką, bo pracowałem w innej dzielnicy i poruszałem się samochodem. Że też musiało mi się coś takiego przytrafić!

– Podobno zamierzasz się ze mną rozwieść, żeby ta młoda kobieta mogła za ciebie wyjść. – wysyczała Ewa.

– Naprawdę bierzesz to poważnie? – westchnąłem.

– Nie wiem. Ale naprawdę mnie zastanawia, jak to się stało, że ta pannica aż tak się w tobie zadurzyła! A ty co byś pomyślał na moim miejscu?

– Jestem w stanie zrozumieć, że się niepokoisz – odparłem. – Uwierz mi, dla mnie to naprawdę nieprzyjemna sytuacja. Popatrz na to z innej strony. Ta dziewczyna jest po prostu chora. Zaburzona. To nieszczęście…

– Jakoś mam problemy z wykrzesaniem z siebie współczucia – burknęła. – Musiałbyś słyszeć, jak kategorycznym tonem opowiadała o waszej wspólnej przyszłości…

– To po cholerę z nią w ogóle gadałaś?! – zdenerwowałem się. – Nie jesteś głupia, musiałaś się domyślić, że to wariatka!

– To nie takie proste. Niby wiem, ale z drugiej strony… Tak czy inaczej nie życzę sobie, żeby nachodziły mnie jakieś twoje pacjentki! Mam nadzieję, że coś z tym zrobisz.

– Zrobię, co mogę – obiecałem i wyjąłem z kieszeni telefon komórkowy.

Chciałem wyjść z kuchni

Powstrzymał mnie wzrok Ewy. Nic nie powiedziała, jednak widziałem w jej oczach drwiące pytanie: „Do niej będziesz dzwonił?”. Komuś, kto nie ma na co dzień do czynienia z osobami zaburzonymi psychicznie, trudno pewne rzeczy zrozumieć. Zostałem więc. Niech żona słyszy, co mówię i do kogo. Nastawiłem nawet tryb w telefonie na głośnomówiący.

Numer odezwał się po trzeciej próbie.

– Mam problem – powiedziałem.

– Człowieku, wie pan, która godzina? – odpowiedział mi jęk doktora.

– Była dzisiaj u mnie Renata – wypaliłem od razu.

– Renata? – lekarz zastanawiał się przez chwilę. – A, ta! Przecież przejęła ją pani Teresa. Trzeba było nie wpuszczać do gabinetu…

– U mojej żony była! – przerwałem mu. – W domu!

– Powiadomiła pańską żonę, że zamierza się z nią pan ożenić?

– Mniej więcej.

Doktor milczał przez chwilę, a potem westchnął ciężko.

– Zdaje się, że miał pan rację. Nerwica natręctw nerwicą, a w tym wypadku chyba mamy coś więcej. No dobrze, pojutrze będzie u mnie na wizycie. Zastanowię się, czy nie powinna trafić na oddział.

– A co, jeśli się znów pokaże? Szczerze mówiąc, doktorze, czegoś takiego jeszcze nie przerabiałem.

– Kiedyś musi być ten pierwszy raz – zaśmiał się. – Gdyby się pojawiła, należy zawiadomić policję o najściu. My też mamy prawo czuć się komfortowo we własnym domu. Ale spokojnie, myślę, że nie będzie potrzeby. Przekonam Renatę, żeby przyszła na oddział. Tak naprawdę to nieśmiała, zagubiona dziewczyna.

– Wiem, ale moja żona nie wie.

Zakończyłem rozmowę i spojrzałem na Ewę

Minę miała niewyraźną.

– Niech to – mruknęła. – Chyba zamiast się złościć, powinnam ci raczej współczuć.

Renata nie niepokoiła nas więcej, rzeczywiście trafiła na oddział psychiatryczny. Sprawa rozeszła się po kościach. Mam jednak nauczkę na przyszłość, żeby nie lekceważyć nawet najmniejszych objawów zbytniego przywiązania pacjenta. Człowiek uczy się przez całe życie.

Czytaj także:
„Mąż zataił przede mną bankructwo. O kolosalnych długach dowiedziałam się dopiero, gdy komornik kazał mi się spakować”
„Moje małżeństwo było jałowe, a w sypialni wiało nudą. Sądziłem, że mały romans przywróci dawny żar. Przeliczyłem się”
„Kiedyś byliśmy zgraną ekipą znajomych, a dziś mijamy się bez słowa. Jedni siedzą w pieluchach, a inni rozgrzeszają”
 

Redakcja poleca

REKLAMA