„Moja 65-letnia matka poprosiła, bym pomógł jej się rozwieść. Poczułem się znów jak zagubione dziecko”

Starsza kobieta chce się rozwieść fot. Adobe Stock, Photographee.eu
Czując przygniatający ciężar odpowiedzialności za szczęście rodziców, rozpocząłem kroki negocjacyjne. Jeździłem do nich, rozmawiałem, na osobności i razem. Prosiłem, przekonywałem, tłumaczyłem, raz o mało się nie popłakałem.
/ 12.05.2021 17:36
Starsza kobieta chce się rozwieść fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Kiedy odwiedziłem ostatnio rdziców, ojciec siedział naburmuszony na fotelu i patrzył na jakiś mecz, mama siedziała w sypialni nad krzyżówką. W domu wyczuwało się gęstą, nieprzyjazną atmosferę. Pokłócili się czy co?

Miewali ciche dni, ale jak mieszkałem w domu, byli dla siebie mili. Wszedłem do mamy.

– Mamo, co się dzieje? – spytałem cicho, by tata nie słyszał.

– Ojciec jest niemożliwy, nie mogę z nim wytrzymać – odparła wojowniczo. – Wszystko krytykuje, moją kuchnię, wybór programów w telewizji. Tak zjadliwie komentował serial, że nie słyszałam dialogów, wolałam zrezygnować, niż popełnić grzech. Byłam bliska uduszenia dziada! Głos mamy nagle zadrżał, w oczach pojawiły się łzy. – Teraz zamykam się tutaj wieczorami i rozwiązuję krzyżówki. Wolę siedzieć sama niż z twoim ojcem. Bez ciebie dom już nie jest taki sam… – dokończyła żałośnie.

Zrobiło mi się jej żal, z relacji wynikało, że tata nagle przestał ją szanować i stał się domowym tyranem. Uwierzyłbym, gdybym go nie znał od urodzenia, był dobrym, oddanym rodzinie człowiekiem, nie zmieniłby się do tego stopnia, by terroryzować żonę. Wcześniej się tak nie zachowywał, mama też była dla niego inna, bardziej serdeczna. Hm, musiało wydarzyć się między nimi coś złego…

Szczerze? Nie wtrącałbym się do małżeństwo rodziców, gdyby nie obawa, że w końcu skoczą sobie do oczu.

Bez ciebie to już nie to samo – usłyszałem

– Przeżyli razem szmat czasu, dadzą sobie radę sami. Przechodzą kryzys, to się zdarza – powiedziała Marta, gdy opowiedziałem jej o wizycie.

– Nigdy się tak nie zachowywali, mam wrażenie, że jest coraz gorzej – odparłem nieprzekonany. – Nie mogą ze sobą wytrzymać, niechęć warczy w powietrzu.

– Aż tak niedobrze? Żeby tylko nie wpadło im do głowy się rozwodzić.

No i wykrakała. Mama zadzwoniła wieczorem, przyprawiając mnie o nerwowy tik w oku, nietypowa pora mogła oznaczać tylko jedno, kłopoty.

– Dobrze się czujesz? A tata? Przyjechać? – zarzuciłem ją pytaniami.

Niech cię ręka boska broni, jeszcze zaalarmujesz ojca. On nie może wiedzieć o naszej rozmowie, specjalnie wyczekałam, aż zajmie się oglądaniem telewizji. Tak pogłośnił, że nie usłyszy, co mówię – mama szeptała w słuchawkę.

– Jesteś tam? – Jestem – przyznałem; zapowiadała się niezła polka, kolejna odsłona małżeńskich utarczek rodziców. – Zamierzam złożyć pozew o rozwód. Pomożesz mi z papierami? Tylko nic nie mów ojcu.

Jak już odzyskałem mowę, przypuściłem szturm, prosząc i błagając, by jeszcze raz przemyślała decyzję. Zażądałem, by powiedziała, dlaczego taki pomysł przyszedł jej do głowy, co wydarzyło się w domu po mojej wyprowadzce.

– Właściwie nic wielkiego, ale bez ciebie to już nie to samo. Mówiłam, że nie możemy się z ojcem dogadać – powiedziała oględnie.

– A konkretnie? – docisnąłem.

– Ojciec zamierza wydać nasze oszczędności na kupno kawałka nieużytku pod miastem! – powiedziała rozeźlona.

– Tacie marzy się działka? Dobry pomysł, moglibyście spędzać tam część roku – wtrąciłem nieopatrznie.

– Po moim trupie! – przerwała mi. – Nie mogę wytrzymać z twoim ojcem w trzypokojowym mieszkaniu, a tam będę musiała mieszkać z nim w małym domku. Pozabijamy się jak nic. Już lepiej się rozwieść.

– Nie wiem, zaskoczyłaś mnie – odparłem dyplomatycznie. Zamierzałem porozmawiać z tatą, oczywiście w tajemnicy przed mamą. Rodzinna paranoja zataczała coraz szerszy krąg.

– Odkąd się wyprowadziłeś, twoja matka zmieniła się nie do poznania – zaczął tata. Oboje mówią to samo, jak stare, zgodne małżeństwo – pomyślałem z nagłym rozbawieniem. – Nie miała o kogo dbać, dogadzać, więc rzuciła się na mnie. Wszystkiego mi zabraniała, wysiłku, picia piwa, tłustego jedzenia, jakbym był jej dzieckiem, nie mężem. Strasznie mnie to złościło, broniłem się przed nią po swojemu, ale matce nie przetłumaczysz ani prośbą, ani groźbą, postanowiłem, że najlepszym rozwiązaniem będzie ucieczka.

– Dlatego chcesz kupić działkę – pokiwałem głową.

– Matka się nie zgodziła, a pieniądze są wspólne, więc może ten rozwód to nie takie głupie rozwiązanie, skoro nie ma innego wyjścia. Marta podsłuchiwała naszą poufną rozmowę z drugiego pokoju, a po wyjściu taty spytała zaintrygowana:

– Twoi rodzice od zawsze zwracali się do siebie „ojciec” i „matka”? Nie używają imion?

Bardzo zależało mi na tym, żeby się jednak dogadali

Zaskoczyła mnie, uczciwie się zastanowiłem. Mówili do siebie Basiu i Karolku, ale kiedy to było? Chyba w czasach gdy chodziłem do średniej szkoły.

– Straszne – powiedziała z przekonaniem Marta. – Zapomnieli, że są mężczyzną i kobietą, tak bardzo skupili się na tobie, że stali się tylko rodzicami. No i gdy zabrakło syna, ich związek się posypał.

– Weź no – przestraszyłem się. – Wykończy mnie poczucie winy. Miałem z nimi zostać na zawsze czy co?

– Nie szalej, nie przeżyjesz za nich życia. Najwyżej się rozwiodą, wszystko jest dla ludzi – pocieszyła mnie nieumiejętnie Marta.

Czując przygniatający ciężar odpowiedzialności za szczęście rodziców, rozpocząłem kroki negocjacyjne. Jeździłem do nich, rozmawiałem, na osobności i razem. Prosiłem, przekonywałem, tłumaczyłem, raz o mało się nie popłakałem. Wszystko na nic, jak grochem o ścianę. Fiasko misji najdotkliwiej odczułem w dniu, gdy zauważyłem, że rodziców nie bardzo obchodzi to, co mówię.

Byli dziwnie roztargnieni, jakby chcieli, żebym wreszcie sobie poszedł i dał im święty spokój. Zrozumiałem, że przestało im zależeć, decyzja o rozwodzie została podjęta. Tej nocy prawie nie spałem. Dziwna rzecz, byłem dorosły, miałem narzeczoną, milion własnych spraw, ale wciąż tkwiłem korzeniami w rodzinnym domu. Zależało mi, żeby przetrwał on w niezmienionym stanie.

Po południu pojechałem do rodziców, żeby spróbować jeszcze raz i pocałowałem klamkę. Pełen złych przeczuć zadzwoniłem do taty.

– Później porozmawiamy, synu, teraz jestem zajęty – zbył mnie przepraszającym tonem.

– Tata! – krzyknąłem wyprowadzony z równowagi. – Mamy nie ma w domu!

– Nie wrzeszcz tak, bo ogłuchnę. Nie jesteś już dzieckiem, na co ci mama? – skarcił mnie. – Jest tutaj, rozmawia z panią Anią, nie może teraz podejść.

– Jakie „tutaj”, gdzie jesteście? – spytałem ciszej, ale z naciskiem. – W środku wielkiej pustki – odpowiedział wesoło tato. – Tak mówi mama, ale nie wierz jej.

Właśnie poznaliśmy sąsiadów, pokazują nam swój domek. Chyba postawię taki sam, tylko będę musiał dobudować letnią kuchnię, bo twoja matka powiedziała że musi mieć warunki do twórczości kulinarnej, a słowo kobiety jest dla mnie rozkazem.

– Zgodziła się na kupno działki?!

– Trochę się przepychaliśmy, ale doszliśmy do porozumienia. Dobrze jest mieć plany, synu, czuję się o dziesięć lat młodszy, a mama biega jak fryga. Ma mnóstwo pomysłów, co jeden to bardziej szalony, ale to dobrze, lubię jej wyobraźnię, napędza mnie do działania, wtedy czuję, że żyję.

– Czyli rozwód już nieaktualny. Uff!

– Rozwód? Pierwsze słyszę. Coś ci powiem, synu. W małżeństwie są lepsze i gorsze chwile, sztuka polega na tym, żeby przetrwać te złe i wyjść obronną ręką. My z mamą to potrafimy, łączy nas coś więcej niż wspólne gospodarstwo domowe. Odchrząknąłem, bo coś drapało mnie w gardle. Nie doceniłem siły przywiązania dwojga ludzi, którzy trwali przy sobie od lat, chciałbym kiedyś móc powiedzieć, że Marta i ja…

– Baśka, nie ruszaj tego, zepsujesz! – wrzasnął nagle ojciec w słuchawkę. Mama odpowiedziała mu zadziornie i połączenie zostało przerwane. Grunt, że reszta została po staremu, nasza rodzina wciąż była w całości.

Czytaj także:
Po śmierci babci okazało się, że miała nieślubnego syna
Przyznaję - jestem alkoholikiem. Ja wypiję, to jestem zaczepny
Z żoną dzieliliśmy się obowiązkami po połowie. Moja mama była załamana

Redakcja poleca

REKLAMA