Wydawało nam się, że po wyjeździe syna z domu skończyły się nasze kłopoty. Przecież córka zawsze była chodzącym ideałem.
Justynka była zawsze bardzo dobrą uczennicą. Kilka razy miała nawet świadectwo z paskiem. Czasem sama nie mogłam uwierzyć w to, jaka jest pilna, bo ja aż taka nie byłam w jej wieku. Patrzyłam z podziwem, jak po lekcjach układała na biurku piórnik i zeszyty i zaczynała popołudnie od odrobienia lekcji. Była zdumiewająco sumienna. Zachowanie też miała zawsze wzorowe.
Szczerze mówiąc, po tym, co przeszliśmy z jej starszym bratem, należała nam się chwila odpoczynku. Kacper jest od Justynki o dwa lata starszy, ale zupełnie inny. To żywioł! Ludzie czasem o dzieciakach takich jak on mówią „żywe srebro”. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy świeciłam za niego oczami, gdy wybił komuś szybę w oknie, przebił piłkę albo wpadł na kogoś rozpędzonym rowerem. Wbrew pozorom, był całkiem dobrym dzieciakiem, tylko ściągał na siebie dziesiątki kłopotów. Nie potrafił usiedzieć w miejscu, wiecznie gnał gdzieś na oślep, nie zwracając uwagi na to, że po drodze sieje spustoszenie. Kontrast między naszymi dziećmi był więc szokujący.
Czasami niektórzy znajomi nie mogli się nadziwić, że ta dwójka ma tych samych rodziców i wychowuje się w jednym domu. Nikt mi więc nie wmówi, że to rodzice są w pełni odpowiedzialni za charakter dziecka.
Już ja swoje wiem
Kiedy Kacper skończył szkołę średnią, oznajmił, że idzie do wojska. Trochę mnie tym pomysłem wystraszył, ale z drugiej strony, pomyślałam, że to akurat w jego wypadku doskonały pomysł. Może tam naprostują ten jego buńczuczny charakter i nauczy się trochę samodyscypliny. Poza tym nie miałam zamiaru narzucać mu życiowej ścieżki. Skoro tak zdecydował, niech spróbuje. Ani dom, ani szkoła nie wyrobiły w nim ogłady. Może wojsko jest jedynym ratunkiem?
Gdy Kacper wyjechał, zostaliśmy we trójkę. Było tak spokojnie, że aż nie poznawałam własnego domu. Nikt nie krzyczał, nie bałaganił, nie sprowadzał kumpli i nie wracał z rabanem po nocnych imprezach. Można rzec: oaza spokoju. Justynka była w drugiej klasie liceum. Całymi dniami przesiadywała nad książkami. Czasem tylko wychodziła do koleżanek albo na spotkania klubu czytelniczego w lokalnej bibliotece. Zaczęła też spotykać się z chłopakiem ze szkoły, który był od niej o rok starszy. Ja w związku z nagłym naddatkiem wolnego czasu namówiłam męża na kurs tańca, a w weekendy wyjeżdżaliśmy czasem w góry. Justyna nie chciała z nami jeździć, bo uważała, że w jej wieku nie jeździ się już na wycieczki z rodzicami.
– Kto by pomyślał, że jesteś już taka dorosła – śmiałam się, ale nie miałam nic przeciwko wypadom tylko we dwoje; nasze uczucia odżyły i układało się nam doskonale.
To pierwszy zawód miłosny w jej życiu. Biedulka
Czasem wydaje mi się, że jak w życiu jest za dobrze, to tylko patrzeć, skąd strzeli piorun. Tym razem strzelił ze strony, z której zupełnie się go nie spodziewałam… Kiedy wróciliśmy pewnego razu z Karpacza, Justynka wyglądała na bardzo smutną. Leżała pod kocem i nie chciała ze mną rozmawiać. To było do niej niepodobne. Pozwoliłam jej pobyć przez chwilę samej, ale w końcu zapukałam do jej pokoju i weszłam, żeby zobaczyć, co się dzieje.
Pisała z kimś przez telefon, ale gdy mnie zobaczyła, odłożyła komórkę i odwróciła się do mnie. Była zapłakana.
– Co się stało, skarbie? – zapytałam szczerze zatroskana.
– Szymon ze mną zerwał – wyznała w końcu. – Powiedział, że do siebie nie pasujemy i to była pomyłka, że w ogóle się spotykaliśmy. Pół roku chodzenia ze mną nazwał pomyłką! Wyobrażasz sobie?
Poczułam, że mnie także pęka serce. Nie zdążyłam nawet jeszcze poznać tego chłopaka, ale nie mogłam zrozumieć, jak mógł rzucić moją piękną, kochaną córunię. Musiał być ślepy! Pomyślałam jednak, że w sumie dobrze się stało, bo pewnie i tak nie zasługiwał na Justynkę. Nie chciałam pocieszać jej żadnymi frazesami w stylu „nie ten, to następny”, wiedząc, jak w jej wieku przeżywa się klęski miłosne. Nikt nie lubi, gdy bagatelizuje się jego problemy.
Przytuliłam więc córkę, pogłaskałam po głowie i powiedziałam, że bardzo jej współczuję, i że dla mnie jest najcudowniejszą dziewczyną na świecie, i że Szymon na pewno wkrótce zrozumie, jaki błąd popełnił.
– Nie jest ciebie wart, skoro postąpił tak okropnie – powtarzałam, a Justynka płakała i przytulała się do mnie. Przy całym tym kryzysie uznałam, że wspaniale jest pobyć z nią tak blisko. Cieszyłam się, że ufa mi i potrafi ze mną rozmawiać. Nie wszystkim mamom kontakt z nastoletnimi dziećmi przychodził tak łatwo.
Myślałam, że córce szybko przejdzie zły nastrój, ale kolejne dni nie poprawiły sytuacji. Wciąż przesiadywała w pokoju. Snuła się po domu, wciąż tylko wycierając chusteczkami zapłakane oczy. Po kilku tygodniach zaczęłam się poważnie o nią martwić. Tym bardziej że jej oceny nagle drastycznie się pogorszyły.
Nie czas na tajemnice. Tata musi się dowiedzieć
– Justynko, rozumiem, że byłaś zakochana, ale skoro on tego nie odwzajemnił, powinnaś o nim zapomnieć i iść dalej. Użalanie się nad przeszłością nic nie wnosi. Pokaż mu, co stracił. Ubierz się modnie, podmaluj troszkę. Zaraz znajdziesz jakiegoś chłopaka, a o Szymonie zapomnisz.
– Nie chcę żadnego innego chłopaka, mamo. Ty nic nie rozumiesz. Ja… jestem z Szymonem w ciąży! – wykrzyczała i wybuchnęła płaczem. Dosłownie zamurowało mnie.
– Jak to w ciąży? Co ty opowiadasz?! Jesteś pewna? Justynka kiwnęła głową, naciągając rękawy na dłonie. Zawsze tak robiła w chwilach wielkiego stresu.
Poczułam się, jakbym dostała w twarz. To nie mogła być prawda! Moja Justynka nie mogła być w ciąży! Stała przede mną wystraszona i zrozpaczona, a ja nie wiedziałam, co zrobić. Byłam jednocześnie wściekła, zawiedziona i przerażona tym, co będzie. Nie wiedziałam nawet, że uprawiała już seks z tym Szymonem. Boże, że w ogóle uprawiała już seks! Jak mogła się nie zabezpieczyć?! Gdyby mi powiedziała, co planuje, jakoś bym z nią pogadała, wyjaśniła, co i jak… Albo zaprowadziła do ginekologa po pigułki.
Trzeba było myśleć o tym wcześniej! Teraz jednak nie miało to już najmniejszego znaczenia! Jedno było pewne: nie chciałam jej zostawiać z tym samej. Była wystarczająco zdruzgotana. Jeśli to prawda, musimy coś ustalić, zdecydować…
Mimo prośby córki, żeby zostało to między nami, zawołałam męża i powiedziałam mu o wszystkim. Nie było sensu tego ukrywać. Justyna patrzyła na niego wystraszonym wzrokiem, a Wojtek tylko ciężko westchnął. Tak zwykle zaczynał głębszą analizę poważnych problemów. Tyle że z tak poważnym nie mieliśmy jeszcze jako rodzina do czynienia.
Po chwili zasypaliśmy córkę deszczem pytań: Czy Szymon wie? Nie. Czy Justyna zamierza mu powiedzieć? Zastanawia się. Czy zastanawiała się, co teraz? Czy chce wychować dziecko samotnie? Nie wie. Czy myślała o oddaniu dziecka do adopcji? Nie da rady tego zrobić. Zamierza je urodzić i wychować. Z Szymonem czy bez.
– W pierwszej kolejności należy poinformować szanownego tatusia. Bez względu na to, czy ze sobą jesteście i będziecie, czy też nie, on jest ojcem i ma prawo wiedzieć. Jak chłopak ma równo pod sufitem, może się opamięta – powiedział mąż. Justyna siedziała ze spuszczoną głową, a ja miałam wrażenie, jakby przyjmowała nasze próby zaradzenia sytuacji kryzysowej jak rodzicielski wykład.
Teraz jednak to ona miała zostać rodzicem, musiała więc ponieść odpowiedzialność za swoje postępowanie. Uznałam, że trzeba do tego podejść nie jak do problemu, lecz jak do wyzwania, którym niewątpliwie będzie dla nas wszystkich jej wczesne macierzyństwo. Szkoda było mi jej straconych lat – wiedziałam, że nie będzie jej łatwo zdać matury, a przecież marzyła o studiach. Na własną prośbę pozbawiła się tylu lat młodzieńczej beztroski.
Zamierzałam jej pomagać, jak tylko będę mogła, ale dziecko będzie jej, a nie moje, więc to ona będzie musiała dla niego wiele poświęcić. Ja pracuję na pełny etat, więc nie będę mogła zajmować się w domu dzieckiem, w czasie gdy ona będzie jeździć na wykłady… Podczas gdy ja odpływałam już myślami w daleką przyszłość, Wojtek skupiał się na tu i teraz. Ustaliliśmy, że Justyna musi zapisać się na wizytę do ginekologa i zacząć brać witaminy dla kobiet w ciąży.
Najlepiej by było, gdyby Szymon poszedł do lekarza z nią. Może jak na USG usłyszy bicie serca maluszka, obudzą się w nim ojcowskie instynkty?
– Powiedz mu, skarbie – poprosiłam najłagodniej, jak potrafiłam, w końcu ją przytulając. Cokolwiek się stało, jest moją córeczką. A skoro jest jej trudno, ja muszę starać się dwa razy bardziej, żeby jakoś to przetrwała… Następnego dnia czekałam, aż da mi znać, jak zareagował Szymon. Zadzwoniła do mnie podczas przerwy z płaczem.
– Szymon powiedział, że to nie jego dziecko! – ryczała, pociągając nosem. – Uznał, że chcę go skłonić do powrotu szantażem.
A więc chodzi o kolegę naszego syna? Mój Boże, co za palant!
Jak ona mogła spotykać się z kimś takim? Z drugiej strony, ludzie pod wpływem szoku nieraz wypowiadają słowa, których normalnie by nie użyli. W głębi serca wierzyłam, że chłopak wcale tak nie myśli, i wkrótce się opamięta. Justyna oświadczyła, że wraca do domu, bo nie wysiedzi już na reszcie lekcji w tym stanie. Westchnęłam tylko ciężko. Zgrywanie matki moralizatorki nie było w tej chwili na miejscu.
Kiedy wróciłam do domu po pracy, zastałam Justynę w jej pokoju po raz kolejny pogrążoną w smutku. Odkąd rozstała się z Szymonem, ten obrazek stał się codziennością.
– Jak się trzymasz, skarbie?
– A jak mam się trzymać? On nie chce tego dziecka. Ja też go nie chcę!
– Nie mów tak… to twoje dziecko. Będziesz je kochać najbardziej na świecie. Zobaczysz. Usiadłam blisko niej. Uznałam, że skoro Szymon ma takie podejście do sprawy, czas powiedzieć o wszystkim jego rodzicom. Jest niepełnoletni, więc powinni wiedzieć.
– Jak ma na nazwisko ten Szymon? – Radecki. A czemu pytasz?
– Radecki? Nie mówisz chyba poważnie? To ten Szymon?! Przecież to kolega Kacpra. Czemu nic nie mówiłaś? Justyna wzruszyła ramionami, jakby to teraz i tak nie miało żadnego znaczenia.
Szymona znałam od podstawówki. Bardzo często wpadał do nas wraz z Kacprem. Czasem dziwiłam się, że się lubią, bo bardzo się różnili. Szymon był spokojny, zrównoważony i zawsze uśmiechnięty. Nigdy nie zdarzyło mu się zachować nieodpowiednio. Czasem nawet myślałam, czy jego mama nie uważa Kacpra za nieodpowiednie towarzystwo dla niego, choć trudno było tak myśleć o własnym synu.
Tym razem jednak miałam przeczucie, że może Kacper do czegoś nam się przyda. Wpadłam na pewien pomysł i od razu podzieliłam się nim z mężem.
– Chcesz go zmusić, żeby do niej wrócił? To zły pomysł. Z niewolnika nie ma pracownika – stwierdził.– Nie chcę go zmuszać. Chcę, żeby potraktował sprawę poważnie. W końcu byli zakochani. A to jest dobry chłopak.
Może coś jeszcze z tego będzie… Jeśli nie, to trudno, ale chyba warto spróbować. Zadzwoniłam do Kacpra i zaczęłam opowiadać mu, co się stało. Kiedy jednak tylko wspomniałam o Szymonie, Kacper zareagował nerwowo.
– Wiem, że Szymon się do niej próbował dobierać! Powiedział mi, że ze sobą chodzą, a ja mu kazałem trzymać łapska z daleka od mojej siostry. Ostrzegłem, że jak tylko będzie czegoś próbował, wyrwę mu klejnoty!
– Dlaczego?
– To moja siostra! Niech sobie nie pozwala! – pieklił się mój syn.
Wzniosłam oczy do nieba. Teraz już wiedziałam, czemu Szymon się wystraszył. Kacper nawet z daleka potrafił namącić. Opowiedziałam mu sprawę do końca, uznając, że i tak gorzej już nie będzie. Kiedy Kacper usłyszał o ciąży, wściekł się i oznajmił mi, że bierze przepustkę na ten weekend i pokaże Szymonowi, gdzie raki zimują.
– Uspokój się, Kacper! I tak już wystarczająco namieszałeś! Gdybyś się nie angażował w nie swoje sprawy, może jakoś udałoby im się dogadać. Kacper wziął głęboki oddech i spokojniej już odpowiedział, że potrzebuje chwili, żeby wszystko przemyśleć, i oddzwoni… Czyżby wojskowy reżim trochę go wyciszył?
Wieczorem Kacper niespodziewanie przyjechał do domu. Był w mundurze. Przywitał się z nami i od razu poszedł do pokoju Justyny. Zamknęli się tam na dobrą godzinę, po czym Kacper wyszedł z domu podminowany.
– Co się dzieje? – zapytałam Justynę trochę wystraszona; zaczęłam żałować, że pozwoliłam Kacprowi wtrącić się w to wszystko. – Kacper zrobił mi przesłuchanie. A teraz poszedł chyba zabić Szymona. Jeśli to miał być żart, to nieśmieszny. Tego właśnie obawiałam się najbardziej. Zadzwoniłam do Kacpra, ale nie odbierał. Jasny gwint! Siedziałam w domu podenerwowana. Justyna za to wydawała się spokojniejsza niż zwykle. Chyba fakt, że Kacper już o wszystkim wie, sprawił, że spadło choć trochę ciężaru z jej barków.
Po godzinie usłyszałam po raz kolejny stukot ciężkich wojskowych butów na klatce. Kacper wszedł do domu i powiedział Justynie, że ktoś chciał z nią pogadać. Córka stanęła jak wryta, wlepiając w niego wzrok, a w drzwiach pojawił się dobrze mi znany wysoki, przystojny chłopak z wielkim bukietem róż. – Justa… – powiedział przejęty. – Chciałem cię bardzo przeprosić. Wiem, że zachowałem się jak dupek i może nie będziesz mi chciała wybaczyć, ale muszę spróbować. Wiem, że to nasze dziecko. Jeśli zechcesz mnie z powrotem, to postaram się być dla niego najlepszym tatą, jak potrafię. Ja bardzo lubię dzieci. I bardzo cię kocham…
Wszystko dobrze się skończyło
W oczach Justyny zalśniły łzy, po chwili rzuciła się Szymonowi na szyję. Kacper stał z założonymi rękami i miną superbohatera, który uratował całą sytuację (o tym, że wcześniej ją zepsuł, już chyba nie pamiętał!). Od tamtej pory Szymon przychodził do Justyny codziennie i bardzo dbał o to, żeby niczego jej nie brakowało. Nie zdecydowali się na razie mieszkać razem, ale Szymon brał aktywny udział w przygotowaniach – od skręcania łóżeczka dla maluszka, po wybór wózka. Rosnący brzuch Justyny sprawiał nam wszystkim radość.
Za każdym razem, gdy przynosiła zdjęcia z USG, nie mogliśmy się na nie napatrzeć. Aż ciężko było sobie wyobrazić, że już wkrótce zostaniemy dziadkami. Justynka doskonale się czuła i do końca ciąży chodziła do szkoły. Czasami musiała znosić złośliwe docinki innych uczniów, ale Szymon zawsze był dla niej wsparciem. Dyrektor szkoły poszedł córce na rękę i pozwolił przyszły rok zaliczyć w indywidualnym toku nauczania, więc być może nie będzie miała tak wielkich problemów ze zdaniem matury, jak przypuszczałam.
Gdy przyszedł czas, Szymon pojechał z Justyną do szpitala i był przy porodzie. Dziewczynka ma na imię Maja. Jej ojcem chrzestnym został, rzecz jasna, Kacper! Pękał z dumy, trzymając ją na rękach. Rodzice Szymona także są zachwyceni maleńką wnuczką i bardzo często wpadają w odwiedziny do Mai. Mimo że życie ułożyło się Justynce inaczej, niż to zaplanowała, wygląda na bardzo szczęśliwą. Spokój wrócił do naszego domu.
Zobacz więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam mocniej, niż śmierć matki
Córka w wieku 6 lat zobaczyła, jak uprawiam seks z kochankiem
Przyłapałam na zdradzie moją 80-letnią babcię