„Mój tata czuł, że dziadek go nie kocha. Rodzice zbudowali mu całe życie na kłamstwie i nigdy nie zdradzili prawdy”

smutny koleś.png fot. JustLife
„– Paweł, to poważna sprawa, która może zranić twojego ojca. Powinna zostać między nami, niepotrzebnie ją wydobyłeś z mroków przeszłości. Musisz mi przysiąc, że zachowasz ją w tajemnicy – powiedział dziadek. Zrobiłem, jak chciał. Nie jestem przekonany, że słusznie postąpiłem, ale nie mogłem zawieść jego oczekiwań”.
/ 28.07.2023 20:15
smutny koleś.png fot. JustLife

Dziadek był dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Jego miłość do mnie wydawała mi się w dzieciństwie czymś oczywistym. Dawał mi też coś jeszcze – poczucie, że jestem kimś wyjątkowym. Nie przewróciło mi się od tego w głowie, jak prorokowała babcia, wręcz przeciwnie, zyskałem pewność siebie i wiarę we własne siły.

Paweł zawojuje świat, to prawdziwy odkrywca – lubił powtarzać dziadek, nic sobie nie robiąc z min, które rodzina stroiła za jego plecami.

Ja też je ignorowałem

Wierzyłem w to, co mówi, był dla mnie niepodważalnym autorytetem. A także najlepszą niańką, co bardzo dziwiło mojego tatę.

– Nigdy bym się tego po nim nie spodziewał, nie wiedziałem, że potrafi być taki czuły – mówił skonsternowany, widząc, z jakim oddaniem jego ojciec zabawia przeziębionego i znudzonego siedzeniem w domu wnuka.

– Wiesz, jak mówią – dziadkowie już nie muszą wychowywać, mogą tylko kochać – mama łagodziła zranione uczucia taty. – A dorosłe dzieci również czasem odczuwają zwykłą zazdrość.

Bardzo lubiłem chwile spędzane z dziadkiem. Był na każde zawołanie. Innymi dziećmi opiekowały się babcie, zastępując zapracowanych rodziców, a mną – prawdziwy mężczyzna, były wojskowy, oficer Armii Krajowej. Chciałem być taki jak on, w każdym szczególe. Marzyłem o siwej czuprynie, stalowym spojrzeniu szarych oczu i władczym tonie, który czasem przybierał. Miał osobowość lidera, jego prośby o zabarwieniu rozkazu robiły wrażenie nawet na moich kolegach, a to już było coś. Wierzyłem, że kiedy podrosnę, stanę się do niego podobny. Nic na to nie wskazywało, ale codziennie kontrolowałem w lustrze, czy moja okrągła twarz staje się pociągła, a piwne oczy zmieniają kolor na stalowy. Dziadek nie lubił mówić o przeszłości, nie mogłem go namówić na wojenne wspomnienia.

– Trzeba żyć teraźniejszością, Pawełku – wykręcał się, kiedy przyciskałem go do muru – nie warto grzebać w przeszłości.

Co było, minęło

– Dziadek brał udział w strasznej wojnie, nie dziwię się, że nie chce wspominać – tłumaczył mi tata – mnie też za wiele nie opowiadał, tylko raz pokazał zdjęcia. Potem gdzieś je schował, nie mogłem ich znaleźć, chociaż kopałem w szafie jak terier. Większość fotografii została zrobiona tuż po wojnie, w Szkocji, chwilę przed demobilizacją. Robią ogromne wrażenie, to kawałek historii. Dziadek był wtedy na rozdrożu, nie wiedział, co będzie dalej. Z Polski, gdzie zostawił żonę, a twoją babcię, dochodziły niepokojące wieści, nie wszyscy chcieli wracać do kraju, w którym zmienił się ustrój. Uczucie frustracji, niepewność jutra i tymczasowość, gnębiły żołnierzy. Do tego dochodziła tęsknota i niepokój o bliskich. Poczta prawie nie funkcjonowała, nic nie było wiadomo, rodziny szukały się przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż.

– Ale dziadek wrócił? – przerwałem tacie.

Chciałem jak najszybciej usłyszeć, że wszystko dobrze się skończyło.

– A jakże! – tata tak się śmiał, że ledwo mógł mówić. – Inaczej nie byłoby mnie na świecie, a także ciebie, mój ty przyszły zdobywco świata.

Zawstydziłem się, przecież tata urodził się po wojnie, w 1947. Jak mogłem o tym nie pomyśleć. Dopóki byłem chłopcem, tajemnicze zdjęcia rozpalały moją wyobraźnię. Bardzo chciałem je zobaczyć, ale dziadek był głuchy na prośby i błagania. W końcu zbył mnie informacją, że fotografie gdzieś się zagubiły podczas przeprowadzki. Rzeczywiście, po śmierci babci dziadek zamienił mieszkanie na mniejsze, argumentując, że samotnemu mężczyźnie cztery pokoje w przedwojennej zabudowie są potrzebne, jak żołnierzowi baletki. Jakaś racja w tym była, chociaż w dematerializację zdjęć nie mogłem uwierzyć. Dorastałem i tajemnicę zaginionych fotografii wypchnęły mi z głowy inne, niezwykle dla mnie ważne w tym okresie sprawy. Na przykład dziwne zachowanie pewnej Joli, która dawała do zrozumienia, że jestem niczego sobie, by zaraz potem wyśmiać moje niezdarne próby zbliżenia się do ideału. Nikomu nie zwierzałem się z tych rozterek, ale dziadek wiedział, czym się gryzę.

– Kobiety są tajemnicze, trudno je zrozumieć. Trzeba je kochać i ochraniać, na nic nie zważając. To naprawdę proste – powiedział pewnego dnia mimochodem, taktownie nie próbując wyciągać mnie na zwierzenia.

Zastrzygłem uszami

Nie wiedziałem, czy to rada, czy idea, którą kierował się w życiu. Dziadek należał do przedwojennej szkoły – honor kobiety i te rzeczy... Zrobiło mi się miło, że wyczuł moje rozterki.

– Jest wspaniałym dziadkiem, mam wrażenie, że coś się w nim odblokowało – usłyszałem pewnego wieczora głos taty.

Nie spieszyłem się z ujawnieniem swojej obecności, wróciłem od Jacka później, niż zakładałem i nie chciałem się tym chwalić.

Patrzę, jak rozmawia z Pawłem i żałuję, że nie był taki dla mnie – w głosie taty słychać było gorycz.

– Był złym ojcem? – mama wydawała się być przejęta zwierzeniami męża.

– Tak bym tego nie nazwał. Był dość surowy i wychowywał mnie po żołniersku, ale sprawiedliwie. Właściwie nie mogłem narzekać. Dbał o mnie, chciał jak najlepiej. Tylko nigdy nie było między nami prawdziwej bliskości. Miałem nawet wrażenie, że on mnie unika.

– Chyba jesteś niesprawiedliwy.

– Próbowałem to sobie wytłumaczyć, sądziłem że inaczej nie potrafi. Taki typ. Ale teraz widzę, co straciłem. Czasem myślę, że nigdy nie miałem ojca, tylko substytut, kogoś, kto spełniał jego obowiązki. Jak automat. O właśnie! Nie byłem synem, tylko obowiązkiem, który trzeba wypełnić.

Słowa taty zapadły mi w pamięć, ale choć brzmiały gorzko, nie mogły sprawić, bym zrewidował stosunek do dziadka. Kochałem go, był dla mnie bardzo ważny. Miałem 19 lat, kiedy udało nam się wreszcie namówić dziadka na wyjazd do sanatorium. Długo się opierał, twierdząc, że to zbyteczny wydatek.

– I ty, Brutusie, przeciwko mnie? – spytał dramatycznie, dołączyłem się bowiem do próśb taty. – Nie spodziewałem się zdrady w szeregach. Jestem za stary, żeby walczyć ze wszystkimi – westchnął i zgodził się podleczyć sterane kości w Iwoniczu.

– Dzięki, synu. Gdybyś się nie włączył, nigdy by się nie zdecydował – tata dawno już pogodził się z tym, że łączą mnie z dziadkiem wyjątkowe więzy.

Zdjęcia znalazłem wieczorem. Dziadek pewnie rozpakowywał manatki w sanatoryjnym pokoju, a ja grzebałem w jego rzeczach, korzystając z zaufania, którym mnie obdarzył, wręczając klucze do mieszkania. Nie musiałem długo szukać, pudełko leżało na półce, w bieliźniarce. Otworzyłem je bez wahania, uważając, że wojenne fotografie są częścią rodzinnej historii, moją spuścizną. Wow! To naprawdę było coś. Jakbym wsiadł do wehikułu czasu. Mężczyźni w polowych mundurach pozowali fotografowi, robiąc marsowe miny. Na jednym ze zdjęć widać było trzech przyjaciół nad jeziorem spowitym mgłą. Ten w środku, to dziadek, poznałem go od razu. I podpis na odwrocie: Loch Lemmons, 1946. Odłożyłem zdjęcie, ale znowu mnie do niego pociągnęło. Rok po wojnie, w Szkocji. Tam zgrupowano polskich żołnierzy przed demobilizacją, o tych czasach opowiadał tata. Zaraz! To były ostatnie chwile na obczyźnie, najwyższa pora, żeby dziadek wrócił do Polski, inaczej tata nie zdąży się urodzić. Jak w „Powrocie do przyszłości”, pomyślałem i sięgnąłem po kolejne zdjęcia. Na jednym siedziała uśmiechnięta kobieta. Babcia!

A bobas na jej kolanach to mój tata

Na jeszcze innym kobieta stała z wózkiem na ulicy, w tle widać było zrujnowane budynki. Na odwrocie nie było żadnej notatki. Szkoda, byłem ciekaw, co to za ulica. Istne morze ruin, aż dziw, że babcia szła tamtędy z dzieckiem. Odruchowo wsadziłem zdjęcie do plecaka, chciałem je pokazać tacie, a potem odłożyć na miejsce, ale zapomniałem. Na odpowiedź musiałem poczekać dwa lata. Przypadkowo zgadałem się z kumplem, pasjonatem historii naszego miasta. Maciek był encyklopedią wiedzy o architekturze, rozkładzie ulic i zniszczeniach wojennych. Przypomniałem sobie o zdjęciu i pokazałem mu je.

Odgadniesz ulicę? – spytałem.

Maciek rzucił się na fotografię jak sęp.

– Dobrze zachowane, na świetnym papierze, mimo że od ulicznego fotografa – mruczał, gładząc ząbkowany brzeg zdjęcia.

– Przestań się ekscytować i przejdź do rzeczy – nie miałem czasu na wysłuchiwanie zachwytów nad jakością starych fotografii.

– Bez trudu, kolego. To ulica Zasławska w 1946 roku. Rok później odbudowano tę kamienicę, której róg załapał się w kadrze, więc datowanie jest łatwe. Masz więcej takich fotek?

– Jesteś pewien?

– Czego? Że chcę poznać resztę archiwum twojego dziadka?

– Że to 1946. Bo powiem ci, że to niemożliwe. Dziecko w wózku i te sprawy. Niemożliwe.

– Stary, w 1947 odbudowano ten budynek, więc zdjęcie musi być z 46. 

– W wózku jest mój ojciec, a on urodził się w 1947. To chyba jest argument?

– Może to inne dziecko? Twój tata nie miał starszego brata?

Nie było sensu nadal z nim dyskutować, tym bardziej że w mojej głowie bił dzwon alarmowy. Musiałem porozmawiać z dziadkiem, on mi powie, nawet jeśli do tej pory nie chciał tego zrobić. Albo nie mógł, pomyślałem przerażony, snując kryminalne wizje z niemowlęciem w roli głównej.

– Co się stało z tym dzieckiem? – podsunąłem mu od progu fotografię przed oczy.

Wyszło dość dramatycznie, przyznaję. Dziadek wciąż był sprawny, ale bardzo się posunął. Mogłem być delikatniejszy.

– Grzebałeś w zdjęciach? Po co? Przeszłości nie trzeba ruszać, mówiłem ci tyle razy: liczy się teraźniejszość.

Głos dziadka był cichy

Musiałem się nachylić, żeby usłyszeć poszczególne słowa.

Co zrobiliście z tym dzieckiem? – naciskałem.

Po tym, co usłyszałem, nie mogłem odpuścić.

– Umarło?

Dziadek zaczął się śmiać. Jakby wbrew sobie, ale coraz głośniej. Wreszcie opanował się i spojrzał na mnie ubawiony.

– Coś ty wymyślił? Przecież to twój ojciec, miał wtedy może osiem miesięcy.

– To zdjęcie zrobiono rok przed jego urodzeniem. Byłeś wtedy w Szkocji.

– To też już wiesz? – westchnął dziadek – Ciekawe, jak do tego doszedłeś. Zresztą, nieważne. Opowiem ci wszystko, ale pamiętaj: twój tata o niczym nie wie. Myśli, że jest moim synem.

– A nie jest?!

– Kiedy wróciłem do kraju, Jadwiga, twoja babcia, powitała mnie w pełnym zawstydzenia milczeniu. W rogu pokoju stał dziecinny wózek, a w nim płakało niemowlę.

– Kto był ojcem?

Dziadek spojrzał na mnie, jakbym spadł z księżyca.

– Nigdy nie pytałem, honor mi nie pozwalał. Mogłem ją porzucić, ale zdecydowałem inaczej, a skoro tak, to ze wszystkimi konsekwencjami. Potrzebowała opieki, ona i dziecko. Kochałem Jadwigę, ale przede wszystkim miałem wobec niej obowiązki. Przysięgałem, na dobre i złe.

Przypomniały mi się słowa taty: „Byłem jego obowiązkiem, nie synem”.

– Nie miałem własnych dzieci, widać Bóg nie pobłogosławił, ty wyzwoliłeś całą miłość, której nie miałem komu ofiarować. Nie mogłem pokochać twojego taty, chociaż bardzo się starałem, ale z tobą było inaczej. Kiedy się urodziłeś, wszystko się zmieniło. Wziąłem cię na ręce i coś we mnie drgnęło. Byłeś objawieniem, moim małym chłopczykiem, wnukiem, z którego jestem dumny. Nie chciałem, żebyś kiedykolwiek dowiedział się, że nie łączą nas więzy krwi. Ta tajemnica powinna zostać pogrzebana na zawsze. Jesteśmy sobie obcy, Pawełku, czy to nie ironia losu?

Łzy płynęły po jego policzkach, wyglądał, jakby ziemia usunęła mu się spod stóp. Nie mogłem wydobyć głosu ze ściśniętego gardła. Prawda docierała do mnie powoli. Nie chciałem jej przyjąć. Z trudnością skierowałem uwagę na zdesperowanego dziadka. Coś do mnie mówił.

– Paweł, to poważna sprawa, która może zranić twojego ojca. Powinna zostać między nami, niepotrzebnie ją wydobyłeś z mroków przeszłości. Musisz mi przysiąc, na wszystko, co dla ciebie najdroższe, że zachowasz ją w tajemnicy.

Zrobiłem, jak chciał. Nie jestem przekonany, że słusznie postąpiłem, ale nie mogłem zawieść jego oczekiwań. Był moim ukochanym dziadkiem, nawet jeśli nie łączyło nas pokrewieństwo. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA