Zawsze mnie to zastanawiało, jak to jest z tym facetem, że tak zawsze musi być na topie i znać się na wszystkim najlepiej w całej okolicy. Gdyby nie fakt, że jest mężem mojej siostry, to ani chwili bym z nim nie spędził.
Mam go dość!
Nawet najbardziej okrutne, średniowieczne metody tortur nie skłoniłyby mnie do tego! Bo tego, co robi ze mną Arek, często nie przebiłaby żadna tortura... Zaraz jak tylko wchodzę do jego domu, kompletnie na mnie napiera. Zaczyna się prężyć, opowiadając o tym, co ostatnio sobie kupił i jaką super okazję wyhaczył.
Widziałeś tę lodówkę wielką jak szafa? W sieci dostaniesz ją za parę złotych! A co z telewizorem, co zajmuje pół ściany? Kupisz go za niewielkie pieniądze, to prawdziwy hit! I patrz tylko, jaki ma ostry obraz, jak brzytwa! I te niesamowite kolory! Nie da się znaleźć drugiego takiego!
Jak zwykle, szwagier zaczyna bawić się pilotem, przeskakuje z kanału na kanał jak pasikonik z kwiatka na kwiat i męczy moje uszy dźwiękiem na maxa. Bo przecież nie tak dawno wymienił głośniki na jakieś nowoczesne, ekstra. Szukał ich cały rok, aż udało mu się znaleźć w promocyjnej cenie.
– Bo mi się zawsze udaje znaleźć coś w super cenie! Powiedzmy, że mam do tego nosa, stary! – zachwyca się sam sobą.
Ja tylko grzecznie się uśmiecham, bo co mam odpowiedzieć. Że mi się nie udaje? No cóż, nie zawsze...
– I pamiętaj, zawsze płacimy gotówką, nigdy na raty! – poucza mnie z miną eksperta. – Jak płacisz na raty, zawsze zapłacisz za dużo. Zawsze! – podkreśla, jakby rozmawiał z kimś, kto nie do końca go słyszy.
Ten facet żyje w wymyślonym świecie
– Jak widzisz, kochanie, ożeniłaś się z głupkiem, który nie umie sensownie zarządzać kasą – powiadam do swojej małżonki, kiedy wracamy do domu.
– No może i tępego wybrałam, ale przecież go kocham! – Kasia przytula się do mnie i w mgnieniu oka zmienia temat. Wie na pewno, że muszę trochę dojść do siebie po spotkaniu z moją siostrą i jej mężem – samozwańczym królem internetowych stron typu „kup teraz” czy „mega okazja!”.
Przyjęcie urodzinowe mojej siostry było tuż tuż, więc naturalnie planowałem do niej pójść. Nie mogłem aż tak się do niej zniechęcać, żeby się nie pojawić. Przecież to by było okropne! Nawet jeśli jej mężem był sam Lucyfer.
Starałem się zachować spokój, ale im bliżej byliśmy jej mieszkania, tym bardziej byłem spięty. Moja żona złapała mnie za dłoń...
„Dam radę wytrzymać to jego lansowanie się” – powiedziałem do siebie, choć z chęcią zrobiłbym wiele, żeby mój szwagier był po prostu spoko gościem, z którym można normalnie pogadać, zamiast tylko słuchać jego niekończących się gadanin. Gdy po wejściu do środka zacząłem składać życzenia mojej siostrze, szwagier stanął za mną i rzucił:
– Fajnie, że przyszedłeś!
Zdziwiony, odwróciłem się do niego, bo oczekiwałem raczej innego powitania. Czyżby załapał się na zniżkę na jakiś międzygalaktyczny prom i nie mógł się doczekać, żeby mi się tym pochwalić? Zamiast tego Arek machnął do mnie ręką, w której trzymał smartfon.
„Szpanerski model, pewnie za jakieś trzy tysiaki!” – szacuję.
– Stary, ty się w tym orientujesz... Możesz mi powiedzieć, czemu to cholerstwo nie działa? – szwagier wyraźnie był lekko spięty, a ja kompletnie zaskoczony. Jasne, pracuję w sklepie z telefonami, ale żeby Arek przyznał, że się na czymś znam? To coś nowego!
– Daj zobaczyć...
Wziąłem to cudo do rąk. No, fajne urządzenie, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
– Co się dzieje? – zapytałem.
– W ogóle nie wykrywa karty sim, wifi też nie działa. A to przecież nowiutki telefon! – szwagrowi głos się trochę załamał.
– Masz gwarancję? – zapytałem, na co on tylko pokręcił głową, że nie ma. – Ale jak to? Przecież to na pewno nowy sprzęt! – byłem zdziwiony.
– No wiesz, była okazja... – szwagier zaczął mówić tajemniczo.
„Aha! – pomyślałem. – No to zobaczymy, co to za super oferta”.
Zacząłem przeglądać jego nowy smartfon z każdej strony, uniosłem tylną klapkę i rzuciłem okiem pod baterię. Zdziwiłem się, bo nie było tam numeru IMEI! Numer IMEI, czyli po naszemu Indywidualny Numer Identyfikacyjny Telefonu Komórkowego, to taki numer, który jest przypisany do konkretnego telefonu.
Zawsze powinien być napisany pod baterią. Ten numer jest bardzo ważny, na przykład kiedy ktoś nam ukradnie telefon. Wystarczy, że pójdziemy na policję, weźmiemy dokument, który potwierdza, że nasz telefon został skradziony, a potem zgłosimy to operatorowi. Nawet jeśli złodziej wymieni kartę SIM, to i tak nie będzie mógł używać naszego telefonu.
No i okazało się, że telefon mojego szwagra nie miał wcale numeru IMEI. Jak tylko to zobaczyłem, od razu zrozumiałem, o co chodzi. Trudno było mi powstrzymać śmiech.
Ale klops!
– Powiedz, skąd go wziąłeś? – zacząłem niewinnie.
– Przecież już ci mówiłem. To była okazja, znalazłem go w sieci – szwagier zaczął się nieco denerwować.
– Ile za niego zapłaciłeś? – postanowiłem trochę go pomęczyć, zanim mu powiem, co odkryłem.
– Tysiąc złotych! – odpowiedział z dumą.
Ha! Muszę przyznać, że byłoby to coś niezwykłego, gdyby Arek rzeczywiście nabył autentyczny telefon, a nie tylko model pokazowy. Wyjaśniłem mu, o co chodzi.
– Model pokazowy? – zdziwił się mój szwagier. – Pierwszy raz o tym słyszę!
– To jest taki telefon, który na pierwszy rzut oka wygląda jak prawdziwy. Ale w rzeczywistości nie ma tego wszystkiego „wewnątrz”, co pozwala mu połączyć się z siecią telekomunikacyjną czy internetem. Chociaż ma „miejsce” na kartę sim, nie ma sensu jej tam wkładać, bo i tak jej nie wykryje – wyjaśniłem zaskoczonemu szwagrowi, a widząc, że milczy, kontynuowałem: – Z takim sprzętem możesz zrobić sobie fotkę albo wsadzić do niego kartę z muzyką i posłuchać sobie, jak na zwykłym odtwarzaczu mp3.
– Ale po co to komu?! – nie wytrzymał i w końcu zdał sobie sprawę, że zamiast się załapać na smartfona za jedną trzecią ceny, to... zapłacił za niego trzykrotnie więcej!
– No wiesz, jak już mówiłem, to jest demo, czyli sprzęt do pokazywania – tłumaczyłem spokojnie, choć w środku miałem niezły ubaw. – Używamy takich w sklepach, żeby ludzie mogli je oglądać. Wiesz jak to jest. Jeden zerknie, a drugi zwinie. Czasem wystarczy tylko na moment odwrócić głowę i już ani klienta, ani telefonu w sklepie nie ma.
Cieszyłem się jak dziecko
– Czyli co, dostałem kradzioną z salonu podróbkę? – dotarło w końcu do pechowego szwagra.
– Obawiam się, że tak – kiwnąłem głową, wręczając mu ten bezwartościowy kawałek plastiku. – Mam nadzieję, że przynajmniej pamiętasz, kto ci to sprzedał, i będziesz mógł go pociągnąć do odpowiedzialności. Przecież to, co zrobił, to czyste oszustwo!
– Nie mam pojęcia! – przyznał szczerze szwagier, nagle zasmucony. – Jakiś małolat mi to sprzedał, nie znam nawet jego nazwiska. Spotkałem go w centrum, dałem mu gotówkę, a on mi komórkę. Tak na zasadzie „pieniądze za towar”. Kiedy zdałem sobie sprawę, że telefon nie działa, chciałem go znaleźć, ale... jego profil w internecie już dawno zniknął.
– Jak to mówią, jak kupisz za grosze, to dostaniesz bubel – podsumowałem z wewnętrznym zadowoleniem, przywołując słowa mojego nieżyjącego już taty, na co Arek nawet nie zareagował.
Czytaj także:
„Wyszłam za mąż z rozsądku, bo wiedziałam, że życie z artystą to wieczna niewiadoma, bieda i głód. Od 20 lat żałuję”
„Wstyd mi przed moją kobietą, że zarabiam marne grosze. Boję się, że zostawi mnie dla jakiegoś bogatego chłystka”
„Mój facet nie chciał się żenić, gdy zaszłam w ciążę. Bez łaski, wolałam być samotną matką, niż z takim tchórzem”