„Mój synek uwielbia się przebierać za postaci z filmów. Teściowie mówią, że wychowujemy dziwaka i klauna”

Mój syn uwielbia się przebierać fot. Adobe Stock, oneinchpunch
„Problem w tym, że rodzina i nasi znajomi (nawet ci z dziećmi) coraz częściej patrzą na Tymka jak na dziwadło. I ja się im wcale nie dziwię. Niedawno gościliśmy przyjaciół z Krakowa. Mają czteroletnie bliźniaczki. Od czasu do czasu chodzą w koronach, i tyle. A Tymek? Podczas jednego weekendu przerobił chyba wszystkie postacie z kreskówek i realu!”.
/ 15.02.2023 17:15
Mój syn uwielbia się przebierać fot. Adobe Stock, oneinchpunch

Tymoteusz ma prawie pięć lat, to bystry i inteligentny chłopaczek, z ogromną wyobraźnią. Mój mąż, który jest informatykiem, ale od zawsze marzył o studiowaniu malarstwa, powtarza, że mały ma tę wyobraźnię właśnie po nim. No i zamiast ściągać synka na ziemię, jeszcze jego dziwaczne pomysły podkręca. O, choćby dzisiaj. Wstaliśmy normalnie, nawet Tymek obudził się bez marudzenia.

Mieliśmy mnóstwo czasu

Mąż spokojnie zjadł śniadanie, ja nakarmiłam młodszego synka, podgrzałam Tymkowi mleko, bo on śniadanie je w przedszkolu, naszykowałam mu ubrania. No i wtedy się zaczęło.

Gdzie mój hełm? – zapytał synek, wchodząc do kuchni z plastikowym mieczem w dłoni, w dżinsach i sweterku oraz z kocykiem Kuby w charakterze peleryny.

Zerknęłam na Janka, on udawał, że czyta gazetę. Cwaniak.

– Zaniosłam do łazienki, kochanie – odpowiedziałam. – Kosz nie może stać bez przykrywki, prawda?

– Ale ja jestem rycerzem i muszę mieć hełm! – oświadczył Tymek i pobiegł do łazienki; po chwili wrócił z seledynową, półokrągłą przykrywką od łazienkowego kosza na głowie.

Janek… – jęknęłam, odbierając mężowi gazetę. – Zrób coś, przecież on nie może tak iść do przedszkola.

– Mogę! Jestem rycerzem! – wrzasnął synek, bardzo czuły na punkcie swojego, że tak powiem, wizerunku.

– Dobra – stęknął Janek, niechętnie wstając od stołu. – Tymoteuszu Lwie Serce, musimy trochę zmodyfikować twój strój – popchnął rycerza w kierunku dziecięcego pokoju.

Pomyślałam, że konflikt zażegnany, odłożyłam Kubę do łóżeczka i zajęłam się sprzątaniem po śniadaniu, co rusz zerkając na zegar. Do wyjścia moich panów został niecały kwadrans. Po chwili Janek zaczął wkładać buty i płaszcz.

– A Tymek? – ledwo skończyłam pytanie, do przedpokoju wpadł Spiderman.

– Ta dam! – wrzasnął kurdupelek w czerwono-niebieskim kombinezonie i masce na twarzy, okropnie z siebie zadowolony.

Już nie jesteś rycerzem, synku? – upewniłam się słabym głosem.

– Nie! Ugryzł mnie pająk i teraz umiem chodzić po ścianach! Ha!

– Spokojnie, zapakowałem mu normalne ubranie na zmianę – szepnął Janek, sięgając po plecaczek. – A pod kostiumem ma sweterek, nie zmarznie – uprzedził moje wątpliwości. – No, miłego dnia, kochanie – dodał.

Dostałam buziaka od Spidermana i zostaliśmy sami: ja i całkiem normalny niemowlak w śpiochach.

No właśnie

Coraz częściej się zastanawiam, czy z moim synem jest wszystko okej. Wyobraźnia wyobraźnią, ale to chyba nie jest normalne, żeby dzieciak zmieniał tożsamość kilka razy dziennie? Co gorsza, to trwa co najmniej od roku i wcale mu nie mija z wiekiem, jak obiecują w różnych czasopismach dla rodziców; przeciwnie, raczej się nasila. Dzisiaj na przykład wcale nie jest pewne, że z przedszkola odbiorę Spidermana. Może mój synek będzie już sobą, a może zupełnie kimś innym? Na przykład po wycieczce do remizy strażackiej, do której poszli całą grupą, Tymek przez calutki tydzień był strażakiem. Pani w przedszkolu pocieszała nas, że nie tylko on przychodzi w strażackim hełmie i z plastikową sikawką, ale co z tego? Tamci chłopcy wkrótce znów byli sobą, tymczasem Tymoteusz postanowił wcielić się w rolę policjanta. Bo „ten pan, co stał na skrzyżowaniu, mógł rządzić wszystkimi samochodami”. Naturalnie plusem jest to, że mały nie zawsze musi mieć „prawdziwe” przebranie. Do roli policjanta wystarczyła mu granatowa czapka męża z daszkiem i patyk udający pałkę. No ale takiego Spidermana czy Lorda Vadera nie da się za bardzo niczym zastąpić, więc wyobraźnia syna wpuszcza nas w koszty.

Ech, to też bym przeżyła, na szczęście mój mąż nieźle zarabia. Problem w tym, że rodzina i nasi znajomi (nawet ci z dziećmi) coraz częściej patrzą na Tymka jak na dziwadło. I ja się im wcale nie dziwię. Niedawno gościliśmy przyjaciół z Krakowa. Mają czteroletnie bliźniaczki. Dziewczynki, jak to dziewczynki, są zakręcone na punkcie różowego koloru. Od czasu do czasu chodzą w koronach, i tyle. A Tymek? Podczas weekendowego pobytu gości przerobił chyba wszystkie postacie z kreskówek i realu! Przy śniadaniu siedział policjant, na obiedzie gościliśmy króla Artura, a na kolacji owiniętego folią aluminiową Ironmana. Goście mieli niezły ubaw, gdy do Łazienek jechaliśmy z przerażająco dyszącym Lordem Vaderem. Mnie to już tak nie bawi, bo co rusz muszę pocieszać Tymka, gdy jakaś miła babcia błędnie odgadnie jego przebranie: „A kim ty jesteś, chłopczyku? Duchem?”.

Mały jest na tym punkcie okropnie wrażliwy

– Jestem Lordem Vaderem, nie widać? – krzyczy święcie oburzony, po czym leci do mnie z płaczem.

Dramat, czasem naprawdę mam tego serdecznie dość. Niestety, wszelkie prośby, by Tymek choć przez jeden dzień był sobą, kończą się awanturą i wielkim płaczem. Mąż uważa, że przesadzam. Jego przebieranki Tymka bawią, chętnie pomaga mu w kompletowaniu strojów. Rycerza w hełmie z przykrywki też mąż wymyślił. A jak Tymek postanowił bawić się w skoczka narciarskiego, to Janek bez gadania poszedł do piwnicy po swoje gogle narciarskie i kask. Kombinezonu nie musiałam kupować, syn zadowolił się rajstopami podciągniętymi pod pachy…

Ostatnio doszedł jeszcze jeden problem. Tymek spędzał popołudnie u moich teściów. Poszedł tam ubrany normalnie, ale, jak doniosła mi mama, wytrzymał ledwie godzinę. Z braku lepszych akcesoriów przebrał się za tancerkę. W pasie omotał się kolorową chustą babci, na szyję założył jej korale, po czym odtańczył na dywanie w dużym pokoju taniec łabędzia. Na nic zdały się moje tłumaczenia, że Tymka zainspirował balet, którego fragmenty chwilę wcześniej zobaczył w telewizji. Dziadek uznał, że wychowujemy dziecko na dziwaka i klauna. No i co ja mam teraz robić? 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA