„Mój syn wpada w histerię na widok psów. Dzieci się z niego śmieją, a ja jestem przerażona, bo nie wiem, jak mu pomóc”

Porzuciłem żonę z małym dzieckiem fot. Adobe Stock, Brian Jackson
„Ledwo jakiegoś dojrzy, chowa się za mną albo ciągnie na drugą stronę ulicy. Muszę być czujna, by ze strachu nie wybiegł nagle na jezdnię… Nie pomagają tłumaczenia, że piesek nic mu nie zrobi, że jest daleko od nas, idzie na smyczy, nie zwraca na niego uwagi. Syn i tak trzęsie się ze strachu”.
/ 20.02.2023 09:15
Porzuciłem żonę z małym dzieckiem fot. Adobe Stock, Brian Jackson

Oboje z mężem bardzo kochamy zwierzęta, umówiliśmy się więc, że gdy nasz synek podrośnie, pojedziemy do schroniska i wspólnie wybierzemy spokojnego, małego kundelka. Niestety, z naszych planów nic nie wyszło. Choć Adaś ma już prawie sześć lat, psa w domu nie ma. Powód? Syn panicznie boi się wszystkiego, co szczeka i macha ogonem.

Nie zawsze tak było

Kiedyś synek w ogóle nie bał się psów. Z zaciekawieniem przyglądał się z wózka czworonogom mijanym na ulicy, a gdy nauczył się chodzić, koniecznie chciał do nich podchodzić. Nieraz musiałam łapać go za kaptur, by nie pobiegł do kilka razy cięższego od niego wilczura czy goldena. Był wtedy bardzo niezadowolony. Płakał, krzyczał, że chce do pieska. Uspokajał się dopiero wtedy, gdy podchodziliśmy bliżej i mógł dokładnie obejrzeć zwierzę. Mały upiera się, że nigdy żaden psiak go nie ugryzł Adaś uwielbiał się bawić z psem moich rodziców, Mikrusem. Tarzał się z nim po podłodze, ganiał po podwórku. A gdy się obaj zmęczyli, zasypiali wtuleni w siebie na kanapie. Cieszyliśmy się z tego. Nie od dziś wiadomo, że towarzystwo psa wspomaga rozwój emocjonalny dziecka. Uczy respektu, szacunku, wrażliwości i odpowiedzialności. I to nie tylko wobec zwierząt ale także ludzi. Bardzo chcieliśmy, żeby nasz maluch mógł z tych lekcji korzystać. Także w domu.

Niestety, gdy Adaś miał mniej więcej trzy i pół roku, zaczął się zmieniać. Już tak nie cieszył się tak na widok psa na ulicy, nie próbował podchodzić, dotykać, głaskać. Wręcz przeciwnie, gdy mijaliśmy kogoś z psem, ściskał mnie mocniej za rękę i schodził z drogi. Początkowo nie widziałam w tym niczego niepokojącego. Ba, byłam nawet zadowolona. Wydawało mi się, że moje łapanie za kaptur i powtarzanie, że nie można podchodzić do obcego zwierzaka, że trzeba najpierw zapytać właściciela, przyniosło wreszcie efekty. I synek po prostu stosuje się do zasad, które mu z uporem wpajałam. Ale nie. W pewnym momencie zauważyłam, że jego niechęć przeniosła się także na Mikrusa. Już nie szalał z psem tak chętnie, jak kiedyś. Owszem, pogłaskał go, rzucił mu piłkę raz czy dwa, ale zaraz potem odchodził. Biedny psiak nie rozumiał, co się dzieje. Starał się zachęcić Adasia do zabawy. Trącał go noskiem, lizał po rękach, szczekał, skakał wokół niego. Ale im bardziej „nalegał”, tym synek bardziej się wycofywał. Wreszcie gdy któregoś dnia Mikrus, jak zwykle, zaczął łasić się u jego stóp i szczekać, Adaś się rozpłakał. Podbiegł do mnie i mocno się przytulił.

Mamo, dlaczego on tak robi? – zapytał przez łzy.

– Ależ synku, co się stało? Przecież Mikrusik chce się z tobą tylko pobawić! – tłumaczyłam.

– Ale ja nie chcę! Niech on przestanie! Boję się! – szlochał.

– Dlaczego? – dopytywałam.

– Niee wieeem – buczał.

Przestał płakać wtedy, gdy mama zabrała psa do drugiego pokoju.

Byłam zaskoczona reakcją synka

Nie rozumiałam, skąd ta zmiana. Kiedy więc już się uspokoił, zaczęłam go wypytywać, dlaczego boi się Mikrusa. Podejrzewałam, że może psiak któregoś razu zapędził się w swoich powitalnych skokach i na przykład za mocno uderzył go pyskiem, albo niechcący kłapnął zębami. A jak nie Mikrus, to może jakiś obcy pies. Adaś jednak zaprzeczył. Stwierdził, że żaden piesek go nie ugryzł, bardzo lubi Mikrusa, ale woli, kiedy psiak siedzi na kolanach u babci albo w drugim pokoju.

– Nie ma się czym martwić, przejdzie mu. Pewnie miał jakiś przykry sen związany z psem i dlatego się boi. Zobaczysz, za kilka dni zapomni i wszystko będzie jak dawniej – pocieszała mnie mama.

Niestety, wraz z upływem czasu strach Adasia coraz bardziej się nasilał. Doszło do tego, że przestaliśmy odwiedzać moją mamę, bo biedny Mikrus od razu musiał być zamykany w drugim pokoju. Wystarczyło bowiem, że tylko podszedł do synka, a ten od razu dostawał histerii. Mama woli więc przychodzić do nas… Nie chce krzywdzić ani wnuka, ani swojego ukochanego pupila. Na ulicy też nie jest lepiej. Gdy prowadzę Adasia do przedszkola, rozgląda się przestraszony wokół siebie, czy przypadkiem na horyzoncie nie pojawił się pies. Ledwo jakiegoś dojrzy, chowa się za mną albo ciągnie na drugą stronę ulicy. Muszę być czujna, by ze strachu nie wybiegł nagle na jezdnię… Nie pomagają tłumaczenia, że piesek nic mu nie zrobi, że jest daleko od nas, idzie na smyczy, nie zwraca na niego uwagi.

Syn i tak trzęsie się ze strachu

Niedawno przeszedł już samego siebie. Gdy wracaliśmy do domu, spotkaliśmy na schodach sąsiadkę z malutkim szczeniaczkiem. Piesek waży może z kilogram, a Adaś zareagował tak, jakby wielkiego smoka zobaczył. Zaczął piszczeć, machać rękami. A w końcu zwisł mi na szyi, podkulając nogi. Teraz, gdy wchodzimy do klatki, muszę najpierw sprawdzać, czy nie ma tam kogoś z psem. Naprawdę nie wiem, co robić. Nie chodzi już o to, że musimy koniecznie mieć psa. Z tego możemy zrezygnować. Spokój dziecka jest przecież najważniejszy. Ale z tak wielkim lękiem nie da się przecież normalnie żyć. Na naszym osiedlu wielu ludzi trzyma w domach pieski. Spacerują z nimi, bawią się pod blokami. Trudno każdemu z nich tłumaczyć, że mają gdzieś odejść, schować się, bo Adaś jest przerażony.

Martwię się też, że przez swój strach synek nie będzie miał kolegów. Ostatnio wyznał mi, że niektóre dzieci w przedszkolu śmieją się z tego, że boi się psów. Jeden z chłopców to nawet chodzi za nim na placu zabaw i naśladuje szczekanie. Mówiłam o tym wychowawczyni. Obiecała, że porozmawia z winowajcą, ale zaraz potem dodała, że powinnam coś zrobić, by Adaś przełamał swój strach. Bardzo chętnie zrobię, tylko doradźcie mi, co. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA