Temu pijanemu rowerzyście nic się nie stało, więc razem z mężem kryliśmy nasze dziecko. Przysięgliśmy sobie jednak, że nie zrobimy tego nigdy więcej!
Późno zaszłam w ciążę
Gdy urodził się Pawełek, miałam 38 lat. Razem z mężem chuchaliśmy na niego i dmuchaliśmy. Był naszym oczkiem w głowie.
Kiedy Paweł miał 15 lat, Stefana zaczęły dręczyć wątpliwości czy aby za bardzo nie rozpieszczamy jedynaka:
– Haniu, a może trochę przesadzamy? Przecież on wyrośnie na niezaradnego mężczyznę, bo wszystko za niego robimy. Co
z nim będzie, kiedy nas zabraknie?
To fakt. Niemal wszystko miał podawane na tacy. Chciał komputer? Dostał. Nowy rower? Nie było problemu. Kiedy w szkole miał kłopoty, błagałam nauczycielki, żeby dały mu jeszcze jedną szansę.
Martwiliśmy się o przyszłość syna
Bo niestety, nasz syn nie miał głowy do nauki. Całe dnie mógłby za to przesiedzieć przed komputerem albo z kolegami. Martwiliśmy się o jego przyszłość, bo nie miał pojęcia, co chce robić, gdy dorośnie. W technikum samochodowym cudem przechodził z klasy do klasy.
– Zawsze mogę przejąć firmę po tobie, tato! Co, może nie nadaję się na mechanika samochodowego? Zresztą, to przecież nie ja dłubałbym przy autach, tylko moi pracownicy! – powtarzał, gdy mąż pytał się go o plany zawodowe.
– Wiesz Haniu, że to nie jest dobry pomysł. Paweł nie ma smykałki do aut... No chyba, żeby je rozwalać! – mówił Stefan.
Niestety, było w tym sporo racji. Zaraz po tym, jak dostał prawo jazdy, kupiliśmy mu używany samochód. Krzywił się trochę, bo wolałby coś nowszego i szybszego. Okazało się jednak, że nawet z prowadzeniem „staruszka” ma problemy!
Po dwóch miesiącach wylądował na drzewie... Tłumaczył nam, że wpadł w poślizg, bo pies wybiegł mu na drogę. Ale świadkowie mieli zupełnie inną wersję wydarzeń. Podobno mój syn podróżował z trzema kolegami. Wygłupiali się na drodze, jechali szybko i w dodatku zygzakiem!
– Pani Haniu, lepiej zabierzcie mu auto! On jeździ jak wariat, kiedyś mało nie staranował mnie na pasach! – bez ogródek powiedziała mi sąsiadka.
Przez kolejne dwa lata Paweł miał chyba z pięć stłuczek
Ręce nam opadały! Za każdym razem Stefan naprawiał mu auto, malował albo… kupował nowe!
– Żeby Paweł choć raz mi pomógł, ale gdzie tam! Leń z niego jest straszny! – mąż zaczynał już mieć tego dość.
Broniłam Pawła jak lwica.
– Przecież widzisz, że się stara! Ciągle siedzi z nosem w książkach, wreszcie zaczął się uczyć. Zobaczysz, po maturze pójdzie jeszcze na studia – uważałam.
Niestety, Paweł maturę oblał.
– Nauczyciele uwzięli się na mnie! Koniec ze szkołą! Rozejrzę się za dobrą pracą i jeszcze wszystkim pokażę! – odgrażał się.
I przez kolejnych kilka miesięcy szukał jakiegoś zajęcia... Ale u ojca w warsztacie nie chciał pracować.
– Umówiłem go ze znajomym z tego tartaku za miastem, potrzebował kierowcy. Nasz syn nawet na rozmowę nie poszedł! – denerwował się Stefan. – Musimy coś z tym zrobić!
Próbowałam rozmawiać z Pawłem.
– Mamuś, mam o 5 rano wstawać do roboty i całe życie siedzieć za kółkiem? Nic z tego! Zobaczysz, znajdę sobie taką pracę, że jeszcze będziesz ze mnie dumna! – stwierdził i zaraz dodał: – Ale wiesz co?… Dałabyś mi ze stówkę albo ze dwie? Muszę kupić paliwo, no i Kaśka, ta dziewczyna z którą zacząłem się spotykać, ma urodziny. Muszę jej kupić prezent! – Paweł mocno mnie uściskał.
Zawsze dobrze wiedział, jak okręcić sobie mamę wokół palca…
Mąż pierwszy raz uderzył Piotrka
Tamtego strasznego piątku nasz syn powiedział, że wróci później, bo jadą z Kaśką na dyskotekę. Zaraz po dziesiątej wieczorem położyliśmy się spać.
– Mamuś, co ja zrobiłem, co ja zrobiłem najlepszego! Zabiłem człowieka! – nagle obudził nas histeryczny płacz Pawła.
Zerwaliśmy się na równe nogi! Z trudem wyciągnęliśmy z rozdygotanego syna, co się stało. Otóż na dyskotece trochę wypił, bo namówili go koledzy. I po pijaku usiadł za kierownicę! Nie zauważył jadącego poboczem rowerzysty i uderzył w niego rozpędzonym autem!
– Boże święty, Pawełku, i co z nim?! Nie żyje? – krzyczałam.
– Nie wiem, mamuś. Bo… pojechaliśmy dalej! Ale raczej nie przeżył tego uderzenia! – płakał Paweł. – Piłem, dlatego uciekliśmy. Przecież gdybym wezwał karetkę, przyjechałaby też policja... Trafiłbym za kratki. A ja nie mogę… Błagam, nie wzywajcie policji! Ja się zmienię, przysięgam! Tylko dajcie mi ostatnią szansę…
– Ty gnoju! Jak mogłeś zostawić rannego człowieka?! – mąż słuchał i nagle wybuchnął.
Podskoczył do syna i uderzył go w twarz! Pierwszy raz w życiu podniósł na Pawła rękę!
– Hania, ubieraj się, jedziemy tam! Może ten człowiek jeszcze żyje!
Pojechaliśmy naszym autem, a samochód Pawła wstawiliśmy do garażu.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, na poboczu zobaczyliśmy połamany rower. Potrącony rowerzysta leżał w rowie...
Stefan natychmiast podbiegł do niego.
– Żyje! Jest pijany! Pewnie to go uratowało! Dzwoń na pogotowie! – krzyknął.
Mój syn musi wreszcie dorosnąć
Karetka przyjechała po 10 minutach. Zaraz po niej radiowóz. Powiedzieliśmy z mężem, że wracaliśmy późno od znajomych, kiedy nagle zobaczyliśmy leżący rower i zatrzymaliśmy się.
Na masce naszego auta nie było żadnych śladów po wypadku, więc policja nie mogła uważać nas za jego sprawców. Kiedy wróciliśmy do domu, Stefan powiedział do Pawła tylko kilka słów.
– Nie zadzwonię na policję jedynie dlatego, żeby nie złamać twojej matce serca! Dla mnie powinieneś iść do więzienia!
Rowerzysta przeżył. Paweł tuż po wypadku rzeczywiście bardzo się starał, zaczął nawet pracować u ojca.
Potem jednak znów stał się taki, jak… zawsze! Ale we mnie coś pękło. Kiedy zrezygnował z pracy u ojca i przyszedł do mnie po pieniądze, odmówiłam.
– Zrobiliśmy dla ciebie coś strasznego! Ukryliśmy przed policją, że o mało nie zabiłeś człowieka. Więcej nie zamierzam cię kryć, ani pomagać. Jesteś dorosły!
Choć serce mi się krajało, bo przecież to mój jedyny syn, nie mogłam inaczej.
Paweł był wściekły. Zaczął się odgrażać, że wyprowadzi się z domu i pójdzie, gdzie go oczy poniosą. A niech idzie! Musi na własnej skórze przekonać się, że życie to nie zabawa.
Pomogę mu, jeśli rzeczywiście zajdzie taka potrzeba, ale nie będę za niego żyć! Tylko tak zacznie być odpowiedzialny za swoje czyny…
Czytaj także:
„Syn spowodował wypadek, uciekł i nie chce się przyznać do winy. Codziennie się biję z myślami: donieść na niego czy nie?”
„Syn i jego dziewczyna próbowali nas szantażować, żebyśmy puścili ich razem na wakacje. Mojemu mężowi groziło więzienie!”
„Syn jest zdiagnozowanym psychopatą. Już w przedszkolu było widać, że nie ma w sobie empatii”