„Mój syn okradał potrzebujących, bo zbierał na smartfona. Nie wiem, czy kiedykolwiek mu wybaczę to draństwo”

Mój syn został napadnięty przez kolegów fot. Adobe Stock, polya_olya
„Paweł przyznał się w schronisku do swojego postępku. Nie było mu łatwo, mnie także. I nawet jeśli Hanka mnie zrozumiała, bo sama ma w domu nastolatków, to byłam pewna, że wielu pracowników będzie od tego momentu patrzyło na ręce nie tylko Pawłowi, ale i mnie. Jest mi wstyd za syna, w moim matczynym sercu wyrył on głęboką ranę”.
/ 19.04.2023 08:30
Mój syn został napadnięty przez kolegów fot. Adobe Stock, polya_olya

Zawsze uważałam, że dzieci trzeba uwrażliwiać na krzywdę zwierząt. Dlatego co roku z niesłabnącym zapałem organizowałam w naszej świetlicy zbiórki na schronisko dla bezpańskich piesków... W tym roku także postawiłam puszkę, w której lądowały drobne datki wrzucane przez dzieci i ich rodziców. Można było także przynieść coś w naturze.

Wzruszyła mnie jedna ze starszych pań

Przyniosła pięć kilo karmy, która została po jej piesku.

– Fuks odszedł ode mnie po dwunastu latach… Nowego już pewnie nie wezmę, ale innym się ta karma przyda – powiedziała.

– Ale dlaczego pani nie weźmie innego? – przejęłam się. – Na pewno jakiś piesek będzie szczęśliwy, mając w pani przyjaciela. Zobaczę w schronisku, czy jest jakieś maleństwo i zrobię dla pani zdjęcia. Może się pani zdecyduje...

Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem, w naszym domu zawsze były zwierzęta. Pies, kilka kotów, za którymi przepadała moja mama. No ale my mieszkaliśmy prawie na wsi, bo na obrzeżach miasta i zwierzaki miały gdzie się wyszaleć. Gdy zamieszkałam z mężem na osiedlu w centrum miasta, w niewielkich dwóch pokojach, zastanawialiśmy się nad kotem. Ale okazało się, że mąż ma alergię, więc stało się jasne, że żadnego zwierzątka w domu nie będzie. Miałam wrażenie, że choć nasz syn nie miał w domu ukochanego pupila, wyrósł na wrażliwego nastolatka. Zabierałam go przecież często ze sobą do schroniska, aby mógł zobaczyć, ile wokoło jest psiej krzywdy. Gdy podrósł, jeździł tam sam, aby pracować jako wolontariusz. Kiedy już zebraliśmy w świetlicy sporo darów dla naszych czworonożnych podopiecznych, razem z Pawłem zawieźliśmy je wszystkie do schroniska. Było tego naprawdę sporo, więc kierowniczka, moja serdeczna przyjaciółka Hania, bardzo się ucieszyła.

– Kochana, jak zwykle jesteś niezawodna! – usłyszałam.

– Słuchaj, potrzebuję jakiegoś niedużego wesołego pieska dla starszej osoby – nie zapomniałam o starszej pani, która straciła czworonożnego przyjaciela.

Mam takiego – odparła Hania. – Pojawił się u nas niedawno dwuletni kundelek, jest czysty i dobrze wychowany.

Wróciłam do domu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Niestety, pewne wydarzenia sprawiły, że moje samopoczucie zdecydowanie się pogorszyło. Jakiś czas później przyszła do mnie bowiem zaprzyjaźniona sąsiadka.

– Słuchaj, Ewuniu... – zaczeła jakoś tak niepewnie – musimy porozmawiać…

Byłam sama w domu, więc zaprosiłam ją na ciasto

Potem się domyśliłam, że specjalnie tak wycelowała, aby mojego męża i Pawła nie było. Bo to, co od niej usłyszałam, zwaliło mnie z nóg!

– Wczoraj wybrałam się na bazar – mówiła. – Wiesz, ten duży, za miastem. Miałam spore zakupy do zrobienia.

Znałam ten bazar, sama tam wprawdzie rzadko jeździłam, bo nie przepadam za takimi miejscami, ale koleżanki go sobie chwaliły, bo można było kupić rozmaite rzeczy wprost od hurtowników, po niskich cenach. Pełno było także małych stoisk, ludzie sprzedawali rozmaitości nawet „z koca”.

I na tym bazarze widziałam twojego Pawła. Sprzedawał psią karmę… – dokończyła sąsiadka.

– Niemożliwe… – wyszeptałam. – No, bo po co? I skąd by ją miał?

Renata spojrzała na mnie wymownie i nagle do mnie dotarło, że przecież sama taką karmę niedawno zbierałam. Czyżby mnie podejrzewała?

– Jesteś pewna, że to był Paweł? – zapytałam z nadzieją, że może widziała tylko kogoś podobnego do mojego syna.

– Zrobiłam mu zdjęcie – wyjęła komórkę i mi pokazała.

Nie było wątpliwości.

To był Paweł

– Ewa, ja ciebie dobrze znam… – ciągnęła Renata. – Wiem, jakim jesteś człowiekiem i dlatego do ciebie przyszłam, żeby ci to wszystko powiedzieć, bo byłam pewna, że o niczym nie wiesz.

– Dziękuję ci – wydukałam. – Wyjaśnię tę sprawę. Prześlij tylko, proszę, to zdjęcie na mój telefon.

Przez jakiś czas jednak biłam się z myślami.

„A może Paweł gdzieś kupił karmę taniej i tylko sprzedawał ją drożej, zarabiając na marży?”– zastanawiałam się.

W głębi duszy jednak wiedziałam, że to niemożliwe, bo by mi się pochwalił. W dodatku miał dopiero szesnaście lat, więc handel w jego przypadku jest nielegalny i powinien mieć moje pozwolenie. Do tej pory mieliśmy ze sobą dobry kontakt, syn o wszystkim mi mówił. Do tej pory… Straciłam wszelką nadzieję w momencie, kiedy się dowiedziałam, że… w schronisku, w którym pomagaliśmy z Pawłem, zginęło kilkanaście worków karmy!

– To musiał być ktoś z pracowników, kto ma klucze do kantorka z żywnością – rozpaczała Renata, obliczając straty. – No i popatrz, tacy ludzie jak ty i twój syn napracują się, żeby zwierzętom było lepiej, a znajdzie się jeden łobuz i wszystko schrzani – denerwowała się.

Byłam czerwona jak burak, słuchając tego wszystkiego. Wiedziałam, jaka jest prawda. To Paweł był tym złodziejem… Nie miałam pojęcia, jak i kiedy ukradł psie jedzenie, ale byłam pewna, że to zrobił. Jeszcze tego samego wieczoru porozmawiałam z mężem. Uważał, że Paweł musi przyznać się do wszystkiego. W dodatku nie tylko oddać pieniądze, które w ten sposób zarobił, ale jeszcze dodatkowo je odpracować w schronisku.

– Jeśli teraz mu odpuścimy, to tak jakbyśmy dali mu przyzwolenie na to, co zrobił – powiedział mąż. – Musi zmierzyć się ze wstydem i piętnem złodzieja. Przyda mu się taki zimny prysznic.

Nasz syn był zaskoczony, że się wszystko wydało

Oczywiście, usiłował się wypierać, ale pokazałam mu zdjęcie.

– To jest dla ciebie dowód, że złodziej zawsze wpadnie. Wcześniej czy później – wyjaśnił mu mąż.

– Na co ci były potrzebne pieniądze? – dociekałam.

Zbieram przecież na iPhone’a – wymamrotał Paweł.

No tak! Obiecaliśmy mu z mężem, że jak uzbiera pewną kwotę, resztę mu dołożymy. Ale mieliśmy na myśli ciułanie pieniędzy, które dostaje od babć czy cioci, a także sprzedaż makulatury, a nie kradzież! Paweł przyznał się w schronisku do swojego postępku. Nie było mu łatwo, mnie także. I nawet jeśli Hanka mnie zrozumiała, bo sama ma w domu nastolatków, to byłam pewna, że wielu pracowników będzie od tego momentu patrzyło na ręce nie tylko Pawłowi, ale i mnie. Jest mi wstyd za syna, w moim matczynym sercu wyrył on głęboką ranę. Od dziecka zabierałam go do schroniska, by tam uczyć empatii. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA