Mieliśmy jednego syna i chcieliśmy obdarować go wszystkim, co najlepsze. Nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy, że rozpieszczanie dziecka może doprowadzić do takich skutków. Teraz nasz syn jest egoistycznym despotą, przed którym wszyscy się chowają.
Miał wszystko, co chciał
Pobraliśmy się z mężem na ostatnim roku studiów, a swoją pracę magisterską broniłam miesiąc przed urodzeniem naszego syna. Nigdy nie byliśmy zbyt bogaci, więc na wszystko, czego się dorobiliśmy, musieliśmy zapracować. Od spółdzielni mieszkaniowej dostaliśmy mieszkanie, jednak długo nie byliśmy w stanie skompletować wyposażenia. Nie zarabialiśmy zbyt dużo, więc byliśmy zmuszeni do prowadzenia skromnego życia.
Za punkt honoru postawiliśmy sobie, aby naszemu synowi niczego nie zabrakło. Janek ledwo chodził, a już miał na stopach adidasy kupione w Pewexie. My na obiad jedliśmy makaron z serem, a nasz syn mięso z królika przywiezione ze wsi. Cały czas bardzo oszczędzaliśmy, by chociaż raz w roku wyjechać z małym w góry, by mógł oddychać świeżym powietrzem.
Po jakimś czasie nasza sytuacja finansowa uległa poprawie. Ja w swojej pracy dostałam podwyżkę, mój mąż Stefan awansował na stanowisko kierownicze. Udało nam się wreszcie wyremontować mieszkanie i nareszcie mogliśmy kupić wymarzone meble. Oczywiście nie zapomnieliśmy o Janku, któremu sprezentowaliśmy najdroższe zestawy klocków Lego. Miał tyle zabawek, że już nie mieliśmy miejsca, by je przechowywać. Ale on ciągle prosił o kolejne i następne. Wiem, że nie można rozpieszczać swoich dzieci, ale zawsze z tyłu głowy miałam swoje ubogie dzieciństwo. Cieszyłam się, że mój syn może mieć lepiej i spełniałam wszystkie jego zachcianki. Mój mąż również.
– Tatusiu, a Bartek z przedszkola dostał takiego robota. Też bym chciał go mieć – informował nas słodkim głosikiem. – Kupisz mi go?
– Oczywiście synku. Będziesz go miał – odpowiadał Stefan, a ja udzielałam na to milczącej zgody.
Nie potrafiliśmy mu odmówić
Gdy syn zaczął chodzić do szkoły podstawowej, jego prośby nie ustawały. Prosił nas o ubrania, gadżety i inne rzeczy, które według nastolatka powinny się znaleźć w jego posiadaniu. Trzeba pamiętać, że to były inne czasy i niekiedy zdobycie nawet przyborów szkolnych było sporym wyzwaniem. Ale my się staraliśmy dać Jankowi wszystko, co chciał.
Pewnego dnia Jasiek zażądał, abyśmy wyprawili w domu jego urodziny dla kolegów i koleżanek z klasy.
– Mamuś, szafa w pokoju mi się rozwala – zakomunikował tydzień wcześniej. – Może byś mi kupiła nową?
– Kochanie, planowałam to zrobić w wakacje… – zaczęłam mówić, ale od razu mi przerwał.
– Nie, trzeba to zrobić teraz! Bo jak koledzy do mnie przyjdą i to zobaczą, to będą się ze mnie śmiali! – wyciągnął argument, a potem jeszcze dodał: – A poza tym, to chciałem ci powiedzieć, że na imprezie Marcina, wszyscy goście dostali po lizaku. Może moim damy czekoladę?
Janek uczył się naprawdę dobrze. Miał raczej umysł ścisły, ale z historią i językiem polskim też bardzo dobrze sobie radził. Zawsze na koniec roku chwalił się świadectwem z czerwonym paskiem. Był skrupulatny i bardzo dokładny, nauczyciele go chwalili. Z takimi wynikami bez problemu dostał się do najlepszego liceum w naszym mieście i tam również radził sobie doskonale. W ramach uczczenia swoich wybitnych osiągnięć zażyczył sobie remontu generalnego w pokoju, które miały zostać wyposażone w nowe meble. Chciał również odświeżyć swoją garderobę. Przystaliśmy na to, w końcu nasz jedynak na to zasłużył.
Ciągle było mu mało
W szkole średniej Janek zaprzyjaźnił się z Jackiem, synem miejscowego przedsiębiorcy. Jego portfel był naprawdę wypchany, a nasz syn chciał żyć na takim samym poziomie jak jego przyjaciel. Można powiedzieć, że w tym czasie my też dobrze zarabialiśmy, ale daleko nam było do tego, by porównywać się z rodzicami kolegi naszego syna. Nie było nas stać, by zafundować Jankowi wyjazd do Stanów Zjednoczonych! Nasz syn jednak tego nie rozumiał, mówił, że nie potrafimy sobie radzić w życiu i śmiał się, że mieszkamy w bloku, a nie w domu z ogrodem. Przyznam, że było nam bardzo przykro z tego powodu.
– Janek się zmienił, a jego zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Nawet nie stara się być miły. Wtedy może łatwiej byłoby nam pogodzić się ze wszystkim – stwierdził Stefan.
– Nie martw się. Kiedyś mu przejdzie. Może jak znajdzie żonę i urodzą mu się dzieci. Wtedy zauważy, że nie zawsze można mieć wszystko, co się chce. Mam nadzieję, że zacznie się liczyć z ludźmi – odpowiedziałam, ale nie do końca wierzyłam we własne słowa.
Gdy nastał czas matur, byliśmy pewni, że Janek poradzi sobie znakomicie. Tak też się stało! Dzięki świetnym wynikom nasz syn bez problemu dostał się na studia medyczne. Tam też poznał swoją przyszłą żonę, Karolinę, z którą wziął ślub. Parze młodej wyprawiliśmy naprawdę huczne i bogate wesele, a rodzice Karoli podarowali im mieszkanie! Czego można chcieć więcej na początku swojej drogi?
Wtedy myślałam, że nasz syn wreszcie doceni to, co ma, i podziękuje całej rodzinie. On jednak wyszedł z założenia, że wszystko mu się należy. Miał nawet do nas pretensje, bo według niego wesele powinno być inaczej zorganizowane, a w tym mieszkanie są paskudne meble.
– Ale tu jest przaśnie… Jak można mieszkać w takim miejscu? – zakończył rozmowę w swoim stylu.
Dotarło do mnie wtedy, że teraz jego zachowanie nie jest moim problemem. „Niech go teraz Karolina wychowuje”, pomyślałam sobie.
On naprawdę to powiedział?
Nowożeńcom się układało i żyli w zgodzie. Obydwoje zaczęli pracę w miejskim szpitalu i zaczęli przygotowywać się do specjalizacji. Wówczas okazało się, że Karolina jest w ciąży. Niemal od razu Janek poprosił mnie o zajęcie się ich dzieckiem, gdy przyjdzie na świat.
– Jasiu, przecież wiesz, że zostało mi jeszcze kilka lat, by przejść na emeryturę – tłumaczyłam mu.
– Jak nie chcesz, to nie. Bez łaski. Mama Karoliny pójdzie na emeryturę i będzie nam pomagać. Okazuje się, że teściowa jest lepsza, niż własna matka – warknął i wyszedł z naszego domu
Ja stałam oniemiała, a w oczach miałam łzy. Nie wierzyłam, że to, co powiedział, naprawdę wyszło z jego ust.
Karolina urodziła przepięknego i zdrowego chłopca. Zaraz po macierzyńskim wróciła do swojej pracy. Jej mama, oprócz tego, że zajmowała się Tomkiem, robiła też dla nich zakupy, sprzątała i gotowała im posiłki. Ta kobieta naprawdę robiła wszystko, by zatroszczyć się o rodzinę mojego syna. Naprawdę ją za to podziwiałam, ale mój syn ciągle miał o coś pretensje.
– Ona jest po prostu dziwna. Karmi Tomka jakimiś dziwnymi rzeczami – poskarżył mi się kiedyś.
– Janek, twoja teściowa jest ideałem. To z tobą jest problem, bo nic ci nie pasuje – odpowiedziałam mu w przypływie odwagi.
Po tej rozmowie nie odzywał się do mnie przez ponad miesiąc.
Anioł, nie człowiek
Moja synowa była całkowicie zdominowana przez Janka. Bała mu się sprzeciwić i robiła wszystko tak, jak on sobie tego życzył. Teściowie mojego syna też bali się odezwać. Zastanawiałam się, dlaczego Janek został lekarzem, skoro nie ma w nim za grosz empatii. Bardzo współczułam wszystkim chorym, którzy przychodzili do niego po porady.
Pewnej październikowej niedzieli zostaliśmy zaproszeni do Janka i Karoliny na obiad. Korzystając z ładnej pogody, postanowiłam wziąć Tomka na spacer. Mały jeździł na rowerku, a ja podążałam za nim parkową alejką.
– Dzień dobry. Widziałam panią chwilę wcześniej… Pani mi bardzo przypomina pewną osobę – powiedziała znienacka.
Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem, bo to nie była normalna sytuacja.
– A, już wiem. Pani jest bardzo podobna do mojego lekarza! Do pana Jana K. – wykrzyknęła z radością.
– To fakt. Wszyscy mówią, że syn jest do mnie podobny – przyznałam nieznajomej.
– Musi być pani bardzo dumna z syna. Taki lekarz, z takim podejściem! – wygłaszała peany na cześć mojego syna. – Rzadko można spotkać takie osoby, on ma prawdziwe powołanie.
– Jest pani pewna, że mówi o moim synu? – zdziwiłam się, bo ta charakterystyka daleka była od tego, co sama wiedziałam o własnym dziecku.
– Jasne, że tak. Młody lekarz, ale z wielką wiedzą. Mam problemy z nerkami i ostatnio wylądowałam w szpitalu. Pani syn bardzo dokładnie mnie przepadał i od razu zdecydował o położeniu mnie na oddział. Taki był miły. Było mi lepiej już po rozmowie z nim. Proszę mi wierzyć, pacjenci go po prostu ubóstwiają!
Kobieta pożegnała się i odeszła. Ja stałam w miejscu, próbując przetrawić to, co właśnie usłyszałam. Mój wnuczek wyraźnie się zaniepokoił i złapał mnie za rękę.
– Babciu, co ci się stało? – zapytał
– Nic Tomeczku, naprawdę nic. Zastanawiam się, czy jeden człowiek może mieć dwie różne twarze?
W myślach dodałam jeszcze: to naprawdę mój syn?
Czytaj także:
„Mąż odesłał mnie do garów, bo się mnie wstydzi. Przy znajomych chowa obrączkę i traktuje mnie jak kopciuszka”
„Nie mam pojęcia, jak udało mu się wytrzymać z tą kobietą przez 40 lat. Zdrada była kroplą, która przelała czarę goryczy”
„Kumpel śmiał się z mojego hobby, a po jednej wyprawie na bazar przepadł. Między kapustą i pomidorami znalazł miłość”