„Nie mam pojęcia, jak udało mu się wytrzymać z tą kobietą przez 40 lat. Zdrada była kroplą, która przelała czarę goryczy”

Strapiony mężczyzna fot. iStock by GettyImages, Miljan Živković
„Coś się we mnie złamało. Ten Andrzej to tylko taki marny cień mężczyzny! Kiedyś pracował z moją żoną. Myślałem, że gdy przeszła na emeryturę, to już się nie spotykają… Ale proszę, jak się okazało, wygadała się… Okropna kobieta!”.
/ 20.03.2024 13:15
Strapiony mężczyzna fot. iStock by GettyImages, Miljan Živković

– Jestem Rajmund S., mam 70 lat. Moja żona to niesamowita kobieta i naprawdę ją kocham. Jesteśmy małżeństwem od ponad 40 lat. Mamy troje dzieci i pięcioro wnuków. Najstarszy ma 16 lat…

Starszy mężczyzna, który siedział przede mną, miał wyjaśnić, dlaczego nagle zjechał samochodem na pobocze i uderzył w drzewo. Wypadek miał miejsce w pobliżu leśnego parkingu. Pasażerowie twierdzili, że kierowca przez ostatnie kilka sekund jazdy trzymał siedzącą obok żonę za szyję i próbował ją dusić. Wrzeszczał przy tym straszliwie i niewyraźnie.

Nikomu z pasażerów nic się nie stało. To oni wezwali pogotowie i policję. Kobieta odniosła lekkie obrażenia w wyniku uderzenia. Została przetransportowana do szpitala przez karetkę pogotowia. Kierowcę zatrzymano dla wyjaśnienia. Starszy pan był bardzo zdenerwowany, a jego relacja wydarzeń była niezwykle chaotyczna.

– Dlatego właśnie, aspirantko, próbowałem udusić moją żonę – odpowiedział. – Bo moja żona nie posiada prawa jazdy. Ona nie potrafi prowadzić samochodu… Przez całe nasze małżeństwo byłem jej kierowcą. Zawsze woziłem ją wszędzie, gdzie tylko chciała, na wakacje, na zakupy, czy nawet do fryzjera. Tak trwało to od zawsze, odkąd pamiętam. Halina jest bardzo wymagającą kobietą. W naszym domu zawsze wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku. Jeśli coś jej się nie podobało, mówiła mi to prosto w oczy. I powiem pani szczerze, to między innymi za to ją tak bardzo ceniłem. Ponieważ ja, proszę pani, naprawdę kocham swoją żonę, my jesteśmy razem…

– Proszę opowiedzieć, co się dzisiaj wydarzyło podczas podróży – przerwałam mu.

– Jechaliśmy do znajomych na działkę. To niedaleko, około 60 kilometrów od miasta. Niedawno postawili tam swój dom i chcieli nam go pokazać. Zaproponowali, że przyjdziemy i zobaczymy. Wydawało mi się, że zaprosili co najmniej czterdzieści osób. Zastanawiałem się, jak te wszystkie samochody zmieszczą się na ich niewielkiej działce, mającej może osiemset metrów kwadratowych. Chociaż może to jednak było tysiąc…

– Bardzo proszę, przejdźmy do sedna – przerwałam, nie mogąc się powstrzymać.

– Tak właśnie mówię – powiedział opowiadający, na chwilę zatrzymując się i rozejrzał się po pokoju. – A co do podróży – wrócił do narracji – mieliśmy zabrać znajomych po drodze, ponieważ nie miało sensu, aby każdy z nich przyjeżdżał swoim samochodem, skoro mogliśmy ich podwieźć po drodze. Rozumie pani, bardzo często zabieramy znajomych na wspólne spotkania, to już tak się u nas przyjęło…

Miałam ochotę przerwać starszemu panu jeszcze raz, ale powstrzymałam się. Czasami lepiej pozwolić ludziom wygadać się, wtedy można dowiedzieć się więcej. Zaciskając zęby, uważnie słuchałam jego opowieści.

– Widzi pani, pani aspirant, to był po prostu zły dzień. Miałem zły dzień, że tak powiem. Wszystko zaczęło się rano, jeszcze przed naszą wizytą u znajomych. Moja żona poprosiła mnie, abym zabrał ją na bazar na zakupy. Na parkingu było mało miejsca, a jednocześnie wystawał betonowy słup, którego nie dostrzegłem, a to spowodowało lekkie otarcie mojego samochodu. Błotnik został lekko porysowany. To bardzo mnie zdenerwowało, ponieważ auto mam praktycznie nowe. Posiadam je od zaledwie roku. Wtedy Halina, zamiast mnie uspokoić, zaczęła awanturę.

"Ty ślepoto!" – krzyczała. "Czy ty w ogóle masz oczy? Jak można nie zobaczyć takiego betonowego słupa wystającego z ziemi? Mundek, masz problemy! Już nie powinieneś prowadzić samochodu, bo jeszcze nas zabijesz! Nie licz na to, że zapłacę za naprawę! Co ty sobie myślisz?" – te słowa były niesprawiedliwe, dlatego też utkwiły mi w pamięci, ponieważ przecież mój samochód jest ubezpieczony, a więc Halina nie musi płacić za ewentualne naprawy.

– Starałem się wytłumaczyć żonie, że nie powinna na mnie krzyczeć, ponieważ jestem już wystarczająco zdenerwowany, a zdenerwowany kierowca może być przyczyną wypadku. To tylko jeszcze bardziej ją rozzłościło. Zdawało się, jakby jakiś szatan ją opętał. Dlatego też postanowiłem nagrać rozmowę na telefonie komórkowym.

Miał dowody

– Nagrywał pan żonę? – zapytałam zdziwiona.

– Tak, chciałem jej puścić to nagranie wieczorem w domu, żeby mogła posłuchać samej siebie. Miałem nadzieję, że to skłoni ją do refleksji nad swoim zachowaniem. Kiedyś była spokojniejsza. Ostatnio stała się bardzo kłótliwa. Może pani posłuchać – Rajmund S. wyjął telefon komórkowy i włączył nagranie.

– Wypadek, powiadasz! – krzyczała Halina S.. – Chcesz mnie zabić? Tyle lat wytrzymałam z tobą, a ty mi grozisz wypadkiem?! Jesteś bandytą, nie mężem! Nie doczekasz się!

– Halinko, proszę cię – odezwał się pan S. – Dojedźmy spokojnie do domu!

– Patrz przed siebie, bo jeszcze w coś wjedziesz, ty kierowco z bożej łaski – krzyknęła pani Halina. – Nawet na pomarańczowym przejechałeś, pierdoło. Zaraz zabiorą ci prawo jazdy…

Tu Rajmund S. przerwał nagranie.

– Halinka tak mówiła aż do samego domu – tłumaczył zawstydzony. – Ale to nie jest materiał do publikacji.

– Potem pojechaliście państwo na działkę do znajomych? – spytałam, chcąc przyspieszyć nieco opowiadanie pana Rajmunda.

– Tak, po drodze zabraliśmy jeszcze dwie osoby – pan S. nie pominął żadnego szczegółu. – We czwórkę kontynuowaliśmy podróż. Halinka lubi na mnie narzekać, gdy ma publiczność. Na szczęście znamy tych ludzi od dawna… Ale po co ja to opowiadam, niech sama pani posłucha:

– Wiecie, że Mundek już nie powinien prowadzić – usłyszałam głos pani Haliny S. – On sobie zupełnie nie radzi. Dzisiaj rano zarysował samochód.

– Gdzie? Nic nie zauważyliśmy – odezwał się pasażer.

– Uderzył nowym samochodem, rozumiecie, to auto ma dopiero rok, w betonowy słupek – tłumaczyła pani Halina. – Twierdził potem, że go nie zauważył, a na koniec groził mi, że spowoduje wypadek. Chciał mnie zabić, ten łajdak!

– Przesadzasz, Halinko – odezwała się pasażerka – przesadzasz. Mundek bardzo dobrze prowadzi.

– Ja przesadzam, ja przesadzam?! – zareagowała pani Halina. – Radar zrobił mu zdjęcie. Idiota jechał za szybko i jeszcze przejechał skrzyżowanie na pomarańczowym świetle. Ja nie mam prawa jazdy, nie prowadzę samochodu, ale wiem, że trzeba uważać, bo są radary, i nigdy bym nie dała się złapać. Ciekawe, ile wyniesie mandat?

– Wybieramy się na urlop do Grecji… – pasażer zmienił temat.

– Naprawdę? – zdziwiła się kurtuazyjnie pani S.

Tu nagranie przerwano.

– Dalej nie nagrywałem – wyjaśnił pan Rajmund – bo rozmowa dotyczyła urlopu naszych przyjaciół. Pani aspirant, czy mógłbym się napić wody? – zapytał. – W gardle mi zaschło, a chciałbym pani wszystko dokładnie opowiedzieć.

Pan S. wciąż był bardzo zdenerwowany, wyglądał przy tym na bardzo zmęczonego.

– A może pan woli kawę lub herbatę? – zasugerowałam.

– Nie, nie, wystarczy mi woda. Chcę tylko chwilę odpocząć, a potem będę kontynuował opowieść – zapewnił.

Wiele bym jej wybaczył, ale...

Rzeczywiście, po niespełna dziesięciu minutach poczuł się lepiej i kontynuował opowieść.

– Gdy już zapadł zmrok, Halinka postanowiła wracać. Muszę zaznaczyć, że byliśmy po raz pierwszy u tych znajomych na działce, więc nie znałem drogi – opowiadał już spokojniej pan S.

– Wychodząc, popełniłem błąd – zamiast skręcić w lewo, skręciłem w prawo i przez pewien czas jechaliśmy w niewłaściwym kierunku. To wystarczyło mojej Halince. Znowu zaczęła narzekać, więc postanowiłem ponownie nagrać jej słowa:

– No i gdzie nas prowadzisz? – skarżyła się kobieta. – Czyżby zapamiętanie prostej drogi było dla ciebie zbyt trudne? Gdy jechaliśmy w tamtą stronę, działka była po prawej stronie, więc po wyjeździe powinniśmy skręcić w lewo. To takie proste! Ty nie nadajesz się do prowadzenia auta.

– Halinko, nie denerwuj kierowcy – próbował interweniować pasażer.

– To nie kierowca, to... – przerwała pani Halina. – Pewnie ja bym lepiej sobie poradziła. Nawet nie mam prawa jazdy, a i tak nigdy nie przejechałabym na pomarańczowym świetle ani nie pomyliłabym drogi.

– Halinko, przestań – interweniował znowu pasażer. – Po prostu pozwól mu prowadzić.

– No właśnie, czy myślisz, że dojedziemy? – pani Halina nie ustępowała. – Pewnie znowu się zgubi. On już nie nadaje się na kierowcę. Andrzej, on to potrafi prowadzić auto. Z nim to się jedzie gładko! Jak niedawno, kiedy...

Zanim pani Halina mogła dokończyć, jej mąż przerwał krzykiem:

– Gdzie ty jeździłaś z Andrzejem? Dokąd cię on woził, ten kierowca-mistrz? Odkąd zaczęliście się spotykać? – krzyczał jej mąż, w jego tonie słychać było wściekłość i zazdrość.

– Rajmund, proszę, przestań! – krzyknęła pani Halina, z trudem powstrzymując łzy.

Zdaje się, że wtedy pan S. złapał żonę za gardło.

– Mundek, skup się na jeździe! – zawołał przerażony pasażer.

Następnie usłyszeliśmy huk i nastała cisza.

– Nie mogłem tego znieść, pani aspirant. Wszystko mogłem jej wybaczyć. Przez czterdzieści lat słuchałem jej marudzenia, kochałem ją! Ale zdrady nie mogłem przeboleć. Coś we mnie pękło. Ten Andrzej, taka nędzna podróbka mężczyzny! Kiedyś pracowali razem z moją żoną. Myślałem, że po jej przejściu na emeryturę, nie będą już mieli ze sobą nic wspólnego... A tu proszę, okazało się inaczej... Zdradziecka baba! Gdyby nie ten wypadek, pewnie bym ją udusił... Co teraz ze mną będzie, pani aspirant?

– To zależy od decyzji prokuratora i pana żony – odpowiedziałam.

Rajmund S. opadł zrezygnowany, chowając twarz w dłoniach.

Czytaj także:
„Poświęciłam prawdziwą miłość dla pieniędzy innego i to był błąd. Żałuję, że nie mogę cofnąć czasu”
„Moja matka doprowadza mnie do szału. Wzięłam to niewdzięczne babsko pod swój dach, a ona ciągle marudzi”
„20 lat nie wiedziałem, że mam córkę. Moja była uznała, że jestem za biedny na bycie ojcem”

Redakcja poleca

REKLAMA