– Zostałem obdarzony przez Boga tylko jednym dzieckiem, ale i tak jestem szczęśliwy. Przynajmniej nasz ród będzie miał kontynuację – oznajmiłem, gdy ponad dwie dekady temu pierwszy raz wziąłem na ręce naszego małego Tomusia.
Dostawał wszystko
Mając tylko jedno dziecko, wszystko mu dawałem. Gdybyśmy wychowywali więcej pociech, nasza miłość i uwaga musiałaby się jakoś rozdzielić między nich. A tak cała rodzicielska troska skupiła się na nim. Kiedy zapragnął drogich zabawek, takich jak transformersy, które kosztowały majątek, od razu ruszałem na zakupy. A gdy prosił o modne ubrania czy markowe buty – no jak mogłem mu odmówić?
Wydaję mi się, że w dzieciństwie niczego mu nie brakowało. Później nadszedł moment studiów. Choć nie było łatwo, udało mu się dostać na wybraną uczelnię. Wybrał kierunek związany z zarządzaniem, co świetnie pasowało do roli, jaką miał objąć w mojej firmie z branży budowlanej.
Wyjechał do większego miasta i przez dwa lata markował studiowanie, aż w końcu stwierdził, że zupełnie go to nie interesuje. Zdecydował się przenieść na jakieś studia informatyczne. Szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiałem, na czym to wszystko polega, ale uznałem, że studiowanie to zawsze coś wartościowego.
Rozpieściłem go
– Rysiu, traktujesz go niczym dziewczynkę, zbyt mu pobłażasz – marudził tata, gdy mówiłem mu o wnuku. – W tym samym wieku ty już zarabiałeś na dom.
– To były kompletnie inne czasy. Teraz najważniejsze jest wykształcenie. A poza tym nie brakuje mi pieniędzy, więc nie muszę zmuszać chłopaka do pracy, jak wy to ze mną robiliście.
Nie sądzę, żeby zrozumiał, co chciałem przekazać. Zresztą teraz na emeryturze to już całkiem mu się rozum poplątał. Od małego ciągnęło mnie do nauki, tylko rodzice nie mogli sobie pozwolić na „utrzymywanie darmozjada”. Nie mam do nich żalu, bo wszyscy wtedy ledwo dawali radę, szkoda mi jedynie tych lat, które przeleciały mi koło nosa.
Kiedyś chciałem zostać muzykiem… Ale patrząc z perspektywy czasu, to może i lepiej, że życie potoczyło się inaczej, bo dziś pewnie należałbym do grona artystów ledwo wiążących koniec z końcem.
Chciałem, żeby mój chłopak miał możliwość studiowania tego, co go interesuje i nie musiał się spieszyć z nauką. W końcu nasza firma rodzinna zawsze będzie na niego czekać. Myślałem, że gdy już się wszystkiego nauczy, zostanie następcą swojego ojca. Niestety, rzeczywistość okazała się inna – z każdym kolejnym rokiem moje plany i oczekiwania wobec syna coraz bardziej się rozpadały.
Mógł sam sobą rządzić
Tuż po otrzymaniu dyplomu Tomek wylądował w jednej z wielkich korporacji. Z tego co słyszałem, nieźle mu szło w tej branży IT. Coś musi być na rzeczy, bo dostał kredyt na mieszkanie, a wiadomo, że banki nie rozdają ich na prawo i lewo. Tylko czy warto tak funkcjonować na czyjejś smyczy?
Mógł przejąć stery w firmie należącej do rodziny i być swoim własnym szefem do końca życia. Podejmować decyzje, zarządzać wszystkim i cieszyć się niezależnością, a on woli tyrać dla kogoś innego… Fakt, pensję ma całkiem niezłą, ale kto wie na jak długo?
Do tego nie produkuje niczego namacalnego, nie buduje ani nie naprawia. Całymi dniami gapi się w ekran i stuka w klawisze. To chyba nie jest odpowiednia robota dla prawdziwego mężczyzny.
– Według ciebie każdy, kto nie spędza połowy dnia z młotkiem w ręku, to zwykły obibok – odpowiadał mi i muszę przyznać, że coś w tym jest, choć nadal wydaje mi się to dość osobliwe.
Nie mogę przestać rozmyślać o planach mojego syna. W gruncie rzeczy dobrze, że próbuje swoich sił, bo ryzyko jest niewielkie. Gdyby coś nie wypaliło, zawsze może liczyć na posadę w moim przedsiębiorstwie. Póki dam radę kierować firmą, on będzie miał szansę wskoczyć na moje miejsce w dowolnym momencie.
Wyprowadził się
Tomek aktualnie urządza swoje pierwsze mieszkanie. Nie potrzebował mojego wsparcia, bo jak sam powiedział, lokal jest już całkiem gotowy. Postanowiłem go odwiedzić i rzucić okiem na efekty. I muszę przyznać – ma tam chyba wszystko! Jasne, gdybym chciał, znalazłbym pewnie jakieś niedociągnięcia, ale nie ma sensu psuć mu frajdy z prezentowania swojego nowego lokum.
Złożyłem mu wizytę, wypiłem kawkę i pogratulowałem. Po spotkaniu miałem mieszane uczucia. Byłem pełen podziwu, że tak świetnie ułożył sobie życie. Jednocześnie czułem w sercu ukłucie smutku, bo przestał już potrzebować mojego wsparcia.
Mieszkanie prezentowało się całkiem nieźle, choć urządzone była typowo jak u młodego człowieka – z plakatami na ścianach, zestawem konsol do grania i sprzętem do trenowania. Na dokładkę stało tam pełno osobliwych rzeczy prosto z filmów science fiction, takich jak świecące miecze czy gadający robot z mrugającymi diodami.
Może to normalny widok w mieszkaniu młodego mężczyzny przed trzydziestką? Szczerze mówiąc, mniej by mnie zszokowały plakaty z półnagimi dziewczynami niż te wszystkie plastikowe postaci! Tak naprawdę to nie jestem nawet przekonany, czy mój syn w ogóle zwraca uwagę na kobiety.
Jak on to zrobił?
Nie wiem która normalna dziewczyna chciałaby być z kimś, kto biega ze świetlistymi mieczami jak małolat. Myliłem się jednak. Minęło sześć miesięcy, gdy Tomek zadzwonił z wiadomością o nadchodzącym ojcostwie.
– Skąd on wytrzasnął matkę dziecka? Może te jego figurki Star Wars ożyły?! – dopytywałem Zosię, kompletnie zdezorientowany. – Z tego co wiem, żeby zrobić dziecko trzeba mieć partnerkę, a on przecież jest sam jak palec.
– Chciałeś zostać dziadkiem, więc masz – żona podeszła do sprawy ze spokojem. – Lepiej się z tego ciesz.
Nie dawało mi to spokoju. Ciągle słyszałem w głowie ten nonszalancki ton Tomka, gdy mówił o swoim ojcostwie. Jakby opowiadał o jakimś nowym gadżecie. Nawet jednym zdaniem nie odniósł się do kobiety, która będzie matką naszego wnuka. Ani śladu refleksji nad tym, czy sprosta rodzicielskim obowiązkom.
Był niepoważny
Sam pomysł bycia dziadkiem spędzał mi sen z powiek, chociaż wcześniej marzyłem o rodzinie. Ale kiedy okazało się, że naprawdę zostanę dziadkiem, dopadła mnie panika. Czułem się tak, jakbym to ja, a nie mój syn, miał wziąć na siebie wszystkie rodzicielskie obowiązki.
Musiałem w końcu poważnie pogadać z chłopakiem. Wyjaśnić mu, że teraz jego obowiązkiem jest zadbać o dziecko i jego matkę, a wszystkie te młodzieńcze rozrywki najwyższy czas schować do pudła i odłożyć na półkę. Nadeszła pora, by wreszcie zmężnieć i porzucić dziecinne zachowania – trzeba mu to było jasno powiedzieć. A poza tym chyba wypada już najwyższy czas, żebyśmy wreszcie my, jego rodzice, spotkali się z tą jego ukochaną, no nie?
– Przestań się nakręcać. Ani zaręczyn, ani ślubu z Majką nie będzie. Wpadniemy do was za jakiś czas, to ją poznacie, ale teraz akurat pojechała poćwiczyć jogę w górach. Nie przesadzaj z tą troską, nic złego jej się tam nie stanie. Daj luz. To ja decyduję o swoim życiu.
Dać na luz, tak radzi własne dziecko... I niby mam się z tym tak zwyczajnie pogodzić?!
Ryszard, 55 lat
Czytaj także:
„Rodzina uważa, że moje miejsce jest w kuchni przy garach i zmywaku. Nawet córki pomiatają mną jak niedouczoną kucharką”
„Mój facet wolał robić karierę, niż wieść spokojne życie ze mną. Mężczyźni nie potrafią docenić kobiecej troski”
„Ciotka nie słuchała, gdy mówiliśmy, że jej kochanek to dwulicowy drań. Po 15 latach poszła wreszcie po rozum do głowy”