„Mój syn kocha adrenalinę. Codziennie drżę o jego życie, a on nie dba o moje uczucia. W końcu się doigrał”

Moja córka w ogóle nie wspiera swojego dziecka fot. Adobe Stock, Comeback Images
„Dźwięk silnika niósł się echem po całej okolicy. Nadal dużo pracował, ale zaczął coraz częściej gdzieś znikać wieczorami. Byłam pewna, że chodziło o dziewczynę, bo wiecznie jakaś zabiegała o jego uwagę. Ale pewnego poranka w dość paskudny sposób dowiedziałam się, że Łukasz nie miał żadnej dziewczyny, za to… brał udział w nielegalnych wyścigach”.
/ 27.06.2023 22:00
Moja córka w ogóle nie wspiera swojego dziecka fot. Adobe Stock, Comeback Images

Kierować samochodem zaczął się uczyć, kiedy miał piętnaście lat, oczywiście w tajemnicy przede mną. Kiedy dowiedziałam się, że pomagał mu w tym syn mojego kuzyna, pojechałam tam z awanturą.

– Leszek! Czyś ty zwariował? – krzyczałam na nieśmiałego dwudziestodwulatka, który najwyraźniej dał się omotać mojemu cwanemu dziecku. – On ma szesnaście lat, a ty mu dajesz prowadzić samochód?

– Ciociu, ale my naprawdę zachowujemy ostrożność… – tłumaczył. – Łukasz ma świetne wyczucie i na serio jeździmy tylko bocznymi drogami!

Kiedy wzięłam go w obroty, w końcu przyznał mi się, że to nie były tylko boczne drogi, a raz nawet uciekali przed policją.

Dlaczego zgodził się tak ryzykować?

Przecież mógł stracić prawo jazdy, a nawet mieć sprawę w sądzie! Odpowiedzi niechętnie udzielił mi mój syn, któremu dałam szlaban. 

– Pomagam mu z dziewczynami – mruknął. – Zakochał się w takiej jednej Ance i nie wiedział, co zrobić, powiedziałem, że ich umówię, jak nauczy mnie jeździć.

„Ta jedna Anka” finalnie została narzeczoną Leszka, co sugerowałoby, że mój syn znał się nie tylko na samochodach, ale też na tajnikach kobiecej psychiki. Ale przede wszystkim uwielbiał motoryzację. Wydawał całe kieszonkowe na gazety, zaprzyjaźnił się z mechanikiem i przesiadywał u niego w warsztacie. Ale najbardziej pociągało go samo kierowanie. Na kurs prawa jazdy zarobił sam i zdał egzamin oczywiście za pierwszym razem. Nie zdziwiło mnie to, ponieważ wiedziałam, że syn wchodzi w jakieś układy ze starszymi kolegami, żeby pozwalali mu prowadzić swoje samochody. Kiedy miał dwadzieścia lat, kupił swój pierwszy samochód. Nie mogłam temu zapobiec, bo chłopak miał więc swoje pieniądze – zarobił je uczciwie, ciężko pracując w warsztacie i dodatkowo, jako pomocnik kucharza w pizzerii.

– To alfa romeo – pochwalił się, pokazując mi swoje cacko. – Wyciąga dwieście dwadzieścia na godzinę, ale nie martw się, mamuś, nie zamierzam tyle jeździć. Będę uważał – zapewniał.

Wiedziałam, że wcale tak nie było

Słyszałam, jak startował spod domu. Dźwięk silnika niósł się echem po całej okolicy. Nadal bardzo dużo pracował, ale zaczął coraz częściej gdzieś znikać wieczorami. Byłam pewna, że chodziło o dziewczynę, bo wiecznie jakaś zabiegała o jego uwagę. Ale pewnego poranka w dość paskudny sposób dowiedziałam się, że Łukasz nie miał żadnej dziewczyny, za to… brał udział w nielegalnych wyścigach.

– Gdzie jesteś?! – krzyknęłam do telefonu, chociaż sekundę wcześniej bardzo dobrze usłyszałam słowa „na komisariacie”.

– Mamo, po prostu po mnie przyjedź… – poprosił przybitym głosem.

Okazało się, że policja właśnie namierzyła nielegalne zawody, w których młodzi ludzie ścigali się w środku nocy. Łukasza i kilkanaście innych osób zatrzymano za stwarzanie zagrożenia w ruchu lądowym. Spędził siedem godzin na komisariacie i zostały mu postawione zarzuty, a sprawa została skierowana do sądu. W drodze do domu wydzierałam się na niego tak bardzo, że aż zdarłam sobie gardło. Syn milczał ponuro.

– Zatrzymali mój samochód – powiedział jedynie. – Mamuś, mogłabyś może pogadać z tym znajomym gliniarzem? Zapytasz, ile to może potrwać? – dopytywał.

Moje gardło było już tak obolałe, że nawet tego nie skomentowałam. Ale skontaktowałam się ze Sławkiem. Byliśmy przyjaciółmi po tym, jak swego czasu doradzałam mu w sprawie sprzedaży domu. Swego czasu miałam nawet nadzieję, że będzie z tego coś więcej, ale oboje byliśmy zbyt nieśmiali, żeby porozmawiać o randce.

Rozmawialiśmy zawsze jak przyjaciele

Miałam do niego zaufanie, więc opowiedziałam o wybrykach Łukasza. Sławek obiecał się zorientować, czy można przyspieszyć wydanie alfy romeo syna, a w międzyczasie zaproponował, żeby – skoro Łukasz i tak ma pociąg do szybkiej jazdy – przyszedł na kurs organizowany przez policję.

To nauka jazdy w trudnych warunkach – opowiedział nam o tym kursie. – Reagowanie podczas wpadnięcia w poślizg czy wypadnięcia z drogi, techniki pościgowe, strategia jazdy. Kurs jest płatny, ale skoro lubi takie emocje, to zapraszam.

Uważałam to za niezły pomysł. Zrozumiałam już, że Łukasz nie przestanie się ekscytować szybka jazdą, a taki kurs przynajmniej pozwoliłby mu się nauczyć prowadzić bezpiecznie.

– Dopłacę ci do tego szkolenia pod warunkiem, że przestaniesz brać udział w nielegalnych wyścigach – zaproponowałam.

Mój syn tylko skinął głową. Nic nie powiedział. Po tamtej rozmowie jeszcze kilka razy spotkałam się ze Sławkiem. Lubiliśmy swoje towarzystwo, dużo rozmawialiśmy, choć zawsze tylko koleżeńsko. Często poruszałam z nim temat troski o jedynego syna. Wciąż się martwiłam, że wróci do wyścigów.

– Wiesz co? – Sławek się zamyślił. – Ostatnio eskortowaliśmy karetkę do szpitala. Gadałem potem z załogą i powiedzieli, że mają problem z dobrymi kierowcami. Wbrew pozorom jazda po mieście na sygnale z tak delikatnym ładunkiem jak ranny pacjent z tyłu to nie lada umiejętność. Trzeba pokonać trasę jak najszybciej, a jednocześnie uniknąć wypadku. Ale żeby prowadzić ambulans, trzeba być jednocześnie ratownikiem. Myślisz, że Łukasza zainteresowałby kurs ratownictwa?

Zapytałam o to syna i byłam zdumiona jego entuzjazmem. Sam znalazł sobie kurs kończący się uzyskaniem uprawnień ratownika, a kiedy go ukończył, złożył podanie o pracę w szpitalu.

Dzisiaj Łukasz studiuje ratownictwo

Chce być nie tylko ratownikiem, ale ratownikiem medycznym, bo to oznacza więcej uprawnień i możliwości. Jednocześnie jeździ karetką i dostał już kilka pochwał za umiejętności. Na co dzień więc robi to, co zawsze kochał, a przy okazji znalazł swoje miejsce w życiu. Jego praca, codzienne obcowanie z ofiarami wypadków i nieraz ze śmiercią sprawiły, że dojrzał i zrozumiał, że ściganie się samochodami po ulicach to niepotrzebne ryzyko i nic, z czego można być dumnym. Teraz ma tyle adrenaliny podczas dyżuru, że kiedy wraca do domu, marzy mu się spokój i cisza. Alfa romeo została sprzedana, ale syn nie kupił jeszcze nowego samochodu. Mówi, że na razie nie potrzebuje.

Do szpitala jeździ rowerem, a potem i tak ma dość ścigania się z czasem po ulicach. Za to ja myślę o kupnie małego autka. Już zaczęliśmy ze Sławkiem objeżdżanie komisów samochodowych. Jak coś kupię, może zaproponuję przyjacielowi wyjazd na weekend, żeby „wyczuć samochód”. Dobry plan?

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA