„Mój syn i mój partner skakali sobie wiecznie do gardeł, a ja wpadłam na pewien plan. Już ja im pokażę, gdzie raki zimują..."

Mój syn i mój partner się nie lubią fot. Adobe Stock, VadimGuzhva
„Działo się coraz gorzej. Nasz dom przypominał beczkę prochu; wystarczała iskra i… buum! Kłócili się zajadle, z trzaskaniem drzwiami, podniesionymi głosami i robieniem sobie na złość".
/ 12.10.2022 10:31
Mój syn i mój partner się nie lubią fot. Adobe Stock, VadimGuzhva

Mężczyźni mojego życia: każdy osobno – wspaniali, ale w duecie – nie do zniesienia. Miałam już dość bycia ich sekundantem. Niech radzą sobie sami – postanowiłam.

– Warto rujnować taki fajny związek? – pyta moja przyjaciółka. – Nie tak łatwo znaleźć przyzwoitego faceta, a twój Olek jest poczciwy!

Dla mnie owszem, jest dobry. Ale ja mam syna, którego on nie toleruje...

– Może ma rację? Wychowujesz Maćka, jak królewicza… Włazi ci na głowę.

– Ciebie też przekabacił? Niedługo całemu światu ogłosi, jaka ze mnie zła matka!

– Nie złość się. Chce dobrze dla ciebie! Z daleka faktycznie może się tak wydawać. Z bliska sprawa jest jednak trochę bardziej skomplikowana…

Maciek nie pamięta swojego ojca

To jego szczęście! Był za mały, żeby wdrukować sobie do mózgu, że jest do niczego, bo nie dość szybko zasznurował buty. Nawet zapinanie rzepów szło mu wolniej, niż innym dzieciom, bo manualnie był mniej sprawny. Tak miał i już.

Jego tatuś dostawał wtedy szału! Wysportowany, silny, uprawiający wszystkie możliwe sporty nie mógł się pogodzić z tym, że JEGO syn odstaje od innych.

Nie mam cierpliwości do tego gnojka – wrzeszczał. – Weź go ode mnie! Lebiega jedna! Niedorozwój!

Miał trzydzieści dwa lata, kiedy się zabił na motorze… Na własne życzenie. Jego miłość do ekstremalnej szybkości na szosie doprowadziła do tragedii, ale ja nie płakałam zbyt długo. Miałam Maćka i jemu poświęciłam się całkowicie.

Mój syn jest zdolny, inteligentny i leniwy. Szybko się nudzi…

– Mamuś – marudził jako trzylatek. – Co ja mam robić? Baw się ze mną!

Kiedy miał dwanaście lat żądał:

– Ta gra jest beznadziejna, kup inną…

Nic się nie zmienił. Po kilku minutach zabawy każda nowość idzie w kąt. Zaprowadziłam go do psychologa.

„Może to ADHD?” – myślałam. „Tyle się słyszy o ludziach, którzy nie mają zdolności koncentracji”.

Ale okazało się, że mój jedynak jest zdrowy. Kiedy uszczęśliwiona opowiedziałam Olkowi, że nie mam się czym martwić wybuchnął.

– Właśnie że masz. Smarkacz jest rozpuszczony! Ma, o czym tylko zamarzy. Niczego nie szanuje, tylko ciągle daj i daj! A ty się cieszysz i mówisz, że to normalne.

Poznałam Olka niedługo po śmierci męża

Wydawało mi się, że tym razem trafiłam w dziesiątkę. Wprowadził się do nas dosyć szybko i zaczęliśmy żyć jak rodzina. Był czuły, zaradny, wpatrzony we mnie… Ale nie ma róży bez kolców! Już wcześniej były sygnały, że między moimi ukochanymi mężczyznami iskrzy, ale łudziłam się, że to minie.

„Jeden dorośnie, drugi złagodnieje” – myślałam. „Nie może być inaczej”.

A jednak działo się coraz gorzej. Nasz dom przypominał beczkę prochu; wystarczała iskra i… buum! Kłócili się zajadle, z trzaskaniem drzwiami, podniesionymi głosami i robieniem sobie na złość. Żaden nie chciał ustąpić. Byłam między młotem a kowadłem! Rozmawiałam z każdym osobno…

– Wyluzuj – mówiłam Olkowi. – Fakt, on na każde polecenie odpowiada „zaraz”, ale przecież w końcu robi to, co chcesz!

– Ale z jaką miną? Kpi sobie ze mnie!

Prosiłam więc Maćka…

– Synku, nikt nie chce źle dla ciebie! Wszyscy mają jakieś obowiązki. Co ci szkodzi zrobić coś, o co Olek poprosi?

– On nie prosi, tylko rozkazuje. Jak dyktator.

Brałam proszki na uspokojenie, byłam psychicznie wykończona.

Czy oni nie widzą, jak cię dołują? – pytały koleżanki, którym czasami się zwierzałam. – Postaw jakieś veto!

I kiedyś przyszedł taki dzień

Od rana u nas w domu rozpętało się piekło. Najpierw usłyszałam podniesiony głos Olka.

– Zabiję się kiedyś o te porozrzucane buty – wołał. – Jak można tak świnić we własnym gnieździe?

Chciałam poustawiać trampki Maćka, żeby uniknąć awantury, ale było za późno. Maciek, który normalnie w soboty śpi kamiennym snem do południa, tym razem wyłonił się ze swojego pokoju.

Bardzo dobrze powiedziane – zaczął spokojnie. – We własnym gnieździe! Ja jestem u siebie, ty – niekoniecznie!

„Jeszcze chwila i skoczą na siebie, jak dwa koguty” – pomyślałam. „Nie będę na to patrzyła. Dosyć!”.

Chwyciłam torbę, klucze, zdarłam kurtkę z wieszaka i tyle mnie widzieli! Pojechałam na dworzec i wsiadłam do pierwszego z brzegu dalekobieżnego… Osiem godzin dzieliło mnie od pustej plaży i szumu morza.

Wyłączyłam komórkę...

Powoli się uspokajałam…

„Wy egoistyczne dranie” – myślałam sobie. „Walczycie o terytorium moim kosztem! Żadnemu do łba nie przyjdzie, jak ja się w tym czuję, jak przeżywam każdą awanturę. Możecie się nawet pozabijać, ale bez świadków. Ja nie będę już waszą publicznością!”.

Nadmorskie miejscowości po sezonie świecą pustkami, więc z łatwością znalazłam miejsce w pensjonacie. Pierwszą noc przespałam zdrowym, spokojnym snem i obudziłam się od razu wiedząc, co mam robić! Po pierwsze, wykupiłam pakiet zabiegów w pobliskim sanatorium. Wszystko, co tylko mieli: masaże, basen, sauna i tak dalej…

W gabinecie kosmetycznym zamówiłam serię upiększającą, u fryzjera zdecydowałam o zmianie fryzury. Kupiłam sobie trochę ciuchów i super buty. Wydałam kupę kasy!

„I co z tego?” – nie miałam wyrzutów sumienia. „Zrobię debet, jak będzie trzeba. Mam w nosie dąsy Olka i potrzeby Maćka. Teraz – ja!”.

Dopiero trzeciego dnia wysłałam SMS-a na telefon Olka. „Ma być spokój w domu, bo was pogonię. Zanim ja wrócę, wy macie wrócić do rozumu. Jasne?”.

I znów wyłączyłam telefon.

Godzinami spacerowałam po plaży

Było tak cudnie, jak chyba nigdy! Odpoczywałam. Zdrowiałam. Było mi coraz lepiej… Dopiero po tygodniu, w drodze powrotnej, zaczęłam się zastanawiać, co zastanę w domu?

„Może Olek się wyprowadził? Co z Maćkiem? Jak sobie radzi bez mamy? Kto go budzi do szkoły? Co je? A co, jeśli się pobili? Może moje życie już w ruinie? Czy będzie, co składać?”.

Gdy weszłam do domu, pierwsze rzuciły mi się w oczy lśniące, wypucowane okna. Mieszkanie było wysprzątane i pachniało świeżością. Moi panowie stali wyprostowani i meldowali:

– Jest spokój, tak, jak chciałaś. Szare komórki pracują. Przejmuj dowodzenie!

Okazało się, że można się dogadać. Podobno ustalili wspólnie jakieś reguły gry i ich przestrzegają. Ja się nie wtrącam…

– Zrobiłaś nam straszny numer – powiedział Olek. – O mało nie zwariowaliśmy ze strachu o ciebie...

– Ani słowa więcej! – byłam stanowcza. – Żadnych uwag, żadnych wyrzutów, żadnego poczucia winy.

– Dobrze, dobrze, przepraszam… Swoją drogą ledwo cię poznaję. Jesteś młodsza, ładniejsza, inna… Nie do uwierzenia, żeby w parę dni tak się odmienić!

– Teraz kolej na ciebie. Byłeś mężczyzną na dobrą pogodę, chciałeś tylko słoneczka, wygody i spokoju.

– To źle?

– Tak. Ja potrzebuję faceta na deszcz i burzę. Nie mam zamiaru rozpinać nad tobą parasola, a sama moknąć. Rozumiesz?

– Mam wyjście?

– Masz. Ale beze mnie.

– Nie ma takiej opcji!

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać filmy dla dorosłych niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA