„Mój syn chciał zaszpanować przed dziewczyną. Skończył w śpiączce, z której może już nigdy nie wyjść. A przed nim całe życie”

Potajemnie kochałem się w przyjaciółce fot. Adobe Stock, altanaka
„– Nie możesz jeździć w czapce? Ona jest całkiem cool – padło z ust Moniki. Damian poddał się jej bez dyskusji. Na drugi dzień ta modna czapka nie uchroniła jego głowy, kiedy jadąc z dużą prędkością, wypadł na oblodzonym zakręcie z toru i uderzył w słup lampy oświetlającej trasę. Gdyby mój syn miał kask, skończyłoby się tylko na potłuczeniach”.
/ 01.05.2023 07:15
Potajemnie kochałem się w przyjaciółce fot. Adobe Stock, altanaka

Wiadomo, czego najbardziej boi się rodzic, kiedy jego dziecko wyjeżdża po raz pierwszy na wyjazd ze swoją dziewczyną. Dlatego kiedy mój osiemnastoletni syn stwierdził, że na tegoroczne narty nie wybiera ze mną, tylko z ukochaną, od razu zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. Przemyślałem sprawę i uznałem, że Damian jest już dosyć uświadomiony, potrzebuje tylko technicznego wsparcia. Kupiłem mu więc kilka paczek prezerwatyw.

– A to co? – spytał zaskoczony.

– Prezent, żebyś przypadkiem nie został ojcem, a ja dziadkiem – wyjaśniłem lekkim tonem.

– Ale aż tyle? – poczerwieniał speszony.

Wzruszyłem ramionami

Stwierdziłem, że lepiej więcej niż za mało...

– Jak ci zostaną, to będziesz miał na następny wyjazd – wyjaśniłem.

– Dzięki, tato – odparł Damian.

Mój syn wyjeżdżając w góry, wydał mi się więc zabezpieczony i sądziłem, że jako ojciec zrobiłem wszystko, co zrobić powinienem. Do głowy mi nie przyszło, że niebezpieczeństwo nadejdzie z zupełnie innej strony… Jestem zapalonym narciarzem i zawsze chciałem, by moja rodzina też połknęła tego bakcyla. Damian założył swoje pierwsze narty, gdy miał trzy lata. Zjeżdżał wtedy oparty o moje uda. Błyskawicznie opanował technikę i podczas kolejnych wakacji szusował już sam. Mam setki zdjęć mojego syna, zjeżdżającego ze stoku, zrobionych na przestrzeni kilkunastu lat. Damian jest na nich coraz wyższy, coraz lepiej zbudowany, doroślejszy. Zmieniają się kolory jego skafandra, ale jedno pozostaje niezmienne: zawsze ma na głowie kask! Nie wyobrażam sobie, abym mógł nie zadbać o bezpieczeństwo mojego syna. Kiedy Damian stawiał pierwsze kroki na śniegu, zakładanie kasku dzieciom należało jedynie do dobrej woli rodziców i widziałem na stokach maluchy tylko w kolorowych czapeczkach. A przecież wiadomo, że nawet pozornie niewinna wywrotka może stać się przyczyną poważnego urazu, kiedy głowa uderzy o lód albo o ubity śnieg na trasie.

Lata całe zajęło lobby narciarskiemu wymuszenie prawnej regulacji, że maluchy i młodzież do 16. roku życia muszą jeździć w kaskach, pod groźbą kary pieniężnej dla rodziców. Szesnaście lat… Wydaje się, że wtedy człowiek jest już na tyle rozsądny, że sam będzie chronił swoje zdrowie i nie potrzebuje nakazu. Niestety, nie przewidziano jednego: ogromnej chęci przypodobania się ukochanej dziewczynie i nastoletniego pragnienia uniknięcia „obciachu”. A właśnie „obciachem” w tym roku dla mojego syna okazała się jazda w kasku… Znałem wcześniej Monikę, jego ukochaną i chociaż onieśmielała mnie trochę, jak wszystkie dzisiejsze młode dziewczęta (takie otwarte i wyzwolone, w tych swoich skąpych bluzeczkach i dżinsach odsłaniających nagie brzuchy) to zdążyłem ją polubić. Nie winiłem jej o to, że Damian od jakiegoś czasu stał się jakby nieobecny i czasami gapił się przed siebie z bezmyślnym wyrazem twarzy.

Wiedziałem bowiem, że to nie jej sprawka

Wina była po stronie jego hormonów, które w tym wieku buzują niczym wulkan. Miałem także wrażenie, że ma ona dobry wpływ na mojego chłopaka. Zniknął na przykład problem rozrzucania skarpetek i magazynowania brudnych naczyń w jego pokoju. Przecież zawsze mogła wpaść ukochana. Jej zdanie liczyło się teraz dla Damiana bardziej niż moje. I to dlatego z taką łatwością potrafiła wmówić mu w górach, że wygląda głupio w kasku, bo pod nim… przyklepuje mu się fryzura.

Nie możesz jeździć w czapce? Ona jest całkiem cool – padło z ust Moniki.

Damian poddał się jej bez dyskusji. Na drugi dzień ta modna czapka nie uchroniła jego głowy, kiedy jadąc z dużą prędkością, wypadł na oblodzonym zakręcie z toru i uderzył w słup lampy oświetlającej trasę. Słup był owinięty miękkim materacem, aby zapobiec urazom i pewnie, gdyby mój syn miał kask, toby się skończyło tylko na potłuczeniach. A tak Damian stracił przytomność. I nie odzyskał jej do dzisiaj, chociaż minęło już wiele tygodni od tego pechowego wyjazdu. Mój syn jest w śpiączce. Lekarze nie tracą nadziei, że kiedyś się z niej wybudzi, ale też mówią mi jasno, że nawet jeśli to się stanie, nie wiadomo, w jakiej kondycji będzie wtedy jego mózg. Mogą wystąpić w nim jakieś nieodwracalne zmiany.

– Gdy pacjent jest długo nieprzytomny, wszystko jest możliwe – słyszę.

I zastanawiam się z rozpaczą, czy oni sobie wtedy nie myślą, że lepiej byłoby, aby umarł? A ja marzę o tym, aby Damian otworzył oczy. Chcę w nie spojrzeć! W rzeczach mojego syna, które po wypadku przywiozłem z gór do domu, znalazłem te nieszczęsne prezerwatywy, które mu podarowałem. Tylko jedna paczka była ledwie napoczęta. Na jej widok zapłakałem. Pamiętam, jak mówiłem lekkim tonem, że kiedyś je zużyje do końca. Wiele bym teraz dał, aby faktycznie tak się stało. Synku, oddałbym wszystko, żebyś się wybudził... 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA