Jak chyba każdy rodzic, z ulgą pomyślałam o zakończeniu roku szkolnego. Koniec pilnowania pociechy przy odrabianiu lekcji, wkuwania do klasówek i uczenia się wierszy na pamięć, żadnych zebrań klasowych.
Bajka! I nawet humoru nie psuło mi pytanie, co zrobić z jedenastoletnim synem podczas wakacji. Bo przecież nie stać mnie na kosztowne kolonie, a nie mam rodziców na wsi… Tym razem naprawdę miałam z czego się cieszyć, bo mój były mąż postanowił nadrobić ojcowskie zaległości. Wrócił kilka tygodni temu z Irlandii, gdzie pracował przez ostatnie cztery lata i stwierdził, że spędzi z synem miesiąc na Mazurach.
Zaplanował rowery i spanie w namiocie
Jego rodzice postanowili z kolei podarować Stasiowi rower. Z ostatniego syn wyrósł już dawno, a mnie nie było stać, aby kupić mu nowy, chociaż wiem, że o tym marzył. Kiedy usłyszał obietnicę dziadków, zaświeciły mu się oczy. Warunek był tylko jeden: musi przywieźć bardzo dobre świadectwo. O to byłam spokojna. Staś dobrze się uczył i do tej pory zawsze miał świadectwa z czerwonym paskiem. Nie tylko dlatego, że jest inteligentnym i ambitnym chłopcem. W ten sposób, wiem to dobrze, chciał udowodnić swojemu tacie, że jest godny jego miłości.
Czasami serce mi się krajało i często myślałam o tym, jak bardzo szkoda mi mojego syna. Życie dziecka po rozwodzie rodziców nie jest łatwe, a tym bardziej, gdy jedno z nich wyjeżdża z Polski na długo. No, ale to właśnie miało się zmienić, bo były mąż postanowił znowu zamieszkać w kraju. No i te planowane długie wakacje! Byłam pewna, że Jacek złapie znowu kontakt z synem i serdecznie tego życzyłam im obu. Kiedy Staś w dniu rozdania świadectw poszedł do szkoły, byłam w pracy.
Bardzo chciałam zobaczyć, jak odbiera nagrodę wzorowego ucznia, lecz nie mogłam opuścić dyżuru. Miałam nadzieję, że do mnie od razu zadzwoni i opowie mi, jak było. Nie zrobił tego. „Pewnie poleciał gdzieś z kolegami” – myślałam, wracając do domu. Nie spodziewałam się zastać w nim Stasia, a tymczasem… Moje dziecko leżało zapłakane na kanapie!
– Co się stało?! – przeraziłam się.
Z tego, co mi zaczął opowiadać, wyłowiłam tylko strzępki informacji, z których wynikało, że… nie ma świadectwa!
– Dlaczego? Zgubiłeś je? Ktoś ci zabrał? – byłam zszokowana.
Po głowie krążyły mi różne myśli, wśród nich ta jedna: „A co teraz z rowerem?”. Mój teść jest upartym gburem, gotów był sobie ubzdurać, że skoro wnuk nie przyjechał ze świadectwem, to pewnie nie zdał, i Staś nie dostanie roweru!
– Nie dali mi świadectwa, bo nie oddałem książki do biblioteki! A przecież pamiętasz, mamo, że tę książkę mi ukradli na basenie i ty już za nią zapłaciłaś! – wychlipało w końcu moje dziecko.
– Co?! – nie mieściło mi się to w głowie.
Wiedziałam wprawdzie, że na koniec roku Staś dostał kartkę, na której miała się podpisać pani z biblioteki, ale sądziłam, że wszystko jest załatwione.
– Pani z biblioteki nie było, bo jest w szpitalu, a moja wychowawczyni powiedziała, że ona kartki nie ma i dlatego nie da mi świadectwa. Tak podobno zadecydowała pani dyrektorka.
– Coś podobnego! – zdenerwowałam się nie na żarty. – Wracamy do szkoły!
Byłam nastawiona bojowo, ale…
W szkole zastałam zamknięte drzwi do gabinetu pani dyrektor.
– Nie ma jej i nie będzie. Dzisiaj wyjeżdża na wakacje – poinformowała mnie sekretarka.
– Ale ja chcę natychmiast dostać świadectwo mojego dziecka! – podniosłam głos. – Zabraliście je bezprawnie!
– Ja pani nie wydam, bo jest zamknięte w sejfie, do którego szyfr ma tylko pani dyrektor – usłyszałam.
– To niech pani do niej zadzwoni – uparłam się.
– A nie może pani zaczekać do sierpnia? Pani dyrektor wróci z urlopu, to wyda dokument. Przecież jemu to świadectwo teraz niepotrzebne, zdał do szóstej klasy, szkoły nie zmienia…
– A skąd pani wie, że nie zmienia?! – krzyknęłam. – A poza tym on musi pokazać świadectwo ojcu, dziadkom! Ma do tego prawo. Albo wezwie pani dyrektorkę albo ja dzwonię na policję. I do kuratorium! – byłam zdesperowana.
Sama nie wiem, co bardziej na nią podziałało. W każdym razie złapała wreszcie za telefon i po kilku minutach rozmowy okazało się, że… klucze ma wicedyrektorka, która mieszka niedaleko szkoły.
– Pani wice zaraz przyjedzie – oświadczyła sekretarka, obrzucając mnie wrogim spojrzeniem.
– To nieporozumienie można było wyjaśnić podczas uroczystości rozdania świadectw, gdyby pani na nią przyszła – usłyszałam od wicedyrektorki.
– No cóż, jako samotna matka nie miałam takiej możliwości, ale też nie rozumiem, dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił. Mój telefon jest wpisany do klasowego dziennika – odbiłam piłeczkę.
Dłużej nie chciało mi się z nią dyskutować. Najważniejsze, że Staś odzyskał swoje świadectwo i mógł pojechać z nim do dziadków po nagrodę – wspaniały nowy rower.
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”