Od dzieciństwa miałam problem z przyjaźnią z dziewczynkami. Chłopczyce tak mają. Łaziłam po drzewach z chłopakami, w miejskim parku przeprawiałam się przez bagnisty staw na wysepkę. Nie bałam się ani ciemności, ani pijawek, ani nietoperzy.
Nie lubiłam babskich plotek, łez i intryg
Przy takim usposobieniu z łatwością odnalazłam się w harcerstwie. Podczas jednego z obozów przeżyłam pierwsze zauroczenie. On był harcerzem z konkurencyjnego szczepu, ale dogadywaliśmy się świetnie. Rodziło się między nami piękne uczucie i kto wie może wyszłoby z tego coś poważnego, ale obóz się skończył.
Wróciliśmy do szkoły i jakoś się z moim harcerzem nie spotykaliśmy, a za rok na obozie już się nie pokazał. Ktoś mi powiedział, że wyjechał z rodzicami za granicę.
Pierwsza dorosła miłość, taka prawdziwa, dopadła mnie na początku studiów. Zakochałam się w Piotrku od pierwszego wejrzenia. Był szczupły, wysoki, z długą grzywką opadającą na jedno oko, co mu dodawało tajemniczości. W moich oczach był pociągający niczym idole rocka w teledyskach. Choć to zupełnie nie w moim stylu, podeszłam do niego podczas juwenaliów i poprosiłam go do tańca.
– Nie tańczę – odrzekł, odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić.
A ja, jak potulna owca, podreptałam za nim. Potem usiedliśmy na murku koło boiska i gadaliśmy bez końca. To znaczy ja gadałam, a on coś dopowiadał. Nie był wylewny, ale czuły i fascynujący.
Szybko zdecydowaliśmy się na ślub. On chciał tylko cywilny, ale ja nalegałam na kościelny; tak mnie wychowano. W pewnym momencie pomyślałam, że z małżeństwa nici, bo Piotr naprawdę nie chciał ślubu w kościele ani wesela, ani podróży poślubnej, a dla mojej rodziny to wszystko było obowiązkowe.
– Bez welonu, bez wesela nie będziesz prawdziwą mężatką. Ten twój Piotrek jest jakiś podejrzany. Nie uważasz, że ten pierścionek, co ci dał, jest po prostu dziwaczny. Coś nie gra z tym chłopakiem – mówiła moja najstarsza siostra, ale ja jej nie słuchałam.
To właśnie było to klasyczne babskie gadanie, którego tak nie znosiłam. A pierścionek wcale nie był dziwaczny, tylko awangardowy.
Na szczęście Piotrek w końcu przystał na wizję ślubu mojej rodziny. Sam nie chciał nawet wiedzieć, co będzie w planie tego wydarzenia. Mnie też to za bardzo nie obchodziło. Byłam po prostu szczęśliwa, że będziemy razem.
Nie chcę się chwalić, ale byliśmy chyba najpiękniejszą młodą parą w naszej parafii. Choć Piotrek miał nieco strutą minę. Trochę przekręcił słowa przysięgi, a jak odchodziliśmy od ołtarza, potknął się na schodku i o mało nie upadł. Cudem go podtrzymałam. Oczywiście moja siostra uznała, że to zły znak. Miałam jej naprawdę dosyć i jej zabobonów także.
Kolejne lata żyliśmy jak wiele młodych par: ucząc się i pracując. Właściwie to ja się uczyłam, a Piotrek więcej pracował. Dzięki jego wysiłkowi i pieniądzom, jakie przynosił do domu, mogłam spokojnie skończyć studia. On zrezygnował w połowie nauki…
Żyliśmy jak stare małżeństwo, choć nie mieliśmy jeszcze trzydziestki. Rano śniadanie, wyjście z domu, potem powrót, ja gotowałam, on jadł. Potem siadał z piwem przed telewizorem. Ja do niego dołączałam z kieliszkiem wina czy drinkiem. I może tak by było do dziś, gdybym pewnego dnia nie skończyła nieoczekiwanie wcześniej pracy.
Szef agencji reklamowej, w której pracowałam, chciał mnie nagrodzić za dobre wyniki i oznajmił, że daje mi premię i wolne do końca tygodnia. Wzięłam torebkę i poszłam do domu. Po drodze nakupiłam w sklepie drogiego jedzenia, egzotycznych owoców, dobrych trunków. Chciałam zrobić nam jakąś fiestę.
„Fiestę” zastałam w domu, jak tylko przekroczyłam próg. Mój mąż zamiast być w pracy, zabawiał się na kanapie w salonie z… jakimś młodzieńcem! Najpierw myślałam, że zwariowałam i mam halucynacje, potem, gdy do mojej świadomości dotarło, kim jest mój Piotr, dostałam histerii. Krzyczałam płakałam, szarpałam się za włosy. Piotr wyciągnął mnie do sypialni, dał mi się napić jakiejś mikstury i zostawił samą.
Kiedy doszłam do siebie i opuściłam mój azyl, nieznajomego już nie było, salon był wysprzątany, a mój mąż jak zwykle siedział z piwem przed telewizorem. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Piotr chyba też nie, bo długo milczał. Potem z pewnym ociąganiem wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy. Miałam wrażenie, że liczy, że go poproszę, żeby został. Nie zamierzałam!
– Żałuję tylko, że nie mieliśmy dzieci – rzucił, wychodząc.
Zerwałam się z fotela i jednym skokiem dopadłam zamykających się już drzwi. Otworzyłam je gwałtownie, aż klamka uderzyła w ścianę.
– A ja nie żałuję! Ty łajdaku…
Nie bardzo mam się czym chwalić, bo zwymyślałam go od ostatnich, wrzeszcząc na całą klatkę schodową. Zmykał jak szczur po schodach, coraz szybciej i szybciej, aż trzasnęły drzwi wyjściowe.
Paweł zniknął z mojego życia na zawsze
Rozwiedliśmy się szybko. Bez orzekania o winie. Oczywiście, rodzinie nie powiedziałam, o co dokładnie poszło. Wiedzieli, że mnie zdradził i tyle.
Byłam tą historią zdruzgotana. Miałam złamane serce. Straciłam zaufanie do ludzi, a do mężczyzn w szczególności. Unikałam ich towarzystwa i nie godziłam się na żadne randki w ciemno, które proponowały mi koleżanki, swatki – amatorki.
Nowa miłość przyszła niespiesznie, choć niespodziewanie. Spędzałam dużo czasu w pracy, żyłam agencją i jakoś tak się stało, że nagle wszyscy zaczęli uważać, że ja i mój kierownik jesteśmy parą. A wcale nie byliśmy!
Tyle że on siedział w agencji bez końca i ja siedziałam. Ponieważ dużo rozmawialiśmy, znałam jego opinie, i coraz częściej kazał mi siebie reprezentować na różnych spotkaniach. Często publicznie pytał mnie o zdanie i potem zgodnie z nim postępował. Tak zaczęłam uchodzić za szarą eminencję.
Koledzy zaczęli być nieprzyjemni, a koleżanki złośliwe. Wreszcie ktoś doniósł jego żonie. Pewnego dnia ta kobieta wpadła rozwścieczona do firmy i wyrzuciła mężowi na biurko dwie walizki ubrań.
– Ty świnio! Chcesz z nią być, to bądź. Nie zniosę więcej twoich szaleństw. Wiedz, że zmieniłam zamki i byłam u adwokata! – wrzeszczała.
Poczułam się winna i napiętnowana, a przecież nie byłam kochanką jej męża. Co za wstyd. Ludzie w biurze chichotali po kątach. Ja ukryłam się za komputerem, a Stefan, czyli kierownik, udawał, że cała sprawa go nie obchodzi. Byłam pewna, że to tylko małżeńska kłótnia i że para się pogodzi.
Kiedy późnym wieczorem siedziałam w domu przed telewizorem, zadzwonił telefon.
– Możesz gadać? – spytał Stefan.
– Pewnie. Już się pogodziłeś z żoną?
– Nie, to koniec – westchnął.
– Z powodu plotek? – zdziwiłam się.
– To była kropla, która przepełniła czarę goryczy. Wcześniej już trochę narozrabiałem, ona mi wybaczyła. A teraz, gdy doszły do niej te ploty, uznała, że nie rokuję. Może zjesz ze mną kolację, skoro mamy ten romans? – zaproponował z udawaną wesołością.
Zgodziłam się. I to był początek naszego prawdziwego romansu
Szybko poddałam się urokowi Stefana. To był prawdziwy czaruś. Potrafił owijać sobie ludzi wokół palca. A ja chciałam dać się uwieść. Kiedy już byliśmy razem, poczułam dziwną lekkość, jakbym dopiero teraz uwolniła się od Piotrka. Stefan zamieszkał u mnie, choć moje skromne mieszkanie było dla niego czymś dziwnym. Przyzwyczaił się do bardziej luksusowego życia.
Był bogaty, szczodry, nieco szalony. Zaraz po swoim rozwodzie zaproponował mi ślub. Zgodziłam się. Miałam wrażenie, że zaczynam życie od nowa. Co za ulga! Nie zostanę do końca życia z niską samooceną, z samooskarżaniem się, że jestem kretynką, skoro nie umiałam zauważyć, że Piotrek lubi chłopców.
Życie ze Stefanem było przyjemne. Po ślubie zamieszkaliśmy w dwupoziomowym apartamencie. Nie siedzieliśmy w domu przed telewizorem. Knajpy, wernisaże, wypady za granicę. To była norma. Stefan oczarował też moją rodzinę. Uwielbiali go. Był dużo lepszy – ich zdaniem – od depresyjnego Piotra.
A ja czułam się, jakbym grała jedną z głównych ról w serialu o życiu polskich elit. Jakby to życie było rekompensatą za upokorzenie, które mi przyniósł poprzedni związek. Poza tym kochałam Stefana, uwielbiałam jego poczucie humoru, jego wieczną chłopięcość i męski temperament.
Mówiono mi, że przy Stefanie się zmieniłam, że rozkwitłam, stałam się świadoma swej kobiecości. Może to prawda, a może tak mnie postrzegano, bo byłam bogata, a ludziom średnio sytuowanym imponują pieniądze. Z kolei ci, którzy je łatwo zarabiają, mają inne pragnienia. Przypadkiem wyszło na jaw, jakie ma mój drugi mąż…
Zepsuł mi się laptop, więc poszłam do gabinetu Stefana i włączyłam jego komputer. Musiałam przesłać jeden dokument koleżance, żeby jeszcze przed pracą rzuciła na niego okiem. Zrobiłam to w kilka minut. I potem – coś mi wpadło do głowy – postanowiłam zerknąć w internet.
Tak, dla rozrywki. Ot, żeby pośmiać się z mężem, który lada moment miał wrócić do domu z jakiejś oficjalnej kolacji. Naprawdę nie miałam w planach przeszukiwania komputera Stefana. Jak weszłam w wyszukiwarkę, jakieś strony internetowe od razu zaczęły mi się otwierać. To co zobaczyłam, sprawiło, że o mało nie padłam z wrażenia.
Tak dowiedziałam się, że Stefan mnie zdradzał. Ale nie z jedną kobietą. Z całym tłumem kobiet, które znajdował w internecie na portalu randkowym. Zdjęcia, wpisy tych pań i odpowiedzi mojego męża oraz zdjęcia wysyłane przez niego (powiem tylko tyle, że intymne) nie pozostawiały żadnych wątpliwości.
Stefan miał jednocześnie kilka kochanek, po czym wymieniał je na nowe. Do tego jeszcze gustował w niesmacznych przebierankach. Poważny pan w garniturze od Bossa! Korespondencja była druzgocąca. Obrzydliwa. Dla mnie to był koniec.
Stefan wszedł do domu, jak zawsze, tryskając dobrym humorem, samozadowoleniem. Przekłułam balon jego pychy jednym zdaniem.
– Byłam w gabinecie, musiałam skorzystać z twojego komputera. Zgadniesz, co znalazłam?
Aż się skulił. Nic nie powiedział. Czekał pewnie na wybuch mojej furii, ale ja nie miałam siły na żadne wybuchy. Mój wewnętrzny spokój, poczucie bezpieczeństwa bezpowrotnie legły w gruzach.
– Teraz spakujesz się i wyjdziesz. Weźmiesz ze sobą ten obrzydliwy komputer. Będę tu mieszkać, póki nie znajdę sobie mieszkania. Przyślę do ciebie adwokata – powiedziałam.
Zrobił, co kazałam, bez słowa.
– Wspomniałem ci na początku, że trochę broję… Daj mi szansę – bąknął, stojąc już na podjeździe.
– Nie chcę tego słuchać! – zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Potem wiele razy zastanawiałam się, czy kochałam Stefana, czy jego pieniądze. I doszłam do wniosku, że jednak bardziej kochałam jego, dlatego nie chciałam kompromisu. Jeśli nie był całkiem mój, to nie chciałam żyć z nim pod jednym dachem, nawet w luksusie.
Musiałam zmienić pracę. Zrobiłam to z uczuciem ulgi. Znalazłam sobie mniej emocjonujące zajęcie niż praca w agencji reklamowej. Zajęłam się w pewnej fundacji wyszukiwaniem sponsorów. Okazało się, że idzie mi to bardzo dobrze. Założyłam własną firmę pozyskującą pieniądze na różne cele.
W domu znowu zaczęłam spędzać wieczory przed telewizorem, aż nagle powiedziałam sobie: dość! Dość telewizora, wina, piwa i wspomnień! Od tego jakoś nie robię się szczęśliwsza. Koniec z tym. Zapisałam się na jogę i do klubu wspinaczkowego. Rodzice i siostra mówili mi, że wpadam w kolejne wariactwo i że aż się boją pomyśleć, kim będzie mój trzeci mąż.
– Będę się za ciebie modlić – powiedziała obłudnie moja przemądrzała siostra, która przykładnie żyła z pierwszym mężem. Co prawda strasznym fajtłapą, który gdyby nawet chciał ją zdradzić, nie wiedziałby jak. – Będę się modlić, żebyś naprawiła swoje błędy, żebyś zmądrzała – dodała.
W tym momencie zadzwonił telefon. To był mój były teść, ojciec Piotrka.
– Piotrek miał wypadek samochodowy. Nie żyje. Dzwonię, bo może chcesz przyjść na pogrzeb…
Poszłam. I z ulgą stwierdziłam, że Piotr stał się dla mnie obcą osobą. Jego śmierć mnie nie dotknęła. Jakby mój kochany Piotrek zmarł dawno temu, wtedy gdy mnie zdradził.
Dzień po pogrzebie poszłam na spotkanie służbowe. Miałam szansę na nowe zlecenie. Jakież było moje zdumienie, kiedy w mężczyźnie za stołem konferencyjnym rozpoznałam Marka, moją młodzieńczą miłość z obozu harcerskiego.
Już nie był taki młodziutki ani szczuplutki jak kiedyś. Zrobił się z niego duży facet. Ale nadal miał ten sam miły uśmiech. Szybko załatwiliśmy sprawy służbowe, a potem usiedliśmy na fotelach w holu i zaczęliśmy rozmawiać o dawnych czasach. Przegadaliśmy chyba ze dwie godziny! Umówiliśmy się też na kolejne spotkanie.
Pretekst był służbowy, bo mieliśmy oglądać należącą do jego firmy nieruchomość, która mogła stanowić zastaw w naszych zabiegach o finanse. Skończyło się na długim spacerze i szczerej rozmowie. Marek opowiedział mi, że był w długim związku, ale się nie ożenił i nie ma dzieci. Ja też mu o sobie opowiedziałam. Oczywiście bez szczegółów, ale i tak wiadomość, że jestem dwukrotną rozwódką, a do tego wdową, wprawiła go w zdumienie.
– Ty? Taka grzeczna dziewczynka?
Gdyby wiedział, w jak szokujących sytuacjach byłam!
– Nie jestem już dziewczynką – powiedziałam.
Zaczęliśmy się spotykać, chodzić do kina, na kolacje, jeździć na wycieczki. Zastanawiałam się, jak rozwinie się ta znajomość, ale bałam się przyspieszać bieg zdarzeń. Gdy w końcu Marek mnie objął i pocałował, poczułam się, jakbym wróciła do domu.
Naprawdę go kocham i myślę, że to dojrzałe uczucie. Nie jestem już naiwną gąską. Marka ostrzegłam na serio.
– Jestem kobietą po przejściach. Nie zniosę zdrady.
– Nie będę cię zdradzał – odrzekł poważnie.
Na wieść o moim trzecim ślubie, ojciec złapał się za głowę
– Widzisz, to ja ci wymodliłam, że spotkałaś porządnego człowieka – chwaliła się moja siostra. – Skoro Piotr nie żyje, możesz mieć ślub kościelny. Tylko nie idź w welonie, bo to nie wypada.
Ta dziewczyna lubi mnie wkurzyć, więc się jej zrewanżowałam. Powiedziałam jej mężowi, że moja siostra ma dar z nieba, skoro jej modły zostały wysłuchane i być może jest święta. W związku z tym musi rozważyć, czy nie powinni zostać białym małżeństwem, bo kto wie, czy ich pożycie teraz nie byłoby świętokradztwem.
– Przecież nie będziesz sypiał ze świętą!
– O Boże – szwagier zbladł jak ściana.
– Przestań gadać głupoty – zawołała moja siostra.
– Już nie będę – powiedziałam ze skruchą, bo wiem, że ona mi dobrze życzy, choć jest wredna.
Czytaj także:
„Szefowa zaciągnęła mnie do łóżka. Byłem jej chłopcem na zawołanie, a w zamian za seks dostałem awans i premię”
„Syn urodził się chory, ale żona nie mogła na niego patrzeć, czuła obrzydzenie. Uciekła. Czasami chciałbym, żeby nie żyła"
„Ojciec nas katował, a matka bezczynnie na to patrzyła. Po tym piekle dom dziecka wydawał się rajem”