Kiedy dowiedzieliśmy się, że tata zginął w wypadku samochodowym, miałem osiemnaście lat.
Pewnie żaden wiek nie jest dobry na tak okropną wieść, ale myślę, że ten nastoletni jest szczególnie ciężki. Człowiek jest jednym wielkim chaosem, dopiero układa sobie w głowie to, jakim dorosłym chciałby być, jakie ma marzenia, priorytety, a tu nagle jego życie wywraca się do góry nogami.
Mama została bez męża, swojego największego wsparcia i przyjaciela, a ja bez autorytetu i niezawodnego kumpla. Nie było nam łatwo, ale miałem wrażenie, że mama załamała się zupełnie. Nie była w stanie zająć się niczym: dostała dwumiesięczne zwolnienie z pracy, nie sprzątała, nie gotowała, całymi dniami leżała w łóżku.
Pewnie, nie miałem dwóch lewych rąk i potrafiłem sobie zrobić obiad albo nastawić pranie, ale nagle poczułem, jakby cały ciężar dbania o dom spadł na mnie. Uczyłem się do matury, a po powrocie sprzątałem, prałem i gotowałem, żeby i matka zjadła coś ciepłego i pożywnego. Wszystkie formalności związane z pogrzebem i pochówkiem też załatwiłem ja. Mama zupełnie nie była w stanie. Nie docierała do niej połowa z tego, co się działo dookoła.
– Mamo, proszę cię, pójdź do kogoś po pomoc, ja cię potrzebuję – rozpłakałem się któregoś dnia, gdy poczułem, że już nie daję rady.
Wtedy chyba dotarło do niej, że musi wziąć się w garść. Pomogło, ale nie tak, jak się tego spodziewałem. Mama funkcjonowała, ale jak ognia unikała wszelkich poważniejszych decyzji, dużej odpowiedzialności. Tak jakby bez ojca stała się zupełnie niesamodzielna, bez własnego zdania, bez umiejętności oceny sytuacji. Nigdy wcześniej taka nie była: to mądra i ambitna kobieta, ale cierpienie i szok zupełnie odebrały jej chęć sprawowania kontroli nad czymkolwiek. Może i nie musiałem już odkurzać i wywieszać prania po szkole, ale nadal byłem głową rodziny.
Mama nie umiała podjąć żadnej decyzji
Gdy ubezpieczyciel pytał, czy chcemy zmienić polisę, matka zaczynała się jąkać i dukała tylko:
– Nie wiem, musiałabym zapytać syna...
Kiedy ktoś na parkingu wjechał w jej samochód i delikatnie wgniótł karoserię, zadzwoniła do mnie niemalże z płaczem. Na początku może i czułem się dzięki temu bardziej dorosły, czułem, że jestem traktowany w domu poważnie i że mama mnie potrzebuje. Później jednak zaczęło mi to ciążyć: w końcu to nie ja byłem rodzicem i dojrzalszą osobą w tej rodzinie!
Zacząłem też frustrować się niesprawiedliwością: matka mogła na mnie liczyć zawsze, nawet w zupełnie błahych sprawach, które bez problemu mogłaby załatwić sama. Ja jednak zupełnie straciłem w niej jakiekolwiek oparcie. Nie umiała mi doradzić, nie potrafiła mi pomóc i szybko przyzwyczaiła się, że większość rzeczy załatwię sobie sam.
Na początku nie miałem do niej żalu, bo obydwoje przeżywaliśmy żałobę, łączyliśmy się uczuciami w tragedii, która nas spotkała. Z czasem jednak czułem się, jakbym tamtego dnia stracił obydwoje rodziców i został na świecie zupełnie sam. To straszne, bo przecież mama cały czas była, żyła, mieszkała ze mną, ale nie była już dawną sobą.
Nie tylko zostałem pozbawiony rodzica, który służy mi radą, pomocą, opiekuje się mną, ale sam zostałem wepchnięty w rolę opiekuna dorosłej matki. To było wyczerpujące, więc wytrzymałem tak tylko dwa lata. Wyprowadziłem się od razu po pierwszym roku studiów, chociaż moja uczelnia mieściła się w tym samym mieście, co dom rodzinny.
– Kubuś, jak ja sobie bez ciebie poradzę... – jojczyła matka, gdy pakowałem pudła.
– Jakoś będziesz musiała – odpowiedziałem jej beznamiętnie, bo byłem już wtedy u kresu swojej cierpliwości.
Zamilkła. Chyba zrobiło jej się przykro. Przez następny rok wysyłała mi pieniądze, które miały nieco wesprzeć moje raczkujące dorosłe życie, ale oczywiście sam też pracowałem, choć jeszcze nie tyle, by móc się zupełnie utrzymać.
Po wyprowadzce wpadłem jednak w fazę odreagowania napięcia i odpowiedzialności, które ciążyły na mnie po śmierci ojca w domu. Zawalałem egzaminy, spóźniałem się do pracy, robiłem czasem głupie i ryzykowne rzeczy, imprezowałem na potęgę, a dziewczyny zmieniałem jak rękawiczki. Wszystko, żeby tylko zrekompensować sobie utraconą tak szybko młodość.
Chciałem mieć w końcu możliwość bycia po prostu dzieciakiem, studentem, który wszystko może, ale niczego nie musi. Oczywiście, takie postępowanie szybko się na mnie zemściło, czego nietrudno się domyślić. Wpadłem więc w spiralę kłopotów, które przyniosły mi tylko jeszcze większą frustrację, złość i żal do matki.
– Tato, gdybyś tylko tu był... Tylko ty umiałbyś mi doradzić, co mam ze sobą zrobić – wymamrotałem pewnego wieczoru przez łzy, leżąc w łóżku.
Niestety, ojca nie było, a ja, od dnia, w którym zginął, miałem tylko siebie.
Alicja mnie poukładała
Moje życie zaczęło się zmieniać, dopiero gdy poznałem Alę. Poznaliśmy się, gdy nadal byłem w fazie szaleństwa, więc z początku bawiło ją moje roztrzepanie, ignorancja wobec zasad i luźny stosunek do życia. Gdy jednak zaczęliśmy się spotykać na poważnie, moje podejście zupełnie się zmieniło: znowu wepchnąłem się w rolę opiekuna, obrońcy, mimo że nikt mnie o to nie prosił. Ala długo nie rozumiała tej przemiany.
– Kuba, o co ci chodzi? Przecież ja potrafię sobie sama poradzić z zakupami, dojechać z domu na lotnisko albo powiesić obrazek na ścianie! – denerwowała się moja partnerka.
Uważała, że odbieram jej niezależność i uważam, że na wszystkim znam się najlepiej. Oczywiście zupełnie nie o to chodziło, ale uświadomienie sobie podłoża moich zachowań chwilę mi zajęło.
– Ala, to nie tak... Ja po prostu... Jestem przyzwyczajony do tego, że wszystko jest na mojej głowie, że jestem głową rodziny, że jestem jedynym mężczyzną w domu... Że mam obowiązek dbać, a wręcz niańczyć osobę, którą kocham – wyznałem jej pewnego razu, po kilku „cichych dniach”, które nastąpiły po jednej z naszych kłótni.
Te słowa sprawiły, że poczułem się, jakby spadł ze mnie wielki ciężar. Nie wiem, w jaki sposób pojawiły się w mojej głowie tak klarownie.
– Co przez to rozumiesz? – dopytywała Ala.
Opowiedziałem jej więc całą swoją historię. Do tamtego momentu, moja dziewczyna wiedziała, że straciłem tatę w wypadku, ale nie znała dalszego ciągu tych wydarzeń. Nie wiedziała, jak wyglądały moje relacje z mamą i jaką rolę pełniłem w domu. Gdy skończyłem opowiadać, po policzkach płynęły mi łzy. Wtedy po raz pierwszy w życiu otworzyłem się przed kimś aż tak.
– Słuchaj, ja nie miałam pojęcia... Teraz już rozumiem – westchnęła Alicja. – To nie powinno cię spotkać. Sama utrata ojca jest wystarczającą tragedią, a jeszcze to, co potem zrobiła ci mama... Wiesz, pewnie nie zrobiła tego świadomie. Ona po prostu też nie potrafiła sobie poradzić z rzeczywistością bez niego.
– Wiem o tym. Staram się jej nie winić, ale czasem nie potrafię nie mieć do niej żalu... – mruknąłem smutno.
Ukochana uścisnęła mnie mocno i tak trwaliśmy w tym objęciu, aż nie zasnąłem jak małe dziecko.
Czas przepracować traumy
To dzięki Ali poszedłem z tym problemem do terapeuty. Tam dowiedziałem się, że zjawisko, któremu uległem nazywa się „parentyfikacją”. To, innymi słowy, zamiana ról w relacji dziecka z rodzicem. Rozmowy z terapeutą naprawdę mi pomagają i, co najważniejsze, pomagają uwolnić się od złości, którą czułem do mamy.
Pracuję nie tylko nad swoją głową, ale też nad naszą relacją. Gdy tylko szczerze wyznałem matce swoje uczucia, strasznie się rozpłakała.
– Kochanie, ja cię tak bardzo przepraszam... Ja... Nie potrafiłam inaczej... Myślałam, że się zupełnie załamię i upadnę bez twojego wsparcia... Byłeś taki silny i taki dorosły, a ja czułam się taka słaba i zupełnie nieporadna... – tłumaczyła przez łzy urywanymi zdaniami.
Chociaż cieszyłem się, że w końcu zdobyłem się na szczerość wobec matki, patrzyłem na nią i pękało mi serce.
– Cicho, mamo, ja wiem. Nie jestem już zły, wiem, że nie zrobiłabyś nigdy czegoś takiego celowo. Kocham cię. Przetrwaliśmy ten koszmar i wiem, że to nas tylko wzmocni – odparłem spokojnie i mocno ją objąłem.
I naprawdę w to wierzę.
Czytaj także:
„Koleżanka z pracy uwodziła mnie dekoltem i zalotnym spojrzeniem. Chciała zrobić karierę przez łóżko”
„Matka zabroniła pochowania jej w jednym grobie z ojcem, bo miała powód. Szukała sobie miejsca na innym cmentarzu”
„Matka twierdzi, że ślub kościelny to chrześcijański obowiązek. Na klęczkach błaga Boga, bym się opamiętał”