„Mój ojciec prowadził podwójne życie. Z jedną żoną wziął ślub kościelny, a z drugą cywilny i obydwu zrobił po dziecku”

Chciałam dać nauczkę mężowi fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„Swojego przyrodniego brata nie poznałam. Mama nie chciała nic wiedzieć o drugiej rodzinie ojca i nie miałam o to do niej pretensji. Wiedzieliśmy jedynie, że rozstał się i z tą drugą kobietą, podobno nawet nie płacił jej alimentów. To właśnie wtedy pojechał szukać szczęścia za granicą, a obydwie żony zostawił same sobie”.
/ 31.01.2023 17:15
Chciałam dać nauczkę mężowi fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Jestem realistką, nigdy nie wierzyłam w przesądy, przeznaczenie i tak zwany palec boży. Mama uczyła mnie, że można polegać tylko na sobie i na tym, co sami wypracujemy. Może dlatego, że nie miała łatwego życia i kilka razy dostała tęgiego kopniaka. Niechętnie, ale opowiedziała mi kiedyś o tym, jak los ją doświadczył. Najpierw, jako zaledwie 18-letnia dziewczyna, straciła rodziców. Zginęli w wypadku samochodowym, choć wtedy aut nie było tak dużo jak dziś i jeździło się bezpieczniej. Została sama na świecie, wspierała ją jedynie stara ciotka, kuzynka jej ojca. Moja mama marzyła o studiach, ale w takiej sytuacji nie miała wyjścia, musiała zapomnieć o planach i poszła do pracy.

Z czegoś przecież musiała się utrzymywać

Po cichu liczyła na to, że z czasem przejmie mieszkanie po ciotce, wiekowej i schorowanej już kobiecie, sprzeda je i wtedy będzie miała za co żyć i uczyć się. Ciotka nie miała dzieci, a że najbliżej zżyta była właśnie z moją mamą wszystko wskazywało na to, że jej zostawi schedę po sobie. Niestety, ciotka nie spisała testamentu, a po jej śmierci pojawili się nagle jacyś dalecy krewni. Za życia nie interesowali się staruszką ani jej zdrowiem, za to na spore mieszkanie w stolicy mieli wielką chrapkę.

– Nagle okazało się, że cała Polska pełna jest moich krewnych – opowiadała mi mama z goryczą i nawet po latach słychać było, że nie może zapomnieć tamtych wydarzeń. – Gdy umarli moi rodzice, nikt się mną nie interesował. Ciotką, która wymagała opieki, też nie. Ale do spadku to każdy się pchał! Wiesz, Alusiu, najgorsze było to, że przecież to byli moi krewni, moja rodzina! Teoretycznie najbliżsi mi ludzie! A oni mieli tylko jeden cel – nachapać się jak najwięcej, nawet kosztem sióstr, ciotek, wujków… Teraz, gdy jestem już starsza, wiem, że powinnam z nimi walczyć, włączyć się do tej bitwy o spadek. Ale wtedy byłam młoda, niedoświadczona, przerażały mnie te sądowe batalie. Adwokata nie wzięłam i jako jedna z pierwszych odpadłam z tego pojedynku. A przecież miałam co najmniej takie same prawa do mieszkania, jak oni!

Marzenia musiały odejść w zapomnienie

Ale moja mama wyciągnęła z tej sytuacji pewną nauczkę: z rodziną dobrze wychodzi się tylko na fotografii, a liczyć można jedynie na siebie. Niestety, rodzina dopiekła jej drugi raz i kto wie, czy nie boleśniej. Tym razem przyczynił się do tego mój tato. Mało go pamiętam, odszedł od nas, gdy miałam niewiele ponad 4 lata. Na początku mnie odwiedzał, chodziłam z nim na lody albo pączki. Ale potem kontakt się urwał. Wiem, że w pewnym momencie tata wyjechał za granicę. Po latach co prawda wrócił do kraju i próbował się ze mną kontaktować, ale ja nie miałam na to najmniejszej ochoty. Byłam już dorosła, miałam własną rodzinę i do ojca, praktycznie obcego mi człowieka, nie czułam nic poza żalem. Bo chociaż mama przez wiele lat ukrywała prawdę przede mną, to wreszcie się dowiedziałam, jak to z nimi było.

Poznali się na jakiejś prywatce, mama się zakochała. Myślała, że wreszcie los się do niej uśmiechnął, że po latach samotności poznała bratnią duszę i będzie miała kogoś bliskiego, na kim może polegać. Pobrali się, zamieszkali razem.

– Przyszłaś na świat i to były najszczęśliwsze, najpiękniejsze lata mojego życia – mama, gdy mi to opowiadała, miała łzy w oczach. – Nie byłam sama, miałam przy boku kochającą osobę. Tak przynajmniej sądziłam. To dlatego ten cios był dla mnie chyba najboleśniejszy.

Kiedy miałam jakieś trzy lata, mama dowiedziała się, że tata ją zdradza. Gorzej – że prowadzi podwójne życie!

Miał drugą żonę i… syna

Okazało się, że z tamtą wziął ślub jedynie kościelny i to za granicą, a z mamą - cywilny.

– Rozwiedliśmy się, a ja to bardzo przeżyłam – wyznała. – Nigdy już nie potrafiłam nikomu zaufać, to dlatego jestem sama. Niestety, w życiu można liczyć tylko na siebie.

Swojego przyrodniego brata nie poznałam. Mama nie chciała nic wiedzieć o drugiej rodzinie ojca i nie miałam o to do niej pretensji. Wiedzieliśmy jedynie, że rozstał się i z tą drugą kobietą, podobno nawet nie płacił jej alimentów. To właśnie wtedy pojechał szukać szczęścia za granicą. Po powrocie do Polski tata kilkakrotnie namawiał mnie, żebym skontaktowała się ze swoim bratem.

– Jesteście rodzeństwem – przekonywał. – Przyrodnim, ale jednak. On nic przecież złego nie zrobił, a może warto, żebyście się poznali?

Nie chciałam

Nic mnie z tym chłopakiem nie łączyło, a uważałam, że szukanie go i nawiązywanie kontaktu byłoby nieuczciwe w stosunku do mamy. Nie chciałam jej ranić. Zresztą, miałam swoje kłopoty, które zaprzątały mi głowę i czas. Okazało się, że mama jest chora. Właśnie skończyłam studia, wyszłam za mąż, weszłam w dorosłe życie i nie czułam się ani trochę przygotowana na taki cios. Byłam za młoda, żeby ją stracić! A ona była za młoda, by odchodzić! Niestety, ta choroba ma to do siebie, że jest nieprzewidywalna i nieubłagana. Lekarze robili co mogli, wraz z mężem szukaliśmy pomocy także za granicą. Ostatecznie, ku naszej rozpaczy, przegraliśmy tę walkę. Powiedziałam tacie o śmierci mamy, głównie za namową męża, bo nie czułam potrzeby, by go informować.

– Myślę, że powinien wiedzieć – przekonywał mnie Artur. – Wiem, jaki masz do niego stosunek i co czujesz, ale sądzę, że postąpisz zgodnie z sumieniem, gdy go o tym powiadomisz. Natomiast co on zrobi z tą wiedzą, to już jest jego sprawa.

Tata zadzwonił do mnie, próbując mnie pocieszać. Na pogrzeb nie mógł przyjechać, bo w Stanach miał wypadek i teraz ledwie się ruszał. To właśnie dlatego wrócił do kraju, żeby się leczyć i rehabilitować. Znów zaczął mnie namawiać na kontakt z bratem.

To teraz twoja jedyna rodzina – przekonywał. – Daj mu szansę. Proszę, Alu, zapisz sobie jego numer telefonu. Tym bardziej że on i jego mama nie chcą mnie znać, więc oni też nie mają nikogo.

Nie chciałam. Tata wysłał mi list, w którym podał mi wszystkie namiary do Radka (tak miał na imię mój przyrodni brat), tyle że zapodziałam go. Nie pamiętałam, co z nim zrobiłam, może wyrzuciłam. Z trudem pozbierałam się po śmierci mamy, gdy niecałe dwa lata później dowiedziałam się, że zmarł mój tata. Nie czułam się z nim związana ani zobowiązana do niczego, ale okazało się, że tata podał mnie jako swoją spadkobierczynię, a więc miałam obowiązek dopełnić formalności pogrzebowych.

Nic nie jestem mu winna – złościłam się podczas rozmowy z mężem. – W nosie mam ten spadek, zrzeknę się go i będę miała święty spokój.

– Ala, to nie o spadek idzie, tylko o sumienie – tłumaczył mi Artur. – Jednak to twój ojciec. Poza tym nic cię to nie kosztuje, zostawił pieniądze na swój pochówek...

– Nie chcę tego robić! – broniłam się.

– Wiem, że masz do niego żal, że go nie kochałaś, ale teraz to jest nieważne. Przecież ten człowiek nie żyje! – próbował mnie przekonać mąż.

Kiedy emocje opadły, przyznałam mu rację

Faktycznie, gdybym nie zajęła się pogrzebem, miałabym wyrzuty sumienia. A ojciec nie był tego wart! I chociaż to brzmi okrutnie, to był jedyny powód, dla którego w końcu podjęłam się tej misji. Ale mój mąż zasugerował coś jeszcze.

Uważam, że powinnaś zawiadomić tego całego… Radka? No, tego twojego brata przyrodniego. W końcu to był także jego ojciec.

– Chyba zwariowałeś! – nie mogłam uwierzyć własnym uszom. – A poza tym, on pewnie wie.

– Niby skąd? – zapytał Artur. – Przecież sama mówiłaś, że twój tata nie utrzymywał z nimi kontaktów, że nie chcieli go znać. W razie śmierci mieli zawiadomić ciebie, więc innej rodziny nikt już nie będzie szukał.

Nie chcę się z nim kontaktować, nie rozumiesz?! – zawołałam.

– Nie musisz się z nim spotykać na kawce. Wystarczy, że powiesz mu o śmierci jego taty. Waszego taty – cierpliwie tłumaczył mój mąż.

– Ale ja nawet nie mam do niego adresu... – burknęłam tylko.

Artur wpadł na pomysł, że pewnie w rzeczach ojca coś jest. Jednak tata mieszkał ostatni rok w Domu Opieki. Swoje mieszkanie sprzedał – to właśnie te pieniądze miałam odziedziczyć – a wśród rzeczy osobistych nie było żadnych zdjęć ani listów.

– Pani tata wydał nam tylko dyspozycje w sprawie kontaktu z panią – powiedział dyrektor domu. – Wiem, że radził się notariusza i prawnika, na testamencie są ich dane, może u nich przechowywał swoje papiery?

Wcale nie miałam ochoty tracić czasu i szukać tego Radka. Ale dla świętego spokoju, głównie pod presją Artura, pojechałam do tej kancelarii.

– Dostaliśmy tylko pani adres i telefon – powiedział starszy, siwy notariusz. – Z tego co wiem, to większość dokumentów i zdjęć została w Stanach. Po wypadku pani tata długo leżał w szpitalu i jego mieszkanie zajął kolejny lokator. Wtedy, zdaje się, te rzeczy przepadły.

– I nikt nie ma adresu mojego przyrodniego brata? – dziwiłam się.

– Nic o tym nie wiem – notariusz rozłożył ręce. – Ja dostałem dyspozycję w pani sprawie, mam testament i tam figuruje tylko pani. Przykro mi.

Stwierdziłam, że daruję sobie dalsze poszukiwania

Zrobiłam, co mogłam, sumienie mam czyste. Chciałam go zawiadomić o śmierci ojca, ale widać los zrządził inaczej. Pogrzeb miał się odbyć dopiero za kilka dni, bo i ja musiałam mieć czas na ogarnięcie wszystkiego i w związku z jakimiś procedurami z Domu Opieki też trzeba było poczekać. Trzy dni przed pogrzebem wydarzyło się coś, co zachwiało moimi stabilnymi, realnymi posadami. Otóż Artur, szukając książki w biblioteczce, niechcący zrzucił kilka innych na podłogę. Z jednej wypadła jakaś koperta. Schylił się, żeby ją podnieść.

– To jest list do ciebie – powiedział. – Nie wiem, od kogo, niepodpisany.

Wzięłam kopertę zdziwiona, skąd w książce znalazł się list do mnie. Nie dostawałam tradycyjnej korespondencji, poza rachunkami i ofertami z banku. Koperta była otwarta, wyciągnęłam ze środka kartkę.

– Nie uwierzysz – zawołałam. – Pamiętasz, jak tata przysłał mi list z namiarami do Radka i prośbą, żebym się z nim skontaktowała? Myślałam, że go wyrzuciłam, ale to on!

Ta rozmowa potoczyła się w nieoczekiwany sposób Artur stwierdził, że to jednak przeznaczenie, a ja niechętnie przyznałam mu rację. Czułam, że w takiej sytuacji muszę do niego zadzwonić. Chociaż w głębi duszy miałam nadzieję, że telefon okaże się nieaktualny albo po prostu on nie odbierze telefonu. Jednak odebrał.

Dzień dobry, nazywam się Joanna… – zaczęłam nieco niezgrabnie.

Dopiero, gdy wykręciłam do niego numer, uświadomiłam sobie, że nawet nie mam pojęcia, czy on wie o moim istnieniu!

– Czy rozmawiam z panem Radosławem J.?

– Nie – powiedział, ale zaraz dodał: – Ale tak nazywał się mój ojciec, tylko że ja zmieniłem nazwisko na panieńskie mojej matki. O co chodzi?

Zatkało mnie

No, to faktycznie musiał nienawidzić taty! Zastanawiałam się, czy jest sens mówić mu o jego śmierci, ale w sumie, co mnie to obchodziło? Ja zgodnie z moim sumieniem go o tym powiadomię, a co on zrobi z tą wiedzą, to jego sprawa.

– Nie wiem, czy to będzie dla pana zaskoczeniem czy też nie, ale zmarł pański ojciec – powiedziałam i ciągnęłam dalej jednym tchem, chcąc to już mieć za sobą. – Wiem, że nie utrzymywał pan z nim kontaktów, ja też nie, ale myślę, że powinien pan o tym wiedzieć. To wszystko. Aha! Pogrzeb odbędzie się w piątek, o 13.00, na cmentarzu miejskim.

– Chwileczkę – zawołał, słusznie przeczuwając, ze zaraz się rozłączę. – A skąd pani w ogóle ma mój numer telefonu i kim pani jest?

– Tata mi dał – odpowiedziałam odruchowo na pierwsze pytanie. – To znaczy, mój tata i pański tata. Bo jesteśmy przyrodnim rodzeństwem. Zanim ojciec poznał pańską mamę, był parę lat żonaty z moją.

Po drugiej stronie zapadła cisza i już myślałam, że się rozłączył, gdy nagle znowu usłyszałam jego głos.

– Wiem o pani – powiedział cicho. – Nawet przez chwilę zastanawiałem się, czy pani nie odszukać, ale…

Ale doszedł pan do wniosku, że to nie ma sensu – dokończyłam. – Zupełnie jak ja. Też wiedziałam, że mam przyrodniego brata, ale byłam tak wściekła na ojca, że nie chciałam go poznawać. To znaczy pana…

– Zrobił bardzo dużo krzywdy – facet po drugiej stronie westchnął ciężko, a potem dodał. – Dzięki za informacje o pogrzebie. Nie wiem, czy się pojawię. Ale… Czy pozwoli pani, że gdybym chciał coś wyjaśnić czy czego się dowiedzieć, to zadzwonię? Zapiszę sobie ten numer, można?

Zawahałam się

Wcale nie wiedziałam, czy tego właśnie chcę. Fakt, że Radek zaskoczył mnie pozytywnie, jakoś go od razu polubiłam. Ale czy chcę z nim utrzymywać kontakt?

– Dobrze – odpowiedziałam niepewnie, ciągle zastanawiając się, co powinnam teraz zrobić.

– Rozumiem pani wątpliwości – facet po drugiej stronie jakby czytał w moich myślach. – Po prostu tak sobie pomyślałem… Sam nie wiem.

– To tak jak ja – przyznałam. – Trochę to jest dziwne i nietypowe. Dobra, zachowajmy sobie te numery telefonów, w końcu fakt, że mój ojciec… nasz ojciec skrzywdził obydwie rodziny, nie znaczy, że musimy na siebie warczeć. Co by nie było, jesteśmy spokrewnieni.

Radek zgodził się ze mną, podziękował za telefon i rozłączył się. A ja pomyślałam, że jeżeli jeszcze kiedyś zadzwoni, to chyba zaproponuję mu przejście na „ty”. Bo trochę głupio do własnego brata mówić „proszę pana”. 

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA