„Mój mąż zginął w pierwsze urodziny naszej córki. Los pokarał mnie, że byłam za bardzo szczęśliwa”

Młoda wdowa fot. Adobe Stock
„Po śmierci Michała wpadłam w depresję. Nie chciałam żyć. Bo, po co? Dla kogo? Wtedy pojawił się brat męża. Zaopiekował się mną i moją córeczką Amelią”.
/ 10.01.2022 16:23
Młoda wdowa fot. Adobe Stock

Nie mogę, Adam. Naprawdę nie mogę. To nie ma najmniejszego sensu. Nie zrozum mnie źle. Zresztą... kocham Marcina. Widzę, jak gasną jego szarozielone oczy, które tyle razy mówiły mi „kocham cię”. Wstał, lekko przygarbiony, jakby przygnieciony moimi słowami. Siedzę nieruchomo, z trudem powstrzymując łzy. Boże, niech idzie, jak najszybciej – błagam w duchu. Mimo że serce mówi „nie idź”. W końcu odchodzi, powoli, jakby do końca miał nadzieję, że usłyszy upragnione „zostań”. A ja nie mogę, naprawdę nie mogę. I... chyba nie chcę.

Nigdy nie przypuszczałam, że moje życie tak właśnie się potoczy. Nic bowiem nie zapowiadało kataklizmu, jaki mnie spotkał. Przeciwnie – byłam szczęśliwą żoną i matką. Kochającą i kochaną. Wystarczył jeden dzień, jeden telefon, by wszystko się zmieniło. Może nie powinno się być aż tak szczęśliwym? Może ten bilans radości i smutków, szczęścia i bólu powinien być stały? I dlatego spotkała mnie kara? Żeby wyrównać rachunki. Do dziś nie mogę się pogodzić z tym, co się stało.

Byłam jedynaczką, a rodzice dbali, aby mi zapewnić wszystko, czego potrzebuję. Uczyłam się bardzo dobrze. Jedyne, czego mi brakowało, to rodzeństwa. Myślę, że za łatwo wszystko mi przychodziło. Skończyłam studia, poznałam Michała, mojego męża. Był moją pierwszą wielką miłością, pobraliśmy się tuż po moim absolutorium. W podróż poślubną wybraliśmy się do Tunezji. Byłam zachwycona. Michał miał własną firmę, zarabiał nieźle, a nawet bardzo dobrze. Nie chciał, żebym pracowała. Twierdził, że pragnie mnie mieć tylko dla siebie. A ponieważ niedługo po ślubie zaszłam w ciążę, zgodziłam się.

Trochę brakowało mi kontaktu z ludźmi, ale Michał bardzo się starał, bym nie czuła się samotna. Kiedy tylko miał wolny weekend, jeździliśmy do moich rodziców. Jego byli rozwiedzeni, mieszkali osobno i utrzymywali ze sobą raczej luźne kontakty. Czasem wpadali do nas znajomi Michała, ja miałam ich niewielu, gdyż po ślubie osiedliśmy w rodzinnych stronach mojego męża. Adaptowałam się powoli, ale miłość Michała zastępowała mi wszystko. A potem doszła jeszcze miłość Amelki.

Mała urodziła się z ciemnymi kłaczkami, zupełnie jak Michał. Była wyjątkowo pogodnym i spokojnym dzieckiem. Rzadko kiedy płakała i rosła zdrowo. Michał rozpieszczał ją niemiłosiernie, kupował śliczne zabawki i książeczki. Na pierwsze urodziny mała dostała wielką pluszową pandę, a ja kosz z różami. Mąż śmiał się, że tak naprawdę to matki powinny obchodzić urodziny swoich pociech.

Tego dnia byłam bardzo niespokojna. Tak jakbym przeczuwała, że coś się stanie. Kiedy odebrałam telefon, nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Wypadek? Michał nie żyje! Przecież jeździł tak ostrożnie. Nie, to niemożliwe. A jednak... Michał, jak się później okazało, miał rozległy zawał. Uderzył w drzewo.

Długo nie mogłam dojść do siebie. Właściwie gdyby nie Marcin, brat Michała, chyba nie pozbierałabym się nigdy. Najpierw pogrzeb, sprawy spadkowe, urzędowe – to wszystko było ponad moje siły. Marcin wziął wszystko na siebie. Przedtem niewiele go znałam. Mieszkał daleko od nas, jakiś czas pracował zresztą za granicą. Pamiętałam go przede wszystkim z wesela, jak zazdrościł Michałowi. Żartobliwie i delikatnie. Sam był starym kawalerem, twierdził, że nie spotkał jeszcze swojej drugiej połowy. Pamiętam, że życzyłam mu, by ją jak najszybciej spotkał i przeżył takie chwile szczęścia jak ja.

Zbliżyło nas nieszczęście. Bałam się samotności, niemal wpadłam w depresję. Amelką przez dłuższy czas zajmowali się moi rodzice, ponieważ ja nie byłam w stanie. Mama obawiała się, że uzależnię się od leków, a ja bez nich nie umiałam funkcjonować. Nie chciałam żyć. Wiedziałam, że powinnam poszukać pracy, ale nie miałam siły. Rodzice zaproponowali, żebym wróciła do nich, ale nie chciałam. Co dzień byłam na cmentarzu u Michała. Marcin widząc, co się ze mną dzieje, przeniósł się bliżej mnie i co dzień przychodził. Czasem to on zmuszał mnie, bym wstała z łóżka. Zmobilizował mnie też, bym przywiozła Amelkę do domu. Miał rację. Obecność córeczki bardzo mi pomogła. Marcin opiekował się nami obiema, czułam się przy nim bezpiecznie.

Półtora roku później wzięliśmy ślub. Któregoś dnia Marcin przyszedł z kwiatami i pierścionkiem. Kompletnie mnie tym zaskoczył. Niestety, nic do niego nie czułam, poza wdzięcznością, przyjaźnią i szacunkiem. Powiedziałam mu to otwarcie. Nie znoszę bowiem kłamstwa i niedomówień. Uśmiechnął się i stwierdził, że na początek to mu wystarczy. Zgodziłam się na ślub, gdyż tak było mi wygodnie. Wiedziałam, że już nigdy w życiu nikogo nie pokocham, a tak przynajmniej zostanie wszystko w rodzinie.

Amelka zaakceptowała Marcina, co prawda do dziś mówi do niego po imieniu. Najpierw było to śmieszne „Macin”. I tak został „Macin” z nami, czuły, opiekuńczy i dobry. Miałam wyrzuty sumienia, że nie umiałam go pokochać. Najgorsze były noce, gdy się kochaliśmy. Czułam, że coś się we mnie wypaliło, że nie jestem już w stanie nikogo kochać.

Marcin wielokrotnie zapewniał mnie o swojej miłości. A moje serce uparcie milczało. Czułam, że jest mu przykro z tego powodu. Nigdy tego nie powiedział, ale ja to wiedziałam. Z czasem nauczyłam się udawać. Po prostu wyobrażałam sobie, że kocham się z Michałem. Pomagało.

Adama poznałam przez przypadek. Był właścicielem firmy zajmującej się projektowaniem ogrodów. Uznałam, że najwyższy czas zagospodarować teren wokół domu i założyć piękny ogród. Przedtem na jego tyłach mieściła się firma Michała i zajeżdżały tam samochody. Adam mieszkał i pracował w sąsiedniej miejscowości. Słyszałam wiele dobrych opinii na temat jego firmy, więc po prostu wsiadłam w samochód i tam pojechałam. Znalazłam go między jakimiś iglakami i poprosiłam o rozmowę z szefem. Roześmiał się serdecznie i zaprosił mnie do swojego biura.

Tak się wszystko zaczęło. Byłam zaskoczona, że w obecności Adama serce bije jakoś inaczej, szybciej. Że nie mogę się doczekać jego przyjazdu, rozmowy z nim, wspólnej herbaty. Przywoził pracownika, a my w tym czasie siedzieliśmy na tarasie i rozmawialiśmy. Od czasu śmierci Michała nigdy nie czułam się lepiej. Opowiedziałam mu historię swojego życia. Nigdy nie zapomnę naszych pocałunków, starannie ukrywanych przed światem. Czułam się jak piękny motyl, który wyleciał ku słońcu z ciasnej poczwarki. Adam zapytał, czy może liczyć, że kiedyś będziemy razem. Poprosiłam o czas do namysłu.

Marcin od pewnego czasu posmutniał, chodził przygaszony. Najpierw myślałam, że może jest chory, że coś mu dolega. Potem domyśliłam się, że chodzi o Adama. Nietrudno było bowiem zauważyć, że łączy nas coś więcej niż sprawy związane z projektowaniem i zakładaniem ogrodu.
Któregoś wieczoru Marcin nie wrócił do domu o stałej porze. Owszem, zdarzały mu się późniejsze powroty, ale zawsze o tym zawiadamiał. Teraz telefon milczał. Jego komórka również.

Zdenerwowałam się nie na żarty. Od razu pomyślałam, że musiało się coś stać. Zawał? Może kłopoty z sercem są rodzinne. Byłam przerażona. Nie wiedziałam, co robić. W tym momencie uświadomiłam sobie, że kocham Marcina, że nie chcę go stracić, że chcę z nim być. Tylko z nim.

Kiedy w końcu pojawił się przed północą, rzuciłam mu się z płaczem na szyję. Okazało się, że zepsuł mu się samochód, a komórka jak na złość się rozładowała. Myślał, że naprawa pójdzie szybciej, a ja pewnie się już położyłam spać. Zdziwił się, że czekałam i w dodatku we łzach. Przytulił mnie mocno i przeprosił za moje nerwy.Czułam, że to ja powinnam go przeprosić. Nie miałam jednak odwagi. Natomiast wiedziałam już, co odpowiem Adamowi.

Na „kocham” Marcina nie byłam jeszcze gotowa. Głównie dlatego, że nie czułam się do końca w porządku. Ale wiedziałam, że wszystko jest na dobrej drodze...

Więcej listów do redakcji:
„Mój partner chciał, żebym pozbyła się ciąży, a później uciekł przed odpowiedzialnością. Kochający tatuś...”
„Miałam dobrego męża, który zapewniał mi życie na poziomie, ale i tak zdradziłam go z pierwszą miłością”
„Mąż nie uprzedził mnie, że ma z nami zamieszkać jego córka. A ja nie znam zupełnie tego dziecka”

Redakcja poleca

REKLAMA