„Mój mąż ma duże problemy z głową, ale fizycznie jest zdrowy jak ryba. Czekam, aż odzyskam wolność, ale prędzej się wykończę”

Związek z dużą różnicą wieku fot. Adobe Stock, Photographee.eu
Mój mąż ma 67 lat, wygląda o wiele starzej. Choruje. Nie można go zostawić samego w domu, bo odkręci gaz albo wodę. Kiedyś rozpalił ognisko z gazet na środku dywanu; o mało się nie zaczadził… Ja jestem trzecią żoną Jerzego. Mam niespełna czterdziestkę i już go nie kocham.
/ 19.02.2022 07:00
Związek z dużą różnicą wieku fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Miałam dziewiętnaście lat i zero skrupułów, gdy odbierałam go rodzinie. Zresztą Jerzy też ich nie miał. Zostawił żonę, dwoje małych dzieci i rzucił się w cudowny romans.

Mój mąż ma 67 lat, wygląda o wiele starzej. Choruje. Nie można go zostawić samego w domu, bo odkręci gaz albo wodę. Kiedyś rozpalił ognisko z gazet na środku dywanu; o mało się nie zaczadził. Nie powinien też sam wychodzić na ulicę. Zaczepia ludzi, jest agresywny, pluje, wrzeszczy… Ja jestem trzecią żoną Jerzego. Mam niespełna czterdziestkę. Chcę żyć normalnie, a on mnie obezwładnia i zabiera tlen. Od dawna go nie kocham!

Żyłam jak pączek w maśle! Zakupy, podróże, beztroska. Kiedy się poznaliśmy, był fantastycznym, silnym, mądrym facetem. Natychmiast mnie poderwał i oczarował. Szybko się rozwiódł z drugą żoną, choć ich dzieci miały wtedy pięć i siedem lat. Zaczęło się życie jak w bajce!

Jerzy świetnie zarabiał i tak jak ja uwielbiał wydawać pieniądze. Niczego mi nie brakowało, bawiłam się, jeździłam po świecie, kupowałam ciuchy, biżuterię i kosmetyki. Tylko luksusowe… On mówił, że żyje się przede wszystkim dla siebie, więc dbał głównie o swoje przyjemności.

Alimenty na dzieci płacił, ale nieprzesadnie wysokie. Miał dobrych prawników, oni potrafili ukryć jego dochody i zabezpieczyć go przed roszczeniami byłych żon. Z dziećmi się prawie nie widywał. Mówił, że zdarły skórę z matki, więc nie chce się wkurzać. Nawet na ich komunii i innych uroczystościach nie był. Zawsze się jakoś wymigał.

Niewiele oczekiwał, dużo dawał

Kiedy się spotkaliśmy, ja miałam dziewiętnaście lat, on czterdzieści sześć. Wyglądał super – wysportowany, przystojny, zawsze otoczony kobietami sprawiał wrażenie króla życia. Kiedy zaproponował mi małżeństwo, płakałam ze szczęścia. Byłam pewna, że złapałam Pana Boga za nogi!

Dziś mija dwadzieścia jeden lat od tego dnia, kiedy Jerzy przeniósł mnie przez próg naszej willi. Miałam suknię jak ze snu i w ogóle wydawało mi się, że wszystko jest nierzeczywiste, piękne. Oczekiwał tylko, żebym go uwielbiała i żebym nie chciała potomstwa. Wtedy spełnienie jego pragnień było takie łatwe! Zapatrzona w Jurka zdmuchiwałam pył sprzed jego stóp. A dzieci? Po co mi dzieci; sama byłam młoda i nie chciałam się Jerzym z nikim dzielić!

Trzynaście lat trwała nasza love story. Dramat zaczął się niespodziewanie… Wróciłam z zakupów i zastałam Jurka siedzącego nieruchomo przy stole. Miał dziwne, puste oczy. To, że tak siedzi bez gazet, bez laptopa, bez komórki było zaskakujące, ale zaniepokoiłam się dopiero wówczas, kiedy powiedział:

– Ktoś tu był…

– Kto?

– Nie wiem. Dziwny jakiś. Siedział przede mną i nagle spadła mu głowa.

– Co ty mówisz, kochanie? – zapytałam ze śmiechem, bo myślałam, że żartuje, ale był poważny i smutny.

– Mówię, że przyszedł do mnie gość bez głowy! Nie słyszysz? Jesteś głucha? Mam krzyczeć, żebyś zrozumiała?

Denerwował się. Wściekał. Walił pięścią w stół, potem zerwał się i pognał do ogrodu. Byłam przerażona, tym bardziej że nie miałam komu opowiedzieć, co się dzieje. Nasi znajomi byli od dobrych wiadomości, nikomu by się nie chciało słuchać o kłopotach czy zmartwieniach. Jerzy uważał ludzi za potencjalnych wrogów, którym należy pokazywać jedynie własną siłę i powodzenie. Słabości się wstydził, byłby naprawdę zły, gdybym komuś coś powiedziała.

Wrócił po chwili zupełnie normalny.

– Przesadzasz – powiedział, kiedy próbowałam mu opowiadać, co mówił i robił. – Coś ci się uroiło!

Ale to on miał urojenia i zwidy. Coraz częściej mylił nazwy przedmiotów, denerwował się, kiedy mu coś nie wychodziło, rzucał, co miał pod ręką… W końcu wezwałam lekarza do domu, żeby go poobserwował i powiedział, co i jak. Nie wiem, jakim cudem udało mu się namówić Jerzego na badania. Był w szpitalu, zajęli się nim specjaliści… Usłyszałam przerażającą diagnozę:

– To choroba Picka, czyli zespół otępienny. Nieodwracalny. Objawy będą się nasilały wraz z rozwojem schorzenia i postępującym wiekiem.

Nikt nie chce mi pomóc

I zaczęło się moje piekło. Zostałam sama. Wszyscy towarzysze zabaw, wypraw wakacyjnych, spotkań przy grillu natychmiast się wykruszyli. Dopóki miałam pieniądze na wynajmowanie pielęgniarek, było jako tako, ale my z Jerzym nigdy nie odkładaliśmy kasy na czarną godzinę. Żyliśmy dniem dzisiejszym. Kiedy więc Jurek przestał zarabiać, forsa szybko się skończyła.

W desperacji zatelefonowałam do jego syna. Był już dorosłym człowiekiem. Wiedziałam, że skończył dobre studia i że doskonale sobie radzi. Poprosiłam go o pomoc.

– Pani raczy żartować? – zapytał kpiąco. – Ja mam zajmować się chorym ojcem? A gdzie on był, kiedy myśmy chorowali, albo kiedy umierała nasza mama? Nawet na pogrzeb nie przyszedł, bo podobno bawiliście wówczas na Teneryfie. Tak było?

– Ale teraz potrzebuje pomocy. Choćby finansowej… – wykrztusiłam.

– Proszę to sobie wybić z głowy. Ani ja, ani moja siostra nie chcemy was znać. Niech pani sprzeda dom i będzie kasa!

Odłożył słuchawkę. Próbowałam jeszcze kilka razy, z takim samym skutkiem.

Musiałam iść do pracy, oczywiście byle jakiej, bo nie mam wykształcenia, tylko ukończoną szkołę średnią. Nawet matury nie zrobiłam.

Jerzego odwożę codziennie tramwajem do domu dziennej opieki zorganizowanego przy Poradni Zdrowia Psychicznego. Tam przynajmniej ktoś nad nim czuwa, daje jeść i nie pozwala sobie zrobić krzywdy. Zabieram go wieczorem. Czasami jest bardzo niespokojny. Nie poznaje mnie. Mówi, że chcę go zabić, rzuca we mnie, czym się da. Nie pozwala mi odpocząć… 

Bardzo się fizycznie zmienił. Ja nie mam siły, żeby go pakować do wanny i szorować, a on nienawidzi wody, więc jest niechlujny i mało apetyczny. Poza tym klnie; najgorszymi, najbardziej okropnymi wyrazami. Tak jakby mu to sprawiało przyjemność, jakby się cieszył, że ja się denerwuję.

Ma zdrowe serce, dobrze trawi, gdyby nie ta demencja byłby okazem zdrowia! Boję się, że prędzej ja się wykończę, niż zyskam wolność. A najgorsze, że go nie lubię! Chcę od niego uciec, ale nie mam sumienia. Każdy dzień to koszmar.

Czytaj także:
„Wystarczy, że teściowa kiwnie palcem, a mój mąż do niej leci na łeb na szyję. Moje potrzeby zostają daleko w tyle”
„Córka znalazła sposób na nicnierobienie. Rodziła dzieci i zaprzęgała męża do pracy. Po trzeciej wpadce zięć nie wytrzymał”
„Pazerny wujek chciał podważyć testament brata. Pieklił się, że nic nie dostał, przecież brat bywał u niego na herbatce”

Redakcja poleca

REKLAMA