Nie lubiłam swojej teściowej jakoś tak z rozpędu. Może byłam o nią trochę zazdrosna? No bo mój mąż był zawsze na każde jej skinienie, dla niej nawet z urlopu zrezygnował!
Rany, ależ ja się cieszyłam na ten wyjazd! Egzotyczna wyspa, złota plaża, ciepłe morze, palmy i drinki z kolorowymi parasolkami… Przez cały rok oszczędzaliśmy z Filipem. Zainwestowałam w fajne ciuchy, żeby nie wyglądać jak uboga krewna wśród hotelowych gości. Wiele miesięcy katowałam się na siłowni, ale było warto! Zniknęły fałdki tłuszczyku, talia wysmuklała, wyglądałam bosko!
Dokładnie na dziesięć dni przed urlopem mój mąż powiedział:
– Musimy pogadać. Jest sprawa…
Nienawidzę, kiedy zaczyna tak poważnie! Wiem, że z czymś wyskoczy, więc od razu się jeżę.
– Tylko nie mów, że odwołali ci urlop!
– Nie, ale i tak nie możemy jechać.
– Dlaczego?! Co ty wymyślasz?
– U mojej mamy wichura zerwała kawał dachu. Płacze, że zalewa jej dom… Mam ją z tym zostawić?
Kochana teściowa! Mogłam się spodziewać, że wyskoczy jak diabeł z pudełka, żeby nam popsuć całą radość! Niby była daleko, niby sobie radziła, ale od czasu do czasu wymyślała jakieś akcje i Filip wszystko rzucał, żeby jej pomagać. Od lat mieszka sama.
Jest jeszcze na chodzie, więc nie mieliśmy wyrzutów sumienia, że żyjemy własnym życiem. Ona zresztą powtarzała: „Martwcie się o siebie. Ja niczego nie potrzebuję”. A jednak Filip jechał na złamanie karku, kiedy tylko dłużej nie dzwoniła albo miała katar! Strasznie mnie to wkurzało!
Nie lubię teściowej, jest z innej bajki… Przy niej czuję się głupsza, niż jestem, chociaż nigdy mnie nie krytykowała ani nie ośmieszała. W jej obecności plącze mi się język i przypalam wodę na herbatę. Filip mówi, że jestem zazdrosna, bo jego matka to jedyna kobieta, którą on kocha tak samo jak mnie!
Liczyłam, że jednak zostanie...
Mój mąż jest uparty jak osioł. Kiedy coś sobie wbije do głowy, nie ma zmiłuj. Teraz też mogłam się awanturować, płakać, urządzać histerie – postanowił, że mama ma pierwszeństwo, i koniec.
– Stracimy kupę kasy – tłumaczyłam. – Wrócimy, załatwisz sobie jakieś chorobowe albo weźmiesz urlop okolicznościowy i pojedziesz do matki!
– Może i tak, ale to będą następne dwa albo trzy tygodnie zwłoki. Niech przyjdą deszcze albo niech znowu powieje i co? Matka zostanie bez dachu nad głową. Tego chcesz?
– To wynajmijmy jakąś ekipę. Zapłaćmy. Tak też można przecież…
– Nie można. Mama jest coraz słabsza. Nie da sobie rady z takim remontem. Tam ktoś musi być!
– Więc zadzwoń do swojej siostruni. Jest was dwoje, dlaczego zawsze ty musisz wszystko załatwiać i organizować?
– Bo Klaudia ma chore dziecko. Zapomniałaś o tym?
No tak, siostra mojego męża ma chore dziecko, jego mama dziurę w dachu, więc ja muszę zrezygnować z marzeń! To ma być sprawiedliwość?
Przez moment planowałam, że pojadę bez Filipa. Namówię jakąś koleżankę albo załatwię zwrot jednego miejsca… Zawsze byłyby to mniejsze straty. Jednak mąż ma więcej szczęścia niż rozumu. Okazało się, że są chętni na taką okazję w jego pracy. Po załatwieniu formalności wyszliśmy z tego prawie bezboleśnie pod względem finansowym. Moje wakacje dostał niejaki Maro.
Czułam straszny żal do Filipa i złość na teściową. Prawie się pokłóciłam ze szwagierką, chociaż ona była najmniej winna. Faktyczne miała ciężkie życie i należało jej współczuć, ale w moim rozżaleniu nie mogłam z siebie wykrzesać żadnej cieplejszej myśli. Filip wyjechał bez pożegnania. Ryczałam jak bóbr zamknięta w naszej sypialni. Do ostatniej sekundy liczyłam na to, że mnie przeprosi, że stanie się cud, i znowu zaczniemy się pakować przed wyprawą do raju.
Niestety, zatrzasnął drzwi, odpalił silnik samochodu i… zostałam sama.
Płakałam trzy dni. Czwartego byłam tak wykończona, że po powrocie z pracy zapadłam w drzemkę. Przyśnił mi się mąż. Widziałam, jak stoi na tym przeklętym dachu, potem zobaczyłam, że się chwieje, traci równowagę i leci w dół… Obudziłam się z krzykiem, mokra z przerażenia! Natychmiast do niego zadzwoniłam. Raz, drugi, trzeci, ale nie odbierał. Serce mi zamierało ze strachu, że naprawdę coś się stało. Więc wykręciłam domowy numer teściowej.
– Jak dobrze, że dzwonisz, kochanie! – usłyszałam w słuchawce. – Tak się martwiłam o ciebie. Lepiej się czujesz?
– Noo tak, lepiej – zaczęłam się plątać. – Już prawie dobrze.
– Córcia, to wsiadaj w pociąg i przyjeżdżaj. Smutno tu bez ciebie, a Filip chodzi jak struty! Nakrzyczałam na niego, że cię zostawił chorą, nawet chciałam, żeby wracał.
Domyśliłam się, że mój mąż nakłamał, żeby mnie usprawiedliwić. Nic nie powiedział o awanturach i pretensjach. Zrobiło mi się strasznie głupio.
– Przyjechałabym, ale może będę przeszkadzała. Może lepiej nie…
– Co ty mówisz? Jesteś dla mnie jak własne dziecko! Czekam!
Od poniedziałku zaczynałam planowy urlop. Ledwo doczekałam do weekendu. Jakby mi skrzydła wyrosły, tak gnałam do domku teściowej. Po raz pierwszy w życiu cieszyłam się, że ją zobaczę.
Ona naprawdę potrzebuje pomocy
Marnie wyglądała. Schudła, mocno posiwiała. Jak zwykle kręciła się wokół nas, podając i usługując, jak byśmy byli jakimiś królewiętami. Ale widziałam, że bolą ją stawy, bo kiedy chwyciła ciężki czajnik, skrzywiła się z bólu i szybko postawiła go z powrotem.
Zauważyłam też, że dziwnie powłóczy nogą, jakby zahaczała o ziemię i co rusz traciła równowagę. Okna w domku były zakurzone. U niej, takiej czyściochy i pedantki to coś niesłychanego! W ogródku trawa porosła jak las, grządki ledwo wyglądały spod bujnych chwastów…
– Mamie coś jest? – zapytałam, a Filip popatrzył na mnie z wdzięcznością.
– Czemu? Wszystko w porządku! – zapewniła teściowa szybko.
– A skąd! – poparł mnie mąż. – Mama jak zwykle udaje bohaterkę i nie chce iść do doktora, a gołym okiem widać, że ma problem. No, o co chodzi?
Wykręcała się i zmieniała temat, lecz przyciśnięta do muru przyznała wreszcie, że od jakiegoś czasu zaczyna dzień od tabletki przeciwbólowej.
– Inaczej nie wstanę z łóżka, takie mam sztywne kolana. I biodro mi zaczyna wysiadać, a już o krzyżu nie ma co mówić, bo jak mnie złapie ból, to promieniuje do nóg i rąk. Najgorsze jest, że muszę łykać coraz mocniejsze proszki i wątroba też się buntuje.
Zrobiło mi się okropnie głupio. Wrzeszczałam, żeby ta starsza, chora kobieta sama załatwiła remont dachu! Nie miałam odwagi spojrzeć na Filipa, takie czułam wyrzuty sumienia. Ale ogarnęłam się raz-dwa i wzięłam sprawy w swoje ręce.
– Na szczęście jesteśmy tutaj – uznałam. – I mamy urlopy. Zaraz jutro zawiozę mamę do lekarza. Zobaczymy, co się dzieje. Zrobimy niezbędne badania i zacznie się mama leczyć.
– Dziecko! Terminy są na październik. Nikt mnie wcześniej nie przyjmie!
– Załatwimy i to. Niech się mama o nic nie martwi – obiecałam.
Okazało się, że teściowa cierpi na dyskopatię, co jest z kolei przyczyną występowania rwy kulszowej powodującej silne bóle i drętwienia mięśni.
– Najpierw spróbujemy to poleczyć zachowawczo – powiedział doktor, do którego pojechałyśmy z prywatną wizytą. – A później zobaczymy. W grę może też wchodzić operacja!
Teściowa przeszła elektromiografię i badanie komputerowe. Dostała specjalistyczne leki, masaże, zalecono jej także odpoczynek i rehabilitację.
Kiedy się zbliżał koniec naszego urlopu, teściowa czuła się znacznie lepiej. Jednak nie chciała słyszeć o tym, żeby jechać z nami do miasta.
– Czy mi tu źle? – pytała. – Dom po remoncie, na głowę mi się nie leje, posprzątane, sąsiadka opłacona, żeby pilnować zakupów i porządku w ogrodzie… Gdzie mi będzie lepiej?
Obiecała jednak, że na zimę się do nas przeniesie. Sama ją do tego namawiałam, a ona nie odrzuciła tego pomysłu. Nie wiem jak i dlaczego, ale naprawdę ją polubiłam. Jest fajna i życzliwa. Coraz lepiej się dogadujemy. A Filip? Z Filipem nigdy nie było tak dobrze! Ten urlop bardzo nas zbliżył i scementował nasze małżeństwo.
Nadal trochę żałuję, że nam się nie udało posiedzieć w tropikach, ale co się odwlecze, to nie uciecze! W następne wakacje to nie będzie możliwe, bo z maleńkim dzieckiem nie zaryzykuję takiej podróży…
Tak! Jestem w ciąży! Nasze maleństwo poczęło się w upalną, lipcową noc w ogrodzie pachnącym maciejką, pod gwiazdami i księżycem w pełni. Kiedyś je zabierzemy w podróż po świecie. Jestem tego pewna! Tylko wszystko musi mieć swój czas…
Czytaj także:
„Po śmierci męża zgubiłam znienawidzony pierścionek zaręczynowy. Lata później oświadczył się nim... mój drugi mąż”
„Nie umiałam dotrzeć do nastoletniej córki. Czekałam tylko, aż zajdzie w ciążę. Nie mogłam do tego dopuścić i wymyśliłam plan”
„Mój facet twierdzi, że karmię go byle czym i powinnam brać produkty z górnej półki. Tyle, że ja zarabiam mniej niż on”