„Mój mąż był tyranem i alkoholikiem. Gdy przestałam dawać mu pieniądze, chciał mnie zabić. Groził mi nożem”

Kobieta, którą bije mąż fot. Adobe Stock, Goffkein
„Długo łudziłam się, że mój mąż się zmieni, że ja będę w stanie na niego wpłynąć. Bardzo tego chciałam. Sęk w tym, że tylko ja... Nie działały groźby i prośby. Musiało dojść do rękoczynów, żebym przejrzała na oczy”.
/ 16.08.2021 13:40
Kobieta, którą bije mąż fot. Adobe Stock, Goffkein

Nigdy nie uważałam mojego męża za złego człowieka i nadal jestem tego zdania, choć znajomi twierdzą, że to ostatni cham. Ja uważam, że zmienił go alkohol. Owszem, miał pewne cechy tyrana, lecz który dorosły mężczyzna ich nie ma? Każdy z nich chce być silny, twardy, władczy… I czasem przesadzają. A niekiedy posuwają się za daleko. Dlaczego? Nie wiem.

I chyba nigdy tego nie zrozumiem

Przed ślubem Karol był zupełnie inny. Wiele kobiet tak mówi o swoich mężach. Przed ślubem książę, po ślubie żaba. Ale Karol nie zmienił się tak od razu. Dopiero gdy urodziła się nam córka, a on niedługo potem stracił pracę. Było ciężko, z dnia na dzień coraz gorzej.

Moja renta chorobowa nie wystarczała na wszystko, czego potrzebowaliśmy, więc musieliśmy rezygnować z wielu rzeczy. Mięso na obiad tylko w niedzielę, tańsze pieluchy dla córki, używane ubranka... Karol niby szukał pracy, ale miałam wrażenie, że robi to tak, żeby jej nie znaleźć. Miał zasiłek z urzędu pracy i sprawiał wrażenie, jakby razem z moją rentą zupełnie mu to wystarczało.

Znikał na całe dnie, wracał późno w nocy, rano wstawał wściekły i nie dało się z nim rozmawiać. Krzyczał, przeklinał mnie i dziecko, co gorsza, widziałam, że ma ochotę mnie uderzyć i z trudem się powstrzymuje.

Zazwyczaj kłótnie kończyły się jego wyjściem z domu. Wracał w nocy. Za każdym razem trzaskał drzwiami, żeby obudzić Michalinkę, aby mała zaczęła płakać i żebym musiała ją uspokajać.

Nie pomagały ani prośby, ani groźby!

Któregoś dnia postanowiłam zaczekać na jego powrót. Stanęłam w progu z rękoma skrzyżowanymi na piersi, a gdy otworzyły się drzwi... do domu wtoczył się Karol.

– Gdzie byłeś? – spytałam. Bo co robił, to było widać. Pił.

Zignorował mnie.

– Gdzieżeś był? – ponowiłam pytanie.

Odwrócił się do mnie, spojrzał przepitym wzrokiem i warknął:

– Nie twój interes.

– Właśnie, że mój! – podniosłam głos. – Jestem twoją żoną.

– Co nie znaczy, że możesz mi – czknął – matkować. Idę spać. Daj mi spokój.

– W tej chwili masz mi powiedzieć, gdzie się szlajasz po nocach!

Wtedy chwycił mnie za bluzkę na piersi, przycisnął do ściany, zbliżył swoją twarz do mojej i syknął:

– Gówno cię to obchodzi.

Cofnęłam się przerażona. Cuchnął alkoholem i papierosami. Nagle Michalinka zaczęła płakać. Spojrzał w stronę pokoju córki, skrzywił się, a ja zadrżałam. „Boże! Żeby tylko nie chciał zrobić jej krzywdy!” Na szczęście poszedł prosto do łóżka, padł na nie i szybko zaczął przeraźliwie chrapać.

Postanowiłam tę noc spędzić przy córce. Strach o nią nie pozwolił mi iść do sypialni, gdzie miałabym spać obok śmierdzącego, brutalnego pijaka, w jakiego zmienił się mój mąż. Długo nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się, co powinnam zrobić. W pierwszej kolejności trzeba było porozmawiać z Karolem. Postanowiłam to zrobić zaraz następnego dnia.

Rano przy śniadaniu zauważyłam:

– Późno wczoraj wróciłeś.

– I co z tego? – odpowiedział, nie podnosząc nawet wzroku znad talerza.

– Martwiłam się o ciebie.

– Niepotrzebnie.

Najwidoczniej nie pamiętał wydarzeń zeszłej nocy.

– Gdzie byłeś?

Spojrzał na mnie zmęczonymi, podkrążonymi oczami i niechętnie sapnął:

– Nieważne.

– Dla mnie to ważne.

– To niech przestanie. Nie interesuj się, jasne? – warknął. – Mam swoje sprawy, nie musisz się w nie mieszać.

– Chciałam tylko wiedzieć...

– „Mniej wiesz, lepiej śpisz”, jak mawiał tatuś. Koniec dyskusji.

Ponownie zajął się jedzeniem. Ja zaś biłam się z myślami: „Drążyć temat i wywołać jego gniew, czy odpuścić i pozwolić, by było jak wcześniej?”. Walczyłam ze sobą tak długo, że mąż zdążył zjeść i wyjść.

Mogłam mieć pewność, polezie do kumpli i razem będą chlać do nocy. Co robić? Postanowiłam przełamać wstyd i porozmawiać z przyjaciółką jeszcze z czasów szkolnych.

Iwona, odpowiedzialna matka rozkosznych bliźniaków, żona solidnego pracownika zakładu mięsnego, być może nie była najlepszą osobą, która powinna mi doradzać. Wiadomo, syty głodnego nie zrozumie. Jej mąż, Marian, nigdy nie przesadzał z alkoholem, nie wracał późno do domu i miał dostatecznie dobrą pracę, by Iwona cały swój czas mogła poświęcić wychowaniu dzieci. Mimo to postanowiłam zaryzykować. Po chwili rozmowy na obojętne tematy wyznałam:

– Wiesz, mój Karol pije. Wraca późno do domu, mało brakowało, żeby mnie uderzył zeszłej nocy. Nie szuka pracy, to znaczy… nie chce znaleźć. Sama już nie daję rady i nie wiem, co robić…

Łzy napłynęły mi do oczu, narastający żal i bezradność ścisnęły za gardło; zasłoniłam usta dłonią, by się nie rozkleić. Zazwyczaj roztrzepana i krzykliwa Iwona tym razem przytuliła mnie i powiedziała spokojnie:

Powinnaś zadzwonić na Niebieską Linię. Pamiętam nawet numer, zapisz sobie… – podała mi kilka cyfr, które skwapliwie zapisałam. – Niedawno widziałam się z Kluską. Kojarzysz Kluskę? – Pokiwałam głową. – No więc Kluska schudła, znalazła sobie chłopa, a ten po ślubie uznał, że żona to jego niewolnica, i chciał ją ustawiać. Klucha nie wiedziała, co robić, aż któregoś dnia spotkała mnie. Czytałam akurat w gazecie o Niebieskiej Linii. Kazałam jej zadzwonić. Zrobiła to. I wiesz co? Mieli z mężem dwie rozprawy rozwodowe. Na drugiej ten pajac rozpłakał się i zaczął ją błagać o przebaczenie. Od tamtej pory traktuje ją jak księżniczkę, jeszcze lepiej niż przed ślubem. Swojemu powinnaś zrobić to samo. Zadzwoń tam, oni ci powiedzą, co robić.

Uściskałam Iwonę i podziękowałam jej za radę

Pogadałyśmy jeszcze chwilę, po czym wróciłam do domu. Byłam dobrej myśli. Zaczekałam na męża, który wrócił po drugiej w nocy, oczywiście znowu podchmielony. Popatrzył na mnie mętnym wzrokiem, po czym udał się do łóżka.

– Nic mi nie powiesz? – spytałam.

– Nie – odwarknął, nawet się nie odwracając.

– Żądam wyjaśnień!

– Żądaj, czego chcesz, idę spać.

– Tak nie może być! Jeśli nie zmienisz zachowania, zadzwonię na Niebieską Linię! Oni cię ustawią!

Nie odpowiedział. Jakieś dwie minuty później usłyszałam jego chrapanie. Zignorował mnie i moją groźbę. Wzięłam do ręki słuchawkę, wcisnęłam szybko pierwsze cztery cyfry, piątą niepewnie, na szóstej się zatrzymałam.

Dopadły mnie wątpliwości. „Czy warto? Co mi to właściwie da? Stracę męża, Michalinka ojca, będziemy żyć we dwie, niepewne jutra. Może jednak dać mu szansę, porozmawiać, spróbować nakłonić go do zmiany postępowania?”. Uległam nadziei i postanowiłam zaczekać.

W końcu musiało dojść do rękoczynów!

Przez następny tydzień trwał względny spokój, bo Karol znalazł dorywczą pracę na budowie. Nadal popijał, ale mniej, bo rano musiał wstawać do roboty. Zazwyczaj siadał przed telewizorem, pił dwa piwa i szedł spać. Po tych kilku dniach widocznie robota się skończyła, bo wstał dopiero o dziesiątej. Podszedł do mnie, gdy karmiłam małą, i powiedział:

– Daj mi dwadzieścia złotych.

– Na co? – spytałam.

– Potrzebuję.

– Na picie?

– Nieważne na co. Daj.

– Nie dam. Jak na picie, to nie dam.

– Dasz, jesteś moją żoną – oznajmił pewnym siebie tonem.

– Nie – odparłam krótko i wróciłam do karmienia.

Odszedł. Przetrząsnął szafki, komodę z ubraniami, wywrócił kieszenie mojego płaszcza. Byłam spokojna, wiedząc, że nie znajdzie portfela.

Wrócił do mnie i warknął:

– Dawaj kasę!

– Nie takim tonem – odpowiedziałam.

– W moim własnym domu będę mówił, jak chcę!

– Ale ja nie będę tego słuchać. Wrócimy do tej rozmowy, jak się uspokoisz.

Wstałam i poszłam do kuchni. Usłyszałam, że idzie za mną. Tym razem przybrał błagalny ton, lecz znowu odmówiłam. Wpadł w furię, zaczęliśmy się kłócić. Próbowałam zachować spokój, ale on krzyczał, przeklinał, rzucał naczyniami. Wtedy porwałam słuchawkę telefonu i zaczęłam szybko wciskać klawisze. Usłyszałam jeden sygnał, drugi, a potem ciszę. Zobaczyłam, że Karol stoi w przedpokoju z nożem w jednym ręku i przeciętym kablem telefonicznym w drugim.

– Odłóż nóż – powiedziałam, starając się zachować spokój.

Pokręcił tylko głową:

– Pieniądze.

Wycofywałam się na korytarz. Za plecami namacałam klamkę i otworzyłam drzwi. Wypadłam na klatkę, wtedy rzucił się do przodu i przewrócił mnie. Zakryłam głowę rękoma, usłyszałam odgłosy ciosów i stęków, lecz to nie ja byłam bita.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam Karola. Leżał skulony na schodach. Nad nim stał młody chłopak – sąsiad z góry. Nie pamiętałam, jak miał na imię. Wstałam i nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Dziękuję – wydukałam w końcu, gdy już nieco ochłonęłam.

– Drobiazg – odpowiedział. – Mój stary też pił i bił matkę. Wiem, co to za piekło. Proszę zadzwonić na Niebieską Linię, pomagają takim rodzinom. Nam pomogli. Ma się pani gdzie zatrzymać?

Zaprzeczyłam.

– Mam wolny pokój.

– Ale… – zaoponowałam. Bo jak on sobie to wyobrażał?

Wydawało się, że rozumie moje opory,

– Jakoś się dogadamy w kwestii finansów. A musisz, dziewczyno, jak najszybciej opuścić tego… – zmełł w ustach przekleństwo. – Wiem, że to niesprawiedliwe, cholernie niesprawiedliwe, to on się powinien wynieść w diabły, ale bezpiecznej dla ciebie i małej będzie, gdy zejdziecie mu z oczu. Z doświadczenia wiem, że może być tylko gorzej. Nie wolno wierzyć w kolejne przeprosiny, obietnice poprawy, nie wolno wybaczać. Przemoc jest jak nałóg, narasta i narasta. Aż jest za późno… – szepnął z takim żalem, takim smutkiem, że aż mnie ciarki przeszły po plecach. Chyba nie chciałam wiedzieć, co spotkało jego mamę.

Straciłam męża, ale zyskałam przyjaciela!

Zamieszkaliśmy z Michalinką u Marcina; tak miał na imię mój wybawca. Wynajmował całe mieszkanie, miał dużo pieniędzy z zakładów sportowych. Był w tym naprawdę dobry. Ja zajmowałam się domem, sprzątałam, gotowałam. Sąsiedzi plotkowali, odsądzając mnie od czci i wiary, w czym Karol miał niemały udział. Wniosłam pozew o rozwód, a on żalił się każdemu, kto chciał słuchać, jaką to jestem podłą żoną. Taką, która zostawiła go w trudnej życiowej sytuacji dla młokosa z kasą. Nie przejmowałam się tym.

A przynajmniej starałam się nie przejmować. Uczyłam się od Marcina asertywności. Zresztą z biegiem czasu sąsiedzi przestali gadać, a zaczęli rozumieć. Widzieli, w jaką melinę Karol zamienił nasze mieszkanie. Awantury, policja, zapaskudzona klatka, zaleganie z czynszem… Nieraz aż mi się go żal robiło. W końcu kiedyś go kochałam i serce mnie bolało, gdy widziałam, w jakie bagno się stoczył.

A Marcin? Wspierał mnie, motywował, czasem nawet krzyczał, gdy zaczynałam się łamać, że może jak wrócę do domu, to Karol się ogarnie, jak obiecywał? Marcin wybijał mi to z głowy i powtarzał, że Karolowi może pomóc wyłącznie… Karol.

Iwona, która mi kibicowała w wyrwaniu się z domowego piekła, łudziła się nawet, że między mną a Marcinem coś iskrzy. Owszem, lubiłam go, współczułam mu z powodu tragedii, jaką przeżył w dzieciństwie, doradzałam w kwestii strojów i dziewczyn, wysłuchiwałam zwierzeń i sama się zwierzałam.

Tak, przyznaję, pokochałam go, ale nie tak, jak kochanka. On stał się moją rodziną. Był dla mnie jak młodszy brat, a dla Michasi jak najwspanialszy wujek. Czułyśmy się przy nim bezpieczne. On zaś chyba widział we mnie swoją mamę. Skoro nie mógł pomóc jej, postanowił uratować mnie. Będę mu za to wdzięczna do końca życia.

Czytaj także:
„Mój mąż zajmował się domem, a ja robiłam karierę. Dzieci były szczęśliwe, ale całe otoczenie było zgorszone”
„Żona chciała zrobić ze mnie pantoflarza. Powtarzała mi, że nie mam prawa głosu, a moje potrzeby są niepoważne"
„Mój mąż wiecznie gapił się na inne kobiety, a ja czułam wstręt do samej siebie. W końcu facet jednej z nich go pobił”

Redakcja poleca

REKLAMA