„Mój kolega zaczął zarabiać ogromne pieniądze w wieku 19 lat. Zawróciły mu w głowie i do 30 był już bezdomnym bankrutem”

Uważałam, że bezdomni sami są sobie winni fot. Adobe Stock, FollowTheFlow
– Coś ty, jaki apartament? – kolega spojrzał na mnie jakbym spadł z księżyca. – Apartament był w kredycie. Kiedy Tomek przestał spłacać raty, na apartamencie położył łapę bank. – To gdzie teraz Tomek mieszka? – spytałem zdziwiony. – W schronisku dla bezdomnych…”.
/ 15.04.2023 17:15
Uważałam, że bezdomni sami są sobie winni fot. Adobe Stock, FollowTheFlow

Tomek od małego miał niesamowity dryg do gry w piłkę nożną. Podczas naszych podwórkowych meczów niemiłosiernie ogrywał mnie i moich kolegów, choć my mieliśmy po dziesięć lat, a on tylko siedem. Na dodatek był chyba o dwie głowy od nas mniejszy. A jednak w czasie meczu robił z nami, co chciał. Nic dziwnego, że wkrótce trafił do sekcji trampkarzy miejskiego klubu piłkarskiego, gdzie oczywiście szybko się wybił. Potem przechodził do kolejnych drużyn juniorów i wkrótce w naszym czterdziestotysięcznym mieście wszyscy wiedzieli, że wśród nas żyje talent piłkarski na skalę ogólnopolską, a może nawet szerszą.

Chodziliśmy do tej samej szkoły

Tomek nie za bardzo przykładał się do nauki, ale wszystko uchodziło mu na sucho, bo miał status lokalnej gwiazdy. Dzięki niemu szkolna drużyna piłkarska w cuglach wygrywała wszystkie możliwe turnieje, wzbogacając oszkloną szafę w gabinecie dyrektora o kolejne puchary. Coraz rzadziej widywaliśmy naszego utalentowanego kolegę na podwórku. Czas spędzał głównie na treningach, obozach kondycyjnych i zgrupowaniach. Ale czasem pojawiał się pod blokiem i wtedy rozgrywaliśmy niezwykły mecz – nas czterech na niego jednego. Gryźliśmy niemal ziemię, ale on i tak zawsze wygrywał. Po skończeniu podstawówki widywaliśmy się już znacznie rzadziej. Ja miałem coraz więcej nauki w liceum, Tomek, nie skończywszy jeszcze szesnastu lat, zaczął grać w pierwszym składzie naszej miejskiej drużyny piłkarskiej. Strzelał mnóstwo goli i wszyscy liczyli na to, że dzięki niemu drużyna awansuje do I ligi, a może nawet ekstraklasy. Zaczął zarabiać dużo pieniędzy (dużo jak na nasze podupadłe i zubożałe miasto), a wkrótce zaczął jeździć używanym, ale nieźle wypasionym Audi. Pamiętam, że spotkaliśmy się kiedyś na podwórku. Właśnie zbliżałem się do końca studiów i zaczynałem szukać pracy. Byłem w kiepskim nastroju, bo już wyraźnie widziałem, że jeśli nawet coś znajdę, to w najlepszym razie będzie to ciężka harówa za marne grosze.

Tomek miał 19 lat i wydawało się, że jest królem życia

Był liderem miejskiej drużyny, strzelał gole jak na zawołanie, niemal w każdym meczu. Dzięki niemu nasz klub znajdował się w czołówce I ligi z realnymi szansami na awans do ekstraklasy. Miasto żyło jak w euforii, w dużym stopniu dzięki niemu. Na mecze chodził co drugi mieszkaniec. Po prostu nie wypadało nie interesować się piłką nożną.

– Jak leci? – zagadnąłem go i zaraz się poprawiłem – To jest właściwie źle postawione pytanie, przecież wystarczy na ciebie spojrzeć, by wiedzieć, że wszystko idzie jak najlepiej.

– Faktycznie, nie narzekam – uśmiechnął się. – Właśnie wyprowadzam się od mamy. Kupiłem apartament na tym nowym strzeżonym osiedlu na skarpie. Z salonu będę miał piękny widok na rzekę! Jak skończę się urządzać, musisz koniecznie do mnie wpaść. Wypijemy po maluchu i powspominamy dawne dzieje.

Trzasnął drzwiczkami nowiutkiego auta, pomachał mi przez przyciemnianą szybę i ruszył z kozackim fasonem. Nie zazdrościłem mu. Był utalentowanym piłkarzem, dzięki niemu ludzie przeżywali dumę i podniecenie w stopniu w naszym miasteczku dotąd niespotykanym. To oczywiste, że zarabiał kupę pieniędzy. Na całym świecie piłkarze zarabiają krocie. Przeciwnie, było mi miło, że nie zadziera nosa i nie zapomniał dawnego kolegi z podwórka. Kilka tygodni później w osiedlowym sklepie spotkałem mamę Tomka. Była prostą kobietą, która nie ukrywała tego, co myśli. Nawiązałem w rozmowie do ostatnich sukcesów jej syna. Ku mojemu zdziwieniu, nie podzielała ogólnego entuzjazmu na jego temat.

– Martwię się o niego, panie Krzysiu – powiedziała.

– A są jakieś powody ? – zdumiałem się.

– Komu innemu bym nie powiedziała, ale panu powiem w zaufaniu. Tomek zaczął pić wódkę. Nie żeby był jakimś od razu pijakiem, ale coraz częściej zdarza mu się wypić. To prawda, jest w trudnej sytuacji. Wszyscy go znają i lubią, wielu ludzi chce się z nim napić, a on ma miękkie serce i nie zawsze potrafi im odmawiać. A przecież zawsze mu powtarzałam: Tomuś, pamiętaj, sportowcy nie piją. Przez parę lat mnie słuchał, ale ostatnio jakoś przestał.

– Jestem pewien, że wszystko będzie dobrze, pani Zofio – powiedziałem z głębokim przekonaniem. – Tomek jest rozsądnym chłopakiem i nie będzie ryzykował swojej kariery dla wódki. Kariery, która – bądźmy szczerzy – tak naprawdę jeszcze się nie zaczęła. Przecież na dobrą sprawę poza naszym miastem nikt jeszcze o nim nie słyszał. Aby zostać prawdziwą gwiazdą, choćby na skalę krajową, musi jeszcze długo i ciężko pracować. Wódka mu w tym nie pomoże. Myślę, że zdaje sobie z tego sprawę.

– To wszystko prawda – westchnęła mama Tomka. – Problem w tym, że on jest jeszcze taki młody. Co to jest 19 lat? Zupełny gówniarz! Cała ta jego popularność, kariera – to wszystko przyszło o wiele za wcześnie…

Po kilku miesiącach udało mi się wreszcie znaleźć dobrą pracę w moim zawodzie, ale, niestety nie w Polsce, lecz w Holandii.

Nie zastanawiałem się długo i wyjechałem

Podczas sześciu lat spędzonych w Amsterdamie za pośrednictwem internetu śledziłem wydarzenia w Polsce. Od czasu do czasu zaglądałem też do działów sportowych, ale nigdy nie trafiłem na jakiekolwiek wzmianki o Tomku. A przecież gdyby jego kariera rozwijała się prawidłowo, powinienem coś o nim usłyszeć. Czyżby więc obawy jego mamy okazały się słuszne? Po sześciu latach wróciłem do mieszkania po rodzicach. Na naszym starym podwórku kręciły się z wózkami młode mamy, które pamiętałem jako kilkunastoletnie dziewczynki. Któregoś dnia spotkałem Maćka, z którym kiedyś do upadłego graliśmy w nogę. Jakoś sobie radził, miał stragan z warzywami na miejskim targowisku. Siłą rzeczy po paru minutach rozmowa zeszła na Tomka.

Ta jego kariera skończyła się, zanim się na dobre zaczęła – machnął ręką. – Pił coraz więcej, grał coraz słabiej. Zawalał treningi, brakowało mu kondycji, pudłował. Trener coraz częściej sadzał go na ławce rezerwowych, a w końcu wyrzucił z drużyny. Próbował znaleźć sobie inny klub, ale nigdzie go nie chcieli. Kto weźmie pijaka?

– Szkoda! – powiedziałem szczerze zmartwiony. – Dobrze, że na pocieszenie został mu piękny apartament na skarpie.

– Coś ty, jaki apartament? – kolega spojrzał na mnie jakbym spadł z księżyca. – Apartament był w kredycie. Kiedy Tomek przestał spłacać raty, na apartamencie położył łapę bank.

To gdzie teraz Tomek mieszka? – spytałem zdziwiony.

– W schronisku dla bezdomnych…

Byłem wstrząśnięty. Pojechałem tam i znalazłem Tomka. Wyglądał kiepsko. Przerzedzone włosy, braki w uzębieniu…

– Bywało lepiej – uprzedził moje pytanie. – Ale znowu będzie świetnie, zobaczysz. Już przestałem pić, niedługo znowu zacznę trenować. Za rok wrócę na boisko i wszystkich zadziwię.

– Jasne, stary! Musisz się tylko postarać… – klepnąłem go po ramieniu, jak wtedy, kiedy byliśmy kolegami z boiska. 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA