Na początku było łatwo.
– I co, że sobie poszedł? – myślałam. – Wróci! Kocha mnie, jestem pewna. Wyzłości się i pójdzie po rozum do głowy.
Jednak mijały godziny, dni, tygodnie, a jego nie było. Zaciął się. Nie dzwonił, nie szukał kontaktu.
– Nie pokazuj mi się więcej na oczy – powiedziałam w złości, ale to nie było na serio. Tak się gada w nerwach, nikt normalny się nie obraża.
– Zapomniałaś, że twój Kacper nie da sobą pomiatać? – Moja przyjaciółka, jak zwykle wali prawdę prosto w oczy. – Ty chciałaś mieć pajacyka, który skacze, jak mu zagrasz, a on to facet całą gębą.
Płaczę. Palę fajki, chociaż myślałam, że mam to już za sobą. Kacper nie znosi dymu, ale co tam? Przecież go nie ma.
Jak zwykle poszło o ślub i dzieci
On się pali do pieluch. Ma bzika na tym punkcie, gdyby sam mógł rodzić, miałby już całe przedszkole.
– Na co czekać? – Pyta. – Oboje mamy pracę, mieszkanie, oszczędności… Jesteśmy w najlepszym wieku, czemu ty się nie chcesz zdecydować?
Tłumaczę, że czasy niepewne, jest kryzys, nie ma co ryzykować.
– Co za ryzyko? – Nie daje się przekonać. – Dzieciaki to sama radość. Zawsze marzyłem o dużej rodzinie. Sam jestem jedynakiem i wiem, jak zazdrościłem kumplom brata albo siostry.
– Ja też nie mam rodzeństwa, ale nigdy za nim nie tęskniłam – odpowiadam. – Po co wszystkim się dzielić?
– Co ty mówisz? Bycie mamą, ojcem to największe szczęście. Przekonasz się.
Nie chciałam się przekonywać
Bardzo kocham Kacpra, ale nawet dla niego nie mogłam przełamać swojej niechęci do macierzyństwa. Więc wymyślałam coraz to nowe przeszkody…
– Najpierw się ustawimy i to realnie, bez kredytów i oglądania każdego grosza. Pospłacamy długi, kupimy duże mieszkanie albo dom i pomyślimy…
– Czekaj tatka latka. – odpowiadał. – Wszystko się powoli załatwi, dzieciaki w tym nie przeszkodzą. Wręcz przeciwnie, będzie lepsza motywacja do pracy.
– Więc pozwól, żebym zrobiła magisterkę… Potem wrócimy do tematu.
– Obiecujesz?
– Słowo. Tylko nie naciskaj, daj mi czas.
Ile można pisać pracę i się bronić?
Nie było rady, w końcu przyszedł dzień, kiedy Kacper powiedział:
– Jestem z ciebie dumny, moja pani magister. I wyobrażam sobie, jakie dumne będą kiedyś nasze dzieci.
Musiałam go oszukiwać. Nie wiedział, że stosuję antykoncepcję, udawało się dopóki Kacper nie oznajmił, że trzeba pójść do specjalisty i sprawdzić, czemu nie zachodzę w ciążę? Unikałam kontaktu z doktorem, migałam się, aż wreszcie przycisnął mnie, umawiając konkretny termin wizyty.
Zaczęliśmy rozmawiać… Wyciągnął ze mnie, że nie chcę mieć dzieci i że się zabezpieczam. To był dla niego szok.
– Jak mogłaś mnie oszukiwać? – krzyczał. – Patrzyłaś mi w oczy i kłamałaś, kochaliśmy się, pozwalałaś mi mieć nadzieję, cieszyć się i jednocześnie wiedziałaś, że nic z tego. To podłe.
Czułam się winna, nie miałam argumentów, więc zaczęłam go atakować.
– A to jest w porządku, że wywierasz na mnie taką presję? Jesteś egoistą, nie liczysz się z moimi potrzebami.
– A skąd mam wiedzieć, jakie są te twoje potrzeby? Tyle czasu mnie zwodziłaś, manipulowałaś mną. Przyznaj się, śmiałaś się w duchu z durnego dziecioroba?!
– Nie śmiałam się, ale jestem zmęczona tym wykręcaniem się i udawaniem, że też pragnę słodkiego dzidziusia.
Powiedział, że nie możemy być razem
– Mamy inne priorytety – oświadczył. – Nie po drodze nam razem…
Spakował swoje rzeczy, kiedy nazajutrz byłam w pracy. Naprawdę odszedł.
– Trzeba było mu nie ściemniać – moja przyjaciółka jest bezwzględna. – Myślałaś, że tak łatwo go wykiwasz? Wcześniej czy później by się dowiedział, poznałby prawdę.
– Niby skąd? Moi rodzice nie żyją. Chyba, że ty byś mu wypaplała?
– Ja nie, ale prawda zawsze wypływa na wierzch. Zresztą, czemu tak ukrywasz ten swój sekret? Czy to twoja wina?
Nie jest moją winą, że miałam matkę chorą na schizofrenię, że w jej rodzinie były jeszcze dwa przypadki demencji i autyzmu. Nie jest moją winą, że kuzynka mojego taty zmaga się z depresją, unieszczęśliwiając swego męża i dzieci. Nie jest moją winą, że przyszłam na świat obciążona i że prawdopodobnie przekazałabym pałeczkę następnym pokoleniom. Miałam ryzykować? Lekarze nie kryli, że istnieje realne ryzyko dziedziczenia. Od zawsze wiedziałam, że nie będę miała dzieci. Co za ironia, że musiałam spotkać mężczyznę z nadmierną potrzebą ojcostwa. Trzeba mu było od razu powiedzieć co i jak, ale ja się tak strasznie zakochałam. Bałam się, że go stracę.
Jestem nieszczęśliwa i bardzo tęsknię. Najgorsze jest to, że on myśli sobie o mnie jak o wyrachowanej, zimnej karierowiczce. Sama do tego doprowadziłam swoimi kłamstwami.
– Zadzwoń do niego – radzi przyjaciółka. – Jemu też będzie lżej, kiedy się przekona, że były ważne powody, że nie jesteś małpą nastawioną tylko na siebie.
Serce mi podchodzi do gardła, gdy słyszę jego głos. Ledwo mówię:
– Możemy się spotkać?
– Po co?
– Chcę ci coś wyjaśnić… Będziesz?
– Będę!
Czeka mnie trudna rozmowa. Powiem mu prawdę. Co będzie, to będzie!
Czytaj także: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby pójść do łóżka z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”