Pochodzę z rodziny patologicznej. Ojca nie znam; matce tak wódka mózg przeżarła, że prawie nie kontaktuje. Kiedy w najgorszej rozpaczy poszłam do niej, żeby mi jakoś pomogła, tylko coś zabełkotała. Nie było z kim ani o czym gadać! Od zawsze chciałam się wyrwać z tego bagna. „Wyrodziła się – mówili o mnie. – Ale nie ma szans. Jak dziad dziada zwierci, będzie dziadem do śmierci”. To było ulubione powiedzonko mojej babki. Też piła. Za to dopóki żyła, przynajmniej miałam u niej kąt do spania i jakąś michę.
Gimnazjum udało mi się skończyć, ale dwie ostatnie klasy powtarzałam, czyli jak wyszłam ze szkoły, miałam niecałe 17 lat. Gdzie mi tam nauka była w głowie, skoro nikt mnie nie pilnował i nie tłumaczył, żeby się uczyć! Poszłam w świat jak do tańca…
A tańczyć uwielbiałam, miałam do tego dryg. Na dyskotekach tak dawałam czadu, że wszystkie laski wymiatałam. Najfajniejsze chłopaki za mną szły, tylko kiwnęłam palcem. Trochę mi się we łbie poprzewracało od tego powodzenia.
Przed Józkiem było paru kolesiów, z którymi się prowadzałam jakiś czas. Niedługo, bo ja się szybko nudzę, a chłopy w gruncie rzeczy chcą tego samego: do łóżka – i już! Józek to inna sprawa. Był po maturze, uczył się dalej w wojskowej szkole. Pamiętam, że kiedy go zobaczyłam w mundurze, odpłynęłam. Zamiast wziąć nogi za pas, zakochałam się jak wariatka. Nic się nie liczyło, nic mnie nie obchodziło, tylko on! Rozum mi się zlasował od tej miłości…
Obwiniał mnie o wszystko, co złe
Babka jeszcze wtedy żyła, ale była już bardzo chora.
– Posłuchaj mnie, dziewczyno – szeptała niewyraźnie, gdy przychodziłam do niej i siadałam przy łóżku. – Ten chłopak nie dla ciebie, ty nie dla niego.
– Niby dlaczego? Że szkoły nie mam? Że biedna jestem?
– To też, ale ty jesteś dzikus nieoswojony, a on jak pies na łańcuchu. Inaczej żyliście, nie dogadacie się.
– Dogadamy. Będzie dobrze.
– Nie będzie. Pogryziecie się.
Wystawałam pod koszarami. Czekałam, aż się wymknie, i wtedy zaczynało się moje szczęście. Długo się udawało, aż kiedyś Józek natknął się na dowódcę. Gdyby nie pyskował i się nie rzucał, dostałby parę dni ścisłego i już, ale on mówił, że go poniosło… Poszarpali się. No i wyrzucili mojego chłopaka z uczelni. A to był dopiero początek naszych nieszczęść.
Józek też pił, jak wszyscy. Ale nie wiedziałam, że był już uzależniony. Nie widział życia bez tego, no i jak go wywalili z wojska, popłynął. Najpierw myślałam, że to głupota, przecież wielu się udawało wyrwać z nałogu, więc i Józek nie jest stracony. Kochałam go. On też mnie kochał; ciągle powtarzał, że jest jak kleszcz, że nikt ani nic go ode mnie nie oderwie.
Jego rodzice nic nie wiedzieli o piciu, więc dawali mu kasę, dopóki sobie czegoś nie znajdzie i się nie ustawi. Przeboleli to wojsko; namawiali, żeby zapisał się na jakąś cywilną uczelnię, a oni sfinansują wszystko, co trzeba. Był jedynakiem, chcieli dla niego jak najlepiej. Nie wiem, czy był na tych studiach choć ze dwa razy. Ciągnął kasę od starych i wszystko szło w kanał. Dopiero po paru miesiącach się pokapowali, bo Józek jest mistrzem w kłamaniu i manipulacji. Zostałam mu tylko ja. Co mogłam zdziałać bez zawodu, bez wykształcenia, bez pomocy znikąd?
Niby żartem Józek mi kiedyś powiedział:
– Gdybyś ty tak potrzebowała jak ja, tobym nawet do pornosów poszedł, żeby ci pomóc…
Sam znalazł dojście do takiej roboty dla mnie. Czego ja bym nie zrobiła, żeby był zadowolony! Zaczęłam zarabiać. To nie były aż takie kokosy, ale dla mnie by wystarczyło śpiewająco. Dla Józka nie starczało. Zaczął mnie obwiniać o to, że zmarnował przeze mnie życie, że jest zerem, że bez wódki nie może sobie z niczym poradzić.
– Wiem, że lecę w dół, ale to ty tam mnie ciągniesz! – krzyczał. – Byłaś na dnie, więc u ciebie nic się nie zmieniło. Mnie zniszczyłaś, teraz odpokutujesz!
Takie we mnie wyrobił poczucie winy za swoje zmarnowane życie, że nawet nie pisnęłam, kiedy mnie oskarżał, a potem i lał, bo coraz częściej przychodziła do niego agresja. Na mnie się wyładowywał. Najgorszymi przekleństwami mnie obrzucał. Wyzywał od najgorszych. Szalał, rozbijał, co się tylko dało. A potem ni stąd, ni zowąd się uspokajał. Był wtedy czuły, dobry; mówił słowa miłości, kładł mi głowę na kolanach, płakał i przysięgał, że to było ostatni raz, że nigdy więcej palcem mnie nie ruszy. Nie wierzyłam, ale co miałam robić?
Zawsze myślał tylko o sobie
Naprawdę czułam się za niego odpowiedzialna. Przecież gdyby nie ja, byłby już po dyplomie, miały pracę i porządną dziewczynę, z którą by się pewnie ożenił. Cały czas mi to wmawiał:
– Gdzie ja miałem oczy, żeby z taką zdzirą jak ty się zaplątać!
Źle się czułam fizycznie. Antykoncepcja mi nie służyła, miałam mdłości i plamienia, więc pani doktor kazała mi trochę odpocząć. Mówiłam draniowi kilka razy, żeby uważał, bo ja nic nie łykam, ale nie słuchał! Do czwartego miesiąca nie pisnęłam ani słówka.
– Specjalnie! – wrzeszczał. – Wyczekałaś, żeby za późno było na skrobankę! Ale ja i tak z ciebie tego bachora wytrząsnę!
Uciekłam od niego w środku nocy do koleżanki. To jej siostra załatwiła mi miejsce w Domu Samotnej Matki. Dopiero tam odpoczęłam. Po raz pierwszy w życiu czułam się jak człowiek. I gdyby nie strach, że Józek mnie w końcu znajdzie, byłabym szczęśliwa.
Jesienią urodziłam zdrową, przepiękną dziewczynkę. Od razu moje serce było jej pełne po brzegi. Wcześniej myślałam, że moja miłość do Józka jest największa, ale teraz zrozumiałam, że czuję coś niewyobrażalnego, nie do opisania, i że tak już ze mną będzie do końca życia.
Co za diabeł mnie podkusił, żeby zadzwonić do Józka?! W tej mojej głupiej głowie sobie uroiłam, że jak zobaczy te rączki maciupeńkie, tę słodką buzię i oczka wielkie na pół policzków, zakocha się tak jak ja! Że powie: „Wracaj do mnie. Teraz już będzie dobrze”… Faktycznie prawie zaraz po mnie przyjechał… Zabrał mnie i Julcię samochodem kolegi. Ten facet od razu mi się nie podobał; był mrukliwy i ze ślepiów mu źle patrzyło. Ale pojechałam.
Podpisałam wszystkie papiery, że biorę odpowiedzialność za siebie i dziecko, że wiem, co robię, że mam gdzie się podziać, i wsiadłam do auta. Dlaczego nie złamałam nogi, nie zemdlałam, nie walnęłam się o framugę tym głupim łbem?!
Niech tylko wyciągnie łapę po dziecko...
Było jak w bajce przez trzy dni. Czwartego wieczoru Józek wrócił skądś podpity.
– Słuchaj – powiedział – możemy zrobić interes życia.
Nagle serce mi zaczęło walić jak oszalałe. Spociłam się ze strachu, choć jeszcze nic się nie działo. Wiedziałam…
– O czym mówisz? – spytałam ostrożnie. – I co mnie do tego?
– W końcu z twojego brzucha wyszedł ten bachor, co nie?
– A ty nic do tego nie miałeś?
– Miałem, dlatego teraz mówię: jest interes do zrobienia.
Szykowałam właśnie śniadanie. Chleb, pomidory, parówki. Pamiętam najdrobniejsze szczegóły. Józek oznajmił mi, że na Julci można zarobić, bo są ludzie, którzy ją kupią. Tak powiedział: „kupią”!
– Mają kupę kasy i chcą dzieciaka. Ja nie mam kasy, więc obie strony mogą być zadowolone. A dzieci sobie urodzisz, ile tylko będziesz chciała. Obiecuję!
Miał taką zadowoloną gębę. Taką bezczelną, pewną siebie… Więc pchnęłam go tym nożem, którym kroiłam chleb. Z całej siły. Tylko jeden raz, bo więcej nie było potrzeba. Złapał się za brzuch i patrzył na mnie, a oczy miał coraz bardziej wybałuszone, coraz większe i większe, i tak podobne do oczu Julci, że struchlałam. Więcej go uderzyć tym nożem nie dałam rady.
Adwokat mówi, że ten jeden cios działa na moją korzyść. Można to podciągnąć pod afekt. No i Józek się wylizał…
– Centymetr do aorty i byłoby zabójstwo – mówi prokurator.
Widocznie jeszcze mu nie była pisana śmierć z mojej ręki. Jeszcze nie teraz… Wiem na pewno, że jeśli kiedykolwiek wyciągnie łapę po moją córkę, zabiję. Niech się trzyma od nas z daleka. Niech nas omija!
Czekam na sprawę. Malutka jest teraz w rodzinie zastępczej. A ja strasznie za nią tęsknię. Więzienny psycholog zapytał ostatnio, czy umiałabym przebaczyć Józkowi, gdyby mnie o to poprosił. Gdyby naprawdę żałował, gdyby się zmienił. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Myślę tylko o dziecku.
Czytaj także:
„Oświadczyłem się ukochanej po 5 latach związku. Ona błyskawicznie odpowiedziała >>nie<<. Myślałem, że się przesłyszałem”
„Mąż ciągnął mnie do łóżka kilkanaście razy w tygodniu. Koleżanki mi zazdroszczą, a ja już nie daję rady”
„Stawałam na rzęsach, żeby zauroczyć Pawła. Dla niego zmieniłam się nie do poznania. Nie jestem pewna, czy było warto”