Pętałem się po domu z kąta w kąt i tylko zabawy z dziećmi dawały mi chwile wytchnienia. Do głowy mi jednak nie przyszło, że mógłbym zająć się domem.
– Dostałam awans! – krzyknęła uszczęśliwiona Ania.
– No to gratuluję – moja reakcja była daleka od entuzjazmu. – Bardzo się cieszę.
Miałem rację
– Jakoś tego nie widzę! Pewnie uważasz, że powinnam siedzieć w domu, prać, sprzątać i gotować, a nie robić karierę?! Od początku nie podobało ci się, że wracam do pracy!
– Nie o to chodzi – uspokajałem.
– A o co?!
– Dzisiaj zwolnili mnie z pracy.
Nie da się ukryć, że popsułem mojej żonie humor. Nie, nie martwiła się naszą przyszłością. Razem z awansem dostała sporą podwyżkę, mieliśmy też oszczędności. Żałowała tylko, że nie mogę się z nią w pełni cieszyć.
– Na pewno szybko coś znajdziesz – próbowała mnie pocieszyć.
– Obawiam się, że to nie będzie takie łatwe – tłumaczyłem. – Jestem copywriterem i nie potrafię nic innego poza pisaniem tekstów reklam. A branża marketingowa jest cały czas w kryzysie.
Na moje CV rozesłane gdzie się dało, nie odpowiedział pies z kulawą nogą. Jedyny zysk z tego mojego bezrobocia był taki, że teraz więcej czasu spędzałem z dzieciakami, niespełna roczną Matyldą i prawie trzyletnim Maćkiem.
No, nie zostałem z nimi sam
Odkąd Ania wróciła do pracy, naszym potomstwem zajmowała się teściowa. Lubiła mnie, a ja ją, ale od chwili, gdy, zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu, miałem wrażenie, że ma o coś do mnie pretensje. Nie powiedziała mi tego wprost, posłużyła się swoją córką.
– Może byś poszedł po zakupy? – zapytała mnie Ania.
– A co? Chcesz mnie zmienić w kurę domową?!
– Chcę, tylko żeby w domu było czysto, a w lodówce pełno! Nie rozumiem, jak możesz siedzieć w takim bałaganie!
Miała rację, aż sam się z tym źle czułem. Do tej pory jednak myślałem o sobie wyłącznie w kategorii pana domu. Do mnie należało przede wszystkim „dostarczanie” pieniędzy, a reszta mnie nie obchodziła. Wszystkie domowe obowiązki były na głowie Ani.
Ja byłem „używany” tylko do cięższych prac fizycznych. Przynosiłem zakupy zrobione przez żonę, wynosiłem śmieci. Po tym, jak Ania wróciła do pracy, właściwie nic się nie zmieniło.
Wdrażanie do domowych obowiązków zacząłem od zakupów. Po kilku wpadkach doszedłem w moim nowym zajęciu do sporej wprawy. Kolejnym etapem stało się gotowanie. Moja teściowa miała niezły ubaw, kiedy zadawałem jej pytanie o najprostsze czynności.
Z czasem gotowanie mnie wciągnęło i wkrótce sięgałem do coraz bardziej wyrafinowanych przepisów. Niekłamane uznanie, które widziałem w oczach Ani, świadczyło, że idzie mi naprawdę nieźle. Ale prawdziwy egzamin był dopiero przede mną...
– W przyszłym tygodniu będziesz się musiał zająć Matyldą – powiedziała żona.
– Jak to, zająć? Twoja mama będzie przychodzić na krócej?
– Nie będzie przychodzić wcale. Dzwoniła, że ma grypę.
Wpadłem w panikę. Ja i niemowlę?
Za każdym razem, kiedy przewijałem Matyldę, czy też dawałem jej coś do jedzenia, panicznie bałem się, że zrobię jej krzywdę. Ale jakoś przeżyłem ten tydzień.
W kolejnym czekała mnie nagroda.
– Bernard dzwonił! – powiadomiłem radośnie Anię, gdy wróciła z pracy – Powiedział, żebym do niego wpadł, bo ma dla mnie jakąś robotę.
– To fajnie – powiedziała moja żona, ale na jej twarzy nie było radości.
– Coś się stało w pracy?
– Nie, w pracy wszystko w porządku. Tylko widzisz... ja się trochę przyzwyczaiłam, że ty jesteś w domu i wyręczasz mnie w większości obowiązków.
Przyznam szczerze, że i ja do tego przywykłem. Ostatnio niezbyt ochoczo przeglądałem ogłoszenia o pracę. Ale też nie dopuszczałem do swojej świadomości myśli, że mógłbym tylko zajmować się domem i dziećmi...
Niestety Bernard nie miał dla mnie etatu, tylko, jak to określił „małą robótkę”. Odtąd dostawałem od niego małe zlecenia. Pieniądze były z tego marne, ale przynajmniej nie traciłem kontaktu z zawodem. I trochę się lepiej czułem. Taki pełnowartościowy.
W domowych obowiązkach także byłem coraz sprawniejszy. Kiedy Maciek poszedł do przedszkola, mężnie oświadczyłem żonie, że można już ograniczać wizyty teściowej, bo daję sobie radę.
Trochę się jednak przeliczyłem. Chyba niezbyt dokładnie ubrałem ją na jeden ze spacerów i następnego dnia mała dostała gorączki. Musiałem iść z nią do przychodni. Pani doktor przebadała Matyldę i przyjrzała mi się ciekawie.
– Widzę pana pierwszy raz. Dotąd żona zajmowała się dziećmi – zaczęła.
– Ale teraz ja to robię – postanowiłem uciąć rozmowę na temat mojego nowego „statusu” w małżeństwie.
Pani doktor wypisała recepty. Kiedy mi je dawała, dałbym sobie głowę uciąć, że patrzyła na mnie ironicznie.
Po tej wizycie dopadł mnie psychiczny dół. Nawet kiedy zadzwonił Wojtek i zaprosił mnie na wieczór kawalerski, nie chciałem iść, ale Ania uznała, że takie spotkanie mnie odpręży.
– No i co porabiasz? – spytał Wojtek.
– Próbuję się gdzieś zaczepić, ale sami wiecie, recesja na rynku – odparłem.
– To pewnie umierasz z nudów. Ja, jak kiedyś szukałem pracy, to myślałem, że oszaleję. Uratowało mnie to, że zacząłem chodzić na siłownię i basen. Może też powinieneś?
– Nie mam na to czasu.
– Jak to, przecież jesteś bezrobotny?! – Wojtek nie posiadał się ze zdumienia.
– Ale mam na głowie dzieci i cały dom. Nie macie pojęcia, ile to zajmuje czasu.
– Chcesz powiedzieć, że zostałeś... kurą domową?! – wybuchnęli gromkim śmiechem.
– Tak i bardzo sobie to chwalę – uśmiech zamarł na ich twarzach.
– Żartujesz? – wyjąkał Wojtek.
– Absolutnie nie. Zaczęło mi się podobać zajmowanie się tymi sprawami.
– Ja w sumie też lubię odkurzać, to mnie uspokaja – rzucił inny kolega.
– A ja lubię zmywać naczynia – powiedział Wojtek. – Tylko nie w tym rzecz. Kobieta szanuje faceta tylko dopóki on zarabia więcej od niej. Ale gdy to ona przynosi więcej kasy, facet staje się śmieciem. Przez to rozpadł się mój poprzedni związek.
Osłupiałem
Po drodze do domu zacząłem analizować zachowanie Ani i odnajdować w nim elementy pasujące do teorii Wojtka. Było ich sporo...
– I jak to spotkanie? – zapytała żona następnego dnia rano.
– Powiedzmy, że nie zrozumieli czym się zajmuję – stwierdziłem kwaśno i opowiedziałem żonie o ich reakcji.
– Są głupi i tyle. Niby tacy nowocześni, a wciąż im się wydaje, że domem może się zajmować wyłącznie kobieta.
– Nie pocieszaj mnie.
– Przestań, chyba się nie przejąłeś?!
– Owszem, przejąłem się. Myślisz, że to tak miło być potraktowanym?!
– To sobie znajdź pracę. Może wtedy przestaniesz marudzić i zawracać mi głowę! – zdenerwowała się.
– Widzisz?! Ty też uważasz, że skoro nie zarabiam, to można zbyć moje problemy! – wściekły wyszedłem do dziecięcego pokoju.
Matylda jeszcze spała, za to Maćka musiałem już ubierać do przedszkola.
– No co cię ugryzło? – spytała Ania.
– Sam nie wiem. A najśmieszniejsze, że ja naprawdę lubię zajmowanie się domem i nie mam już ochoty siedzieć po 12 godzin w pracy.
– To o co chodzi?
– O to, że wszyscy uważają moje zajęcie za coś gorszego, co nie przystoi mężczyźnie. Wiem, że powinienem to ignorować, ale nie potrafię.
– Rozumiem. Coś wymyślę – odparła.
Myślałem, że mnie tylko pociesza. Ale ona już następnego dnia wpadła do domu z radosną miną.
– Już wiem! – zawołała. – Musisz założyć firmę!
– Ale co to zmieni? – zdziwiłem się.
– A to, że nie będziesz już mówił, że nic nie robisz, tylko „mam własną firmę, pracuję w domu” – spojrzała na mnie dumna z pomysłu. – I jak ci się to podoba, mój koguciku?
Niedawno minęły dwa lata od tej rozmowy. Moja firma to... „Kogut Domowy”. Dzięki tej nazwie mam sporo klientów. W mojej branży docenia się kreatywność. Pewnie nawet mógłbym trochę firmę rozwinąć, zatrudnić kilka osób, ale...
Jakoś mi jednak do tego nie spieszno. Może zrobię to za rok, kiedy poślemy Matyldę do przedszkola. Teraz za bardzo lubię chodzić z nią na spacery i objaśniać, jaki skomplikowany jest ten świat.
Czytaj także:
„Tego kwiatu jest pół światu, a córka wybrała akurat prymitywnego aroganta. Zięć chce wszystkich ustawiać do pionu”
„Mężczyźni ode mnie uciekali, więc stworzyłam sobie fikcyjny związek. Wystarczyło tylko dobrze zapłacić”
„Szwagier najpierw odbębniał domowe obowiązki, a potem wskakiwał do mojego łóżka. Pech chciał, że zaszłam w ciążę”