„Bratowe pożarły się lata temu i same już nie pamiętały, o co. Przez nie omal i ja nie popadłem w konflikt z rodziną”

mężczyzna zmęczony walką bratowych fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Dziewczyny nie dogadały się na temat obiadów, bo w ogóle nie rozmawiały. Efekt był taki, że dostawałem dwie fury żarcia, jedną po drugiej. Bardzo doceniałem ich troskę, ale co za dużo, to nie zdrowo... Tylko jak tu odmówić? Przecież obraza murowana”.
/ 12.03.2022 08:56
mężczyzna zmęczony walką bratowych fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Przy szpitalnym łóżku siedzieli obaj: Piotr, mój młodszy brat, i starszy Mariusz. Ten drugi jak zwykle nieogolony, we flanelowej koszuli, Piotrek wymuskany, wypachniony. Właśnie oznajmili, że zabierają mnie do siebie.

– Jak to mnie zabieracie? A co to ja jestem w przedszkolu czy co? – obruszyłem się na takie gadanie.

– Nie masz się co unosić – odezwał się spokojnie Mariusz. – Ja nawet gadałem z twoją Magdą, powiedziała, że to najlepszy pomysł, żebyś zamieszkał u któregoś z nas, dopóki ona nie wróci. Chcemy ci pomóc.

– U nas jest gościnny pokój z osobnym wejściem, będziesz czuł się swobodnie – wtrącił jeszcze Piotrek. – A i opiekę będziesz miał, domowe obiadki, bo Zosia codziennie przecież gotuje. I posprząta ci, i upierze…

– Ela też gotuje super i ciasta piecze w każdą niedzielę, z głodu nie damy ci zginąć – dodał Mariusz, patrząc wymownie na gips na mojej ręce.

Moi bracia mieli rację i nie było co się unosić honorem, tylko przystać na ich propozycję. Zwłaszcza że po tym wypadku samochodowym nie czułem się jeszcze zbyt dobrze. Złamany obojczyk i ręka wciąż były w gipsie, stłuczona noga bolała, chodziłem o kulach.

Ze szpitala mogli mnie już wypisać, ale sam nie poradziłbym sobie w zwykłych, codziennych sprawach. A do powrotu mojej narzeczonej z zagranicznego stypendium pozostało jeszcze sześć tygodni. No i ucieszyłbym się pewnie tą troskliwością braci, gdyby nie jedna sprawa. A właściwe dwie – dwie kobiety, ich żony.

Obaj moi bracia mieszkali pod miastem, tuż obok siebie, pobudowali się na jednej parceli, po rodzicach. Ja miałem swoją kawalerkę w mieście, ale nie powiem, lubiłem do nich zaglądać na jakiegoś grilla latem czy ognisko jesienią. Zawsze bywało u nich tak wesoło. Niestety, już ze trzy lata będą, jak się to wszystko urwało. Od momentu, kiedy obie moje bratowe, żona Piotrka Zosia i Mariuszowa Elżbieta weszły na wojenną ścieżkę.

Właściwie nikt z rodziny nie wie, o co im poszło. W każdym razie nie odzywały się do siebie i omijały się szerokim łukiem, co było dość trudne, zważywszy, że jedna drugiej mogła w okna zaglądać, tak blisko stały ich domy. I ta ich wzajemna niechęć trwała, pomimo że obaj bracia pozostali w zażyłych stosunkach, a ich dzieciaki lubiły się bardzo. W końcu przywykliśmy do tego, że obie bratowe traktują się jak powietrze.

Za dużo dobroci na raz!

Teraz przyszło mi zamieszkać razem z nimi na dobrych parę tygodni. Jadąc z braćmi na wieś, zacząłem się zastanawiać, czy aby nie przeceniłem swoich sił i odporności… Jednak widząc, jak Zosia wygodnie urządziła mój pokój, ujęty jej troską i życzliwością, trochę się uspokoiłem.

– Masz tu wszystko, co trzeba, pod ręką – powiedziała. – A jak będziesz czegoś chciał, to zawołaj tylko.

– Nie róbcie sobie ze mną kłopotu – uśmiechnąłem się zażenowany. – Jestem wam bardzo wdzięczny i…

– Nie ma o czym gadać, rodzina powinna się wspierać w potrzebie – przerwała mi Zosia. – A obiad to ci zawsze przyniosę tak koło południa, jak dzieciaki ze szkoły wracają, żebyś świeże jedzonko miał.

Pokiwałem głową, nie śmiejąc nawet przyznać się, że zazwyczaj jem coś naprędce gdzieś w mieście, i to przeważnie już wieczorem. Odkąd Magda wyjechała na stypendium, nawet garnka z szafki nie wyciągnąłem! Tymczasem teraz czekały mnie codzienne, domowe obiadki. Sądząc po wyglądzie mojego brata, Zosia gotowała wspaniale, więc nawet mi się to spodobało…

Nie przewidziałem tylko jednego. Że nie tylko żona Piotra będzie chciała okazać mi rodzinną troskę w czasie mojej rekonwalescencji. Miałem przecież jeszcze drugą bratową, i to za miedzą prawie.

Następnego dnia, koło południa, w progu stanęła Zosia z obiadem, który śmiało wystarczyłby dla trzech osób. Zwłaszcza pierogów z mięsem, okraszonych skwarkami, było tyle, że aż oczy zrobiłem wielkie ze zdumienia, że to tylko dla mnie. Odwykłem od domowego jedzenia, bo to i wyjazd Magdy, i ten szpital, więc z niejakim trudem, ale jednak dałem radę im wszystkim.

– Pyszne – pochwaliłem bratową. – Dawno takich nie jadłem.

– Moje chłopaki lubią mączne rzeczy – skinęła głową. – Jutro leniwe zrobię albo naleśniki z serem, też ci posmakują. I gęstą zalewajkę na kiełbasce, co ty na to?

– Wspaniale – zgodziłem się potulnie. – Tylko bardzo proszę o mniejszą porcję, bo tyle co dzisiaj, to dla mnie stanowczo za dużo.

– A tam, nie gadaj! Chłop jesteś, to wszystko ci w siłę pójdzie, nie w biodra! – ze śmiechem poklepała się po całkiem pokaźnych rozmiarów pośladku. – Poza tym, jako rekonwalescent, musisz dobrze się odżywiać. Kości się zrastają przecież…

Jakiś czas później, oczy mi się akurat tak przyjemnie zamykały, odpływałem w poobiednią drzemkę, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.

Trochę nieprzytomny otworzyłem oczy i w progu ujrzałem Elżbietę z wielką tacą w rękach.

– Obiad ci przyniosłam, taki porządny, jak dla mężczyzny – powiedziała. – Wiem, co chłop lubi zjeść, w końcu w domu mam ich czwórkę!

Nawet nie musiałem patrzeć na to, co przyniosła, w nozdrza od razu uderzył mnie zapach kotletów i zasmażanej kapusty. Pewnie byłby to bardzo smakowity zapach, gdybym godzinę wcześniej nie najadł się Zosinych pierogów. Wciąż jeszcze je czułem w żołądku.

– Ale ja już jadłem obiad – zaprotestowałem nieśmiało. – Nie jestem…

– A coś ty za obiad tu mógł zjeść! – przerwała mi Ela. – Te jej kluchy jak dla przedszkolaków? – parsknęła ironicznie. – Mężczyzna jesteś, porządnie zjeść potrzebujesz – położyła tacę na stoliku i wyszła.

No to miałem problem. Nie chciałem robić żadnej bratowej przykrości, skądże znowu, bardzo chętnie zjadałbym te ich obiadki, bo naprawdę były smakowite, no ale przecież nie dwa naraz. Jakiż żołądek by to wytrzymał?! Mój na pewno nie, do zawodnika sumo mi było daleko, z braci najchudszy jestem.

„Dzisiaj mogę tego kotleta na kolację sobie zostawić – kombinowałem w myślach – ale jeżeli jutro Zosia nafaszeruje mnie naleśnikami, a Elka potem przyniesie kawał mięsa…”. Westchnąłem ciężko, tak na dłuższą metę to się nie da, dobrze to wiedziałem. A znowu nie zjeść? Obie bratowe się obrażą, moi bracia pewnie też, no i konflikt w rodzinie murowany. Ale przecież bronić się musiałem.

Toteż następnego dnia na widok Zosi z górą naleśników, uśmiechałem się i pokręciłem głową.

– Wybacz, kochana, ale nie dam rady – powiedziałem stanowczym tonem. – Coś mam z żołądkiem, pewnie po tym szpitalnym jedzeniu, teraz nie może się przestroić na normalne.

– A mnie się wydaje, że to Elka cię wczoraj czymś struła, czułam te jej smażone kotlety w całym domu, chociaż przecież wejście masz tu osobne – odezwała się bratowa z niezadowoleniem. – Oni tylko by mięso jedli, w dodatku smażone, ciężkie to takie i niestrawne, a ja na patelni beztłuszczowej wszystko robię, śmietana też świeżutka, kobieta ze wsi przynosi…

Musiałem jasno wyłuszczyć sprawę

Ja jednak postanowiłem być bardzo stanowczy. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Zosia zabrała tacę i z naburmuszoną miną wyszła. Trzy godziny później sytuacja dokładnie się powtórzyła. Tylko tym razem to Ela wyszła z półmiskiem pełnym zrazów z sosem grzybowym, z równie obrażoną miną. Trochę mi nawet było żal tych grzybów, no ale trudno, powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B.

Natomiast późnym wieczorem złożyli mi wizytę obaj bracia.

– Czemu ty nie chcesz jeść obiadów Zośki? – pierwszy spytał Piotr. – Ona mówi, że ci nie smakują.

– Elka mówi to samo – powiedział Mariusz. – My wiemy, że ty w mieście to do innego jedzenia jesteś przyzwyczajony, a u nas frykasów żadnych nie ma, ale powiedz, co byś zjadł, to ci ugotują…

Zacząłem się śmiać. Ale nie mogłem za bardzo, bo pęknięty obojczyk wciąż mnie bolał…

– Powiem wam tak – popatrzyłem na braci poważnie. – Takich frykasów jak u was, to już dawno nie jadłem, ale przecież nie dam rady dwóm obiadom naraz.

Bracia zrobili zdumione miny.

– Ale co ty mówisz? – spytał Piotrek.

– No to, że w południe jem wasze pierogi i wszystko inne, a trzy godziny później następny obiad, tym razem Eli – wyjaśniłem.

– Chyba żartujesz – Mariusz aż usiadł z wrażenia. – Chcesz powiedzieć, że one nie umówiły się, która kiedy ma ci obiad przynieść?

– Ano widać nie – wzruszyłem ramionami. – Zresztą jak to miały zrobić, skoro od trzech lat nie gadają? Roześmiałem się, a bracia mi zawtórowali, i tak śmialiśmy się z zawziętych bab przez chwilę.

– Całkiem im na mózg padło – powiedział w końcu Piotrek. – Już ja sobie ze swoją pogadam.

– A ja ze swoją – dodał natychmiast Mariusz. – I wiecie co? – popatrzył na nas, jakby Amerykę odkrył. – Niech one się same między sobą w tej sprawie dogadają, my nie będziemy pośredniczyć, no nie?

– Jasne – Piotrek przybił mu piątkę.

Obie bratowe przyszły do mnie jeszcze tego samego wieczoru. Najpierw z jakimiś pretensjami, każda coś tam mruczała pod nosem, w końcu zamilkły, patrząc na mnie nieufnie.

– To jak, szwagier? – spytała Zosia.

– W końcu przestańcie się wygłupiać – powiedziałem. – Bo jaki wy przykład Magdzie dacie, jak już zostanie waszą szwagierką? – roześmiałem się. – A z obiadami dla mnie, to jeżeli wy się nie dogadacie, to ja o kulach do knajpy pójdę i wstydu wam narobię na całą wieś, o!

No i dogadały się te dwie moje bratowe. I wreszcie zaczęły się do siebie normalnie odzywać. A ja zdobyłem w rodzinie opinię dobrego mediatora, takiego, co to na śmierć zwaśnione kobiety potrafi pogodzić. No i dobrze. Tylko jak je zapytałem kiedyś, o co im wtedy, te trzy lata wcześniej, poszło, żadna z nich nie pamiętała. I bądź tu człowieku mądry. No nie zrozumiesz kobiet.

Czytaj także:
„Kochanica męża chce ukraść mi córkę. Zosia ubóstwia >>drugą mamę<<, a ja cierpię, bo Daria odbiera mi córkę”
„Wnuk udawał, że mnie kocha, by mnie okraść. Zostawił mi 70 zł na koncie i porzucił jak mebel. Żałuję, że przeżyłem zawał”
„Klientka od lat zdradzała męża i chciała znaleźć na niego brudy, żeby zażądać rozwodu. Utarłam nosa tej zołzie”

Redakcja poleca

REKLAMA