„Mój cichy wielbiciel, chcąc przełamać lody, uknuł przeciwko mnie intrygę. Efekt? Dziś jest moim mężem i ojcem moich dzieci”

Kobieta odnalazła miłość fot. Adobe Stock, Spectral-Design
„Kiedy wracaliśmy, Mateusz opowiadał o mijanych kamieniczkach, pokazując mi ciekawe architektoniczne szczegóły, na które dotąd nie zwróciłam uwagi. Dotąd nie wydawał mi się interesujący, jednak teraz łapałam się na tym, że chciałabym go słuchać cały wieczór”.
/ 06.08.2022 13:15
Kobieta odnalazła miłość fot. Adobe Stock, Spectral-Design

Za kilka tygodni będziemy obchodzić z Mateuszem piątą rocznicę ślubu. Zrobimy to, co zwykle – zabierzemy dwójkę naszych maluchów i pójdziemy do kawiarni na duże porcje lodów. Że co to za celebracja? Och, te lody są dla nas bardzo ważne.

To dzięki lodom możemy w ogóle obchodzić tę rocznicę, bo odegrały one istotną rolę w tym, że dziś jesteśmy rodziną. Ten wieczór tym tylko różnił się od innych, że był początkiem weekendu i miałam świadomość, że następnego dnia będę mogła się wreszcie porządnie wyspać.

Zamierzałam go spędzić w domu z książką w ręku, bo potrzebowałam odrobiny spokoju. Pracuję w księgowości, a ponieważ był czas urlopów, przez cały tydzień tkwiłam przed komputerem. Kiedy zadzwoniła Majka i zaczęła mnie namawiać na spotkanie, w pierwszej chwili kategorycznie odmówiłam. Ale wtedy obie z Gośką zaczęły mi zarzucać, że zostałam korporacyjnym szczurem, który nie ma czasu dla przyjaciół.

Poddałam się. Obiecałam, że przyjdę

Odłożyłam książkę, ale minęła godzina, zanim wyszłam z domu, bo musiałam jeszcze przekopać szafę w poszukiwaniu odpowiedniego stroju i zrobić makijaż. Wiedziałam, że jeśli pojawię się w byle czym, wytkną mi to bezlitośnie (moje przyjaciółki były niesłychanie szczere) i zaczną biadać nad moim zaniedbaniem. Letnia sukienka koloru wina, mój ulubiony łańcuszek i szpilki powinny je zadowolić.

Zawsze umawiałyśmy się w tym samym miejscu. Miałyśmy ulubioną knajpkę na lublińskiej Starówce, gdzie latem stoliki stały na zewnątrz, a ochrona przeganiała pijaczków i amatorów rozróby. Kiedy dotarłam na miejsce, przy stoliku siedziała Majka i Gośka, Radek i Darek (bliźniacy, którzy ostatnio stanowili centrum wszechświata moich przyjaciółek) oraz jakiś nieznany chłopak.

Wkurzyłam się. No, tak. Dziewczyny uznały, że potrzebuję męskiego towarzystwa i bez konsultacji ze mną zaprosiły obcego faceta. Miałam wprawdzie niejasne wrażenie, że skądś go znam, ale nie zastanawiałam się nad tym, bo i tak z góry go skreśliłam.

– No, jesteś wreszcie – powitała mnie Majka. – Siedzisz w domu jak kret, a my…

– … tęsknimy za naszą Marzenką – dopowiedziała Gośka.

Zawsze wchodziły sobie w słowo, co zwykle mnie bawiło, ale teraz byłam zła. Przy pierwszej okazji miałam zamiar uświadomić im, że nie potrzebuję męskiego ramienia. Rozwód rodziców sprawił, że stałam się nieufna i nauczyłam się liczyć przede wszystkim na siebie.

– Poznajcie się – Majka machnęła ręką w stronę nieznajomego. – To jest Mateusz.

– Marzena – mruknęłam i podałam rękę chłopakowi, który poderwał się z krzesła.

Uścisk miał mocny, ale bez przesady, a dłoń ciepłą i suchą. Na szczęście, bo nie znosiłam facetów, którym pociły się ręce.

– Co zamawiamy? – zaszczebiotała Gośka i natychmiast zaproponowała: – Może lody? Gorąco jak cholera, a tu mają najlepsze... Radek, przynieś kartę, wybierzemy sobie.

Zanim Radek się podniósł, przyżeglowała do nas zmęczona młoda kelnerka i położyła przed nami kartę. Smaków było sporo. Skupiłyśmy się na wyborze, a chłopcy zamówili colę i piwo.

Gośka i Majka spojrzały na nich groźnie, więc obaj podnieśli po jednym palcu do góry na znak, że więcej pić nie będą i zaczęli się z nimi przekomarzać na temat tej przymusowej prohibicji. Ja milczałam, bo zastanawiałam się, jak się stąd zmyć, żeby nie wyglądało to na ucieczkę.

– Nie kojarzysz mnie, prawda? – zagadnął nagle Mateusz.

– A powinnam? – uniosłam brwi.

– Mieszkam w tej samej kamienicy, co ty. Wuj zmarł pół roku temu i zapisał mi mieszkanie, bo nie miał rodziny, a ja bywałem u niego jako dzieciak. To on mnie namówił na architekturę. Pierwsze lekcje brałem u niego, bo pokazywał mi stary Lublin i opowiadał niezwykłe historie.

– No tak – przyznałam. – Rzeczywiście jest tu sporo ciekawych miejsc… A ten wuj jakoś się nazywał? – spytałam nieufnie.

Roześmiał się i wymienił nazwisko, a ze mnie od razu zeszło trochę pary. Pamiętałam tego starszego pana, zawsze uśmiechniętego, niesamowicie szarmanckiego, jakby z innej epoki. Czasem siadywaliśmy na murku Podzamcza i rozmawialiśmy o zmianach, jakie zachodzą w mieście.

Niech sobie radzą beze mnie

Pokrewieństwo Mateusza z człowiekiem, którego bardzo niegdyś lubiłam, nastawiło mnie do niego przychylniej, choć nie na tyle, bym brała pod uwagę bliższą znajomość. Ot, sąsiad z kamienicy i tyle.

Zabrałam się do pucharka z lodami, które właśnie przyniesiono i postanowiłam, że po zjedzeniu powiem grzecznie, że jestem zmęczona i opuszczę rozbawione towarzystwo.

Niech sobie radzą beze mnie. Na zaczepki dziewczyn pomrukiwałam tylko i coraz szybciej jadłam te nieszczęsne lody, marząc o chwili, kiedy znajdę się u siebie, zrzucę z nóg szpilki i zażyję prawdziwego relaksu. Nagle Mateusz w ferworze rozmowy machnął gwałtownie ręką i resztka lodów z pucharka znalazła się na mojej sukience. Zapadła cisza.

– Marzena, przepraszam! Nie chciałem! – jęknął, gdy spojrzałam na niego groźnie. – Zapłacę za pranie! Kupię ci drugą! Zrobię, co zechcesz, tylko się nie gniewaj!

Bez słowa wstałam i weszłam do lokalu. W toalecie udało mi się spłukać wodą lepkość lodów, ale na sukience miałam teraz dużą, mokrą plamę. Pomyślałam, że w zasadzie mam gotową wymówkę, by opuścić towarzystwo. To był naprawdę nieudany wieczór. Kiedy wyszłam, pod drzwiami łazienki wpadłam na czekającego Mateusza. Wyglądał na przygnębionego i zrobiło mi się go żal.

– Wracasz do domu, prawda? – spojrzał na mnie jak zbity pies. – A mogę cię odprowadzić, czy już nie chcesz na mnie patrzeć?

Rozśmieszył mnie.

– Znam co prawda piękniejsze widoki niż ty, ale… Nie wolisz zostać? Sama trafię, przecież to niedaleko.

– Nie chcę zostać. Oni nie potrzebują mojego towarzystwa, a ja czuję się winny i chętnie zostanę twoją osobistą eskortą.

Nic się nie stanie, jak mnie odprowadzi

Uliczki Starówki były wprawdzie dobrze oświetlone, ale po co kusić los. Zresztą, rozstaniemy się na klatce, a do jutra zapomnę o istnieniu Mateusza. Najwyżej od czasu do czasu powiemy sobie „dzień dobry”, kiedy na siebie wpadniemy.

Pożegnaliśmy się z towarzystwem, które wykazało zrozumienie dla naszego odwrotu, a dziewczyny wyglądały nawet na zadowolone. Uznałam, że mój dzisiejszy brak humoru nie wzbudził ich zachwytu i beze mnie poczują się swobodniej.

Kiedy wracaliśmy, Mateusz opowiadał o mijanych kamieniczkach, pokazując mi ciekawe architektoniczne szczegóły, na które dotąd nie zwróciłam uwagi. Przyznałam uczciwie, że architekci kojarzyli mi się zawsze z nudnymi, zasadniczymi facetami, na co parsknął śmiechem i przyznał, że mam trochę racji.

Wyjaśnił, że pracuje w firmie, która zajmuje się restauracją zabytkowych budynków i trudno tu o improwizację. Jego praca polegała głównie na konkretnych wyliczeniach. Projekt musiał być jak najbliższy oryginałowi. Droga do domu minęła tak szybko, że aż byłam zdumiona, a kiedy staliśmy na klatce, wciąż jeszcze kłębiły się we mnie pytania, które chętnie bym zadała, gdyby nie pora i moje zmęczenie.

– Spotkamy się jutro? – w głosie Mateusza dźwięczała prośba. – Chciałbym się zrehabilitować za te lody. Co byś powiedziała na wyjazd do Kozłówki? Mam do dyspozycji własny środek lokomocji – patrzył na mnie pytająco.

Przyszło mi do głowy, że już dziesiątki razy planowałam zwiedzić pałac w Kozłówce i nigdy mi się to nie udało. Teraz miałabym własnego przewodnika, bo już wiedziałam, że Mateusz ma ogromną wiedzę. Zgodziłam się.

Nigdy nie zapomnę tej wycieczki

Przewodniczka ubrana w strój z epoki i bardzo kompetentna, przepiękne wnętrza pełne portretów postaci, które znałam z historii i ogromny pałacowy park sprawiły, że zwiedzanie było prawdziwą przyjemnością. Ale Mateusz sprawił mi dodatkową niespodziankę. Kiedy siedzieliśmy w przypałacowej restauracyjce nad ogromną porcją pizzy, nieoczekiwanie wyznał:

– Przepraszam cię, Marzena, ale ja te lody… Wiesz, ja je specjalnie na ciebie wywaliłem.
Osłupiałam.

– Odbiło ci?!

– Chyba trochę tak. Bo pomyślałem, że może w ten sposób przełamię lody między nami. A bardzo chciałem poznać cię bliżej.

Tu popłynęła opowieść o tym, jak mijał mnie na klatce i nie wiedział, jak zawrzeć znajomość. Chodził za mną, przyglądał się naszej paczce, aż zebrał się na odwagę i poprosił dziewczyny o pomoc w zaaranżowaniu spotkania. Oczywiście zgodziły się natychmiast.

Co miałam zrobić? Ujął mnie tą opowieścią i rozbawił. Zaczęłam z nim spędzać coraz więcej czasu, aż w końcu zakochałam się w nim i pobraliśmy się. A na pamiątkę pierwszego spotkania świętujemy każdą rocznicę właśnie przy lodach. Tylko już bez „upiększania” mojej odzieży.

Czytaj także:
„Gdy dla męża skończyła się nasza miłość, w odstawkę poszło też ojcostwo. Drań nie daje na syna nawet złamanego grosza”
„Moja żona jest wredną kobietą. Teraz muszę się użerać z identyczną córką. Ma 1,5 roku i już rozstawia nas po kątach"
„Pożyczyłam przyjaciółce oszczędności na budowę domu, a ona zwiała z kasą. Drżę, że jak mąż się dowie, to zażąda rozwodu”

Redakcja poleca

REKLAMA