„Chciałam ślubu, więc wrobiłam Kubę w dziecko. Nie chciałam być starą panną, mam już przecież 31 lat”

Kobieta, która wymusiła zaręczyny fot. Adobe Stock, CandyBox Images
„Za radą siostry musiałam uciec się do podstępu, bo inaczej mój chłopak chyba nigdy nie poprosiłby mnie o rękę. Za każdym razem, ilekroć robiłam jakiekolwiek aluzje do naszego ślubu, on po prostu mnie zbywał. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce i siłą zaciągnąć go przed ołtarz...”.
/ 29.09.2021 08:03
Kobieta, która wymusiła zaręczyny fot. Adobe Stock, CandyBox Images

Chciałabym wreszcie zostać żoną Kuby. Od czterech lat mieszkamy razem, parą jesteśmy jeszcze dłużej.  Moja mama wiele razy podpytywała, kiedy wreszcie zalegalizujemy nasz związek, ale ja zawsze odpowiadałam jej wymijająco. Albo kłamałam, że mi nie zależy, albo że nam się nie spieszy, chociaż myślałam tak samo jak ona. Przecież trzeba myśleć o przyszłości, a przede wszystkim o dzieciach.

Moja rok starsza siostra miała już dwoje, a ja co? Trzydziestka na karku, jeszcze kilka lat i będzie za późno na pierwsze dziecko. Jakub jednak nie spieszył się nawet z oświadczynami. Uważał chyba, że mieszkamy sobie razem, jesteśmy parą i wszystko jest wspaniale.

– Chyba musisz wziąć sprawy w swoje ręce – stwierdziła siostra.

– Ciekawe tylko jak?

– Może powinnaś sama mu się oświadczyć, skoro on się nie kwapi?

– Ty chyba zupełnie oszalałaś – oburzyłam się.

– Nie oszalałam, siostrzyczko. Będziesz tak czekała i czekała, aż znajdzie się jakaś spryciara i ci go zabierze – snuła czarne wizje.

Nagle poderwała się z krzesła:

– Wiem! Powinnaś zajść w ciążę. Wtedy Jakub nie będzie miał innego wyjścia i się z tobą ożeni.
„Albo się wścieknie!” – przebiegło mi przez myśl, ale na głos spytałam:

– A co będzie, jeśli on się nie ożeni nawet jeśli będę w ciąży?

Na to pytanie Baśka najwyraźniej nie znała odpowiedzi. Nie uważałam, że pomysł z ciążą jest dobry, ale też nie widziałam innego sposobu, by skłonić Jakuba do żeniaczki. Za każdym razem, ilekroć robiłam jakiekolwiek aluzje do naszego ślubu, on po prostu mnie zbywał.

– Źle nam jest tak jak dotychczas? – pytał z wyrzutem w głosie.

– Ja nie twierdzę, że jest źle… – próbowałam mu wyjaśnić swój punkt widzenia, ale zwykle mi przerywał.

– No to o co chodzi? – krzywił się.

– Papierek przecież niczego nie zmieni między nami – powtarzał uparcie.

Dał mi pierścionek, ale czegoś zabrakło

Niby miał rację: papierek niczego nie zmienia, ale jednak ma znaczenie. Tym bardziej że chciałabym wziąć ślub kościelny i spełnić te dziewczyńskie marzenia o sukience, welonie, weselu. To wszystko miało w sobie  jakąś magię, której pragnęła każda kobieta, ja również. Chciałam oficjalnie zostać żoną Kuby. Im więcej czasu mijało, tym częściej się zastanawiałam, czy moja siostrzyczka nie miała racji z tą ciążą. Może to jedyny sposób na Kubę?

– Jakub, a co ty sądzisz o dziecku? – dyplomatycznie zaczęłam rozmowę pewnego wieczora.

– O jakim dziecku? Czyim? – nie odrywał wzroku od telewizora.

– Naszym – przyglądałam się uważnie jego reakcjom.

Spojrzał na mnie zdziwiony.

– Jak to „naszym”? My nie mamy dzieci – zdziwił się, a po chwili spytał wystraszony: – Jesteś w ciąży?!

– Nie, ale co byś zrobił, gdybym była? – dopytywałam.

– No… – mój mężczyzna wyraźnie się zawahał. – Wtedy zostalibyśmy rodzicami. Chociaż… – urwał i zamilkł na długą chwilę.

– Chociaż co? – nie wytrzymałam.

– Chociaż chyba wolałbym, żebyś nie była – dokończył szybko. – Dziecko to obowiązek – tłumaczył mi, jakbym nie wiedziała – a my mamy jeszcze na nie czas, nie sądzisz?

– Chyba ty masz!

– Nie przesadzaj, oboje jesteśmy młodzi. Zdążymy.

– Przestań – przerwałam. – Wiesz przecież, że kobiecie czas liczy się inaczej. Zresztą skończmy tę rozmowę, idę pod prysznic – liczyłam na to, że mnie zatrzyma, ale tego nie zrobił.

Byłam zła. Rozmowa poszła w złym kierunku. Wyglądało na to, że jeśli chcę założyć rodzinę z Kubą, to powinnam wziąć sprawy w swoje ręce. Albo rozstać się z nim i poszukać sobie kogoś innego. Po kilku dniach zadałam mu jeszcze jedno pytanie, bardzo ważne z mojego punktu widzenia.

– Kubuś, powiedz mi, dlaczego nie chcesz, żebyśmy wzięli ślub?

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– A ty znowu o tym? – jęknął.

– W kółko wałkujesz jeden temat.

– Powiedz mi, dlaczego? – nie dawałam za wygraną.

– Bo uważam, że to nic nie zmienia, może najwyżej wszystko między nami zepsuć. Dobrze jest tak, jak jest. Więcej: jest bardzo dobrze.

– Nawet mi się nie oświadczyłeś! – nie wytrzymałam. – Nie dostałam od ciebie pierścionka. To chyba znaczy, że mnie nie chcesz?!

– Skarbie ty mój, bardzo cię chcę. Jak możesz w to wątpić chociaż przez moment. To o ten pierścionek ci chodzi? – zapytał nagle.

– Wcale nie chodzi o pierścionek! – zdenerwowałam się.

– No to już nic nie rozumiem.

– Właśnie, nic nie rozumiesz – mruknęłam. – Chyba prawdę mówią ci, którzy twierdzą, że faceci są z Marsa.

Nie chciało mi się już ciągnąć tej rozmowy. Kuba chyba tylko udawał, przecież nie był taki głupi, żeby nie rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Odpuściłam sobie temat na pewien czas, bo naprawdę nie miałam pojęcia, co robić dalej, ani pomysłu, co mogłabym mu jeszcze powiedzieć. Po kilku dniach Kuba wrócił z pracy cały w skowronkach.

– Mam dla ciebie niespodziankę, kochanie – zawołał już od drzwi.

Wpadł do kuchni, gdzie właśnie kończyłam gotować zupę.

– Proszę, prezent dla mojej ukochanej – podał mi pudełeczko.

Otworzyłam i… zamarłam. W środku był pierścionek

– Ładny? Podoba ci się? – dopytywał bardzo przejęty Kuba, ale ja milczałam.

Czekałam na ciąg dalszy. Okoliczności ani miejsce nie były specjalnie romantyczne – oświadczyny w kuchni, wśród garów, ja z chochlą do zupy w ręce. Ale to nic nie szkodzi. Jakub nigdy nie był zbyt sentymentalny ani romantyczny, zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Najważniejsze, że wreszcie dojrzał do tej ważnej decyzji. Sądziłam, że skoro daje mi pierścionek, to się oświadczy. Ale on tylko spytał po raz kolejny.

– No i jak, podoba ci się? Przymierz, zobaczymy, czy pasuje.

Był śliczny, bardzo mi się podobał, ale nie potrafiłam się nim cieszyć. Brakowało tego jednego najważniejszego dla mnie pytania: – Dominiko, czy zostaniesz moją żoną?

Następnego dnia zaraz po pracy pojechałam do siostry.

– Cześć, Baśka – przywitałam się i od razu wypaliłam: – Wiesz, chyba jednak miałaś rację. Roześmiała się z satysfakcją.

– Na ogół ją miewam, ale nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą. A w twoim przypadku, w czym niby miałam tę rację? – dopytywała zaciekawiona.

– W sprawie Kuby, dziecka i tego, że muszę wziąć wszystko w swoje ręce.

– Czyżby Jakub znowu wyciął ci jakiś numer? – Baśka przyglądała mi się uważnie. Bez słowa wyciągnęłam w jej stronę dłoń z pierścionkiem.

– Coś ty?! Oświadczył ci się nareszcie?!  Nie wierzę!

– Właśnie mi się nie oświadczył!

– Więc skąd to? Sama sobie kupiłaś?

– Jeszcze nie zwariowałam – zaprotestowałam. – Dostałam go od Kuby. Kupił mi w prezencie pierścionek. I dał go podczas gotowania zupy.

– Kuba gotował zupę? – zachichotała Baśka.

– Głupia jesteś. Zupę ja gotowałam. A Kuba niespodziewanie przyniósł mi w prezencie pierścionek, bo sądził, że tym załatwi sprawę.

– No tak – westchnęła siostra. – Cały romantyczny Kubuś. I co zamierzasz dalej? – zapytała, stawiając na stole filiżanki z kawą.

Wzruszyłam bezradnie ramionami. Nie wiedziałam, co teraz robić. Chwilami myślałam, że powinnam poszukać sobie innego chłopaka. Ale nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam, bo bardzo kochałam Kubę.

– Chyba przestanę brać tabletki – powiedziałam cicho. – Zajdę w ciążę. Będziemy mieli dziecko i wtedy wreszcie będziemy rodziną.

– Dominika, zastanów się jeszcze…

– Przecież sama mi tak doradzałaś… – zaczęłam.

– Ale teraz już nie jestem taka pewna, czy to był rzeczywiście dobry pomysł. Tak sobie tylko gadałam.

– To już sama nie wiem, poddaję się – westchnęłam.

Po kilku dniach zdecydowałam się jednak odstawić tabletki. Co ma być, to będzie. Przecież Kuba nigdy nie mówił, że nie chce dziecka. A jeśli zajdę w ciążę, to się pobierzemy. Zrobimy to dla dziecka. Wtedy on przestanie się wykręcać, byłam tego pewna.

Jednak z tym zajściem w ciążę nie poszło tak łatwo, jak myślałam. Dopiero kilka miesięcy po odstawieniu tabletek okres zaczął mi się spóźniać. Zrobiłam test ciążowy – był pozytywny! Dopiero wtedy, zamiast tryskać radością, solidnie się przestraszyłam. Co zrobię, jeśli Jakub…? Sama nie byłam pewna, czego się spodziewać.

Najpierw pojechałam do Baśki

– Jestem w ciąży – powiedziałam jej, kiedy zostałyśmy same.

Nabrała powietrza, a potem milczała przez długą chwilę.

– I co na to Kubuś? – zapytała.

– Jeszcze nie wie.

– No to chyba musisz mu powiedzieć, siostrzyczko!

– Muszę – zgodziłam się z nią. – Tylko trochę się boję.

Bałam się nawet więcej niż trochę. Dlatego zwlekałam dość długo z poinformowaniem Kuby, że będzie tatą. Najpierw poszłam do lekarza, by się upewnić, że naprawdę jestem w ciąży. Potem powoli planowałam, jak powiedzieć o tym Kubie. Kupiłam maleńkie buciki i zapakowałam je ślicznie, razem z testem ciążowym. Przygotowałam pyszną kolację, z winem i świecami, i czekałam na swojego mężczyznę, powtarzając w myśli, co mu powiem.

Gdy Kuba stanął w drzwiach, na jego twarzy malowało się zaskoczenie.

– Mamy jakieś święto? – zapytał.

– Tak. Umyj ręce, a ja wyjmę zapiekankę – zajęłam się przygotowywaniem jedzenia.

– Ale pachnie! – pochwalił, gdy już usiadł przy stole. – Z jakiej to okazji?

– Zaraz wszystko ci powiem.

– No to nie zwlekaj, bo jestem głodny jak wilk – zaczął otwierać wino.

– Kubusiu, dzisiaj ja mam dla ciebie prezent – gdy przed nim stanęłam, byłam bardzo zdenerwowana.

– Co to jest? – Kuba wziął ode mnie pudełeczko.

– Otwórz – poprosiłam.

Po chwili stał przede mną, trzymając w jednej ręce test ciążowy, a w drugiej pudełeczko z niemowlęcymi bucikami.

– Misiu… – szepnął – jesteś w ciąży?

– Tak. Będziesz tatą.

– To pewne?

Kiwnęłam głową.

– Byłam u lekarza. Pewne. Nie cieszysz się? – zapytałam, kiedy milczał.

– Nie wiem – odparł, siadając przy stole. – Zaskoczyłaś mnie. Trochę się cieszę, a trochę się boję. Chyba bardziej boję. Chodź do mnie – posadził mnie na swoich kolanach. – Będziemy mieć dzidziusia, nie do wiary.

Chyba spodziewałam się większego entuzjazmu, większej radości, ale cóż – każdy cieszy się tak, jak umie. W każdym razie liczyłam na to, że Kuba powie coś na temat naszego ślubu. Nic takiego jednak się nie stało…

Nawet wtedy, kiedy moja mama kilka dni później stwierdziła spokojnie:

– W takim wypadku powinniście chyba pomyśleć o ślubie.

Kuba odpowiedział natychmiast:

– Z tym jeszcze poczekamy. Najpierw niech dziecko się urodzi.

Wreszcie poznałam jego sekret

Widziałam, że mama nie była z tego zadowolona, ale nie skomentowała uwagi Kuby ani jednym słowem. Ona już chętnie dawałaby na zapowiedzi, ja zresztą również. Postanowiłam jednak, że więcej nie wspomnę o ślubie ani słowem. Koniec już tego, nie będę się prosić, Kuba sam musi dojrzeć do tej decyzji.

Nic mu nie mogłam zarzucić, dbał o mnie bardzo, we wszystkim mi pomagał, odwoził mnie do pracy, a czasem i przywoził. Naprawdę starał się, jak tylko mógł. Jednak o ślubie nie wspominał ani słowem.
Kiedy w pierwszych dniach maja na świat przyszedł nasz synek, Jakub był naprawdę szczęśliwy. Dopiero teraz to widziałam.

Przywiózł nas oboje do domu, wziął nawet całe dwa tygodnie urlopu. Moja mama proponowała, że przyjedzie, ale Kuba stwierdził, że damy sobie radę, że on będzie się opiekował mną i dzieckiem. I, trzeba mu przyznać, zajmował się nami świetnie. Kilka razy chciałam mu powiedzieć, że jest świetnym tatą, wspaniałym partnerem – szkoda tylko, że nie chce być mężem. Ale tego nie zrobiłam.

Dopiero, kiedy nasz mały Kacperek skończył trzy miesiące i zaczęłam wspominać o jego chrzcinach, Kuba pewnego wieczoru stwierdził nagle:

– Domiś, wiesz co, chyba musimy wziąć ślub – westchnął przy tym tak ciężko, jakby to miało skalę trudności porównywalną z lotem na Księżyc.

– No nie wiem, jeszcze mnie nawet nie spytałeś, czy za ciebie wyjdę – odpowiedziałam, a kiedy patrzył na mnie zdziwiony, dokończyłam: – No i co mi się tak przyglądasz?! Nie oświadczyłeś mi się przecież!

Wtedy mój mężczyzna ukląkł przede mną i bardzo przejęty zapytał:

– Wyjdziesz za mnie?

A potem wtulił głowę w moje kolana  i dodał wzruszonym głosem:

– Bo wiesz, ja się boję, że ślub wszystko między nami zepsuje. Mój brat rozwiódł się po dwóch latach, siostra żyje z mężem jak pies z kotem.

– I myślisz, że to z powodu ślubu? – zaśmiałam się.

– Kiedyś byli całkiem dobrani, fajnie się dogadywali. A potem wszystko im się posypało…

– Nam nic się nie posypie – zapewniłam go solennie. – Tylko musimy się o to oboje starać.

– Więc zostaniesz moją żoną? – zapytał jeszcze raz.

– Tak, tak – pokiwałam energicznie głową. – Już myślałam, że ta chwila nigdy nie nastąpi, że mnie o to nie zapytasz – dodałam.

Jesteśmy z Jakubem dwa lata po ślubie, a już za trzy miesiące urodzi się nasze drugie dziecko. Tym razem czekamy na dziewczynkę. Dogadujemy się tak samo dobrze jak dawniej, a może nawet lepiej.
Czasem przypominam Kubie, jak bardzo bał się ślubu i jak strasznie stresowały go przygotowania do samej ceremonii. Mój mąż złości się wtedy na mnie i twierdzi, że to nieprawda, zarzeka się, że on niczego takiego nie pamięta, a ja na pewno przesadzam. Ale ja swoje wiem…  

Czytaj także:
„Narzeczony stracił pracę, straciłam ukochanego dziadka. Chciałam mieć ślub z głowy, niech się skończy to fatum”
„Odkryłam, że Hubert będąc ze mną, zdradzał swoją narzeczoną! Postanowiłam się z nią skontaktować, by pogoniła drania”
„Mój syn i mój partner się nie znoszą. Ich awantury uderzają też we mnie. Czyją stronę powinnam wziąć?”

Redakcja poleca

REKLAMA