„Mój były narzeczony był mięczakiem, a nie facetem. Dotarło do mnie, że nie chcę z nim spędzić reszty życia”

kobieta załamana zachowaniem narzeczonego fot. Adobe Stock, stokkete
Patrzył na mnie tymi swoimi maślanymi oczami, a ja czułam, że za chwilę go chyba zamorduję!
/ 05.05.2021 14:04
kobieta załamana zachowaniem narzeczonego fot. Adobe Stock, stokkete

Wpadłam w obrotowe drzwi firmy dokładnie w chwili, kiedy sierpniowa burza rozszalała się na dobre. W łazience oceniłam stan mojej fryzury na „okej”, a potem na wilgotną bluzkę narzuciłam granatową marynarkę, którą zawsze trzymam w pracy. Jest dość elegancka – idealna na służbowe spotkania, więc odetchnęłam, że wyglądam jak trzeba.

Są granice. Takie numery ze mną nie przejdą

Przyjmowałam właśnie pierwszą klientkę, której musiałam dobrać odpowiedni kredyt, gdy zajrzała do mnie koleżanka. Robiła przy tym tak dziwne miny, że trudno mi było się skupić. Przeprosiłam więc klientkę i wyszłam do niej.
– Co jest? – spytałam mało uprzejmie.
Nie lubię, jak się mnie rozprasza podczas służbowego spotkania. W końcu każda z nas jest na koniec miesiąca rozliczana z swojej pracy przez szefową.
– Widziałaś? – zapytała mnie Elżbieta teatralnym szeptem.
– Co widziałam? – warknęłam pytaniem na pytanie.
No, tę kostkę z wyznaniem Marka! – głos Elżbiety osiągnął dziwne rejestry: coś na kształt zachwytu.
– Nie mam pojęcia o żadnej kostce. Czy to nie może poczekać? Mam spotkanie – przypomniałam jej.

Ty nic nie wiesz? Marek kupił kostkę brukową, na której wyznał ci miłość – Elżbieta ciągnęła niezrażona. – Leży na chodniku tuż przed naszym bankiem. Musiałaś po niej przejść!

Zaczynało do mnie docierać znaczenie jej słów i gładkie włosy stanęły mi dęba.
– Nie widziałam… Zaczęła się burza
i wbiegłam tak szybko – jęknęłam rozpaczliwie. – Skąd wiadomo, że chodzi o mnie i o Marka? Jest moje nazwisko?!
– A jak myślisz…?!
Prawie zemdlałam z wrażenia.
– Szefowa mnie zabije! – wyrwało mi się. – Co on sobie myślał? Kompletnie mu odbiło? Gdzie jest ta kostka?!

Jeszcze dwa miesiące temu byłam narzeczoną Marka. Kochałam go i chciałam za niego wyjść. Niestety, był wyjątkowo niesłownym i rozkojarzonym facetem. Mogłam znieść wiele: niezapłacone rachunki, kolację złożoną z resztek, gdy to on miał zrobić zakupy, ale nie to.

Zaplanowaliśmy sobie superwakacje w Egipcie. Wynalazłam naprawdę fajną promocję w czterogwiazdkowym hotelu w nadmorskim kurorcie. Oczami duszy już widziałam siebie na plaży albo podziwiającą rafę. Kupiłam nawet zestaw do nurkowania z fajką i płetwami.
Oboje w cudownych nastrojach pojechaliśmy na lotnisko. A tam zamiast dzień dobry padło suche stwierdzenie:
Pana paszport jest nieważny.
– Nieważny? – zdziwił się Marek.
– Od trzech miesięcy – pracownica przewoźnika obrzuciła nas beznamiętnym spojrzeniem.

Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co to oznacza, aż złapałam się za głowę:
– Przecież ty nigdzie nie polecisz! – krzyknęłam. – I co my teraz zrobimy?!
Zrobiło mi się słabo…
Trudno. Polecisz sama – usłyszałam jego spokojną odpowiedź.

Szlag mnie trafił. Żeby chociaż Marek się zdenerwował, zaczął przeklinać albo co…! Ale on stał spokojnie, a mną aż trzęsło ze złości.
– Super! – wrzasnęłam. – Zamiast kurczaka na kolację mogę jeść suchy chleb, a zamiast wakacji z moim facetem mogę się bawić sama! Wiesz co? Skoro tak, to równie dobrze mogę wszystko robić sama! Jak wrócę, ma cię nie być w moim mieszkaniu! Masz się wyprowadzić!
– Ależ, Beatko… – zaczął niepewnie Marek, wreszcie czymś poruszony.
Chciał porozmawiać, jednak ja już nie miałam czasu na dyskusję. Musiałam wsiadać do samolotu.

Dzwonił, prosił, dawał kwiaty… Byłam nieugięta

Wakacje miałam kompletnie schrzanione. Co z tego, że tam, na miejscu, poznałam fajnych ludzi, skoro i tak ciągle myślałam o Marku… Tęskniłam za nim okropnie, a z drugiej strony uważałam, że postąpiłam słusznie. Miałam dość jego wiecznego roztrzepania.
– I to się nigdy nie zmieni – mimowolnie powiedziałam na głos.
– Co się nie zmieni? – podchwyciła  moja nowa koleżanka, która leżała obok na leżaku przy basenie.
Opowiedziałam jej o Marku, a ona utwierdziła mnie w moim przekonaniu.
– Pomyśl, co będzie, jak kiedyś pójdzie na spacer z waszym dzieckiem, a wróci bez dziecka – stwierdziła. – Moja kuzynka też wyszła za takiego nieprzytomnego faceta i już się z nim rozwiodła.
Wróciłam więc z Egiptu z przekonaniem, że rozstanie było słuszną decyzją. I mimo że Marek błagał mnie o jeszcze jedną szansę, kazałam mu iść precz.
Samotność okazała się trudna, lecz miałam nadzieję, że kiedyś spotkam właściwego faceta. Czasem bardzo tęskniłam za swoim chłopakiem, ale postanowiłam być twarda, choć on nie odpuszczał.

Nie był nachalny. Po prostu dzwonił czasami z pytaniem, co u mnie słychać. W dniu moich urodzin przyszedł z kwiatami, ale nie dałam mu się zaprosić na kolację ani nie przyjęłam prezentu.
Wydawało mi się, że teraz już da mi spokój. Jak widać, myliłam się… Bo wyskoczył z tą kostką brukową i wyznaniem miłości! Nie mogłam uwierzyć, że wpadł na tak absurdalny pomysł.
– Przepraszam bardzo, ale muszę na chwilę iść do szefowej. Zaraz wracam – skłamałam klientce i pognałam przed wejście do firmy.
Była tam… Tuż przed drzwiami! „Kocham Beatę Jaślan. Marek Lisek” – stało jak wół. „Dlaczego nie nazywam się Brzęczyszczykiewiczówna?! Wtedy moje nazwisko by się nie zmieściło na tej cholernej cegle” – pomyślałam, rozglądając się bezradnie po ulicy.

Takich kamiennych kostek jak moja, z nazwiskami fundatorów, organizacji i firm jest w Łodzi na ulicy Piotrkowskiej   bardzo wiele. Słyszałam, że w ciągu trzech lat realizacji projektu „Pomnik Łodzian Nowego Millenium” ułożono blisko 14 tysięcy kostek brukowych, a każda ma żeliwną płytkę sygnowaną imieniem i nazwiskiem fundatora. Te z podpisem kosztują 97 złotych, ale jeśli ktoś chce rozbudować dedykację, musi zapłacić nawet 1500 złotych!
„Ciekawe, ile wydał Marek…”– westchnęłam w duchu, wracając do biura.

Byłam tak rozkojarzona, że ledwie udało mi się skupić na tyle, by namówić klientkę na nasz preferencyjny kredyt. Przed południem o wyznaniu mojego byłego plotkowała już cała firma.
– I co? Wybaczysz mu wreszcie? – zaczepiali mnie co bardziej wtajemniczeni w moje sprawy.
Jakby tego było mało, moje nazwisko, które przecież przez cały dzień noszę na służbowej plakietce dyndającej na piersi, skojarzyli niektórzy stali klienci banku.
– Pani Beatko, pozazdrościć narzeczonego! Co za romantyczny gest! – zachwycały się wszystkie starsze panie.
„Tak, romantyczny. Tylko jak z takim żyć na co dzień?” – zgrzytnęłam zębami.
Mój opór jednak topniał.

Postawiłam jeden warunek: kostka ma zniknąć!

– Moja droga, nie marudź, to nie jest zły facet. Tylko trzeba go trochę pilnować – stwierdziła dobitnie Elżbieta.
„Może ma rację – pomyślałam. – Owszem, mogłam trafić lepiej, ale równie dobrze mogłam też gorzej…”.
Wybaczyłam więc Markowi. A pół roku później nawet zgodziłam się zostać jego żoną, gdy z ogniem w oczach po raz drugi poprosił mnie o rękę. Postawiłam jednak warunek: kostka brukowa z moim nazwiskiem ma zniknąć sprzed wejścia.
Słowa dotrzymał.

A teraz ta kostka stoi na stoliku w naszej sypialni, przypominając nam, że bez względu na rozmaite życiowe burze bardzo się kochamy. A taka miłość, wbrew pozorom, wcale nie leży na ulicy…

Czytaj także:
„Moja dziewczyna bardzo naciskała na seks, ale ja wolałem czekać do ślubu. Zostawiła mnie dla innego”
„Moich rodziców nie było stać na to, by zapewnić mi przyszłość. Dlatego zamieszkałam w najgorszej dzielnicy Wrocławia…”
„Mam na głowie utrzymanie rodziny i domu. Mąż uważa, że opieka nad córką jest zbyt męcząca, by miał więcej obowiązków”

Redakcja poleca

REKLAMA