Kilka lat temu rozdzieliły nas złość i żal... Nie potrafiliśmy przebaczyć Ance, uważając ją za winną tragedii. Dopiero teraz zrozumieliśmy, że ona również przeżyła dramat. Nie wiem, czy nie większy niż my...
Poprzedniej nocy niewiele spałam. Przewracałam się tylko z boku na bok w niespokojnym półśnie, miałam jakieś dziwaczne senne wizje i choć bardzo chciałam przynajmniej chwilę odpocząć, nie mogłam zasnąć na dobre. Wcale mnie to zresztą nie dziwiło.
Odkąd brat zginął w wypadku, każda wizyta u rodziców była koszmarem
Tak pusty wydawał się ten dom bez niego! Tak wiele było tu wspomnień... Nie przypominam sobie, bym po wypadku przespała w nim normalnie choć jedną noc.
A minęło już pięć lat. Ubiegłej zimy, jak zwykle pojechaliśmy z mężem złożyć kwiaty na grobie Adama, w kolejną rocznicę jego śmierci. Miejscowość, w której mieszkam, jest oddalona od Warszawy, gdzie mieszkamy, o cztery godziny drogi samochodem.
Wyruszyliśmy w piątek po pracy i dotarliśmy na miejsce przed dwudziestą drugą. Byłam wykończona, ale i tak wiedziałam, że nie zasnę. Zbyt wiele myśli kłębiło się w mojej głowie. A przecież po nocy, czekał mnie jeszcze bardziej wyczerpujący dzień.
Rano zwlekłam się z łóżka i półprzytomna zaczęłam przygotowywać śniadanie. Wypiłam kawę, ale nie postawiła mnie na nogi. Rodzice powiedzieli, że źle się czują i przejdą się na cmentarz nieco później, więc poszliśmy z mężem sami. już po przekroczeniu cmentarnej bramy, z moich oczu popłynęły łzy.
Wojtek złapał mnie za rękę i poprowadził w miejsce spoczynku Adama. Zanim się uspokoiłam, minęło dobrych parę chwil. Stałam przy grobie brata i próbowałam przypomnieć sobie jego twarz. Pamiętałam wielkie brązowe oczy i jasne kręcone włosy, ale po chwili z przerażeniem stwierdziłam, że nie jestem w stanie przywołać żadnych innych szczegółów.
Jego delikatne rysy powoli zacierały się w mojej pamięci
Od lat nie miałam w rękach zdjęcia Adama, bo nie chciałam odgrzebywać wspomnień. W ogóle mało o nim myślałam na co dzień. Może to okropne, ale tylko w ten sposób potrafiłam uporać się ze swoim bólem. Koncentrowałam się na codzienności, nie chciałam pamiętać.
Ale teraz wspomnienia i tak mnie dopadły. Ja i Adam w wieku przedszkolnym, bawiący się w piaskownicy. Ja i Adam taszczący ciężkie tornistry w drodze do szkoły, nasza dwójka na wakacjach z rodzicami nad morzem. Długie rozmowy przy piwie i zabawy do rana na wspólnych imprezach. Adam składający mi gratulacje po ślubie…
Przyszedł na ceremonię z dziewczyną, Anią. Bardzo się z tego ucieszyłam, bo kiedy wychodziłam za mąż, mój brat miał już ponad dwadzieścia lat, a nigdy wcześniej nie był zakochany. Nie dlatego, że coś z nim było nie tak. Adaś był po prostu bardzo nieśmiały. Nie poznaliśmy Ani zbyt dobrze. Nie zdążyliśmy. Mimo to zapisała się w naszej pamięci bardzo dokładnie.
Nasza rodzina winiła ją bowiem za śmierć Adama…
Nie, nie zabiła go, nic z tych rzeczy. Po prostu pewnego zimowego wieczoru zadzwoniła, żeby odebrał ją z jakiejś babskiej imprezy, bo wypiła i nie może prowadzić. Było już ciemno, na drodze ślisko. Pojechał samochodem i… już nie wrócił.
Pamiętam przerażenie na twarzy mamy, gdy odebrała tamten telefon. Przyjechaliśmy akurat do rodziców wraz Wojtkiem. Potem był szok i morze łez. Mój brat wpadł w poślizg i uderzył w drzewo. Jechał zbyt szybko, by móc w porę odzyskać panowanie nad autem, albo chociaż tak wymanewrować, żeby uderzenie było łagodniejsze w skutkach. Zginął na miejscu.
Za bardzo spieszył się do ukochanej, która zabalowała na imprezie. Moja matka nie wytrzymała i wykrzyczała jej to na pogrzebie.
– To przez ciebie mój syn nie żyje! – wrzasnęła. – Nie pokazuj mi się więcej na oczy!
Byłam za bardzo pogrążona w rozpaczy, by zastanawiać się nad tym, czy to sprawiedliwe. Właściwie, sama też najchętniej wytargałabym tę Ankę za włosy. Bo przecież gdyby wtedy nie wypiła, gdyby nie zadzwoniła po Adama… Człowiek pogrążony w żałobie po kimś bliskim myśli tylko o tym, co by było gdyby. I jak można było wszystkiemu zapobiec.
Teraz stałam przy grobie brata, trzęsłam się z zimna i wsparta na ramieniu męża raz po raz ocierałam łzy, wspominając tamte trudne chwile. I nagle kilkanaście metrów przede mną, za drzewami, dostrzegłam szczupłą kobiecą sylwetkę.
Nie musiałam się specjalnie wysilać, by ją rozpoznać.
To była Anka, była dziewczyna Adama
Nie to jednak wzbudziło we mnie największe zaskoczenie. Tuż za jej nogami, chował się mały, mniej więcej czteroletni chłopczyk. Odziany był w kombinezon, a jego główkę chroniła wełniana czapka. Spod niej zaś wystawały złociste loki, niczym u cherubinka.
Chłopczyk spoglądał na mnie wielkimi brązowymi oczkami, które tak przypominały mi… Na jego widok poczułam szybsze bicie serca. Puściłam rękę mojego męża i ruszyłam w kierunku Anki i dziecka. Kiedy zobaczyła, że się zbliżam, na jej twarzy dostrzegłam przerażenie. Chwyciła małego na ręce, po czym odwróciła się i zaczęła uciekać w kierunku bramy.
– Czekaj, stój! – zawołałam, ale nie zatrzymała się. – Anka, porozmawiajmy!
Dopiero na te słowa przystanęła. Odwróciła się i rzuciła mi pełne obawy spojrzenie.
– Jak się miewasz? – spytałam.
– W porządku… – powiedziała cicho i zaraz dodała: – Przyszłam na cmentarz zapalić znicze na jego grobie. Robię to co roku, tego dnia, kiedy… to się stało.
Poczułam dziwny uścisk w sercu. Ta dziewczyna wyglądała niczym żona w żałobie. A przecież znała mojego brata tylko parę miesięcy, zanim zginął. Aż tak go pokochała przez ten krótki czas? A może połączyło ją z nim coś więcej niż uczucie.
– To mój synek – powiedziała, widząc, że przyglądam się maluchowi. – Ma na imię Adaś.
Wtedy nabrałam pewności. Chociaż właściwie domyśliłam się tego od razu, gdy tylko spojrzałam na pulchną twarz chłopczyka. Wyglądał dokładnie tak samo, jak mój brat w dzieciństwie.
To musiał być jego syn
Ania potwierdziła moje przypuszczenia. Po moich policzkach znowu popłynęły łzy, kiedy słuchałam o tym, jak niedługo po pogrzebie dowiedziała się, że jest w ciąży, jak ojciec okrzyknął ją ladacznicą i wyrzucił z domu, jak tułała się po koleżankach i musiała sobie radzić zupełnie sama.
Bez wsparcia bliskich i dachu nad głową, bez pieniędzy i szans na dobrą pracę po ledwo ukończonym liceum. Wraz ze śmiercią Adama runął cały jej świat, a odpowiedzialność za dziecko przygniotła ją z ogromną siłą. Ale nie oddała małego.
– Tylko on mi został na świecie – powiedziała.
– Przecież mogłaś zwrócić się do nas… – zawołałam, ale w tej samej chwili stanęła mi przed oczami pełna żalu i wściekłości twarz mojej mamy, która krzyczy, że to przez Ankę zginął jej ukochany syn.
Jej złość była zrozumiała, choć niesprawiedliwa. Ale minęły lata, a wraz z nimi żal. Na szczęście zdołałam przekonać o tym tę biedną dziewczynę. Moja mama z wielkim wzruszeniem przyjęła historię swojej niedoszłej synowej. Oczywiście, natychmiast zaproponowała jej pomoc, którą ta z wdzięcznością przyjęła.
Dziś Ania i Adaś mieszkają z moimi rodzicami
Tata załatwił jej dobrze płatną pracę w swojej firmie. Mama z radością zajmuje się wnukiem, gotuje obiady i odciąża dziewczynę, jak tylko potrafi. A ja zyskałam cudownego bratanka. Teraz nie mam już problemów z przywołaniem w pamięci twarzy swojego brata. Kiedy patrzę na uśmiechniętą buzię małego Adasia, widzę ją bardzo dokładnie.
Czytaj też:
„Gdy urodziłam chorego syna, mąż odszedł do innej. Powiedział, że znalazł taką, która da mu zdrowe dziecko”
„Moich synów wychowywały babcie. Ja nie miałam czasu. Czy nie wystarczy, że ich urodziłam? To i tak bohaterstwo”
„Moja mama uważa, że pijaństwo męża to żaden problem. Jej zdaniem powinnam się cieszyć, że mnie nie bije”