Chyba nie ma dnia, żebym nie była wściekła na siebie za brak wyobraźni. Ale z drugiej strony, skąd mogłam wiedzieć, że mój ukochany po ślubie tak się zmieni.
Piotrka poznałam na początku studiów. On był na drugim roku na SGGW, a ja szczęśliwie dostałam się na dietetykę. Rodzice pomagali mi finansowo, ale musiałam żyć oszczędnie. Wynajmowałam pokój z koleżanką, żywiłam się w barach mlecznych i pracowałam dorywczo. Piotrek był w lepszej sytuacji.
Jego tata miał duże gospodarstwo i nie narzekał na brak kasy
Kupił synowi kawalerkę, bo doszli do wniosku, że to bardziej się opłaca niż wynajmowanie. Gdy zaczęliśmy się spotykać, Piotrek namawiał mnie, żebyśmy zamieszkali razem.
– I tak spędzasz u mnie cały wolny czas – mówił. – Po co masz dodatkowo płacić za mieszkanie?
Ale ja dałam się przekonać dopiero po dwóch latach. Bałam się, co powiedzą rodzice. Dobrze wiedziałam, że nie są na tyle nowocześni, żeby to zaakceptować. A poza tym chyba nie czułam się na to gotowa. Byłam wychowana na wsi i zwyczajnie brakowało mi odwagi, żeby iść na całość.
Ale kiedy zrozumiałam, że Piotrek to ta osoba, z którą chcę się związać, to postanowiłam przeprowadzić się do niego, chociażby po to, by mieć pewność, że dogadamy się też na co dzień. Było cudownie.
Pewnie, że się czasami kłóciliśmy, ale ja już byłam pewna, że to jest to.
Zaczęliśmy planować wspólną przyszłość i zaręczyliśmy się
Moi rodzice w sumie byli zadowoleni. Uznali Piotrka za dobrego kandydata na męża, no i chyba cieszyli się, że zamieszkam na wsi. Bo od razu ustaliliśmy, że po ślubie przeprowadzimy się do teściów. Piotr miał tam objąć gospodarkę (po to studiował), a ja liczyłam, że będę mogła prowadzić własną praktykę albo zaczepię się w pobliskim miasteczku w przychodni.
Mieszkać też mieliśmy gdzie, bo jego rodzice na wieść o zaręczynach od razu zaczęli budowę domu.
– Możecie mieszkać z nami, miejsca wystarczy, ale ja wiem, że młodzi wolą po swojemu – powiedziała jego mama. – A po co macie kupować od kogoś? Ziemia przecież jest. Wybierzcie tylko projekt, zaplanujcie wszystko, a my wam to sfinansujemy w prezencie ślubnym.
Czułam się jak w bajce. Teściowe byli sympatyczni, widać, że mnie polubili. Moi rodzice zaakceptowali Piotrka. No i ten dom na dokładkę! Skończyliśmy studia i pobraliśmy się. Szczerze mówiąc, nawet nie zaczęłam od razu szukać pracy, bo chciałam się nacieszyć wolnością i wakacjami.
– Jak nie chcesz, to w ogóle nie musisz pracować – mówił Piotrek. – Ale to twoja decyzja, nie chcę cię do niczego zmuszać.
Moje dorosłe życie zapowiadało się wspaniale i tylko jedna rzecz mi przeszkadzała.
Otóż po weselu, gdy już zamieszkaliśmy na wsi, Piotrek prawie codziennie pił
Wcześniej też nie był abstynentem, prowadziliśmy typowe studenckie życie z imprezami prawie co weekend. Ale co innego zabawić się w sobotę, a co innego chlać codziennie. Na początku nie reagowałam na te imprezy, bo wydawało mi się naturalne, że jego znajomi chcą mnie poznać, że w czasie studiów rzadko miał okazję się z nimi spotykać.
Ale mijały miesiące, a sytuacja ciągle wyglądała tak samo. On rano wychodził na pole, albo coś tam robił przy maszynach lub w obejściu, a wieczorem przychodzili koledzy, albo on gdzieś wychodził. Flaszka była wpisana w jego codzienne menu.
– Tu wszyscy tak żyją – odpowiadał, gdy robiłam mu wyrzuty. – A zresztą co się dziwisz? Co robić na wsi, gdzie iść wieczorem? Zwłaszcza teraz, w zimie? A u ciebie tak nie było?
– Nie aż tak – protestowałam. – Nie codziennie!
– Oj, daj spokój – machał ręką. – Nie minęło pół roku, a ty już zachowujesz się jak stara żona i zrzędzisz całymi dniami.
Na wiosnę okazało się, że jestem w ciąży
Piotrek był zachwycony.
– Wiesz, obawiałem się już, że nie możemy mieć dzieci – mówił, gdy pokazałam mu test. – Tyle czasu byliśmy ze sobą i nic. A teraz już pół roku po ślubie – nawet rodzice zaczęli się już martwić.
Miałam nadzieję, że teraz Piotrek trochę spoważnieje. Ale niestety – moja ciąża była dodatkowym pretekstem do opicia. W dodatku coraz częściej poza domem, bo, jak twierdził, ja potrzebuję odpoczynku i nie chciał mnie niepokoić.
– Posiedź ze mną – prosiłam, gdy widziałam, jak zbiera się do wyjścia. – Ciągle gdzieś łazisz, a ja jestem sama w domu. Przecież nie poznałam tu nikogo na tyle, żeby się umawiać na ploty. Co mam robić?
Czasami zostawał, czasami wychodził. A gdy zaczęło się lato i całymi dniami pracował na polu, to bywało, że wracał podchmielony.
– Gorąco tak, piwo piliśmy – tłumaczył.
Postanowiłam pogadać z teściową. Jakie miałam wyjście? Przyjaciółki tu żadnej nie znałam, mama mieszkała daleko, nie chciałam być sama ze swoim problemem.
– Wiesz, Izuniu, tu wszyscy piją – popatrzyła na mnie, jakby nie rozumiała o co mi chodzi. – Powiedz szczerze, bije cię?
– Ależ skąd, mamo – zawołałam oburzona.
Jeszcze tego brakowało! W życiu bym na to nie pozwoliła.
– No to nie jest źle – odetchnęła z ulgą. – Tu zawsze tak było. Chłopy ciężko pracują na polu, to potem i wypiją.
– Ale codziennie? – jęknęłam. – Przecież to prowadzi tylko do jednego.
– Nie przesadzaj – poklepała mnie po ręku. – Popatrz na swojego teścia, na innych. Każdy pił, a jakoś żaden w alkoholizm nie wpadł. A zresztą, co mają tu robić? W mieście to są knajpy, teatry, kluby. A na wsi co? Sama zresztą dobrze o tym wiesz. U ciebie chłopy nie piły?
– Piły – skrzywiłam się. – Ale nie tak. W każdym razie nie zwracałam na to uwagi, bo co mnie obchodzili obcy. A o Piotrka się martwię. No i ciągle jestem sama!
– No fakt, nie zdążyłaś tu jeszcze nikogo poznać – zmartwiła się. – Ale to musisz częściej wychodzić z nim, poznasz jego koleżanki, żony kolegów.
– Teraz? – zaprotestowałam. – Jestem w ciąży! A jak on się upije, to co, mam go nieść na plecach?
Teściowa próbowała mnie pocieszać, ale widziałam, że kompletnie mnie nie rozumie.
No tak – mam dom, męża, który mnie nie bije – to o co mi jeszcze chodzi?
Z czasem sama zaczęłam się zastanawiać, czy nie przesadzam. Jak patrzyłam na te wszystkie młode dziewczyny na wsi, które bez mrugnięcia okiem tolerowały chlanie swoich facetów, jak widziałam, że teściowa sama przynosi kieliszek mężowi, gdy ten tylko wspomni o wódce, to myślałam, że to chyba ja nie mam racji.
Gdy zbliżał się termin porodu, Piotrek na jakiś czas zapomniał o piciu. Wystarczyło, że głębiej westchnęłam, a już zrywał się, gotów lecieć po samochód. Gdy dzwoniłam do niego, jak był na polu, odbierał i zdenerwowany pytał „już”? Rozczulało mnie to i doceniałam jego troskę. W dziewiątym miesiącu było mi już ciężko, więc Piotrek wyręczał mnie w wielu sprawach.
Pomyślałam, że gdy urodzi się dziecko, to wszystko się zmieni i on też. Niestety. Ledwie Patrycja została ochrzczona, a natychmiast okazało się, że trzeba opić jej pojawienie się na świecie.
Przez nasz dom przewijały się tabuny krewnych i znajomych, którzy przychodzili niby zobaczyć dziecko, a w praktyce oznaczało to kolejną imprezę.
Jestem wściekła, ale co mam zrobić? Najlepiej byłoby wyjechać z tej wsi. I gdzie się podziejemy? Co będzie z gospodarką teścia? Z jednej strony i tak jestem w lepszej sytuacji niż wiele kobiet. Mam męża, który mnie kocha, pieniądze i dom. Nie muszę pracować ani martwić się o przyszłość. Tyle, że mąż pije i wszystko wskazuje na to, że tak będzie już zawsze.
Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”