„Mój brat jest pasożytem. Przez całe życie matka podkładała mu wszystko pod nos. Sama zabrałam się za jego wychowanie"

Mężczyzna, który żyje w bałaganie fot. Adobe Stock, Elnur
„Przez całe lata Sławek żył sobie z nami jak ten pączek w maśle. Nie potrafił wstawić szklanki do zlewu, gdyby próbował zagotować wodę na herbatę, skończyłoby się to pewnie wezwaniem straży pożarnej. Miałyśmy tego dość, więc gdy mama wyjechała do sanatorium, same wzięłyśmy się za jego wychowanie".
/ 16.08.2021 12:02
Mężczyzna, który żyje w bałaganie fot. Adobe Stock, Elnur

Mój brat jest okropnym bałaganiarzem. Może to przez to, że całe życie mieszkał z trzema kobietami? Tata zostawił nas bowiem niedługo po narodzinach Sławka.

– To teraz jedyny mężczyzna w rodzinie – powtarzała mama.

Nie wiem, jak ona zdołała w niemowlęciu dostrzec mężczyznę, jednak jako rodzynek, i to w dodatku najmłodszy, Sławek nigdy nie był do niczego zmuszany. Sprzątanie, pomoc w gotowaniu, pranie, prasowanie – to wszystko było na naszych głowach– mojej i mojej siostry, Klaudii.

– On jest jeszcze taki malutki – rozczulała się mama, gdy narzekałyśmy, że smarkacz nawet nie potrafi posprzątać po sobie zabawek.

Nawet kiedy ciotka, która wpadła do nas bez zapowiedzi, poślizgnęła się na Sławkowym samochodziku, łamiąc sobie przy okazji rękę, mama dalej nie widziała problemu.

– Kazia zawsze była taka szybka – machnęła ręką. – Pędzi jak wicher, nie patrzy pod nogi, to ma za swoje…

No i Sławkowi znowu się upiekło.

Gdy dorósł, mama wcale nie wymagała od niego więcej.

– To dziewczyna powinna umieć takie rzeczy! – stwierdziła, kiedy obie z Klaudią zapowiedziałyśmy, że nie będziemy sprzątać bratu pokoju ani robić mu jego ulubionych krokietów.

I tak mój brat wyrósł na pasożyta

Nie potrafił wstawić szklanki do zlewu, gdyby próbował zagotować wodę na herbatę, skończyłoby się to pewnie wezwaniem straży pożarnej. I byłam pewna, że nie ma pojęcia, gdzie u nas na osiedlu jest śmietnik.

Interesowały go tylko komputery, przed ekranem mógł spędzać długie godziny. Nie zdziwiłyśmy się więc, kiedy poszedł na studia informatyczne. Potem dostał świetną pracę w międzynarodowej firmie.

– Głupi to ma zawsze szczęście – narzekała Klaudia, która po świetnie obronionej magisterce na religioznawstwie musiała się zadowolić posadą w kwiaciarni.

Sławkowi nawet nie przyszło do głowy, żeby się od nas wyprowadzić, wynająć własne mieszkanie. Kto by mu wtedy sprzątał i gotował? Często pracował w domu, więc mama jeszcze dodatkowo nas goniła, żeby zachowywać się jak najciszej, bo „Sławek przygotowuje ważny projekt”. Trzeba jednak przyznać, że nie żałował pieniędzy – kupił zmywarkę i nowoczesny odkurzacz,  pralkę z wieloma funkcjami… Nie nauczył się ich jednak obsługiwać, i dalej to kobiety były odpowiedzialne w naszym domu za wszystko.

Kiedyś brat został sam na weekend, bo my pojechałyśmy razem z mamą odwiedzić babcię. Wcześniej ugotowałyśmy mu gar bigosu, żeby broń Boże nie umarł z głodu…

Wróciłyśmy w niedzielę, a Sławek wyszedł po nas na dworzec i nawet nie wziął od nas bagaży!

– Chory jesteś? – zastanawiałam się.

– Dobrze, że wróciłyście – odpowiedział z radością. – Nareszcie zrobicie jakieś dobre żarełko!

– Nie mów, że zjadłeś już cały bigos! – nie mogłam uwierzyć.

Brat zrobił tylko głupią minę, jakby coś sobie właśnie przypomniał.

Zagadka wyjaśniła się w domu. Jakoś tak podejrzanie pachniało, ruszyłam więc do kuchni, pewna, że Sławek zapchał kosz pudełkami po pizzy. Nie trafiłam. Na parapecie stał za to garnek z nieszczęsnym bigosem. Stał tak przez cztery dni, w pełnym słońcu…

– Ty idioto! – wrzasnęłam na Sławka, który stał obok mnie i ostentacyjnie zatykał palcami nos. – Nie mogłeś wsadzić go do lodówki?! Ciekawe, kto teraz doszoruje ten garnek? Ja na pewno takiego śmierdziela nie tknę!

Za garnek zabrała się mama, choć oczywiście wcześniej ugotowała obiad swojemu kochanemu synkowi.
Wydawało się, że Sławka nic nie jest w stanie zmienić. Zastanawiałyśmy się nawet z Klaudią nad wynajęciem mieszkania, byle tylko nie obsługiwać już tego obiboka…

Na szczęście los nam sprzyjał

Już wkrótce nadarzyła się okazja, żeby nauczyć go porządku. Mama dostała skierowanie na miesiąc do sanatorium. Zacierałam ręce – nikt nie przeszkodzi mi w trudnym procesie wychowywania brata!

Zaczęłyśmy od tego, że nie zmywałyśmy po nim naczyń. Trochę się zdziwił, kiedy po kilku dniach odkrył, że nie ma w czym wypić kawy.

– Agatka, umyłabyś mi szklankę, co? – poprosił mnie wreszcie, ale oznajmiłam tylko, że Bozia dała mu przecież dwie zdrowe rączki.

Sławek oczywiście musiał mi udowodnić, że on się do niczego nie nadaje – przy zmywaniu stłukł dwa kubki i jeszcze skaleczył się w rękę.

– Nie jestem stworzony do takich prac – tłumaczył z uśmiechem, kiedy naklejałam mu plaster. – Wiesz, tu trzeba delikatności, finezji…

– W klawisze dasz radę uderzać, więc i kubek sobie umyjesz – odpowiedziałam na to stanowczo.

Chcąc, nie chcąc, umył sobie w końcu szklankę lewą ręką.

Poszłyśmy z Klaudią dalej – nie prałyśmy bratu ubrań, nie sprzątałyśmy po nim po obiedzie… Na początku się buntował i po prostu kupował nową bieliznę i ubrania, ale szybko odkrył, że przecież trzeba je wyprasować. Po przypaleniu spodni odkrył, o co w tym całym prasowaniu chodzi, i nawet chełpił się, że nikt nie umie tego zrobić lepiej…

Pod koniec nieobecności mamy braciszek chodził już prawie jak w zegarku. Nie polubił co prawda zmywania, ale nikt nie jest doskonały… Nauczył się za to, że talerze po obiedzie same do zlewu nie trafią. No, może trochę pomogłam idiocie w zrozumieniu tego prawidła, wkładając ubrudzony ketchupem talerz między jego dokumenty. Strasznie się wściekł, ale więcej naczyń nie zostawiał.

W ciągu ostatniego tygodnia bez mamy pracowałyśmy z Klaudią jeszcze nad tym, żeby nauczyć Sławka wkładać ubrania do kosza na brudną bieliznę. Zazwyczaj zostawiał je na podłodze w pokoju albo w łazience. Nieraz najadłyśmy się wstydu, kiedy wpadały do nas koleżanki, a tu na podłodze leżały bokserki albo skarpety…

Dlatego pomysł Klaudii tak przypadł mi do gustu – jeśli znalazłyśmy jakąś część garderoby brata leżącą na podłodze, to wkładałyśmy ją w różne miejsca. Raz Sławek przyszedł z pracy strasznie zdenerwowany.

– Szkoda, że macie tyle lat – zaczął złowrogo, ale zaraz usiadł na kanapie i zaczął zwijać się ze śmiechu.

Okazało się, że Klaudia włożyła mu do teczki, z którą zawsze chodził do pracy, dwie pary brudnych bokserek.

Myślała, że brat zajrzy do teczki rano, gdy pakował kanapki, jednak akurat się śpieszył, i tego nie zrobił.

– Właśnie miałem zaprezentować przed zarządem nowy projekt, i wyciągałem z teczki dokumenty, kiedy wyleciały te nieszczęsne gacie… – opowiadał Sławek. – Ale ci wszyscy nadęci kolesie mieli miny!

– Już więcej nic podobnego nie zrobimy – zapewniłam go solennie. – To było głupie i mogłeś mieć przez to kłopoty…. Ale już chyba zrozumiałeś, jak ważne jest mieć porządek?

Niestety, zapomniałam, że tego samego ranka natknęłam się w łazience na skarpetki Sławka, i wsunęłam mu je do kieszeni kurtki. No i poszedł z nimi na swoją pierwszą randkę z Tamarą, koleżanką z firmy…
Mogę sobie wyobrazić, jaką miała minę ta dziewczyna, kiedy mój brat wyciągał portfel, a w ślad za nim jaskrawoniebieskie skarpety.

Nie ma jednak tego złego…

Sławek zdecydował się wyprowadzić i wynająć coś razem z Tamarą, której na szczęście nie odstraszyła „akcja skarpeta”. Właściwie, to trochę szkoda. Akurat gdy go już wychowałyśmy, to dostanie go inna dziewczyna!

Czytaj także:
„Asystentka ukartowała nasz romans, by dostać awans. Zagroziła, że jeśli go nie dostanie, to oskarży mnie o molestowanie"
„Krystian katował mnie i tresował jak psa, a ja wciąż go kochałam. Może faktycznie zasłużyłam sobie na takie traktowanie”
„Uderzył w nas tir i mój pasażer zginął na miejscu. Gdyby nie ten wypadek, nie poznałbym miłości swojego życia"

Redakcja poleca

REKLAMA