„Mój 30-letni brat to zwykły leń. Nie dość, że mamusia nadal mu pierze i gotuje, to jeszcze za wszystko mu płaci

Nie garnąłem się do pracy fot. Adobe Stock, lukas_zb
„Sporadycznie pomagał mamie w prowadzeniu sklepu, ale otrzymywał za to pensję, za którą gdzie indziej musiałby harować co najmniej dwa razy tyle. Ale mama nie pozwalała mu na więcej pracy, uważając, że się zmęczy, a jeszcze może przeziębi. I tak wychowała darmozjada, który uważał, że wszystko mu się należy”.
/ 16.05.2023 07:15
Nie garnąłem się do pracy fot. Adobe Stock, lukas_zb

– Przecież mama wie, że ja nie lubię kurczaków – skrzywił się Rafał, patrząc na stół.

Ale Wojtek je lubi – mama pokazała na mnie.

– To co, jak Wojtek jest u nas na obiedzie, to już nie mogę zjeść nic dobrego? – rozżalił się mój młodszy brat.

– No już, nie złość się, ugotuję ci białej kiełbaski.

Rafał zrobił niezadowoloną minę, ale po chwili kiwnął przyzwalająco głową. Mama wyszła więc do kuchni wstawić białą kiełbaskę.

Zostaliśmy sami w pokoju

– Widzę, że nie masz lekko – powiedziałem z ironią, ale mój brat wziął to na serio.

– Żebyś wiedział – pokiwał smutno głową. – Zresztą może na co dzień nie jest tak źle, mama się stara – stwierdził łaskawie. – Ale perspektyw żadnych na przyszłość nie mam – spuścił nos na kwintę. – Garażu przecież nie rozbuduję, sklepu nie powiększę. Zresztą to i tak nie moje, tylko mamy – rozżalił się na dobre. – Jakby tata żył, tobym przynajmniej mógł sobie poszukać jakiejś normalnej pracy. A tak, jestem skazany na ten sklepik spożywczy.

– Nikt ci nie każe w nim pracować.

– Przecież nie zostawię mamy – spojrzał na mnie zdziwiony.

Mama już może przejść na emeryturę. I coś czuję, że chętnie by to zrobiła…

– Naprawdę? – zamiast się ucieszyć, spojrzał na mnie z niepokojem. – Przecież ten sklep to całe jej życie, otworzyli go z ojcem, jak miałem trzy lata, w dziewięćdziesiątym.

– Otworzyli go, bo stracili oboje pracę i potrzebowali jakoś zarabiać na życie. Najtaniej było wtedy założyć „spożywczaka” we własnym garażu. No i tak już zostało. Ale teraz, kiedy wokoło pełno supermarketów, takie miejsca straciły już trochę rację bytu. Mówię ci, porozmawiaj z mamą, zacznij rozglądać się za pracą a jak coś znajdziesz, to się sklep zamknie. Przemyślisz to?

Rafał skrzywił się niechętnie i zanim zdążył mi odpowiedzieć, wróciła mama. Reakcja brata nie zdziwiła mnie specjalnie. Już od dawna miałem wrażenie, że choć „układ”, w którym tkwił, uznawał za beznadziejny, to w gruncie rzeczy całkiem mu on odpowiadał. Być może dlatego, że zawsze był z natury pesymistą, który uważał, że nic mu się nie może udać? A może raczej tak mu było po prostu wygodniej? Jaka inna kobieta by mu prała, prasowała i gotowała wszystkie ulubione potrawy?

I do tego pozwalała znikać na tydzień, kiedy tylko miał ochotę wyskoczyć gdzieś ze znajomymi? A jakby tego było mało, „zapracowywał” na to przez parę dni w tygodniu, stojąc po kilka godzin za ladą w sklepie. W zamian za to miał wypłacaną niezłą pensję, na którą gdzie indziej musiałby harować co najmniej dwa razy tyle. Ale mama nie pozwalała mu na więcej pracy, uważając, że się zmęczy.

Tak jakby, mimo swojego wieku, nie pracowała dłużej od niego. Rafał mówił, że zazdrości mi, że urodziłem się dwanaście lat wcześniej. Bo gdy ja i moi rówieśnicy wkraczaliśmy w dorosłe życie, to ludzie mieli perspektywy, mogli szybko zarabiać duże pieniądze i się usamodzielnić. 

On to podobno stracone pokolenie

Żadnych widoków na dobrze płatną pracę, więc nie ma jak założyć rodziny. Nie ma więc również sensu na dłużej wiązać się z jakąkolwiek dziewczyną. Dlatego ja sam nazywałem ich „pokoleniem starych kawalerów”. Rafał wprawdzie kiedyś miał dziewczynę, z którą nawet przez chwilę mieszkał. Ale z tego, co się orientowałem, ona znalazła kogoś, kto nie będzie biegał do mamusi po przyszycie każdego oderwanego guzika. I trudno się było jej dziwić. Od tego czasu mój brat twierdził, że jego żona się jeszcze nie urodziła. A w związku z tym ożeni się najwcześniej za dwadzieścia lat.

– I co? Porozmawiałeś z nim? – zapytała żona, gdy wróciłem do domu.

– Tak… – machnąłem zniechęcony ręką. – Ale to jest beznadziejna sprawa. On będzie chyba dożywotnio związany z matką. Tak jak większość jego kolegów.

– No tak… – pokiwała ze smutkiem głową Magda. – Wiesz, Wojtuś, nie życzę twojej mamie źle, ale dla Rafała byłoby lepiej, jakby zachorowała i po prostu musiałby się zająć wszystkim.

– Już to widzę. Zamknąłby sklep i co najwyżej zrobił zakupy i zaniósł je mamie, żeby mu coś z nich ugotowała w szpitalnej kuchni. Mówię ci, tylko cud mógłby zmienić mojego brata.

– Ale przecież to jest zdolny facet. I niegłupi.

– Za to kompletnie bez ambicji. Jak całe jego pokolenie.

Byłem w kropce i myślałem, że przez kolejne dwadzieścia lat, dopóki mama jeszcze będzie w stanie obsługiwać mojego brata, sytuacja się nie zmieni. Jednak kilka miesięcy później zaczęła się intensywnie powiększać w naszym kraju dziura budżetowa. Fakt niby znany od lat, ale ponieważ nikt w mojej rodzinie nie należał do tak zwanej „sfery budżetowej” nie przypuszczałem, że wpłynie to na moich najbliższych.

A tymczasem w teren ruszyły różnorakie inspekcje, starające się załatać deficyt finansów publicznych. W wyniku ich działań zamknięto mnóstwo małych sklepików, nakładając na ich właścicieli drakońskie kary za uchybienie wyśrubowanym przepisom. Dodatkowo żądano od nich ogromnych nakładów na inwestycje w podniesienie standardów ich lokali. Właściciele sklepików sarkali, że muszą wypełniać normy dla supermarketów. Ale jeśli kogoś było stać, to płacił i działał dalej. Moja mama, żeby wypełnić oczekiwania inspekcji musiałaby wyłożyć nawet trzydzieści tysięcy.

Nie miała wyjścia, zamknęła sklep

Emerytura mojej mamy nie wystarczała na utrzymanie sporego domu. A mój brat chwilowo stracił źródło utrzymania. Miałem nadzieję, że to go może skłoni do refleksji nad swoim życiem i ucieszyłem się, kiedy zadzwonił, że chce do mnie wpaść do pracy, żeby ze mną porozmawiać o ważnej sprawie.

– Wiesz, myśleliśmy z mamą, żeby sprzedać dom, bo się pojawił chętny… – oznajmił zaraz po przyjściu.

– Ale… Jak to? Dlaczego? – nie mogłem wyjść ze zdumienia.

– No przecież wiesz, że nas nie stać na utrzymanie domu – oznajmił.

– Gdybyś zarabiał choć tyle, ile mama ma emerytury, to jakoś byście sobie dali radę.

– A skąd bym wziął na utrzymanie samochodu, na wyjazdy ze znajomymi? – zasypał mnie pretensjami.

– Musiałbyś znaleźć lepszą pracę.

– Łatwo ci powiedzieć. Przecież wiesz, że dla ludzi w moim wieku nie ma odpowiednich ofert…

– Bo ty byś chciał być od razu dyrektorem, jak ja. A ja w twoim wieku…

– Miałeś już nieźle płatną pracę.

– Gdy zaczynałem, zarabiałem grosze. A w twoim wieku…

– Oj, nie nudź, braciszku, mówiłem ci, że nie mam szans. Zresztą nie po to tu przyszedłem. Musimy ustalić podział pieniędzy po sprzedaży domu – cała nasza trójka odziedziczyła po ojcu dom w równych częściach. Jedna trzecia mamy to może być za mało na kupienie jakiegoś większego, czteropokojowego mieszkania. Pomyślałem, że moglibyśmy się my trochę dołożyć z naszych części. W końcu po jej śmierci razem to odziedziczymy.

– Czekaj, a po co mamie czteropokojowe mieszkanie? Wystarczy dwupokojowe. Jeszcze jej trochę pieniędzy zostanie.

– A gdzie ja będę mieszkał? – w jego głosie wciąż słychać było pretensje. – Widzisz, nie pomyślałeś o mnie.

– Pomyślałem. Twoja jedna trzecia też wystarczy na dwupokojowe mieszkanie.

– To bez sensu, dwa dwupokojowe kosztują sporo więcej niż jedno czteropokojowe. A poza tym ktoś przecież musi się zaopiekować mamą, ma już swoje lata.

Co za cwaniak!

– Mama jeszcze przez co najmniej piętnaście lat będzie spokojnie sama funkcjonować. A ty po prostu chcesz mieć ugotowane, uprane i tak dalej. A swoje pieniądze zatrzymasz dla siebie, żeby nie musieć pracować i mieć na przyjemności. Nic z tego braciszku, ja ci nie mam zamiaru tego fundować. Nie będę dokładał się na mieszkanie mamy ani nawet godził się na sprzedaż domu.

– No wiesz co? Nie myślałem że jesteś taki pazerny – wstał urażony.

– Ja to robię dla twojego dobra…

Rafał skomentował moje oświadczenie pogardliwym mruknięciem. Chyba liczył jeszcze na to, że przekona mnie mama. Ale ja byłem uparty, bo wierzyłem, że robię to dla ich obopólnego dobra. Skutkiem tego na parę miesięcy moje stosunki rodzinne uległy dużemu ochłodzeniu. Wreszcie gdzieś tak w okolicy świąt wielkanocnych zadzwoniła mama. Myślałem, że chce nas do siebie zaprosić, ale ona tylko postanowiła wylać swój żal.

Żal o to, że Rafałek musiał pójść do hipermarketu rozpakowywać palety z towarem. A to praca bardzo ciężka, w dodatku na świeżym powietrzu, więc on na pewno się zaraz przeziębi. I będzie to tylko moja wina, bo to przeze mnie musi tak harować. Te święta po raz pierwszy od wielu lat spędziłem wyłącznie z rodziną mojej żony. Pod koniec maja moja mama obchodziła urodziny. Zadzwoniłem do niej z życzeniami. Była zadowolona z mojego telefonu i od początku czułem, że ma mi coś do powiedzenia.

Nie myliłem się

Na końcu rozmowy oznajmiła dumna, że Rafał awansował na kierownika zmiany i dostał podwyżkę. Zadzwoniłem do brata z gratulacjami, że wreszcie stara się coś w życiu osiągnąć.

– No co ty, to przypadek – rzucił nonszalancko. – Normalnie, takie głupoty odchodziły przy tym rozładowywaniu, że już miałem serdecznie dość. Ale postanowiłem na koniec temu debilowi, szefowi, powiedzieć, co o tym myślę…

– Chciałeś rzucić pracę?

– No – przytaknął beztrosko i dorzucił. – Mówię, bez sensu była. Ale jak mu wygarnąłem, to przy okazji powiedziałem, jak powinno być. I jemu się to spodobało – stwierdził, wciąż chyba zdziwiony, że zamiast dymisji dostał awans.

Nowe stanowisko Rafała spowodowało, że mamę i mojego brata zaczęło być stać na utrzymanie domu. Tymczasem jednak ponownie dostali ofertę jego sprzedaży, nieco wyższą niż poprzednia. Okazało się, że na ich działkę i kilka innych sąsiednich, ma chrapkę pewien developer, który chce rozebrać jednorodzinne budynki i pobudować tam luksusowe osiedle. Byłem przekonany, że mój brat będzie odwodził mamę od myśli o sprzedaży, bo lubił swój ogródek i to, że miał do dyspozycji tak dużo miejsca. A tymczasem okazało się, że Rafał był jak najbardziej za sprzedażą, w dodatku myślał o kupnie osobnego mieszkania. Byłem w takim szoku, że postanowiłem zapytać, co było powodem takiej decyzji.

– E, wiesz, to jednak krępujące tak mieszkać w tym wieku z mamą – stwierdził wymijająco.

– To jest krępujące od kilku ładnych lat, ale jak do tej pory to ci w ogóle nie przeszkadzało.

– Znowu się czepiasz – burknął. – No, ale dobrze, jak chcesz wiedzieć, to teraz będę trochę wyjeżdżał na szkolenia do centrali, do Francji… Chyba dość często, bo mam dostać jakiś awans, tylko muszę trochę szkoleń zaliczyć.

– A co to ma do rzeczy?

– No… Nie ma sensu, żeby mama zostawała sama w pustym domu… Czy choćby w dużym mieszkaniu.

Nic więcej nie wyciągnąłem z brata

Kiedy opowiedziałem o jego zachowaniu żonie, ta zawyrokowała:

– Kogoś ma. I to pewnie jakąś Francuzkę, której wstydzi się przyznać, że mieszka z mamusią.

Niedługo potem okazało się, że Magda miała rację. No, prawie. Z tą różnicą, że Francuzka była Polką, kilka lat starszą od Rafała, która od dość dawna pracowała w centrali w Paryżu, stamtąd nadzorując polskie hipermarkety sieci. Ale dość miała już tej emigracji i postanowiła wrócić do kraju na stałe i tu założyć rodzinę. W ten sposób mój brat pożegnał się ze swoim „pokoleniem starych kawalerów”.

Po kolejnym awansie pensję ma naprawdę przyzwoitą, choć wciąż mniejszą od swojej żony. Ale przynajmniej nie marudzi jej, że ona jest starsza, i dlatego jej było łatwiej. Ja natomiast wciąż zastanawiam się nad fenomenem tego pokolenia, które cały czas ma licznych reprezentantów, choćby wśród kolegów Rafała. W jaki sposób po mnie i moich rówieśnikach, którzy kipieliśmy energią i chęcią odniesienia sukcesu, mogła narodzić się tak liczna grupa ludzi zupełnie pozbawionych ambicji? Jeśli życie ich nie kopnie w tyłek, będą wciąż żyć w przekonaniu, że są bez szans, bo nikt na wejście nie chce im zapłacić fortuny.

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA