„Mój 18-letni syn zapłodnił wiejską dziewuchę. Żadne nie nadawało się na rodzica, ale decyzja należała do mnie”

kobieta, która zostanie babcią fot. Adobe Stock, michaeljung
„– Ojciec mnie zabije! Nieślubne dziecko, taki grzech, pod jego dachem! Taki skandal! Niech pani mi pomoże, pani syn mi to zrobił, pani musi! Ja nie wrócę do domu, zanim... Ja nie chcę tej ciąży! Ja chciałam być modelką albo panią w sklepie, w butiku, ja... buuu! – zaczęła ryczeć na całego, wycierając nos i oczy w rękaw”.
/ 11.07.2022 17:15
kobieta, która zostanie babcią fot. Adobe Stock, michaeljung

Gdy Daniel powiedział, że potrzebuje kilku tysięcy, zamarłam. Nie dlatego, że nie było mnie stać. Przeciwnie: miałam parę salonów z markową damską bielizną, głównie francuską, które dawały całkiem niezły zysk. Niepokoiło mnie, na co mu tyle pieniędzy...

– To sprawa życia i śmierci. Naprawdę, potrzebuję tych paru tysiączków...

– A konkretnie?

– Na pewno chcesz wiedzieć? – spytał.  

Straszne myśli opadły mnie jak stado kruków. Ktoś szantażuje mi dziecko?! Syn bierze narkotyki?! Znowu rozbił auto?!

– Przeleciałem panienkę, zrobiłem jej dziecko i potrzebuję na skrobankę – wyrzucił z siebie jednym tchem.

Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież tyle razy rozmawiałam z nim o antykoncepcji! Nigdy nie unikałam mówienia o „tych sprawach”. Jak to możliwe, że był taki nieodpowiedzialny, taki głupi, taki...?!

– Czemu się nie zabezpieczyłeś?

– Byłem pijany i zapomniałem.

– Coraz lepiej! – warknęłam, sięgając po papierosa. – Mogłeś coś złapać, wiesz? Znam ją? – zapytałam po chwili.

– Ja sam jej prawie nie znam. Ma na imię Jolka. Córka gospodarza, u którego mieszkaliśmy. Zachciało mi się agroturystycznych  wczasów, to mam. Pech chciał, że Olek zostawił jej swój numer telefonu, i tak mnie znalazła. To co, dasz mi tę kasę? – zapytał, jakby chodziło o forsę na kino.

– Nie wierzę, że urodziłam kogoś tak bezmyślnego, aroganckiego i nieczułego jak ty! – rzuciłam w przestrzeń. – Nie tak cię wychowywałam.

Spojrzałam na niego i nagle... przestraszyłam się, bo zobaczyłam obcą osobę. Nie znałam tego młodego mężczyzny, który stał przede mną z obrażoną miną i żądaniem w oczach. Moje dziecko, a zarazem zupełnie obcy człowiek. Gdzie popełniłam błąd?

– Muszę pomyśleć – powiedziałam.

– O czym tu myśleć?! – spytał wściekły.

– Zostaw mnie samą. Wyjdź!

I co mam teraz zrobić?

Kiedy trzasnął drzwiami, nalałam sobie drinka. Ręce mi się trzęsły. Sprawa życia i śmierci, powiedział. Racja! Gówniarz jeden. Rozpuściłam go jak dziadowski bicz! Zawsze wszystko dostawał na tacy, wciągałam go za uszy z każdej kabały. Wydaje mu się, że wszystko można załatwić, każdy błąd wyprostować. Ale zrobienie dziecka to nie to samo co wybita szyba czy granda w szkole. Nie dam mu się wykręcić sianem!

Jednak czy ma zostać ojcem za karę? Nie można nikogo zmusić do miłości. Rozczarował mnie, trudno, ale czy mam pozwolić, aby zmarnował sobie życie? Jak dam mu pieniądze, raz-dwa o wszystkim zapomni. Zda maturę, pójdzie na studia... Czy ja zapomnę tak łatwo? Co bym zrobiła na miejscu tej dziewczyny? Wyobraziłam ją sobie: samotna, przerażona, bez pieniędzy, szans na małżeństwo, potępiona przez rodzinę i sąsiadów...

Co bym zrobiła? Co bym wybrała? Bez względu na konsekwencje nie usunęłabym ciąży. Najważniejsze jest życie.

– Aborcja jest wykluczona – powiedziałam synowi nazajutrz.

– To co zrobimy? – wyglądał na zagubionego smarkacza. – Żałujesz mi paru groszy, a mówiłaś, że chcesz mi dać wszystko...

– Widać przesadziłam z hojnością. Nie dam ci zabić mojego wnuka.

– Nie rozumiem...

– Wysil się. Naprawdę wychowałam nieczułego gnojka, który jest gotów zabić własne dziecko, żeby się wyplątać z kłopotów? Narozrabiałeś, więc cierp, a nie biegnij do mamusi, żeby za ciebie posprzątała.

– Ale... gdy tak o tym mówisz, to... to wygląda strasznie – jąkał się Daniel. – A ja przecież nie chcę nikogo zabijać! Tylko usunąć niechcianą ciążę!

– Ale ja właśnie chcę tej ciąży – odparowałam.

– Jestem pełnoletni! Jolka też, nie możesz nas do niczego zmusić!

– Pełnoletni? Co ty powiesz... – zadrwiłam. – Więc ponoś konsekwencje swoich czynów.

– Ale mamo, ty nie wiesz, co to za dziewczyna! To nie żaden kopciuszek czy niewinna panienka. Sama do mnie przyszła, sama tego chciała! To wiejska dziewucha, której myśli nie wybiegają dalej niż do kolejnej dyskoteki w remizie! To nie gejzer intelektu! Ona jest zwyczajnie głupia.

– Jak jej robiłeś dziecko, jakoś ci to nie przeszkadzało – stwierdziłam ironicznie.

– Ale mamo, jestem za młody! Co ze studiami? Z moim życiem? Czemu nagle stałaś się taka zasadnicza i konserwatywna? Czemu wszystko komplikujesz? Nie poznaję cię. Nie rozumiesz? Ja nie chcę być ojcem!

– Za późno, już nim jesteś.

Protestował, migał się, jednak zmusiłam go, żeby przywiózł tę Jolkę do mnie.

– Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałem! – syknął z wściekłością, zanim ją wypuścił do domu. Po chwili cała jego złość wyparowała. – Błagam, tylko nie każ mi się z nią żenić! – wyszeptał płaczliwie.

Zrozumiałam go po pięciu minutach. Dziewczę było zasmarkane, zapłakane i ledwie mnie zobaczyło, zaczęło jojczyć.

– Ojciec mnie zabije! Nieślubne dziecko, taki grzech, pod jego dachem! Taki skandal! Niech pani mi pomoże, pani syn mi to zrobił, pani musi! Ja nie wrócę do domu, zanim... Ja nie chcę tej ciąży! Ja chciałam być modelką albo panią w sklepie, w butiku, ja... buuu! – zaczęła ryczeć na całego, wycierając nos i oczy w rękaw.

– Masz – rzuciłam, podając jej chusteczkę. – Przestań beczeć, coś wymyślimy.

Postanowiłam, że zamieszka z nami

Uspokoiła się po chwili i tylko od czasu do czasu pociągała nosem.

Nie usuniesz tego dziecka – oświadczyłam jej kategorycznie.

– Nie? – zapytała głupawo.

– Nie. To znacznie większy grzech niż nieślubne dziecko – uznałam, że trzeba mówić do niej językiem, który zrozumie. Byłaś u ginekologa?

– Wstydziłam się iść, u nas wszyscy się znają i zaraz by się wydało. Zrobiłam sobie test, bo u mnie zawsze jak w zegarku... – tu na chwilę ucichła, by złapać oddech. – Ja nie wrócę z brzuchem do domu – powiedziała zdecydowanie.

Popatrzyłam na nią, a ona odwzajemniła się twardym, hardym spojrzeniem. Swoje wiedziała, podobnie jak ja. Wiedziałam już, że się dogadamy...

– Do czasu porodu Jola zamieszka z nami – poinformowałam Michała chłodno kwadrans później, ignorując jego przerażone spojrzenie.

– Byle nie w moim pokoju. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego! – rzucił wściekły.

– Zawsze będziecie mieli coś, a raczej kogoś, wspólnego – uświadomiłam mu.

– Z tym bachorem też nie chcę mieć nic wspólnego. Nie zmusisz mnie, słyszysz?!

Nie słuchałam, pogrążona we własnych myślach. Planowałam, obmyślałam taktykę; w tym byłam naprawdę dobra.

– Rodzicom się powie, że znalazła pracę w mieście, w sklepie z damską bielizną. W końcu zawsze o tym marzyła... Opłacę lekarzy, szpital i resztę. Jest nawet ładna, choć okropnie zaniedbana. Te włosy, paznokcie, ta różowa bluzka... No nic. Kupimy jej jakieś ciuchy, zadbamy o wygląd.

Jolka szybko zadomowiła się w moim domu i sklepie. Dobrze ubrana i umalowana wyglądała nieźle, a ciąża wyraźnie jej służyła. Miała też dryg do sprzedawania. Trochę się z początku bałam, ale łapała wszystko w lot. Klientki ją wychwalały.

Czas biegł. Daniel przygotowywał się do matury jak szalony i udawał, że sprawa dziecka go nie dotyczy. Wiedziałam swoje. Był tak przerażony, że prawie nie wychodził z pokoju. Bał się natknąć się na Jolkę i jej coraz większy brzuch. Współczułam mu, jednak z tym musiał poradzić sobie sam. Ojcem zostaje się w parę chwil, ale bycia nim człowiek się uczy przez całe życie.

Jola z kolei odnalazła swoje powołanie za ladą. Nie grzeszyła inteligencją, ale wystarczało jej sprytu, by zrozumieć, że niechciana ciąża nieoczekiwanie stała się dla niej przepustką do lepszego świata. Wyrwała się ze wsi i nie zamierzała tam wracać. Chyba że w odwiedziny. Zbyt jej się spodobało miejskie życie, ładne stroje, zagraniczne kosmetyki, czysta praca, eleganckie klientki, bogaci faceci...

A ja wciąż nie byłam pewna, co zrobię, kiedy dziecko się już urodzi. Czy mam się nim zająć sama? Blisko pięćdziesiątki miałabym znowu zostać matką? Nie uśmiechała mi się taka perspektywa. Ale jeżeli ja się nim nie zajmę, to kto? Obcy ludzie? Moim wnukiem?! A może Daniel? Mało prawdopodobne – nawet na starszego brata ten mój rozpieszczony jedynak średnio się nadawał. A może Jolka? W końcu to matka... Choć bez przerwy marudziła, że ciąża jej figurę zepsuła i że nie zamierza zepsuć sobie jeszcze biustu karmieniem. Poprzewracało się pannie w głowie. Czuła mamusia by z niej nie była, nie ma co...

Widać i Jolka miała podobne przemyślenia, bo w ósmym miesiącu stwierdziła, że musimy poważnie porozmawiać.

– Bardzo poważnie. O przyszłości.

– A co planujesz? – spytałam.

– Nie wiem, to zależy od pani... – odpowiedziała wolno, ważąc słowa.

Kilka miesięcy stołecznego życia i wyrobiła się dziewczyna. Widziałam, że coś kombinuje.

– Chcesz po porodzie zająć się dzieckiem?

– A gdzie będę mieszkać? Tutaj? Daniel się ze mną ożeni?

– Żadne z was się do tego nie pali.

– Pewnie. Daniel to szczeniak. Co on mi może zaoferować? Wszystko, co ma, należy do pani, a dziecko to jedyne, co mam ja... – rzuciła mi przebiegłe spojrzenie. – Chciałbym się jakoś dobrze ustawić. Pani mogłaby mi pomóc.

A więc dziewczyna zabrała się do negocjacji. Sporo się jeszcze musi nauczyć.

– Co proponujesz?

– Może by mnie pani wzięła do spółki, co? W końcu będziemy rodziną... Pani nie straci kontaktu z wnukiem, a ja nie zostanę na lodzie z dzieckiem – uśmiechnęła się chytrze. – Wie pani, kiedy małe się we mnie rusza, czuję, że nie mogłabym żyć bez niego. W końcu jestem matką. Teraz wszystko zależy od... – urwała i spojrzała na mnie znacząco.

Może jeszcze będzie z niego ojciec

Wyglądała na bardzo z siebie zadowoloną. Nie wiedziałam, co zrobić: wybuchnąć śmiechem czy ją udusić.

– Obudziły się w tobie instynkty macierzyńskie? Świetnie – zablefowałam. – Tym lepiej dla dziecka. Umówiłyśmy się, że zadbam o ciebie do czasu rozwiązania. Potem robisz, co chcesz. Oddajesz dziecko do adopcji albo zatrzymujesz je i próbujesz się urządzić w mieście, albo... wracasz do domu. Może ojciec zmięknie, kiedy zobaczy wnuka, i wybaczy ci, że to bękart – wypuściłam torpedę.

– Pani go nie chce? – Jolka sprawiała wrażenie zaskoczonej i przestraszonej.

– Nie mówię, że nie chcę. Sama wciąż się zastanawiam, co będzie najlepsze dla mojej rodziny, włączając w to ciebie i dziecko. Ale jedno jest pewne: nie zamierzam kupować od ciebie mojego wnuka.

– To... to co pani proponuje? – spuściła z tonu. – Dlaczego w takim razie pani mi pomogła, jeżeli nie chciała pani zatrzymać dziecka? Myślałam...

– Widać za dużo sobie myślałaś. Pomogłam ci, bo uznałam, że tak trzeba. Jeżeli teraz chcesz sama zadbać o dziecko, proszę bardzo. Chcesz je zostawić u mnie – jeszcze lepiej, ale na moich warunkach. Nie pozwolę się szantażować, ani teraz, ani później. Zapamiętaj to sobie!

– To znaczy? – zapytała czujnie.

– To znaczy, że zrzekniesz się praw rodzicielskich. Raz na zawsze. Nie życzę sobie, żebyś zjawiła się za dziesięć lat z żądaniami czy nagłym przypływem matczynej miłości. Mój syn zostanie wpisany do metryki jako ojciec tego dziecka, a ja zostanę jego prawnym opiekunem.

– A co ja z tego będę miała? – rzuciła.

Wreszcie doszłyśmy do sedna.

– Nie pożałujesz, obiecuję. Już teraz możesz się zacząć uczyć francuskiego.

Jolka szeroko otworzyła oczy i usta.

– Francuskiego...? To znaczy, że... że...

– Ale pamiętaj, to ja mam w ręku wszystkie sznurki. Zaczniesz fikać, to do widzenia, radź sobie sama.

– Pani jest jak mój ojciec – mruknęła z niechętnym podziwem.

– To znaczy? – zapytałam uprzejmie, sięgając po papierosa: ręka mi nie zadrżała.

Nie popuści pani na milimetr.

– Musisz mnie z nim poznać – uśmiechnęłam się zimno.

Piętnastego kwietnia urodziła się dziewczynka. Daliśmy jej na imię Barbara. Ważyła trzy i pół kilo i była zdrowym, ładnym noworodkiem. Jola dotrzymała słowa, ja też. Ona podpisała potrzebne dokumenty i nie robiła trudności, a ja załatwiłam jej pracę w Paryżu, w domu mody. Zamieszkała u mojej znajomej, która miała się nią zająć i dopilnować, żeby nic głupiego nie przyszło dziewczynie do głowy. Przedwczesne obawy – Jola była zachwycona. Ja też.

Nawet Daniel, kiedy pierwszy raz wziął małą na ręce, wyglądał na wzruszonego i dumnego. Odtąd już nie udawał, że sprawa dziecka go nie dotyczy. A gdy w dniu matur zobaczył nas dwie, czekające pod szkołą, bez wahania zostawił kolegów i podbiegł do nas z radosnym uśmiechem. Pocałował mnie, a potem pochylił się nad wózkiem i wyszeptał czule:

– Witaj, Basiu. Tatusiowi całkiem dobrze poszło, wiesz? Widzę, że trzymałaś kciuki...

Mała zagaworzyła po swojemu i wpakowała sobie zwiniętą piąstkę do buzi. Daniel się roześmiał. Dawno nie słyszałam, żeby śmiał się tak szczerze i radośnie. I to już od ładnych paru lat, a nie tylko w ciągu tych ostatnich trudnych miesięcy. Pomyślałam z nadzieją, że może wcale nie trzeba będzie długo czekać, żeby z aroganckiego jedynaka wyrósł na całkiem porządnego ojca.

Czytaj także:
„Koleżanka pod niebiosa wychwalała swoją synową. Ciekawe, czy naiwniaczka wie, że ma pod dachem striptizerkę”
„Szukam kobiety na podobieństwo żony. Ma być uległa, cicha i zadbana. Zostawiłem nawet ubrania po Zosi dla następczyni”
„Poświęciłam 12 lat życia alkoholikowi, który na koniec jeszcze mnie okradł. Przypłaciłam to małżeństwo traumą”

Redakcja poleca

REKLAMA