„Koleżanka pod niebiosa wychwalała swoją synową. Ciekawe, czy naiwniaczka wie, że ma pod dachem striptizerkę”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Sergio
„To było głupie, że wygadałam się przed Anią. Byłam rozstrojona niespodziewanym odkryciem, chciałam się tym z kimś podzielić. Anka uważała, że >>lepsza jest bolesna prawda niż słodkie kłamstwa<<. Mogłam jej nie słuchać, a tak? Wszystko obróciło się przeciwko mnie”.
/ 06.07.2022 10:30
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Sergio

Zmiana pracy mnie cieszyła. Nie miałam nic przeciwko sprzątaniu, ale po pięćdziesiątym piątym roku życia zaczęło mnie po prostu męczyć. Z ulgą zamieniłam więc mop i ścierkę na maszynę do szycia i podjęłam współpracę z zakładem krawieckim, który szył dla dużej firmy odzieżowej.

Dziewczyny, które pracowały ze mną, były naprawdę przyjacielskie, a że rozmowa nad maszyną w pracy nie przeszkadza, sporo gawędziłyśmy. Wiadomo, o czym: o mężach, dzieciach, poprzednich zajęciach i ogólnie o życiu.

Byłam pod wielkim wrażeniem

Szybko poznałam imiona współmałżonków, synów i córek koleżanek z pracy. A część z tych osób przyszło mi poznać osobiście.

– O, syn po mnie przyjechał! – zawołała raz Bożenka, zerkając przez okno. – Zaraz go poznacie!

Syn Bożenki przedstawił się z galanterią jako Bartłomiej i czekając, aż matka skończy pracę, rozmawiał z nami o budowie obwodnicy i tym, czy warto kupować rasowego psa. Wszystkie byłyśmy pod wrażeniem, jakim elokwentnym, kulturalnym i miłym chłopakiem jest syn koleżanki.

Bartek przyjeżdżał po mamę w każdy czwartek i woził ją na rehabilitację. To też robiło na nas wrażenie. Żadna z nas nie miała tak oddanego dziecka.

Moja córka była mniej więcej w wieku Bartka, ale nawet nie wiedziała, gdzie pracowałam. Nie odzywałyśmy się do siebie od ponad roku po kolejnej awanturze.

Właściwie nigdy dobrze się nie dogadywałyśmy i czułam, że Inga dzwoniła do mnie tylko z obowiązku, i to takiego, przy którym się wzdycha i przewraca z niechęcią oczami. W sumie po tamtej kłótni nie tak wiele się zmieniło, chociaż oczywiście za nią tęskniłam.

Uświadamiałam to sobie szczególnie wtedy, gdy koleżanki z pracy opowiadały o swoich córkach, z którymi piekły torty albo jeździły na rowerach.

Jej tatuaż poznałabym wszędzie!

Któregoś czwartku Bartek zajechał pod nasz zakład z dziewczyną. Bożenka była bardzo podekscytowana tym, że ją zobaczymy. Od miesięcy opowiadała o tym, jakie to jej syn ma szczęście, bo znalazł dziewczynę po studiach, śliczną, mądrą i chętną do założenia rodziny.

Ciągle rozwodziła się nad tym, jaka to Ola jest miła, odpowiedzialna, rozsądna i że na pewno będzie z niej wspaniała synowa, bo Bożena o niczym tak nie marzyła jak o tym, by jak najszybciej ożenić swojego jedynaka i doczekać się wnuków.

Kiedy Bartek z ową Olą stanęli w drzwiach, koleżanka wciągnęła ich do środka, żebyśmy mogły lepiej poznać wybrankę jej syna. Widać było, że cała puchła z dumy i specjalnie pytała Olę o jej posadę w klinice weterynarii, żeby podkreślić jej wykształcenie.

Dziewczyna była lekko onieśmielona całą tą skupioną na niej uwagą, ale widać było, że chce zadowolić mamę swojego chłopaka. Ja przyglądałam się jej nieco intensywniej niż pozostałe szwaczki, ale nie dlatego, że tak mnie interesowało to, co mówiła.

Najpierw nie byłam pewna, czy się nie mylę, dlatego musiałam wstać i przejść obok niej. Miała związane w wysoki kucyk blond włosy, delikatny makijaż i nosiła się na sportowo, ale kiedy dostrzegłam tatuaż na jej karku, miałam pewność, że naprawdę ją znam.

Spojrzałam jej w twarz i nasze spojrzenia się skrzyżowały, ale w jej oczach nie dostrzegłam nawet cienia sugestii, że mnie rozpoznała. Najwyraźniej byłam dla niej jedną z koleżanek matki jej ukochanego, którą chciała sobie zjednać.

Wiedziałam, że skądś ją znam

Nie dziwiło mnie to. Ja ją widywałam w ostrym świetle, podczas kiedy moja twarz zwykle kryła się w cieniu. Byłam niemal pewna, że Ola nawet nie rejestrowała mojej obecności, kiedy wchodziłam do naszego wspólnego miejsca pracy.

Ona wtedy kończyła swoją zmianę, ja dopiero zaczynałam. Ona była zmęczona, chociaż zwykle zadowolona, ja starałam się nie myśleć o tym, co mnie czekało przez kilka najbliższych godzin.

Kiedy Bożenka, Bartek i Ola wyszli, zobaczyłam, że Ania – koleżanka, z którą byłam najbliżej – patrzy na mnie pytająco.

– O co chodziło z tą dziewczyną Bartka? – zapytała, kiedy razem szłyśmy na przystanek. – Gapiłaś się na nią, jakbyś jej chciała wzrokiem dziurę w plecach wywiercić.

Uznałam, że nie ma sensu jej oszukiwać. W końcu nic nie byłam winna Oli, a czułam, że jeśli komuś nie powiem, co wiem, to eksploduję.

– To dziewczyna, którą znałam parę lat temu – wyjaśniłam. – Trochę się zmieniła na twarzy, ale tatuaż na plecach ma bardzo oryginalny. Słuchaj… nie mów nic Bożence, okej? To ci powiem, skąd znam tę Olę.

Nie ukrywałam tego, że swego czasu pracowałam w firmie sprzątającej. Jednym z miejsc, które obsługiwaliśmy, był… klub ze striptizem. Naprawdę.

Każdy dzień pracy zaczynałam o czwartej rano, sprzątając po imprezie, podczas której na okrągłych podestach dziewczyny w samych stringach tańczyły przy rurach.

Ciekawe, czy Bożena wie, jaką ma synową

Klub miał też „pokoje VIP”, czyli takie, do których klienci wchodzili z dziewczynami, by te zatańczyły dla nich „prywatny taniec”. To, czy był to taniec czy inne rzeczy, było sprawą tylko pomiędzy dziewczynami i gośćmi. 

– Ola była wtedy Michelle – przypomniałam sobie. – Tancerki nie używały prawdziwych imion, zawsze miały jakieś takie zagraniczne. I nosiły peruki. Michelle… znaczy się Ola… miała takie czarne włosy z niebieską grzywką – pokazałam na swoim czole ówczesną fryzurę dziewczyny. – I powiem ci coś: może ona dzisiaj jest panią weterynarz, ale wtedy bardzo często bywała w pokojach VIP.

Tak jak przypuszczałam, Ania była zaszokowana tymi wieściami. W końcu nie codziennie człowiek spotyka byłą striptizerkę, która w dodatku robi wrażenie panny z dobrego domu.

– Musimy powiedzieć Bożenie! – uznała Ania. – A ona Bartkowi! Założę się, że on o niczym nie wie, traktuje tę dziewczynę jak księżniczkę. 

Zaprotestowałam. Nie miałam najmniejszego zamiaru mówić prawdy Bożence. To nie była ani moja, ani w sumie jej sprawa, z kim spotykał się jej syn. Po prostu byłam wstrząśnięta tym nagłym spotkaniem „ducha z przeszłości” i chciałam o tym z kimś pogadać. Sądziłam, że Ania rozumie potrzebę dyskrecji w tak delikatnej sprawie.

Trudno, skoro nalega, to jej powiem

Ona jednak miała inne zdanie. Uważała, że koleżanka powinna poznać prawdę, bo przecież mogła zostać teściową tej dziewczyny i babcią jej dzieci.

– Musimy z nią porozmawiać! – uparła się. – Jak ty jej nie powiesz, to ja to zrobię!

Starałam się ją przekonać, że to nie nasz interes i że możemy wyrządzić więcej złego niż dobrego, ale Ani nie dało się powstrzymać. Dopadła Bożenę kolejnego dnia podczas przerwy. Widziałam że coś jej mówi i zerka przy tym na mnie. Chwilę później Bożenka podeszła do mnie zaniepokojona.

– Anka mówi, że chcesz mi coś powiedzieć o Oli – zaczęła. – Że ją skądś znasz i że to ważne.

Usiłowałam jeszcze to zbagatelizować, ale kto by odpuścił w takiej sytuacji? Bożenka nie miała zamiaru. Byłam wściekła na Anię, ale nie miałam odwrotu. Powiedziałam więc Bożenie to, co wiedziałam. O klubie i o tym, że Ola była tam tancerką. Wiedzę o pokojach VIP zachowałam
dla siebie, wystarczyło, że wygadałam się przed Anią.

– Wiesz co? – Bożena spojrzała na mnie z odrazą. – Nie spodziewałam się tego po tobie! Wiem, że masz problemy z córką, która nawet z tobą nie rozmawia, ale żeby próbować czegoś takiego?! Nie możesz znieść, że mój syn po mnie przyjeżdża i się o mnie troszczy, a do tego ma świetną dziewczynę, i po prostu musisz to zniszczyć, no nie?

Próbowałam jej przerwać, ale nie słuchała

Mówiła, że jej zazdroszczę i że mącę. Stwierdziła, że Ola pracowała podczas studiów jako barmanka, pewnie w tym klubie też, a ja dorobiłam to tego „jakąś chorą historię”. A najbardziej rozwścieczyło ją to, że podobno opowiadałam o tym na prawo i lewo, czego dowodem był fakt, że przyszła z tym do niej Ania.

– Wara ci od mojej rodziny – warknęła na koniec, zbliżając swoją twarz do mojej. – Jeszcze raz obrzucisz mojego syna i jego dziewczynę błotem, a przysięgam, że pożałujesz!

Najgorsze było to, że ją rozumiałam. I czułam się winna. To było głupie, że wygadałam się przed Anią. Byłam rozstrojona niespodziewanym odkryciem, chciałam się tym z kimś podzielić i kompletnie nie pomyślałam o konsekwencjach.

Ania z kolei nie rozumie, co zrobiła źle. Uważa, że postąpiła słusznie i że „lepsza bolesna prawda niż słodkie kłamstwa”. Nie rozmawiam z nią już. Powiedziałam jej coś w tajemnicy, a ona mnie zdradziła i sprawiła, że to obróciło się przeciwko mnie.

Bożena oczywiście nie rozmawia ani ze mną, ani z Anią. Dwie inne dziewczyny widzą, że między nami jest napięcie, i próbują je rozładować, ale słabo im idzie.

Wczoraj szukałam ogłoszeń o pracę. Jeśli będzie trzeba, wrócę do sprzątania. Nie uśmiecha mi się to, ale potraktuję to jako pokutę za brak dyskrecji.

Żałuję, że tak się to wszystko potoczyło. Jednak pilnowanie swojego nosa to bardzo skuteczna strategia na to, by mieć dobre relacje z ludźmi… 

Czytaj także:
„Zięć miał długi u szemranych typów. Postanowił pozbyć się teściowej dla spadku wrzucając jej lokówkę do wanny”
„Rozpędzony TIR przejechał mi męża, a kierowca uciekł. Policja rozkładała ręce, więc postanowiłam sama znaleźć sprawcę”
„Przyjaciółka w tajemnicy podrywała mi męża i podlizywała się moim córkom. Ta żmija chciała zająć moje miejsce w rodzinie”

Redakcja poleca

REKLAMA