„Mój 16-letni syn zasuwa w fast-foodzie, żeby zarobić na obóz. Czuję się jak nieudacznik, bo nie stać mnie, by mu go opłacić”

problemy finansowe fot. iStock by Getty Images, Geber86
„Rozumiałam jego rozgoryczenie. Gdyby nie wycieczki szkolne, to nic by nie zobaczył. Z klasą był w Krakowie i w Gdańsku, zwiedzili też Tatry i Góry Stołowe. Ale my z nim nigdzie nie wyjeżdżaliśmy. Ani na narty, ani na wczasy. Może i dalibyśmy radę jakoś zaoszczędzić, ale to jednak kupa kasy i zawsze było nam szkoda”.
/ 18.04.2023 21:15
problemy finansowe fot. iStock by Getty Images, Geber86

O tym obozie mój syn mówił już w styczniu. Klub piłki nożnej, w którym trenuje, co roku organizował taki wyjazd. Ale to spory koszt, prawie 2000 zł za dwa tygodnie. Dla nas to naprawdę dużo. Dlatego Maciek do tej pory tylko raz pojechał. No i teraz miał jechać drugi. Odkładaliśmy pieniądze, a on cieszył się i już od kwietnia odliczał dni do wyjazdu. Niestety w maju, kiedy przyszyło wpłacić pierwszą ratę, okazało się, że musimy pomyśleć o remoncie w kuchni. I to koniecznie w tym roku.

Szafka pod zlewozmywakiem już od dawna domagała się wymiany. Przegniła od wilgoci tylna ścianka nie trzymała całości, a drzwiczki były tak zdezelowane, że dosłownie w każdej chwili mogły wypaść. No i wreszcie wypadły. Nawet nie próbowaliśmy ich przyczepiać, bo nie było do czego przykręcić zawiasów! Stało się jasne, że jeszcze chwila i zlew zapadnie się razem z całą przegniłą szafką.

Prawdę mówiąc, na początku myślałam, że wystarczy wymienić tę jedną szafkę pod zlewozmywakiem, a to przecież nie aż tak duży koszt. Mój mąż wyprowadził mnie z błędu.

– To wszystko stoi tylko dlatego, że jedno wspiera się na drugim – powiedział, zaglądając pod zlew. – Ruszysz to, rozpadnie się reszta. Nie ma bata, trzeba zrobić remont całej kuchni. Musimy wymienić wszystkie szafki. Przynajmniej te stojące.

– Bez sensu, jak wymieniać to całość – wzruszyłam ramionami. – Wiszące też się trzymają na słowo honoru.

– Więc właśnie – Krystian pokiwał głową i westchnął ciężko. – Dlatego mówię o remoncie. A to kosztuje.

Spojrzeliśmy po sobie. Mieliśmy odłożone pieniądze na wyjazd Maćka. A to oznaczało, że musimy dokonać wyboru – albo remont, albo obóz syna.

Wiedziałam, że jest rozczarowany

– Nie wiem, czy szafka wytrzyma jeszcze pół roku – stwierdził Krystian. – Przykro mi, ale chyba Maciek w tym roku nigdzie nie pojedzie.

– Załamie się – zrobiło mi się przykro. – Tak się cieszył na ten wyjazd. Może po prostu weźmiemy kredyt?

– Kredyt i tak musimy wziąć – mąż wzruszył ramionami. – Przecież sam tego wszystkiego nie zmontuję, trzeba wezwać fachowców. Pomalować ściany. Wymienić zlew, bo nie wiadomo czy dostaniemy szafki pod ten wymiar, a na zamówienie przecież nie będziemy robić, bo to już w ogóle fortuna. A jeszcze trzeba mieć jakieś pieniądze na nieprzewidziane wydatki, przy takich remontach zawsze coś wypada.

Maciek rzeczywiście był przybity.

– Obiecaliście – powiedział. – Przecież już w styczniu wiedzieliście, ile to kosztuje, i że chcę jechać. Powiedzieliście, że dacie radę.

– I dalibyśmy, gdyby nie ten remont – tłumaczyłam. – Wyskoczył nagle.

– A nie możecie zrobić go później? Tyle lat te szafki stały, to może postoją jeszcze kilka miesięcy.

– Właśnie nie postoją – pokręciłam głową. – Tata powiedział, że to się może rozpaść w każdej chwili. A jeszcze musimy wziąć kredyt na to wszystko, bo pieniędzy nie starczy.

– To nie fair – stwierdził. – I tak nigdzie nigdy nie wyjeżdżam. Tylko raz byłem na obozie. Nawet na wczasy nie jeździmy, tylko na wieś do babci. Już nie mówię o jakiejś Turcji czy Egipcie, chociaż wszyscy moi kumple byli przynajmniej raz gdzieś za granicą. Ale moglibyśmy pojechać przynajmniej nad morze czy w góry.

– Synku, przecież wiesz, że nie bardzo nas na to stać – byłam rozgoryczona i na los, i na to, że Maciek nas nie rozumie. – To nie jest nasza zła wola. Tata pracuje po godzinach, ja też. Zżera nas kredyt za mieszkanie, opłaty, wydatki na życie…

– Inni jakoś dają sobie radę – Maciek wyraźnie miał do nas pretensje. – Dobra, nie ma o czym gadać, nie jadę i już. Więc koniec tematu.

Wiedziałam, że ma żal i nawet poniekąd go rozumiałam. Tak się cieszył na ten obóz! Poza tym rzeczywiście miał rację – wyjeżdżaliśmy tylko do mojej teściowej, na wieś. Owszem, było tam wszystko, co potrzebne do odpoczynku. Wieś położona przy lesie, do jeziorka zaledwie półtora kilometra. Maciek miał tam kolegów, jeździł przecież na wieś w każde wakacje, a jak był mały, to czasem spędzał u dziadków po kilka tygodni w roku. W sumie lubił tam być i nigdy się nie nudził. Zwłaszcza, odkąd dwa lata temu założyliśmy teściowej internet. Teraz nawet w pochmurne dni Maciek ma co robić. Ale z drugiej strony…

Rozumiałam jego rozgoryczenie. Gdyby nie wycieczki szkolne, to nic by nie zobaczył. Z klasą był w Krakowie i w Gdańsku, zwiedzili też Tatry i Góry Stołowe. Ale my z nim nigdzie nie wyjeżdżaliśmy. Ani na narty, ani na wczasy. Może i dalibyśmy radę jakoś zaoszczędzić, ale to jednak kupa kasy i zawsze było nam szkoda. Zresztą, po co, skoro Mazury są za darmo?

Bardzo nas tym zaskoczył. Naprawdę

Zastanawiałam się, czy nie można tego rozwiązać w jakiś sposób. Rozmawialiśmy z mężem, liczyliśmy każdą złotówkę. Sprawdziliśmy kilka ofert kredytowych i nawet rozważaliśmy, czy po prostu nie wziąć więcej pieniędzy. Ale za każdym razem wychodziło nam, że absolutnie nie ma takiej możliwości. Wszystkie raty przerosłyby nasze możliwości.

Maciek już nie poruszał tematu obozu. Myślę, że był wyjątkowo rozgoryczony i rozczarowany. Nie dość, że obiecaliśmy mu ten wyjazd, to jeszcze oczekiwał jakiejś nagrody za dobrze zdane egzaminy do liceum. To znaczy, wtedy jeszcze nie znaliśmy oficjalnych wyników, ale Maciek sprawdził je w internecie i w gazecie, i stwierdził, że poszły mu idealnie. Nic nie mówił, ale widziałam po jego zachowaniu, że liczył na jakąś nagrodę.

Niestety, kiedy odpadły drugie drzwiczki od szafki, a zlew zaczął przeciekać, zrozumieliśmy, że nie możemy dłużej czekać. Zaczęliśmy więc jeździć po sklepach i oglądać meble. Maciek wydawał się w ogóle niezainteresowany tym tematem. Kiedy pokazywaliśmy mu foldery, wzruszał tylko ramionami i nie komentował.

Zaczęliśmy remont i prawdę mówiąc, nie miałam wtedy ani głowy, ani czasu na nic innego. Niestety, zaniedbałam też trochę syna, który może i nie wymagał specjalnej uwagi, bo dobrze się uczył i nie sprawiał żadnych kłopotów, jednak akurat w tym czasie zaczął gdzieś znikać z domu.

Od razu po lekcjach wychodził, czasem nie było go też wieczorami. Byłam tak zaabsorbowana remontem, że dopiero po dwóch tygodniach zorientowałam się, że nasz syn zachowuje się inaczej niż do tej pory.

– Maciek, a gdzie ty tak znikasz codziennie? – zapytałam go pewnego dnia zaniepokojona. – Nic nie mówisz. Poznałeś kogoś?

– Nie – powiedział jakby niepewnie. – Wiesz, mam treningi…

– No tak, ale to tylko dwa razy w tygodniu, a ty teraz codziennie gdzieś biegasz.

– Ciepło jest, na boisko wychodzę – powiedział wymijająco.

Nie przekonał mnie, ale postanowiłam go nie dręczyć dalej pytaniami. W styczniu skończył 16 lat, był wystarczająco dorosły, żeby mieć prawo do pewnej prywatności. A poza tym, skoro nie chciał mi powiedzieć, to nie powie. Co najwyżej mogłam go pilniej obserwować, żeby w razie czego w porę zareagować. Nie widziałam jednak, żeby pił czy palił. Owszem, dużo bywał teraz poza domem, ale wyglądało na to, że rzeczywiście po prostu gra w piłkę. Zwłaszcza, że wracał często zmęczony, brudny i głodny jak wilk.

Okazało się, że prawda jest zupełnie inna

I wszystko wydało się mniej więcej po miesiącu. Maciek wrócił wieczorem i od razu zapytał, czy może z nami porozmawiać.

– Zarobiłem pięćset złotych – powiedział, kładąc pieniądze na stole. – Pytałem trenera, powiedział, że są jeszcze miejsca, i że może mi te opłaty za obóz rozłożyć na raty. Po pięćset złotych właśnie. W sumie obóz kosztuje 1700. Ja jeszcze będę pracował, więc niedużo mi zabraknie. Już jestem umówiony w McDonaldzie, tam zatrudniają osoby niepełnoletnie.

– Zaraz, zaraz, synku – przerwałam mu, zszokowana tym, co usłyszałam. – Jak to zarobiłeś? Gdzie? Przecież ty masz dopiero 16 lat!

– No, teraz to pracowaliśmy u wujka mojego kumpla – powiedział. – Wiesz, Kuby, znasz go, to mój kolega z klasy. Jego stryj robi remont w domku i potrzebował pomocy przy porządkowaniu piwnicy. Mieliśmy mu pomóc wynosić śmieci, segregować różne rupiecie, rozwalaliśmy ściankę działową i wynosiliśmy gruz. No i za to nam zapłacił.

– Ale dlaczego nic o tym nie powiedziałeś?! – zawołałam.

– A bo bałem się, że się nie zgodzicie, zaczniecie szukać dziury w całym – wzruszył ramionami. – A poza tym nie mieliście czasu, a to trzeba było obgadać.

– A co z tym McDonaldem? – spytał mąż.

– No byłem, pytałem, czy mnie zatrudnią – powiedział. – Zgodzili się, ale oczywiście ktoś z was musi tam pójść, bo to oficjalna umowa. Na miesiąc, akurat w maju będą mieli braki w załodze, bo ludzie idą na urlop. Umówiłem się, tylko musicie podpisać zgodę. No i zabraknie mi naprawdę niewiele pieniędzy. Trener zgodził się, żebym resztę zapłacił przed wyjazdem. Ale musielibyście dołożyć… Tak ze dwie stówy…

Oczywiście, że się zgodziliśmy. Byliśmy wzruszeni, ale też i nieco przerażeni przedsiębiorczością Maćka. Okazało się, że rozumie naszą sytuację bardziej, niż nam się wydawało. Trochę dziwnie się czuliśmy z tym, że nasz syn w wieku 16 lat sam musi zadbać o swoje wakacje. Ale byliśmy z niego naprawdę dumni.

Czytaj także:
„Ja pracowałem z pasji za grosze, a żona harowała na naszą rodzinę. Gdy kpiła z mojej pensji, czułem się jak nieudacznik”
„Żona zarabia 3 razy więcej niż ja. Czuję się jak nieudacznik i jestem pewien, że zaraz wymieni mnie na lepszy model"
„Dla ojca zawsze będę nieudacznikiem, który ma dwie lewe ręce. Przy nim czuję się jak życiowa pokraka”

Redakcja poleca

REKLAMA