„Moi teściowie to zwykłe kanalie. Okłamali nas, że oddają nam działkę z domem. Czekali tylko, aż wyłożymy kasę na remont"

Teściowa kontrolowała nasze życie fot. Adobe Stock, Viacheslav Lakobchuk
„– Przecież spędziliście na naszej działce dwa lata. Wypoczywaliście sobie za darmo, nie wydając grosza na wakacje… – usłyszeliśmy ich obłudne stwierdzenia. – To może chociaż odzyskam meble swoich rodziców? – zapytałam przez zaciśnięte zęby. – Te stare graty? Zostawiliśmy nowym właścicielom. Do głowy nam nie przyszło, że będziesz chciała je zatrzymać”.
/ 13.01.2023 22:00
Teściowa kontrolowała nasze życie fot. Adobe Stock, Viacheslav Lakobchuk

Pamiętam moje wrażenie, kiedy po raz pierwszy przyjechałam na działkę teściów. Uznałam, że jest bardzo fajna, ale strasznie zaniedbana.

Nie mamy już siły robić w ziemi – przyznała wtedy teściowa, jakby czytając w moich myślach. – Co innego wy, młodzi… Mnie już wystarczy te kilka grządek, które mam przy domu.

Marzyłam o tym, żeby zajmować się ogrodem

Faktycznie, w mieście teściowie mieli całkiem spory ogródek, w którym hodowali trochę warzyw i kwiaty. A położona kilkadziesiąt kilometrów za miastem działka tylko sprawiała im kłopot.

– Tu trzeba przyjeżdżać co tydzień, bo inaczej chwast się pleni. Kiedyś, gdy Lesio był mały, to było całkiem sympatyczne. Tutaj miał świeże powietrze i przestrzeń do biegania. A teraz, po co mamy tu przyjeżdżać i tylko płacić za benzynę? – dodawał teść, a ja myślałam tylko o jednym.

Aby oboje wpadli na to, by nam z Leszkiem oddać tę działkę. Po ślubie zamieszkaliśmy w bloku, w moim 2-pokojowym mieszkaniu odziedziczonym po babci i mieliśmy tylko niewielki balkonik, metr na metr. Taka działka byłaby dla nas latem prawdziwym wybawieniem od betonowej pustyni osiedla. Oczami wyobraźni widziałam już nasze dzieci hasające przez całe wakacje po wypielęgnowanym trawniku. Działka była położona zaledwie dwieście metrów od brzegu jeziora i pół kilometra od pięknego lasu. Wymarzone warunki do wypoczynku! W końcu padły upragnione przeze mnie słowa...

– A może wy chcecie z Joasią zaopiekować się nasza działką, Lesiu? – zapytała teściowa. – My z tatą chętnie byśmy ją wam oddali – stwierdziła, a teść ochoczo jej przytaknął.

Mąż spojrzał na mnie pytająco. Skinęłam głową, nawet nie starając się ukryć narastającego podniecenia.

– Pewnie, mamo! To świetny pomysł – odparł Leszek.

To my w takim razie ją wam dajemy! – oznajmiła teściowa i miała łzy wzruszenia w oczach, gdy uściskałam ją z wdzięcznością.

Wychowałam się na wsi, więc ogródek to była dla mnie żadna nowość. Od początku wiedziałam dokładnie, gdzie i co posadzę. Więcej kłopotu sprawił nam domek. Był bardzo zaniedbany i bez kanalizacji. Teściowie, mimo że spędzali kiedyś całe lato na działce, wodę nosili od pompy ustawionej przy ogrodowej ścieżce, a swoje potrzeby załatwiali w drewnianej wygódce.

Rodzice nie chcieli już inwestować w ten domek – usprawiedliwiał ich Leszek. – Wiesz, kiedy tata zaczął mieć kłopoty z sercem, praktycznie przestali tu przyjeżdżać.

Sama zdawałam sobie sprawę, że i zdrowie im niezbyt dopisywało, i z finansami też było krucho. W końcu zrobienie łazienki z prawdziwego zdarzenia, z prysznicem i ubikacją oraz normalnego zlewu w kuchni, z bojlerem do podgrzewania wody kosztowało nas z mężem prawie 30 tysięcy złotych! I to mimo tego, że remont robiliśmy praktycznie sami, a Leszek nawet nauczył się kłaść kafelki!

Nie zastanawiałam się wtedy nad tym, że nie mamy żadnych papierów na to, iż domek z działką są faktycznie nasze. Do głowy mi nie przyszło, aby namawiać męża na formalne załatwienie sprawy u notariusza. W końcu przecież to byli jego rodzice i wyraźnie powiedzieli, że działka jest nasza! Komu zresztą mieliby ją oddać, skoro Leszek jest jedynakiem?

Włożyłam w ten remont dużo pracy i całe serce

Dopieściłam więc domek jak własny. Przywiozłam od swoich rodziców rozmaite stare meble i sama je pomalowałam na pastelowe kolory, a fotele obiłam kwiecistym materiałem. Razem z kilkoma sprzętami z wikliny, pociągniętymi białą farbą, wyglądały bardzo stylowo.

Jeszcze nigdy tutaj nie było tak pięknie! Jesteś czarodziejką! – zachwyciła się w ubiegłym roku teściowa, kiedy zaprosiliśmy ją z mężem, na świętowanie naszej drugiej rocznicy ślubu.

Miałam już nawet na działce prawdziwy piekarnik – siostra podarowała mi swoją starą kuchenkę; mogłam więc upiec pyszną szarlotkę. Rodzice Leszka tylko chodzili po działce i cmokali nad wszystkim z zachwytu. Nad łazienką, kuchnią i wypielęgnowanym ogrodem, a ja im tłumaczyłam, gdzie i co jest posadzone.

– Tutaj puściliśmy z Lesiem pnące róże. A tutaj wymyśliłam sobie ścianę z pnącego groszku, zasłoni nas od sąsiadów – wyjaśniałam.

Było naprawdę uroczo…

Myślisz, że im się podobało to, co zobaczyli? – zapytałam po ich wyjeździe Leszka.

– Żartujesz? Byli oniemiali. Słyszałem, jak mama mówiła do ojca, iż nie sądziła nigdy, że z tej działki można zrobić takie cudo, wyglądające naprawdę drogo – złapał mnie w ramiona mąż.

– Drogo? – ten komentarz wydał mi się wtedy trochę dziwny, ale nie zwróciłam na niego uwagi.

Jesienią zamknęliśmy domek, pozabezpieczaliśmy rośliny przed mrozami i rozstaliśmy się z działką do wiosny. A na wiosnę… Kiedy podjechaliśmy pod bramę, mąż wysiadł z samochodu i podszedł, aby otworzyć zamek, ale po chwili wrócił zdziwiony.

– Zabraliśmy chyba złe klucze, bo nie pasują – stwierdził.

– Jak to, złe? Niemożliwe! – przyjrzałam się pękowi, który trzymał w ręku.

– Spróbuj jeszcze raz, może zamek zardzewiał po zimie – stwierdziłam i także wysiadłam, po czym ze zdumieniem spojrzałam przez płot na ogród.

Był jakby inny…

– Dlaczego nie ma zabezpieczeń na krzewach? I okiennica na piętrze jest uchylona? – zdziwiłam się.

Leszek zamarł z kluczami w ręku, a potem zbladł.

Kochanie, chodź, wracamy do domu! – powiedział takim tonem, że jak lunatyczka posłusznie wsiadłam do auta. Mąż ruszył z piskiem opon.

– Co się stało?! – jeszcze niczego nie rozumiałam.

Wtedy Leszek zahamował, stanął na poboczu i stwierdził:

Rodzice sprzedali działkę!

– Naszą działkę? – spojrzałam na niego zdumiona.

– No… formalnie to ona nigdy nie była nasza… – wydukał.

– Formalnie? Co ty wygadujesz! Przecież ją nam dali, sama słyszałam! Zrobiliśmy remont, włożyliśmy w ten domek kupę pieniędzy i pracy! Tam są moje meble, moje ubrania, wreszcie moje piękne magnolie!

Leszek milczał ze spuszczoną głową.

Na Boga, wiedziałeś o tym, że nam wytną taki numer? – zapytałam w końcu ze zgrozą.

– Nie – przyznał wtedy wściekły. – Do głowy by mi to nie przyszło.

– No, to może nie jest to prawda, może faktycznie pomyliliśmy klucze, nawet działki! Powinniśmy tam wrócić! – zaczynałam tracić głowę z nerwów.

– Kochanie, oni naszą działkę sprzedali – mąż wziął moje ręce w swoje.

Spojrzałam mu głęboko w oczy. Czaił się w nich taki sam ból, jak w moich.

– Powinienem się wcześniej domyślić, co zrobili. No, bo skąd wzięli pieniądze na zupełnie nowe auto? – stwierdził.

No tak… Nowe auto, duma mojego teścia

Nawet się nie zarumienił ze wstydu, gdy je nam prezentował dwa miesiące temu…

– Zamierzasz coś z tym zrobić? – zapytałam. – W końcu włożyliśmy w tę działkę kupę kasy! Kurczę! Mogliśmy za te pieniądze pojechać na co najmniej dwie ekstra wycieczki do Kenii albo Brazylii, zamiast harować na nie swojej ziemi! – zaklęłam. – Niech nam przynajmniej oddadzą zainwestowaną gotówkę, według rachunków!

– Spróbuję, ale jak znam swoich rodziców, to niewiele wskóram… – Leszek był przygnębiony.

I faktycznie, jego rodzice udawali, że kompletnie nic się nie stało. Przehandlowali nawet moje meble!

– No, przecież spędziliście na naszej działce dwa lata. Wypoczywaliście tam sobie za darmo, nie wydając grosza na wakacje… – usłyszeliśmy ich obłudne stwierdzenia.

To może chociaż odzyskam meble swoich rodziców? – zapytałam ich, przez zaciśnięte zęby.

– Och, te stare graty? Zostawiliśmy je nowym właścicielom, bo nam do głowy nie przyszło, że będziesz chciała je sobie zatrzymać. Zresztą, chyba nie macie ich z Leszkiem gdzie wstawić? – stwierdziła niewinnie teściowa.

– No, teraz to faktycznie już nie mamy gdzie! – rzuciłam jej twarde spojrzenie. – Czy moje stare kalosze też mama oddała nowym właścicielom?

– Ależ skąd! – roześmiała się, rozbawiona. – Są w naszym garażu…

Był, ale… jeden. Drugiego nie znalazłam w żałosnej kupce rzeczy, które teściowie zabrali z naszej… przepraszam, ze SWOJEJ działki. Nie mam pojęcia, ile zgarnęli kasy za wyremontowany przez nas domek. Jestem pewna, że co najmniej dwa razy tyle, ile by dostali wcześniej, kiedy był zaniedbany. Mam teraz za swoje, przecież powinnam pamiętać, że z rodziną najlepiej wychodzi się na… zdjęciu. A co najgorsze, teściowie naprawdę nie czują się winni. Wręcz przeciwnie, uważają, że to oni zrobili nam przysługę, a poza tym mieli przecież prawo rozporządzać swoją własnością tak, jak im się podoba.

Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”

Redakcja poleca

REKLAMA