„Moi teściowie pragnęli zostać dziadkami, a nam nie spieszyło się do pieluch. Mieli pewien plan, by nas zmotywować”

para z testem ciążowym fot. Getty Images, Daniel de la Hoz
„– Okazuje się, że Andrzej zapisał wam spory majątek. Ale jest jeden warunek – dodała Grażyna. – Musicie mieć dziecko w ciągu dwóch lat od otwarcia testamentu, inaczej majątek przepadnie”.
/ 12.08.2024 19:00
para z testem ciążowym fot. Getty Images, Daniel de la Hoz

Nie wiem, czy kiedykolwiek rozmawialiście poważnie o przyszłości ze swoim partnerem, ale my z Marcinem jakoś nigdy nie zdołaliśmy się do tego zabrać. Może to dlatego, że tak bardzo skupialiśmy się na teraźniejszości – na tym, żeby cieszyć się sobą, podróżować, spędzać czas z przyjaciółmi. Byliśmy razem od pięciu lat, a nasze małżeństwo od dwóch wciąż miało w sobie ten pierwiastek nowości i ekscytacji.

Niczego nam nie brakowało

Nasze życie było stabilne i uporządkowane. Każdy dzień miał swój rytm. Poranne kawy, wspólne śniadania, wieczory przed telewizorem albo w kinie – nic nadzwyczajnego, ale to właśnie w tych drobnych chwilach odnajdywaliśmy największe szczęście.

Teściowie, Grażyna i Wiesiek, odwiedzali nas regularnie. Grażyna, zawsze energiczna, nie mogła zrozumieć, dlaczego nie mamy jeszcze dzieci. Wiesiek był bardziej powściągliwy, ale w jego oczach widziałam to samo pytanie. Moja mama, Krystyna, i ojciec, Stefan, podchodzili do tematu z większym dystansem. „Żaneta, nie spiesz się. Wszystko w swoim czasie” – powtarzała mama, chociaż wiedziałam, że marzy o wnukach.

Nasze relacje z teściami były poprawne, choć momentami napięte. Szczególnie wtedy, gdy temat dzieci stawał się przedmiotem dyskusji. Grażyna nie odpuszczała, zawsze miała coś do powiedzenia.

– Żaneta, macie już swoje lata, nie będziecie coraz młodsi – mówiła z troską, ale i z nutą irytacji.

Nigdy nie przypuszczałam, że nasza spokojna, uporządkowana rzeczywistość może zostać tak nagle zburzona. A jednak pewnego wieczoru, wszystko się zmieniło.

To miało nas zmotywować

– Twoi rodzice mają do nas wpaść na chwilę, chodzi o coś ważnego. Wiesz, o co może chodzić? – zapytałam.

– Nie mam pojęcia, może znów będą mówić o wnukach – westchnął Marcin.

Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Marcin otworzył, a ja szybko ogarnęłam stół. Grażyna i Wiesiek weszli pełni napięcia.

– Musicie usiąść – zaczęła Grażyna. – Dostaliśmy wiadomość od prawnika mojego brata, wujka Andrzeja. Zmarł, zostawiając testament.

– Okazuje się, że Andrzej zapisał wam spory majątek. Ale jest jeden warunek – dodała Grażyna. – Musicie mieć dziecko w ciągu dwóch lat od otwarcia testamentu, inaczej majątek przepadnie.

Spojrzeliśmy z Marcinem na siebie, zaskoczeni i zdezorientowani.

– To szaleństwo – powiedział Marcin. – Nie możemy planować dziecka na podstawie testamentu.

Grażyna spojrzała na nas twardo.

– To duża szansa. Musicie to przemyśleć.

Po wyjściu teściów usiedliśmy w milczeniu. Marcin pierwszy przerwał ciszę.

– Co o tym myślisz?

– Nie wiem, Marcin. Nigdy nie rozmawialiśmy o dzieciach. A teraz ta presja...

– Musimy podjąć decyzję. Razem.

Czy naprawdę tego chcieliśmy?

Siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się w siebie nawzajem. W końcu Marcin przerwał milczenie.

– Myślę, że powinniśmy zacząć od wizyty u lekarza. Sprawdzimy, czy wszystko jest w porządku. – Marcin próbował brzmieć pewnie, ale w jego głosie słychać było niepokój.

Następnego dnia umówiliśmy się na wizyty u specjalistów. Marcin zajął się swoimi badaniami, a ja poszłam do ginekologa. W oczekiwaniu na wizytę czułam, jak narasta we mnie niepokój. Co, jeśli okaże się, że nie możemy mieć dzieci? Czy to oznacza koniec naszych marzeń i spadku?

Kilka dni później otrzymałam wyniki swoich badań. Lekarka uśmiechnęła się, informując mnie, że wszystko jest w porządku. Poczułam ulgę, ale jednocześnie wiedziałam, że to tylko połowa drogi. Czekałam na wiadomość od Marcina. Wieczorem, gdy wrócił do domu, widziałam, że jest spięty. Usiadł obok mnie na kanapie, a jego twarz była poważna.

– Mam wyniki – powiedział cicho, unikając mojego wzroku. – Żaneta, mam problemy z płodnością.

Wstrzymałam oddech, czując, jak świat wokół mnie się zatrzymuje.

– Przepraszam – wyszeptał. – To moja wina.

Objęłam go, starając się go pocieszyć, chociaż sama byłam w szoku. Marcin siedział obok mnie, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Jego twarz była blada, a oczy pełne smutku.

– To nie twoja wina, Marcin. Znajdziemy sposób, aby to rozwiązać. Razem. Poradzimy sobie z tym – powiedziałam cicho, starając się, aby mój głos brzmiał pewnie. – Są inne sposoby na to, aby mieć dziecko.

Spojrzał na mnie, jego oczy pełne bólu i lęku.

– Nie wiem, czy jestem gotów na adopcję albo in vitro.

– Rozumiem – odpowiedziałam, chociaż w głębi duszy sama czułam się zagubiona.

Do nich to nie docierało

Kilka dni później, rodzice Marcina przyszli do nas na obiad. Atmosfera szybko stała się napięta, gdy zaczęli pytać o plany na przyszłość.

– Jak tam sprawy z testamentem? – zapytała Krystyna.

Marcin spojrzał na mnie z niepokojem. Wiedziałam, że ten moment w końcu nadejdzie.

– Musimy wam coś powiedzieć – zaczął Marcin, jego głos drżał lekko. – Otrzymaliśmy wyniki badań. Dla mnie zostanie ojcem może być bardzo trudne.

Krystyna upuściła widelec, a Stefan wstał gwałtownie.

To jakieś nieporozumienie, prawda?

– Niestety, to prawda – odpowiedział Marcin.

Stefan zacisnął pięści.

– Co teraz zamierzacie? Przecież musicie coś zrobić!

Rozważamy różne opcje – odpowiedziałam. – Adopcja, in vitro... Ale potrzebujemy czasu.

Kilka dni później umówiliśmy się na wizytę. Lekarz wyjaśnił nam, jakie są opcje i kroki, aby rozpocząć procedurę in vitro.

– To nie będzie łatwe – powiedział lekarz. – Ale będę z wami na każdym kroku.

Kilka dni później jego rodzice niespodziewanie złożyli nam wizytę.

Nie możecie tego tak zostawić – naciskała na mnie teściowa.

– Czas nie jest waszym sprzymierzeńcem. Musicie działać szybko – dodał teść.

W tym momencie wszedł Marcin.

– Co tu się dzieje? – zapytał.

– Staramy się pomóc – powiedziała Krystyna. – Musicie coś z tym zrobić, Marcin. To wasza szansa.

Zrobimy to po swojemu

Wieczorem usiedliśmy w kuchni, przeglądając ulotki z klinik płodności. Następnego dnia umówiliśmy się na konsultację w klinice. Specjalista wyjaśnił nam proces in vitro

– To może być nasza szansa – powiedział Marcin, ściskając moją rękę.

Kilka dni później, podczas rodzinnego obiadu, poinformowaliśmy rodziców o naszej decyzji. Krystyna i Stefan zareagowali mieszanką ulgi i radości. Po ich wyjściu poczuliśmy się lżejsi, jakby kamień spadł nam z serca.

– Żaneta, cokolwiek się stanie, pamiętaj, że jesteśmy w tym razem – powiedział Marcin.

– Tak, razem – odpowiedziałam.

Kilka tygodni później zaczęliśmy procedurę in vitro. Emocje były mieszane – od nadziei po strach. Wiedzieliśmy, że przed nami trudna droga, ale byliśmy gotowi stawić czoła wyzwaniom. Marcin był przy mnie na każdym kroku. Czułam, że mimo trudności, nasze małżeństwo stawało się silniejsze.

Pewnego dnia, po kolejnej wizycie w klinice, usiedliśmy razem w parku.

– Jak się czujesz? – zapytał Marcin.

– Zmęczona, ale pełna nadziei – odpowiedziałam. – Myślisz, że się uda?

– Wierzę w to – powiedział, ściskając moją dłoń.

Nasze życie toczyło się dalej, a my stawialiśmy kolejne kroki w kierunku realizacji naszego marzeniaCzas mijał, a my czekaliśmy na wyniki procedury. W końcu nadszedł dzień, na który czekaliśmy. Odebrałam telefon z drżącymi rękami.

– Pani Żaneto, testy wykazały, że jest pani w ciąży.

Łzy napłynęły mi do oczu, a Marcin objął mnie mocno. Wszystkie nasze obawy i niepewności zniknęły. Wiedzieliśmy, że przed nami jeszcze długa droga, ale byliśmy gotowi stawić jej czoła razem.

– Żaneta, udało się – wyszeptał Marcin.

– Tak, udało się. Razem możemy wszystko.

Wiedzieliśmy, że nasze życie zmieni się na zawsze, ale byliśmy gotowi na to wyzwanie. Razem, z nadzieją na przyszłość.

Żaneta, 30 lat

Czytaj także:
„Poczułam ulgę, gdy przyłapałam męża na figlach z moją przyjaciółką. Jestem z nim tylko dla kasy i korzyści”
„Mąż sypia z innymi, bo chce poczuć się prawdziwym mężczyzną. Nie mogę odejść, przecież przysięgałam przed Bogiem”
„Nie jest mi wstyd, że zdradziłam męża. Ramię jego najlepszego przyjaciela tylko czekało, by mnie przyjąć”

Redakcja poleca

REKLAMA