„Minął rok od śmierci męża, lecz dla mnie nasza miłość umarła wcześniej. Pogrzebał ją, gdy wskoczył innej do łóżka”

kobieta, która straciła męża fot. Adobe Stock, Jelena Stanojkovic
„Minął rok, odkąd jestem sama. Znowu kwitnie bez, tylko że ja nie czuję jego zapachu. Nie wiem, czy mniej boli. Wiem, że bardzo tęsknię. Zawsze wydawało mi się, że nie będę potrafiła żyć bez mojego kochanego męża. A jednak...”.
/ 12.04.2022 07:34
kobieta, która straciła męża fot. Adobe Stock, Jelena Stanojkovic

Umarł w poniedziałek po południu… Podniósł się z wysiłkiem, przeszedł dwa kroki, zawrócił, przysiadł na brzegu łóżka i westchnął.

– Boli mnie kręgosłup od tego leżenia, muszę rozprostować kości – powiedział, znowu wstał, ale zaraz się przewrócił?

Delikatnie dotknęłam jego ręki.

„Czy nie powinna być zimna?” – pomyślałam. Słyszałam tykający w korytarzu zegar, patrzyłam na twarz Artura i nie mogłam się ruszyć.

A więc to już. Skończyło się. Tak szybko?

Przecież teraz mieliśmy zacząć czerpać z życia całymi garściami. Dzieci na swoim, zasłużona emerytura. Dopiero co zaczęliśmy celebrować poranne śniadanka, spacery… Planowaliśmy podróż życia.

Artur spostrzegł tę plamkę pod pachą, gdy była już wielką plamą. Tak mi powiedział, ale jestem pewna, że wcześniej ją zignorował. Była jesień. Jechaliśmy do szpitala w strugach deszczu. Trzymałam się, udawałam twardą, lecz w środku wszystko we mnie krzyczało.

Lekarz nie powiedział wprost, że jest za późno. Mówił tylko, że gdyby Artur zgłosił się pół roku wcześniej, miałby szansę na całkowite wyleczenie. Ze strachu nie zapytałam, jakie szanse ma teraz. Nasi synowie dowiedzieli się o chorobie ojca po dwóch miesiącach.

– Mają swoje sprawy i swoje problemy – przekonywał mnie Artur i nie pozwolił puścić pary z ust. – Za chwilę będę zdrowy i będzie po kłopocie. Nie chcę zamieszania i szukania dziury w całym.

Przekonywał mnie, że wkrótce wyzdrowieje, jednak po dwóch miesiącach był tak słaby, że nie mógł sam prowadzić samochodu, kiedy jechał na zabiegi do szpitala. Ja nigdy nie zrobiłam prawa jazdy, nie mieliśmy więc wyjścia, musiałam powiedzieć synom.

Jarek był przerażony chorobą ojca, Antek przyjął to spokojniej. Zaoferował swoją pomoc, od tej pory to on woził ojca do szpitala. Mój mąż miał lepsze i gorsze dni. W Wigilię czuł się świetnie. Wtedy po raz pierwszy od zdiagnozowania choroby napełnił mnie spokój. Pomyślałam, że może mu się udać.

Jednak zaraz po Nowym Roku przyszło pogorszenie. Cztery miesiące trwała ta huśtawka. Każdy lepszy dzień Artura dawał mi nową nadzieję. Z każdym gorszym – nadzieja gasła.
Bywały takie, kiedy czułam, że mąż chce się już poddać. Widziałam, jak strasznie cierpi. Zastrzyki przynosiły ulgę, ale na krótko.

Ja nie mogłam mu pomóc

O czym wtedy myślałam? Że powinnam pozwolić mu odejść. Przestać powtarzać, że bez niego umrę. Tak jak wtedy, kiedy po dziesięciu latach małżeństwa zainteresował się inną kobietą.

Miał romans, a ja niczego się nie domyślałam. Byłam zmęczona opieką nad dwoma przedszkolakami, prowadzeniem domu, zakupami i całym tym domowym kieratem. Przegapiłam moment, kiedy Artur przestał się dopominać o seks, na który nigdy nie miałam ochoty, i stawał się coraz częściej nieobecny. Przyjaciółka otworzyła mi oczy.

– Widziałam go w knajpie z jakąś blondyną – zaczęła ostrożnie. – Wyglądali na bardzo zaprzyjaźnionych.

– Oszalałaś? Mój Artur z kochanką? Ten nudziarz? – zaśmiałam się.

Agata nie spuszczała ze mnie wzroku.

– Ty nie żartujesz, tak? – śmiech zamarł mi na ustach i zmienił się w nerwowe przygryzanie warg.

– Wanda, obudź się. Spójrz na siebie. Pół roku temu miałaś wrócić do pracy. Dlaczego zmieniłaś zdanie?

– Chłopcy mnie potrzebują! Nie rozumiesz? Mam dzieci! I dom na głowie

Sama wiedziałam, że to tylko takie tłumaczenie, że się rozleniwiłam.

– Nie ty jedna. Przestań się nad sobą użalać – strofowała mnie przyjaciółka.

– Kompletnie zapomniałaś o sobie. Łazisz całymi dniami w rozciągniętym dresie
z tłustymi włosami…

– I dlatego wolno mu mnie zdradzać? Bo nie umyłam włosów i się nie maluję?!

To była najtrudniejsza rozmowa w moim życiu

Płakałam i krzyczałam równocześnie. W końcu zapytałam, czy chce odejść. Nie chciał. A ja próbowałam mu wybaczyć. Udało mi się. Chociaż długo to trwało i kosztowało mnóstwo wysiłku. Wspólnego. Ale udało się…

Może nawet, przewrotnie, ta historia wzmocniła nasze małżeństwo. Może, jednak we mnie już wtedy cos umarło. Wybaczyłam mu, lecz nigdy nie zapomniałam.

Znowu kwitnie bez, tylko że ja nie czuję jego zapachu. Nie wiem, czy mniej boli. Wiem, że bardzo tęsknię, w końcu kochałam męża. Jednak czuję, że to nie jest to. Żałuję, że Artur nie zobaczy naszego pierwszego wnuka, który właśnie ma się urodzić.

Dostanie imię po dziadku, którego nigdy nie pozna. Bardzo się z tego cieszę. I z tego, że syn poprosił mnie o pomoc przy dziecku. Może dzięki temu małemu człowieczkowi znów poczuję, że życie może cieszyć…

Czytaj także:
„Dwa lata wierzyłam w bajeczki o miłości. Dla mężczyzny, któremu oddałam życie, byłam tylko głupiutką zabaweczką”
„Córka sąsiadki codziennie odwiedza naszą. Przychodzi po szkole, a nawet w weekendy. Lubię ją, ale mam już tego dość”
„Dwa lata temu Jacek wystawił mnie do wiatru. Teraz znów ze mną flirtuje. Niby mnie upokorzył, ale poza tym to ideał”

Redakcja poleca

REKLAMA