„Dwa lata temu Jacek wystawił mnie do wiatru. Teraz znów ze mną flirtuje. Niby mnie upokorzył, ale poza tym to ideał”

kobieta flirtuje z mężczyzną na imprezie fot. Adobe Stock, Astarot
„Uznałam, że jesteśmy umówieni, więc niczego nie potwierdzałam, tylko pojechałam na spotkanie do klubu. No i… przesiedziałam sama przy barze bitą godzinę, bo on się nie pojawił! Zadzwoniłam do niego jak głupia, ale nie odebrał i nie odzwonił. Znów mnie zlekceważył”.
/ 07.04.2022 05:58
kobieta flirtuje z mężczyzną na imprezie fot. Adobe Stock, Astarot

Wpatrywałam się z niewysłowionym zdumieniem w esemesa, którego przed chwilą dostałam: „Co tam u Ciebie? Może kawa?” I podpis: „Jacek”. Oczywiście znałam faceta, ale nawet do głowy mi nie przyszło, że będzie miał czelność w takiej formie jeszcze się do mnie odezwać, po tym jak wystawił mnie do wiatru. Zdziwiło mnie, że ma jeszcze mój numer telefonu, choć od naszego ostatniego spotkania minęły przeszło dwa lata.

Gdyby chociaż zadzwonił i jakoś się wytłumaczył, co się z nim działo przez ten czas… Ale nie! On po prostu wysłał mi niezobowiązującego esemesa, jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi, którzy co jakiś czas spotykają się na pogawędkę! Nie zamierzałam odpowiadać na tę wiadomość. Wystarczyło, że już raz mnie zranił, zlekceważył moje uczucia.

Kiedy poznałam Jacka u swojej przyjaciółki na imprezie, byłam nie tyle na życiowym zakręcie, co tuż za nim. Dwa lata wcześniej straciłam najbliższego mi człowieka, który zginął w wypadku. Bardzo kochałam Adama, on mnie też. Mieliśmy się pobrać, snuliśmy plany na przyszłość… Wspólny dom, rodzina, dzieci. Zwlekaliśmy ze ślubem, aż osiągniemy stabilizację życiową.

Teraz wiem, że to był podstawowy błąd. Bo kiedy zaczęliśmy zarabiać jakieś w miarę godziwe pieniądze, Adam nagle kupił sobie… motocykl. Drogi. Byłam tym zaskoczona, ale tłumaczył mi wtedy, że zawsze o takim marzył, tylko nigdy nie mógł sobie na niego pozwolić.

– Zrozum, kotek, to dla mnie ostatnia szansa, żeby sobie pojeździć, poczuć wiatr we włosach. Potem to już będę musiał być poważnym człowiekiem, mężem, ojcem… – mówił, gdy narzekałam, że przecież nie takie mieliśmy plany.

Naszym marzeniem było uzbierać pewną sumę na mieszkanie, a potem wziąć kredyt. Drogi motocykl wydał mi się zbędnym wydatkiem. Ale co miałam zrobić? Kazać mu go sprzedać? Zagrozić, że jeśli tego nie zrobi, to od niego odejdę? Może faktycznie powinnam…

Adam rozbił się na tym motocyklu pół roku później. Na prostej drodze stracił nad nim panowanie i wpadł w poślizg, który skończył się uderzeniem w drzewo. W raporcie policyjnym napisano: „Nadmierna prędkość”. Zginął na miejscu.

Po pogrzebie znalazłam się na dnie rozpaczy, tym bardziej że obwiniałam także siebie za to, co się stało… A przecież nie byłam niańką Adama! Nie mogłam przez cały czas trzymać go za rękę, mówić, co ma robić, a czego nie. Był dorosły i sam powinien być odpowiedzialny. Sporo czasu mi zajęło, nim to zrozumiałam i choć jeden ciężar spadł mi z serca. Ciężar nieuzasadnionej winy.

Wziął mój numer, ale nie zadzwonił

Kiedy dwa lata później po raz pierwszy zobaczyłam Jacka, nie byłam może jeszcze w stu procentach gotowa na nową miłość, ale nie miałam nic przeciwko. Spotkałam go na imieninach u przyjaciółki. Brałam właśnie udział w jakiejś burzliwej dyskusji, kiedy poczułam, że ktoś uważnie mi się przygląda.

Facet nie był mi znany, ale wydawał się interesujący, więc także zaczęłam mu się przypatrywać. Ubrany w elegancki garnitur, niezbyt wysoki, jednak wyraźnie wysportowany. Prawdę mówiąc, wyglądał tak, jakby jego mięśnie miały za moment rozsadzić rękawy koszuli i marynarki. Może moje upodobania nie są zbyt wyrafinowane, ale spodobało mi się to.

W pewnym momencie włączył się w naszą dyskusję, wygłaszając naprawdę mądre i wyważone tezy. A ja miałam wrażenie, że mówi tylko do mnie… 

Niestety, tamtego wieczoru musiałam wyjść z przyjęcia wcześniej, czego bardzo żałowałam. Wpadłam na nie na chwilę złożyć życzenia przyjaciółce, bo wieczorem miałam pociąg do rodziców. Musiałam do nich jechać, żeby załatwić pewne rodzinne sprawy z ciotką, która przyjechała z zagranicy tylko na weekend. Iwona nie miała o to pretensji – była w końcu moją przyjaciółką i powiernicą; wiedziała, jak ważna jest dla mnie ta rozmowa z krewną.

Sądziłam więc, że złożę jej życzenia, potem chwilę pogadam ze znajomymi, wypiję odrobinę wina i wyjdę po angielsku. Tymczasem poznałam Jacka, który okazał się dawnym przyjacielem męża Iwony, jeszcze ze szkoły podstawowej.

– Wpadłaś mu w oko! – stwierdziła Iwona, kiedy szykowałam się do wyjścia.

Ucieszyło mnie, że także to zauważyła, i zrobiło mi się bardzo przyjemnie.

– Chętnie bym została, ale… – urwałam znacząco. – Sama rozumiesz…

Już łapałam za klamkę, kiedy nagle w przedpokoju pojawił się Jacek.

– Chciałaś tak uciec bez słowa? Zostaw chociaż pantofelek! – zażartował, lecz zauważyłam, że jest mu przykro.

– Słuchaj, naprawdę muszę już iść, mam za chwilę ekspres do rodziców. Ale… zadzwoń do mnie, proszę – i podałam mu numer swojej komórki. 

Chyba go to ucieszyło. A ja? Przez całą drogę do domu byłam w szampańskim nastroju, co mi się nie zdarzało od śmierci Adama. „W takim facecie mogłabym się zakochać” – pomyślałam. Robiło mi się ciepło na sercu, kiedy rozważałam, jak na mnie patrzył; wyobrażałam sobie naszą pierwszą randkę i kolejne…

Niestety, Jacek nie zadzwonił. Byłam pewna, że to zrobi. Trudno opisać moje rozczarowanie, kiedy zorientowałam się, jak bardzo się myliłam.

– Dlaczego milczy? – pytałam Iwonę.

– Nie wiem, nie znam go za dobrze – odparła ostrożnie. – Kostek twierdzi, że to fajny facet, tylko zapracowany. Jest jakimś doradcą inwestycyjnym. A poza tym ma dziecko. Trzyletniego synka z pierwszego małżeństwa.

– Był żonaty? – zdziwiłam się.

Głupie pytanie. Jeżeli Jacek chodził do jednej klasy z mężem Iwony, skończył już 32 lata, nic więc dziwnego, że miał za sobą pewne doświadczenia. No i był w odpowiednim wieku na tatusia…

Chyba nawet trochę mu tego zazdrościłam. Sama przekroczyłam już trzydziestkę i czułam, że mój zegar biologiczny tyka… Coraz częściej nachodziły mnie obawy, czy na pewno znajdę odpowiedniego faceta na swojego życiowego partnera, zanim będzie za późno.

– Dziewczyno, czym ty się martwisz? Spójrz w lustro, jesteś przecież superlaska! – pocieszała mnie Iwona. – Musisz tylko otworzyć się na ludzi i wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.

Otworzyć się? A czymże innym jest podanie swojego numeru telefonu facetowi poznanemu na imprezie? Powiedziałam mu, że chcę, żeby zadzwonił! „No cóż… widocznie nie zrobiłam na nim aż tak piorunującego wrażenia, jak mi się wydawało” – uznałam w końcu.

Postanowiłam o nim zapomnieć, jednak jakoś mi się to nie udawało. Co rusz wracały do mnie jego słowa wypowiedziane w dyskusji, a nawet dotyk jego ręki, kiedy na chwilę przytrzymał moją dłoń. Był bardzo męski, a jednocześnie taki delikatny. Po prostu… idealny.

Byłam pewna, że się umówiliśmy...

Chyba właśnie dlatego, że zrobił na mnie takie wrażenie, postanowiłam dać mu drugą szansę, kiedy kilka tygodni później ponownie spotkaliśmy się u naszych wspólnych przyjaciół, tym razem na urodzinach Konstantego. Wtedy wiedziałam już nieco więcej o Jacku. Usłyszałam historię jego małżeństwa. Iwona powiedziała mi, że ożenił się z koleżanką z klasy.

– Znałam ją z widzenia – wspominała przyjaciółka, która także chodziła do tej samej szkoły, tylko rok niżej. – Taka szara myszka, moim zdaniem niewarta uwagi. Wszystkich nas zdziwiło, że Jacek się z nią ożenił. Miał w zasięgu ręki znacznie fajniejsze dziewczyny. Magda była w niego wpatrzona jak w tęczę, ale on w nią raczej niespecjalnie…

– Może lubi być uwielbiany – zasugerowałam, bo są przecież tacy faceci, którzy łatwo łapią się na lep pochlebstw.

– Może… Ale widać to nie wystarczyło, żeby ich małżeństwo przetrwało – Iwona tylko wzruszyła ramionami. – Rozwiedli się po trzech latach, kiedy mały miał roczek  Jacek jest naprawdę wspaniałym ojcem, uwielbia tego dzieciaka i poświęca mu mnóstwo czasu.

O! Jakie to słodkie… Znowu poczułam do Jacka sympatię i znów złapałam się na tym, że jestem typową babą. Rozczula mnie facet, który jest dobrym tatą. Cóż, widocznie my, kobiety, już tak mamy. Zawsze lepszy wypróbowany samiec, który opiekuje się swoim potomstwem, niż kompletna niewiadoma. W każdym razie, kiedy po raz drugi spotkałam Jacka u przyjaciół, postanowiłam machnąć ręką na jego milczenie. Bo po trzech miesiącach od pierwszego spotkania wyglądało na to, że nadal jest mną zainteresowany.

Cała impreza należała do nas. Przetańczyliśmy ją i przegadaliśmy praktycznie tylko we dwoje, a nasza wzajemna fascynacja była aż nadto widoczna. Kiedy dobrze po północy wychodziliśmy razem od Kostka i Iwony, towarzyszyły nam znaczące spojrzenia, ale...

Tamtego wieczoru nie poszłam z Jackiem do łóżka, chociaż przyznam, że taka myśl przebiegła mi przez głowę. Nie jestem specjalnie pruderyjna, jednak… Pomyślałam sobie, że to nie będzie najlepszy początek znajomości, która być może przerodzi się w coś trwałego. Taką miałam nadzieję.

Jacek odwiózł mnie do domu i umówił się ze mną na następną sobotę. A potem mnie pocałował. Była w tym pocałunku obietnica namiętności, która sprawiła, że wysiadłam z jego samochodu na miękkich nogach. I już nie mogłam się doczekać kolejnego spotkania

Byliśmy umówieni konkretnie, o określonej godzinie i w określonym miejscu. Sądziłam jednak, że wcześniej się jeszcze do mnie odezwie. Zadzwoni albo chociaż wyśle esemesa typu „Jak tam po imprezce?” i potwierdzeniem spotkania. To by było całkiem normalne…

Kiedy Jacek nie odezwał się następnego dnia po naszym rozstaniu, nie byłam zaniepokojona. Przecież mówił, że ma się spotkać z synem. W poniedziałek jednak, kiedy nadal milczał, nie mogłam już usiedzieć na miejscu, a we wtorek… Nie wytrzymałam i wysłałam mu esemesa.  Ot, spytałam po prostu, co u niego.

Na dźwięk przychodzącej wiadomości moje serce zabiło mocniej, ale… Kiedy ją przeczytałam, zrobiło mi się dziwnie. Napisał do mnie jakoś tak bezosobowo, że jest zajęty i się odezwie. „Cóż… Może faktycznie nie powinnam zawracać mu głowy w tygodniu, w środku dnia, bo pracuje. Ale sobota będzie należała do nas” – pomyślałam.

Uznałam, że jesteśmy umówieni, więc niczego nie potwierdzałam, tylko pojechałam na nasze spotkanie do klubu. No i… przesiedziałam sama przy barze bitą godzinę, bo Jacek się nie pojawił! Kiedy wychodziłam z klubu, byłam zupełnie innym człowiekiem. Przybita i upokorzona nie rozumiałam, co się stało. Czyżbym się przesłyszała? No nie, to niemożliwe, przecież Jacek się ze mną naprawdę umawiał! Nie mam omamów. Umówiliśmy się. Na pewno.

„Może mu coś wypadło? Powinnam była jednak wcześniej zadzwonić i się upewnić…” – wyrzucałam sobie jak dziecko, kompletnie ignorując fakt, że to on powinien zadzwonić do mnie. Może w ten sposób próbowałam ratować resztki swojej godności? W końcu jeszcze nikt do tej pory mnie tak nie upokorzył i nie wystawił do wiatru. 

Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, ale postanowiłam do niego zadzwonić. Nie odebrał telefonu ani potem nie oddzwonił. Po raz kolejny mnie zlekceważył! Okropnie się po tym wszystkim czułam. Postępowanie Jacka naprawdę nadszarpnęło moje poczucie własnej wartości. A potem dowiedziałam się od przyjaciółki, że… wrócił do żony!

– Postanowili dać sobie jeszcze jedną szansę, niby dla dobra dziecka – oznajmiła mi Iwona. – Ale moim zdaniem chodzi o kasę. Jacek po rozwodzie zostawił Magdzie mieszkanie, które nadal spłacał. A ponieważ musiał sobie coś wynająć i jeszcze płacić alimenty na syna, pewnie nie było mu lekko.

Pewnie nie, ale to go w najmniejszym stopniu nie usprawiedliwiało! Mógł mi przecież otwarcie powiedzieć, jakie ma plany. Albo chociaż odwołać naszą randkę z jakiegokolwiek innego powodu. Wiele razy myślałam potem o tej sytuacji i zawsze czułam się podle. Nie sprawiło mi żadnej satysfakcji nawet to, że po roku Jackowi znowu nie wyszło z żoną i ponownie się z nią rozstał. Mimo kredytu i uczuć do synka…

Sama w tym czasie także nie mogłam ułożyć sobie życia. Choć miałam wprawdzie przelotne romanse, żaden z nich nie przerodził się w stały związek. Jakoś nie mogłam natrafić na swoją drugą połówkę. Podejrzewam, że Jacek o tym wiedział, przecież nadal mieliśmy wspólnych przyjaciół. A teraz…

Co chciał uzyskać tym krótkim esemesem? Jak gdyby nigdy nic ciągnąć naszą znajomość w miejscu, w którym dwa lata temu została przerwana? Jeśli tak, to się przeliczył, bo nie mam najmniejszego zamiaru mu odpowiadać. Nie będę lecieć jak głupia na skiniecie palcem byle dupka. Chcę poznać mężczyznę, który będzie się liczył z moimi uczuciami. Niepotrzebne mi kolejne rozczarowanie.

Czytaj także:
„Na wyjeździe spotkałam dawną miłość. Paweł kiedyś złamał mi serce, a dziś rozpalał do czerwoności z pożądania”
„Marzyliśmy o ślubie kościelnym, ale ksiądz z nas zakpił. Najedliśmy się wstydu na naukach przedmałżeńskich”
„Zazdrościłam kuzynce idealnego życia, więc zaciągnęłam jej faceta do łóżka. Po miesiącu odkryłam, że noszę jego dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA