„Tomek narobił sobie problemów u bandziorów, a ja go zostawiłam. Bałam się, że mi też coś zrobią”

Kobieta śledzona przez bandytę fot. Adobe Stock
Kochałam Tomasza i bardzo chciałam z nim być. Ale gdy dowiedziałam się, że grożą mu jacyś bandyci, zaczęłam się bać. Strach wygrał z uczuciem!
/ 06.12.2020 15:00
Kobieta śledzona przez bandytę fot. Adobe Stock

Znowu wróciłam do domu wyjątkowo rozbita i przygnębiona. Usiadłam na kanapie z filiżanką kawy w ręku. W głowie miałam zamęt. Nie chciałam w kółko rozpamiętywać tego wszystkiego, ale i tak na niczym innym nie mogłam się skoncentrować. Musiałam cofnąć się do tamtego momentu sprzed dwóch lat, kiedy poznałam Tomka.

Zaczęło się od przyjaźni

Na początku nasza znajomość miała charakter luźnej przyjaźni. Spotykaliśmy się od czasu do czasu, najczęściej w pubie, klubie albo u znajomych. Sytuacja się zmieniła, gdy po raz pierwszy odprowadził mnie po imprezie i zaprosiłam go do domu. Jakoś nie chciało mi się jeszcze zakończyć tak udanego wieczoru.

Po paru drinkach sprawy nieco wymknęły się spod kontroli i wylądowaliśmy w łóżku. Jednak nigdy nie żałowałam mojej słabości, przecież z Tomkiem znaliśmy się dość długo i zależało mi na nim. Po prostu ostatnio starałam się być ostrożna w kontaktach z facetami, ponieważ każdy mój związek, jak do tej pory, kończył się niezbyt fortunnie. Nie miałam chyba szczęścia do płci przeciwnej, albo nie mogłam trafić na tego właściwego. Miałam nadzieję, że z Tomaszem będzie inaczej.

Tamtej nocy był dla mnie bardzo czuły. Zostaliśmy parą. Oczywiście mieszkaliśmy osobno. Wynajmowałam dwupokojowe mieszkanie razem z Kamilą, z którą pracowałam w jednej firmie.

Z czasem Tomasz stawał mi się coraz bliższy i często myślałam o tym, jak to będzie, gdy już zamieszkamy razem. Im go lepiej poznawałam, tym bardziej byłam przekonana, że pasujemy do siebie. Sprawiał wrażenie człowieka o spokojnym charakterze, posiadał też pogodę ducha i poczucie humoru. Nigdy nie było z nim nudno. Potrafiliśmy godzinami dyskutować o różnych sprawach i doskonale się dogadywaliśmy.

Nie rozumiałam, co się z nim dzieje 

Któregoś wieczoru, kiedy miło spędzaliśmy czas w pubie w towarzystwie naszych znajomych, spostrzegłam, że Tomek jest jakiś nieswój. Wyczuwałam jego zdenerwowanie i niepokój. Nie bawił się tak beztrosko jak my wszyscy. Nie wiedziałam, co z nim się dzieje, bo jego zachowanie było zupełnie inne niż zazwyczaj. Wyjątkowo nie był w nastroju do zabawy…

– O co chodzi, Tomasz? – zapytałam.
– O nic. A dlaczego pytasz? – odparł rozkojarzony.
– Boże! – wzniosłam oczy do góry. – Przecież widzę, że coś cię gnębi.
– E, tam – machnął ręką. – Nic mi nie jest. Tylko ci się wydaje, Anita…

Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi. „Nie, to nie” – pomyślałam. Skoro nie życzył sobie, to niech nie mówi. Uznałam, że ma pewnie jakieś kłopoty, o których nie chciał wspominać. Trochę było mi przykro, bo co to za związek bez szczerości czy zaufania?

Minuty mijały, a Tomasz nadal nie miał humoru. Stwierdziłam, że nie warto dłużej tkwić w tym klubie i postanowiłam zakończyć wieczór.
– Zamówiłam taksówkę – oznajmiłam. – Najlepiej będzie, jak wrócę do domu.
– Też tak myślę – odparł. – Odwiozę cię i wrócę do siebie.
W nie najlepszym nastroju położyłam się spać, bo cały czas zastanawiałam się, dlaczego Tomasz był taki dziwny.

Przez dwa dni nawet do mnie nie zadzwonił ani nie dał znaku życia. Trzeciego dnia szlag mnie trafił i próbowałam się z nim skontaktować. Niestety, jego telefon komórkowy nie odpowiadał. Zaczęłam się niecierpliwić. Nigdy, jak do tej pory, tak się nie zdarzyło, żebym nie miała od niego żadnych wiadomości. Po prostu, jakby zapadł się pod ziemię.

Byłam już poważnie zaniepokojona i wydzwaniałam po znajomych, ale nikt o niczym nie wiedział. Nie potrafiłam sobie znaleźć miejsca, ogarniała mnie wściekłość na niego, że tak po prostu zniknął. „Gdyby chciał, dałby przecież jakiś znak życia, pewnie ma to gdzieś…” – myślałam gorzko.

Ale wieczorem, kiedy straciłam już wszelką nadzieję, rozdzwoniła się moja komórka. Odebrałam, nie patrząc nawet na wyświetlacz telefonu.
– Anita? – usłyszałam głos Tomka.
– Wreszcie sobie przypomniałeś o mnie – odpowiedziałam z wyrzutem. – Gdzie jesteś? Co się stało? Dlaczego tak długo się nie odzywałeś?
Byłam cholernie rozdrażniona, dlatego od razu zasypałam go gradem pytań.
– Spokojnie, Anita – odparł. – Byłem trochę… chory. Jestem w domu. Może przyjechałabyś do mnie. Musimy pogadać. Nie czuję się jeszcze dobrze. Trafisz?

Ofiara czy bohater?

Podał mi adres. Wiedziałam, że Tomasz mieszkał sam w starej dzielnicy naszego miasta. Ale tak się jakoś złożyło, że nigdy jeszcze nie byłam u niego w domu. Kamienica sprawiała wrażenie, jakby od wielu lat nikt się nią nie zajmował, elewacja była odrapana i brudna, a na klatce schodowej czuć było stęchliznę.

Kręte schody prowadziły na piętro. Tomasz usłyszał moje kroki, bo zaraz otworzył drzwi. Wprowadził mnie do niedużego pokoju, ale jasnego i ładnie urządzonego. Dopiero wtedy zauważyłam, że chodził o lasce, bo na prawej nodze, w okolicach kostki miał założony gips. Jego twarz była opuchnięta, a od ust do ucha biegła czerwona szrama. Przestraszyłam się nie na żarty.
– O mój Boże! – zawołałam. – Co z tobą? Biłeś się z kimś, czy jak?
– Zaraz ci opowiem, poczekaj – odparł Tomasz. – Zaparzę tylko kawę…

Byłam naprawdę wstrząśnięta jego wyglądem. Zupełnie nie domyślałam się, o co w tym wszystkim chodziło. Właściwie tak niewiele wiedziałam o Tomaszu…
– Dobrze nie wyglądam, co? – zapytał.
Pokręciłam głową w odpowiedzi.
– Kilka lat temu – zaczął mówić – włamano się do mieszkania na parterze, tu w tej kamienicy. Byłem zaprzyjaźniony ze staruszką, która tam mieszkała. Usłyszałem jej krzyki i pobiegłem na pomoc. Na szczęście nakryłem sprawców, zanim zrobili jej krzywdę. Pewnie skończyłoby się to o wiele gorzej, a tak zdążyli jedynie zdemolować pokój. Nie będę opowiadał ci szczegółów… Szybko wezwałem policję i zaraz ich złapali. Odbyła się rozprawa w sądzie i postawiono im zarzuty. Składałem zeznania jako świadek oskarżenia. Dostali wyrok…

Tomasz wstał i podszedł do okna.
– Wiedziałem, że to nie koniec – odezwał się po chwili. – Czekałem na odwet z ich strony, bo tacy nie zapominają. Właśnie minął czas ich odsiadki. Kilka dni temu wybili mi szybę w oknie i wrzucili list. Powypisywali tam jakieś brednie, więc nie potraktowałem tego poważnie. Nie mniej jednak byłem zdenerwowany i dlatego nie miałem wtedy ochoty na zabawę. Rozumiesz?
– Rozumiem – odparłam smutno. – To była zemsta. Ale jak to się stało?
– Wracałem z klubu... – mówił Tomasz
Zaczaili się na mnie na klatce schodowej i spuścili mi manto. Wykrzykiwali jakieś przekleństwa i groźby pod moim adresem. To margines społeczny i odsiadka ich niczego nie nauczyła.

Sytuacja nie wyglądała wesoło, nic więc dziwnego, że poczułam strach. Ci ludzie byli zdolni do wszystkiego, skoro tak dotkliwie pobili Tomasza. Do tej pory nigdy nie spotkałam się z przemocą, dlatego czułam, że to wszystko mnie przerasta. Spojrzałam na Tomka. Na jego twarzy dostrzegłam przygnębienie, ale po chwili rzucił wściekle, że z pewnością nie da im się zastraszyć. Zmusiłam się do uśmiechu.

Strach wygrał z moją miłością

Czas upływał, Tomasz dochodził szybko do zdrowia. Odwiedziłam go jeszcze kilka razy w jego mieszkaniu, a kiedy zdjęli mu gips i poczuł się zupełnie dobrze, jakoś inaczej zaczęłam patrzeć na to wszystko.

Myślałam o tym, czy nie lepiej być samą, czułabym się wówczas bardziej bezpiecznie. Nie ukrywam, że po prostu strasznie bałam się tych typów. Wpadałam w paranoję, że może nas śledzą i będą chcieli zrobić mi krzywdę, żeby zemścić się na Tomaszu. To wszystko sprawiało, że czułam się niepewnie i cały czas bałam się o swoje zdrowie.

Tomek bagatelizował moje obawy, a może po prostu starał się mnie uspokoić, ale ja wiedziałam swoje i byłam skłonna podejrzewać najgorsze.

Po pracy wracałam jak najkrótszą drogą do domu i nawet ograniczyłam do minimum spotkania z Tomaszem. Miałam już dosyć wszystkiego i najlepiej się czułam, gdy spędzałam czas samotnie.

Decyzja nie była łatwa

W końcu postanowiłam wziąć dwa tygodnie zaległego urlopu i wyjechać do rodzinnego miasteczka. Pomyślałam, że tam poczuję się wreszcie bezpiecznie, będę mogła spojrzeć na całą tę sytuację z dystansu i spokojnie zastanowić się, co dalej robić. Bo przecież tak, jak do tej pory, być dłużej nie mogło!

Tomasz odprowadził mnie na dworzec i czule się ze mną żegnał. Widziałam jednak, że był jakiś smutny, zamyślony... Gdy pociąg ruszył, a ja zajęłam swoje miejsce, do oczu napłynęły mi łzy. Musiałam się powstrzymywać, żeby się nie rozkleić.

Znowu poczułam się samotna i w końcu już nie byłam pewna, czy ten mój wyjazd to był dobry pomysł. Niby zależało mi na Tomaszu, ale z drugiej strony żałowałam, że akurat musiał się uwikłać w taką sprawę. Wiadomo, że to nie jego wina, pewnie znowu zdecydował mój cholerny pech. Ale dlaczego nie mogło być po prostu normalnie? Nie chciałam mieć nic wspólnego z ciemną stroną życia, z jakimiś porachunkami czy groźbami. To nie dla mnie… Za bardzo się bałam.

Mój urlop minął błyskawicznie, ale po powrocie zdecydowałam, że lepiej będzie jakiś czas nie widywać Tomka. Wymówiłam się nawałem pracy w najbliższych tygodniach i brakiem wolnego czasu. Wyczuwałam u niego wyraźne rozdrażnienie z tego powodu, a nawet powiedział mi wprost, że jeśli nasz związek przechodzi kryzys, ma prawo o tym wiedzieć.

Nie miałam odwagi, by to przyznać. Rzuciłam się w wir pracy, bo tylko w ten sposób mogłam chociaż na chwilę o nim zapomnieć. Tęskniłam za nim bardziej, niż chciałam to sama przed sobą przyznać. Chyba nie wiedziałam dokładnie, czego chcę, a na pewno byłam też po prostu tchórzem. Tomasz dzwonił coraz rzadziej. Nasz związek nieuchronnie musiał się rozpaść. Myślałam, że tak będzie lepiej. Po paru tygodniach nie miałam już wątpliwości, że z Tomaszem koniec…
– Czemu nie spotkasz się z nim w końcu? – zapytała kiedyś Kamila. – Przecież widzę, jak się miotasz.
– Daj mi spokój – odburknęłam niegrzecznie. – To moja sprawa!
– Ja naprawdę nie rozumiem, na co ty czekasz, Anita
– Kamila była poirytowana. – Takiego faceta, jak Tomasz, nieczęsto się spotyka, a ty szukasz dziury w całym!

Kilka dni później, gdy Kamila wróciła z pracy, kręciła się jakoś niespokojnie po mieszkaniu z dziwną miną i spoglądała na mnie co chwilę, jakby chciała mi coś powiedzieć.
– No, to teraz masz, co chciałaś – rzuciła w końcu. – Widziałam Tomasza w centrum handlowym z jakąś babką…
– Co takiego? – wykrztusiłam.
Zalała mnie fala gorąca, a żołądek podszedł mi do gardła.

– Nie dziwię się – oznajmiła. – Zawsze ci mówiłam, że Tomek to prawdziwy skarb i gdybym ja miała takiego faceta, pilnowałabym go jak oka w głowie. A tak – inna sprzątnęła ci go sprzed nosa! Nie rozumiem cię, Anita…

Nie spałam całą noc. Zaczęłam bardzo żałować mojego uporu i niezdecydowania. Zdałam sobie sprawę z tego, jak zależy mi na Tomaszu i jakie puste było życie bez niego… Płaciłam teraz wysoką cenę za własną głupotę. Ach! Gdybym tak mogła cofnąć czas, postąpiłabym zupełnie inaczej. Trzeba było zdobyć się na trochę odwagi, a nie popadać w skrajności. Wstyd mi było za siebie.

Aż któregoś dnia, wracając z pracy, natknęłam się przypadkowo na Tomasza. Chciałam udać, że go nie widzę i iść dalej, ale on zastąpił mi drogę.
– Cześć Anita! Co tam u ciebie? – zapytał ciepło.

Dałam nam szansę

W jego oczach dostrzegłam błysk zainteresowania. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, a w gardle poczułam znajome ściskanie. Tak bardzo chciałam mu wyznać, jaka czułam się przerażona i samotna, jak mi go brakowało. Stałam jednak jak słup i po raz pierwszy w życiu zapomniałam, że mam język w buzi.
– Jakoś leci – wydusiłam w końcu. Było to najgłupsze, co mogłam wymyślić.
– Tęskniłem za tobą… – oznajmił Tomasz po prostu.

Czyżby mówił poważnie? Uśmiech na jego twarzy świadczył o tym, że o mnie nie zapomniał. Nagle poczułam wielką radość w sercu i szaleńczo, jak nigdy dotąd, zapragnęłam znaleźć się w jego ramionach. Tylko to się liczyło, nic innego…

Od tamtej pory minęło pół roku. Jutro wychodzę za mąż za Tomasza. Wybaczył mi moje niezdecydowanie i nagłą ucieczkę od niego. Ale musiałam mu obiecać, że już nigdy nie będę się bała.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
„Moja matka musi mi pomóc przy dziecku! Przecież jest na emeryturze, więc czasu ma pod dostatkiem”
„Straciłam dziecko przez pijanego kierowcę. On wyszedł na wolność, a ja nadal tkwię w więzieniu, którym jest moje życie”
„Wychodzenie za mąż z miłości to głupota. Mnie od początku zależało na pieniądzach i się tego nie wstydzę”

Redakcja poleca

REKLAMA