„Michał ożenił się ze mną, bo mój ojciec umożliwił mu zrobienie kariery. Żałuję, że zrozumiałam to dopiero po czasie”

żona, którą zostawił mąż fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Gdy go zobaczyłam, wiedziałam, że nie spotkaliśmy się z byle powodu. Zachowywał się sztucznie, jak zawsze, gdy czegoś chciał. Nerwowo uśmiechnięty, przymilny, uważny na każdy gest i przesadnie wsłuchany w każde moje słowo. Co mu chodziło po głowie?”.
/ 24.04.2022 20:23
żona, którą zostawił mąż fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Zawsze wyobrażałam sobie, jak dostaję anonim, w którym ktoś donosi, że mój mąż mnie zdradza. Nigdy nie przypuszczałam, że on sam mi o wszystkim powie. Nie spodziewałam się tego po nim, bo to nie ten typ mężczyzny. A jednak się myliłam. Stres związany z ukrywaniem romansu był tak silny, że w końcu Michał skapitulował. Tak po prostu, przed śniadaniem.

W sobotni poranek zabrał się do szykowania kanapek. Weszłam do kuchni i nagle poczułam potrzebę, żeby się do niego przytulić. Rzadko zdarzały nam się chwile czułości, a chciałam, żeby weekend dobrze się zaczął. Żeby było między nami jak w szczęśliwym małżeństwie. Pogodnie i radośnie. Ale gdy tylko otuliłam go ramionami, on ciężko westchnął i upuścił nóż na blat.

– Co się stało? – zapytałam, odsuwając się delikatnie. – Za mocno cię ścisnęłam? – próbowałam żartować, ale się nie zaśmiał.

Nawet się nie obrócił. Po prostu wydusił z siebie to, co chciał mi wyznać od dawna.

– Ela, ja mam kogoś… – pochylił głowę. – Muszę ci powiedzieć. Nigdy nie ma dobrego momentu, więc muszę przyznać się teraz.

– Michał, nie żartuj tak okrutnie – odsunęłam się od niego na odległość ramion, a on dopiero wtedy spojrzał mi w oczy.

– Mówię poważnie. Przepraszam, że tutaj… – wskazał kuchnię, jakby okoliczności były największym problemem. – Mam nadzieję, że zrozumiesz. To się zdarza…

Już dokładnie nie pamiętam, co mu odpowiedziałam. Wszystko zatarło mi się w pamięci, ograniczyło do kilku zdań, strasznych gestów i krzyków. Przypomina mi się tylko, że wyszłam z kuchni i siadłam w salonie na kanapie, jakby zmiana pomieszczenia mogła mnie wybudzić z tego złego, kuchennego snu. Pamiętam, że poczułam się fatalnie, bo nie byłam umyta, ubrana, uczesana ani umalowana. Wyglądałam jak kopciuch, który dowiaduje się, że na bal pójdzie za niego ładniejsza dziewczyna.

Pamiętam też, że krzyczałam. Wyłam. Po prostu w przestrzeń. To było niepodobne do mnie, ale nie mogłam się powstrzymać. Próbował mnie uciszyć. Nawet chciał mi zatkać usta dłonią. To jest taki facet. Nie chce, żeby ludzie wiedzieli… Woli żyć po cichu. „Pokorne ciele dwie matki ssie” – to jego ulubione powiedzenie. A jednocześnie jest cwany. Jego dyskrecja, jego powściągliwość, jego subtelne manipulacje służą tylko jego interesom. Tak właśnie było z naszym małżeństwem.

Za późno go przejrzałam. Powinnam była dostrzec jego prawdziwą twarz jeszcze przed ślubem. Zaślepiła mnie miłość. 

Nie czułam żadnej satysfakcji

Teraz, kiedy mam to już za sobą, jestem pewna, że ożenił się ze mną, by wejść w świat wielkiego biznesu. Mój ojciec jest prezesem firmy i pomógł mu znaleźć wymarzoną pracę – u jednego z kolegów, szefa dużego, rodzinnego przedsiębiorstwa. 

Ten człowiek, pracodawca męża, odegrał ważną rolę w naszym życiu. Gdy tylko dowiedział się, że mąż mnie zostawił, bo zdradza mnie z młodszą dziewczyną – w dodatku pracownicą jego firmy – zdegradował go do szeregowego pracownika. Dowiedziałam się o tym przypadkiem. Zadzwoniła do mnie żona jednego z dyrektorów tej firmy. Bliska i życzliwa znajoma.

– Ale jak to: zdegradował? – dopytywałam się, bo nie mogłam uwierzyć.

– Normalnie. Przesunął go do księgowości. Na zwykłego księgowego…. Pensję też mu obniżył, i to znacząco.

– Ale dlaczego?

– Myślimy, że ze względu na ciebie.

– Dlaczego go nie zwolnił?

– Podobno to większe upokorzenie. I chyba rzeczywiście tak jest – chichotała.

– Ale czy on mógł tak zrobić? No wiesz, kodeks pracy i takie tam…

– Elu, na jakim świecie ty żyjesz? To potężny człowiek, on może wszystko! Gdyby tylko twój mąż poszedł z tą sprawą do sądu, prezes by go zniszczył. Jeśli nie sali sądowej, to na rynku pracy. Znacznie ograniczyłby mu perspektywy nowego zatrudnienia na poważnym stanowisku. On ma mnóstwo znajomych. Rozumiesz?

– Ale że mu się chciało ze względu na mnie… Nie rozumiem.

– No wiesz, to w końcu znajomy twojego ojca! – roześmiała się.

Zrozumiałam. Jednak nie byłam w nastroju do żartów. Nie podobało mi się zresztą to, że nasze rodzinne sprawy mają wpływ na decyzje zawodowe szefa Michała. Nie chciałam takiej pomocy. Chyba dlatego, że jestem zbyt dumna. Tego nauczył mnie ojciec, do którego zresztą zadzwoniłam, by dowiedzieć się, czy rzeczywiście miał coś wspólnego z degradacją mojego męża. Zarzekał się, że nie. Co więcej, bardzo się zezłościł, gdy zasugerowałam, że to na jego prośbę Michała spotkał taki los.

– Ty chyba żartujesz, córeczko! Przecież mnie znasz i wiesz, że nigdy bym się na to nie zdobył. Nie mieszam spraw rodzinnych do interesów i nie przyszłoby mi do głowy naciskać na kolegę w sprawach kadrowych. To byłoby bardzo niestosowne.

Uwierzyłam ojcu, bo nigdy w życiu mnie nie okłamał. A przy tym zrozumiałam, że była to samodzielna decyzja szefa Michała. Samodzielna – choć pewnie inspirowana sympatią do naszej rodziny. Innymi słowy, szef mojego męża sam z siebie postanowił uraczyć mnie słodkim smakiem zemsty.

Postanowiłam z nim porozmawiać i delikatnie dać mu do zrozumienia, że nie oczekuję takiego wsparcia. Że powinien przywrócić mojego męża na stanowisko, bo czułabym się z tym po prostu lepiej. Numer jego telefonu – niechętnie – dał mi ojciec.

Zatelefonowałam, przedstawiłam się grzecznie i zapytałam, czy może mi poświęcić chwilę. Był zaskoczony, że słyszy mój głos, ale zachował się życzliwie. Wiedziałam, że to serdeczny człowiek, dlatego nie bałam się do niego zadzwonić, choć temat rozmowy był bardzo krępujący.

– Panie prezesie, chciałam zapytać o męża. O tę jego degradację.

– Pani Elu, Andrzej jestem.

– Dobrze, panie Andrzeju, ja o męża chciałam…

– Ale prywatnie czy zawodowo?

– I tak, i tak. Mam prośbę… Bo nie czuję się z tym dobrze, że pan go tak potraktował. Nie pociesza mnie to wcale, nie daje satysfakcji. Ja nie szukam zemsty…

Byłam zakłopotana rozmową, ale czułam, że powinnam załatwić sprawę.

– Ale ja tego nie zrobiłem dla pani.

– Nie?

– Zrobiłbym to samo wobec każdego z moich dyrektorów, który znalazłby się w takiej sytuacji. Musi pani zrozumieć, że ciągle jeszcze jesteśmy firmą rodzinną, i to lojalność ma dla nas największą wartość. Jeśli ktoś nie potrafi być uczciwy wobec żony, rodziny, na pewno nie będzie w porządku wobec pracodawcy. Proste. Tej zasady trzymam się od dawna. Gdyby ten problem dotyczył szeregowego pracownika… Ale Michał był dyrektorem zrządzającym. To jest jedna z najbardziej zaufanych osób.

– I nic nie da się zrobić?

– Nic. Klamka zapadła.

Pożegnałam się z nim i przeprosiłam, że zawracałam mu głowę. Odłożyłam słuchawkę i próbowałam poukładać myśli. Nie mogłam uwierzyć w jego argumenty. Ciągle wydawało mi się, że ten człowiek w taki właśnie sposób wyraża solidarność z naszą rodziną. Trudno było mi pojąć, że ktoś może mieć tak rygorystyczne podejście do zarządzania. Ale z drugiej strony zbudował swoją firmę od podstaw i mógł sobie pozwolić na takie standardy. On o wszystkim decydował.

Jak mogłam tego wcześniej nie widzieć

Postanowiłam więc nie zajmować się więcej sprawą pracy Michała. Skoncentrowałam się na żałobie po moim małżeństwie. Czyniłam to w samotności. Dzwonili znajomi, zapraszali do siebie, koleżanki wyciągały na miasto, rodzice zaproponowali nawet wspólny wyjazd. „Pojedziemy nad morze albo w góry” – zachęcała mama. Ale odmawiałam. Wolałam oddać się pracy i mojej pasji – gotowaniu. Chodziłam więc do firmy, a popołudniami pichciłam.

Źle znosiłam te współczujące spojrzenia i pocieszanie mnie w stylu: „Dasz radę”, „Czas leczy rany”, „Jeszcze będziesz szczęśliwa”. Nie potrzebowałam takiego wsparcia. Jestem silna po ojcu i wiedziałam, że sama dojdę do siebie. Pomagał mi fakt, że Michał się ze mną nie kontaktował. Zadzwonił tylko raz. Zapytać, jak się trzymam.

– W porządku, dzięki. Ale słyszałam, że masz problemy w pracy… – od razu zmieniłam temat.

Nie chciałam jego współczucia, a to był doskonały temat zastępczy.

– No tak. Więc wiesz…?

– Wiem. I muszę ci powiedzieć, że nawet dzwoniłam do twojego szefa, bo myślałam, że to ze względu na mnie. Że chciał mi zrobić przyjemność… – ciągnęłam, a Michał się zaśmiał. – Widzę, że też tak myślisz.

– Nie, nie – zaprzeczył bez przekonania.

– Jeśli tak uważasz, to jesteś w błędzie. On mi powiedział, że takie są jego zasady. Że szuka ludzi lojalnych. Michał, ja nawet prosiłam, żeby on cię przywrócił na poprzednie stanowisko.

– Dzięki – mruknął.

– Naprawdę. On się jednak uparł. Ale powiedz mi: dlaczego ty się nie zwolnisz? Dlaczego tam siedzisz jako zwykły księgowy? – spytałam bez ogródek.

Wiedziałam, że ta rozmowa go męczy. I czułam satysfakcję.

– Szukam czegoś cały czas. Ale mam też nadzieję, że mu przejdzie i mnie przywróci. Kurczę, powinien. Jaki to ma związek z pracą? – spytał, a ja nie powiedziałam nic. – A poza tym to jest fantastyczna robota, idealne warunki. Zresztą, wiesz, że zawsze było mi tu dobrze. Właśnie dlatego postanowiłem zaczekać.

Miał rację. To była dla niego idealna posada. Świetna pensja, możliwość zarządzania dużym zespołem i rodzinna atmosfera. Znałam Michała. Z jego charakterem nie odnalazłby się w korporacji. Był zbyt leniwy i delikatny. Zjedliby go tam. W takim miejscu nie wystarczyłoby przymilanie się przełożonym. Tam trzeba harować i gryźć się o stanowisko z młodszymi.

Czekał więc, aż prezes się opamięta, a ja czekałam, aż moje emocje opadną. Aż wreszcie zapomnę o moim dramacie i o uczuciach do niego. W sumie byłam na dobrej drodze. Coraz mniej czasu spędzałam na gotowaniu, bo dla odmiany zapisałam się na zajęcia fitness. Na początku chodziłam dwa razy w tygodniu. Potem zwiększyłam liczbę treningów do czterech tygodniowo, bo zobaczyłam, jak bardzo mi to pomaga.

Wysmuklałam, nabrałam wigoru i apetytu na życie. W końcu zaczęłam wychodzić ze znajomymi, spotykać się z przyjaciółmi. Odetchnęłam. Moi rodzice także. I choć trwała jeszcze sprawa rozwodowa, poczułam się wolna, niezależna i… szczęśliwa.

Dlatego tak wielkim zaskoczeniem był dla mnie telefon od Michała. Dzwonił z prośbą o spotkanie. Próbowałam się wykręcić, ale nalegał. Nie chciał powiedzieć, o co chodzi. Zgodziłam się, bo mnie zaniepokoił. Od pierwszej chwili, od momentu, gdy go zobaczyłam, wiedziałam, że nie spotkaliśmy się z byle powodu. Michał zachowywał się sztucznie. Jak zawsze, gdy czegoś chciał i zamierzał jakąś osobę nakłonić, aby wyszła naprzeciw jego oczekiwaniom. Nerwowo uśmiechnięty, przymilny, uważny na każdy gest i przesadnie wsłuchany w każde moje słowo.

Podpytywał, co u mnie. Jak się czuję, co porabiam. Kiedy powiedziałam mu, że ćwiczę, niby dla żartu chwycił mnie za biceps, żeby sprawdzić jego jędrność. Pod wpływem dotyku Michała przeszył mnie prąd. Jakby moja niechęć do niego wymieszała się ze wspomnieniem dawnych pieszczot. Gdy próbowałam się dowiedzieć, co słychać u niego, zręcznie kierował rozmowę na mój temat. Żartował, uśmiechał się i wdzięczył. Ale kiedy chciał zamówić dla nas po drugiej kawie, weszłam mu w słowo.

– Michał, nie zamawiaj. Ja muszę już iść.

– Naprawdę? – wydawał się szczerze rozczarowany.

– Tak, naprawdę. Tylko w końcu powiedz mi, proszę, po co się spotkaliśmy. Czy ty miałeś do mnie jakąś sprawę? Bo jeśli chciałeś tylko pogadać, to mam wrażenie, że twoja nowa dziewczyna nie byłaby zadowolona z naszego spotkania...

– No tak… – roześmiał się nerwowo. – Masz rację. Zawsze miałaś…

– Co masz na myśli?

– Ela, ja od niej odszedłem. To była pomyłka… Nie jesteśmy już razem. Od ponad tygodnia… – powiedział.

– Hmm, to długo – zakpiłam.

– Wystarczająco długo, żebym zrozumiał, że to ciebie naprawdę kocham – powiedział i popatrzył na mnie cielęcym wzrokiem.

 A mnie zrobiło się jakoś dziwnie nieswojo. Jakoś tak źle i smutno.

– Przykro mi, Michał. Za późno już teraz na to… Muszę iść.

– Ale za późno na rozmowę czy za późno na nas? – dopytywał.

– Na nas. Do widzenia.

Wstałam i wyszłam. Po prostu już go nie kochałam. Z ulgą stwierdziłam, że mojej miłości nie zostało nic. Nawet kiedy jej obiekt jest na wyciągnięcie ręki. Zadzwonił do mnie jeszcze tego samego dnia. A kiedy usłyszałam jego prośbę, nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Naprawdę zrobiło mi się niedobrze. Fizycznie. Bo właśnie wtedy uświadomiłam sobie, za kogo wyszłam. To było straszne.

– Ela, a mogłabyś zrobić dla mnie jedną rzecz..? Tak ze względu na stare czasy.

– Co takiego!? – zapytałam opryskliwie, bo złościła mnie już ta jego namolność.

– Mogłabyś zadzwonić do mojego prezesa i powiedzieć mu, że chciałem do ciebie wrócić..? – zapytał tak po prostu.

Nie odpowiedziałam nic. Rozłączyłam się. Chyba zrozumiał, co to oznacza, bo już  nigdy więcej nie zadzwonił. A ja do dziś nie mogę pojąć dwóch rzeczy. Tego, że tacy ludzie chodzą po świecie. Tak interesowni, tak fałszywi, tak słabi, tak śliscy. No i tego, że nie poznałam się na nim przed ślubem. Na szczęście w porę zmądrzałam.

Dlatego porzuciłam jakiekolwiek myśli o Michale. Nie mamy żadnego kontaktu. Wiem tylko, że zwolnił się z tego szeregowego stanowiska i wyjechał do innego miasta, żeby tam poszukać szczęścia. Nic mnie nie obchodzi, czy mu się udało. Jestem teraz inną kobietą i drugi raz nie dam się nabrać. Ani jemu, ani innemu draniowi.

Czytaj także:
„To ja byłam ulubienicą babci. Resztę rodziny uważała za pazerne sępy. Przy podziale spadku zrobiła ich na szaro”
„Ostrzegałam siostrę przed Markiem, ale ona miała mnie za wariatkę. Musiała stać się tragedia, by klapki spadły jej z oczu”
„Zostałem rogaczem niemal na oczach wszystkich. W dodatku żona zaszła w ciążę. Czułem się jak kompletny kretyn”

Redakcja poleca

REKLAMA