„Zostałem rogaczem niemal na oczach wszystkich. W dodatku żona zaszła w ciążę. Czułem się jak kompletny kretyn”

mężczyzna, którego zdradziła żona fot. Adobe Stock, Paolese
„Widok nagiej Basi w objęciach Witka, jedynego singla w towarzystwie, był dla mnie niczym cios w splot słoneczny. Stałem jak sparaliżowany. W dodatku za moimi plecami pojawiła się reszta wspólnych znajomych, świadków mojej małżeńskiej klęski”.
/ 19.04.2022 05:41
mężczyzna, którego zdradziła żona fot. Adobe Stock, Paolese

Pod koniec lata wyjechaliśmy ze znajomymi do domków pod lasem. Właśnie siedzieliśmy przy ognisku, sącząc leniwie piwo, kiedy zorientowałem się, że moja żona Basia gdzieś zniknęła. Pomyślałem, że poszła spać i podążyłem w jej ślady. Gdy nie zastałem jej w naszym domku, poważnie się zaniepokoiłem. Zaalarmowałem pozostałych i zaczęliśmy jej szukać.

– Cholera – zaklął Bartek, gdy zajrzał do jednego z domków. – Lepiej tu nie wchodź...  – burknął mój przyjaciel, mocno zmieszany.

Odsunąłem go od drzwi i wszedłem. Widok nagiej Basi w objęciach Witka, jedynego singla w towarzystwie, był dla mnie niczym cios w splot słoneczny. Stałem jak sparaliżowany. W dodatku za moimi plecami pojawiła się reszta wspólnych znajomych, świadków mojej małżeńskiej klęski. Nie wiedziałem, jak zareagować. Basia pierwsza się ocknęła i uciekła. Witek pozbierał ich rzeczy, a potem, unikając mojego wzroku, pobiegł za nią.

Stałem jak zamurowany. Z otępienia wyrwał mnie krzyk Mirki, żony Bartka:

– Oni odjeżdżają!

Wyskoczyłem przed domek, ale zauważyłem już tylko oddalające się światła.

Tacy przyjaciele to skarb

Byliśmy małżeństwem prawie dwadzieścia lat. Wydawało mi się, że jesteśmy szczęśliwi, mimo braku dzieci. Przecież przyjaźniliśmy się ze sobą... Czyżbym żył w jakiejś bańce samozadowolenia i nie dopuszczał do siebie prawdy? A może nie było sygnałów ostrzegawczych? Może Basia po prostu się zakochała w kimś innym? Może zaczęło się niewinnie, od przyjacielskiego pocałunku, który przerodził się w coś więcej? Nie rozumiałem tego, co się stało. Nie wiedziałem, jak dotarłem do domu ani jak przetrwałem kolejne miesiące. Żyłem i pracowałem niczym w transie. Czas mijał, a ja powoli dochodziłem do siebie.

Romans Basi i Witka nie okazał przelotnym zauroczeniem. A gdy jeszcze zdarzył się cud i Basia zaszła w ciążę, zrozumiałem, że to koniec. Zraniła mnie, ale przez lata była najbliższym mi człowiekiem, i nie chciałem wyniszczającej wojny. Złożyłem pozew o rozwód: bez orzekania o winie, wyrywania sobie sztućców i przerzynania mebli, bez babrania się w brudach. Nie byłem do końca bezinteresowny. Moja postawa – godna niemal świętego – wzbudzała w Basi większe poczucie winy. Nigdy nie przeprosiła za to, że przestała mnie kochać, jednak wstydziła się zdrady i żałowała, że dowiedziałem się o niej w taki sposób. I to przy świadkach.

Dlatego unikałem znajomych, zwłaszcza uczestników tego nieszczęsnego wyjazdu. Zostałem rogaczem niemal na ich oczach. Czułem się potwornie upokorzony i nic niewart. Porzucony, zdradzony, niezdolny dać dziecka ukochanej kobiecie… Tylko z Mirką i Bartkiem miałem kontakt – oni byli dla mnie jak rodzina i nie przyjmowali do wiadomości, że nie chcę się z nikim widzieć. Gdy się martwili, bo zbyt długo nie dawałem znaku życia, któreś z nich dzwoniło albo wpadało do mnie znienacka. Jakby się bali, że sobie zrobię krzywdę.

Tacy przyjaciele to skarb i... przekleństwo zarazem. Patrząc na nich, czułem smutek i zazdrość, bo tworzyli parę, o jakiej ja mogłem już tylko marzyć. Stanęli za mną murem, uznając, że Baśka zyskała nowego faceta, upragnione dziecko, więc to mnie potrzeba wsparcia. Nie wszyscy znajomi tak się zachowali. Ludzie wolą szczęśliwe zakończenia, więc niektórzy wykasowali moje nazwisko z książki adresowej w komórce.

Bartek uważał, że jedynym sposobem, bym wrócił do łask świata, jest nowa miłość.

– Nie musisz się zaraz żenić – klarował mi. – Po prostu rozejrzyj się, umów na parę niezobowiązujących randek. Wcześniej czy później poznasz jakąś miłą kobitkę. Taką, która cię doceni, jak na to zasługujesz.

– Tylko się nie spiesz – przestrzegła mnie natychmiast Mirka. – Uporządkuj swoje życie, pogódź się na dobre z tym, co się stało, i dopiero próbuj układać je na nowo. Ledwo się rozwiodłeś, naucz się najpierw być sam...

Po rozwodzie coś się zmieniło, bo przestałem unikać ludzi. Gdy ktoś mnie zapraszał, korzystałem i starałem się dobrze bawić. Poznałem kilka kobiet, ale nie zaiskrzyło.

– Masz czas, nic na siłę – mówiła Mirka.

Jednak ja przez dwadzieścia lat przywykłem do życia w parze i chciałem znowu to poczuć: bliskość drugiej osoby. Rok oswajania samotności mi wystarczał.

Myślałem, że z Weroniką wreszcie coś zaskoczyło. Na randce dobrze nam się gadało, żartowało. Czułem, że oboje mamy ochotę na powtórkę. Odwiozłem ją i odprowadziłem pod dom. Nie liczyłem, że zaprosi mnie do siebie – takie tempo nie było w moim stylu – ale brałem pod uwagę pocałunek. Weronika też. Stała, patrzyła mi w oczy, lekko, zachęcająco rozchylała usta i czekała na czułe pożegnanie...

Tymczasem ja… nie mogłem się zdobyć na ten krok! Wróciły do mnie najgorsze chwile: zamiast twarzy Weroniki ujrzałem nagą żonę w objęciach kumpla. Znowu mnie sparaliżowało… Nie mogłem słowa wydusić, a co dopiero zdobyć się na pocałunek! Weronika rzuciła krótkie, rozczarowane „No to cześć” i poszła. Co za fatalny koniec naprawdę udanej randki...

Nie wiem, jak długo tam stałem, zanim wsiadłem do auta. Wciąż otępiały bezwiednie pojechałam do Bartka i Mirki. Chciałem zrozumieć, co się właściwie stało. Czy już zawsze tak będzie, gdy spróbuję się do kogoś zbliżyć? To lepiej kamień do szyi i...

Nigdy nie zrobiłbym tego kumplowi

Bartka i dzieciaków nie było – pojechali do dziadków. Zastałem tylko Mirkę, która została, by nadrobić zaległości w robocie. Pracowała jako tłumaczka i miała masę zleceń. Jednak gdy mnie zobaczyła, zgnębionego, niemal na skraju załamania – zamknęła laptop, zaparzyła herbaty i usiadła obok.

Opowiedziałem o mojej randce z Weroniką i o tym, jak okropnie się skończyła.

– Dałem ciała, zawiodłem. Czuję się beznadziejnie, jak... impotent.

– Nie przesadzaj. Widać nie byłeś gotowy. Ostrzegałam, żebyś się nie spieszył – odparła Weronika i ścisnęła moje ramię. – Zaufanie trzeba zbudować, na intymność zapracować. Rozmawiaj, bądź szczery, nawet jeżeli to trudne. To dopiero pierwsza randka, nic dziwnego, że masz opory. Poza tym byłeś wiele lat tylko z jedną kobietą, pewnie trudno ci się przestawić...

– To, co mówisz, nie pomaga... – mruknąłem i zwiesiłem głowę. – Boję się... umieram ze strachu, że cała ta historia z Baśką psychicznie mnie wykastrowała. Taka rzecz może zabić w facecie mężczyznę... A jeżeli już nigdy nie będę w stanie pocałować kobiety?!

Mirka zaczęła pocieszająco gładzić mnie po plecach, a potem przytuliła się do mojego boku i objęła mnie mocno. No i się rozkleiłem. Poczułem drapanie w gardle i łzy pod powiekami. Próbowałem nad sobą zapanować, ale poległem. Moje ramiona zadrżały.

– Płaczesz...? – spytała cicho Mirka. – Nie płacz... bo mi się serce kraje. Będzie dobrze, na pewno. Jeszcze będziesz szczęśliwy...

– Obiecujesz?

Odsunęła się nieco, położyła mi dłoń na policzku i delikatnie zmusiła, bym na nią spojrzał. Wytarła kciukiem łzę, która zatrzymała się na moich ustach...

– Obiecuję.

Była taka ciepła, dobra, pełna współczucia, troski i miłości! Też ją kochałem. Mirka, bliska mi jak siostra, na moich oczach wyrosła z cudownej dziewczyny na wspaniałą kobietę, została żoną mojego najlepszego przyjaciela. Uwielbiałem ich oboje. Byłem ojcem chrzestnym ich pierworodnego...

Ale w tamtej chwili coś się zmieniło. Serce waliło mi jak młotem, a moje tętniące ciało mówiło, że jednak żyję, pragnę. Z jej oczu wyczytałem zachętę: „Zrób to, zaufaj mi”. Pocałowałem ją delikatnie, ostrożnie, niepewny reakcji. Odwzajemniła pocałunek i po chwili tuliłem ją z całych sił, sycąc się jej smakiem, zapachem, ciepłem, bliskością, uczuciem, które mi ofiarowała.

Oderwaliśmy się od siebie, żeby nabrać tchu. Patrzyłem na nią i nie czułem wstydu. To było zbyt cudowne, bym tego żałował. Zarumienione policzki Mirki, jej pierś unoszona przyspieszonym oddechem, zmierzwione włosy, błyszczące oczy, łagodny uśmiech – oto widok wart zapamiętania.

Ująłem jej twarz w dłonie, musnąłem ustami lekko opuchnięte wargi i szepnąłem:

– Dziękuję.

Nic więcej nie musieliśmy mówić. Rozumieliśmy się bez słów. Nigdy nie posunęlibyśmy się dalej, nigdy nie zdradzilibyśmy Bartka. Zaufałem jej, a ona mnie. Podarowaliśmy sobie piękną chwilę zapomnienia, czułości, pożądania, która nie zniszczy naszej przyjaźni, bo nie zbrukamy jej niczyją krzywdą. Po prostu potrzebowałem tego pocałunku – tak jak spragniony wędrowiec łaknie wody na pustyni. Aby w siebie uwierzyć, by się ocknąć, upewnić we własnej męskości.

Następnego dnia zadzwoniłem do Weroniki i umówiliśmy się na drugą randkę.

Czytaj także:
„Narzeczona rzuciła mnie tuż przed ślubem. Wszyscy zastanawiają się, co zbroiłem, a ja po prostu nie pasowałem jej ojcu”
„W szkole mają syna za zwyrodnialca z patologii, a on padł ofiarą tyrana. Dzieciak jest bezkarny, bo ma >>mocne plecy<<”
„Zaprosiłam do domu nieśmiałego wrażliwca. Chciałam, by randka wypadła idealnie. Niestety, Zbyszek zawalił”

Redakcja poleca

REKLAMA