Kaziku zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Poznałam go na imprezie u Aśki, koleżanki z pracy. Był kolegą jej chłopaka Jacka. Rozmawialiśmy przez chwilę, zatańczyliśmy. Jak poszedł do toalety, odszukałam gospodynię.
– Ten Kazik, Boże, ja chcę z nim spędzić resztę życia – wyszeptałam jej do ucha.
– Nic z tego. Kazik za tydzień bierze ślub. Jego narzeczonej tu nie ma, bo poleciała z psiapsiółkami na weekend panieński do Barcelony – Aśka złapała mnie za rękę..
To było jak kubeł zimnej wody. Tyle że dla mnie było za późno. Już się zakochałam. Zaczęłam się zachowywać jak wariatka. Poszłam do kościoła i zza filara obserwowałam, jak Kazik przysięga miłość innej. Szpiegowałam go w internecie, jak masochistka oglądałam jego zdjęcia z narzeczoną na Instagramie i Facebooku.
Próbowałam o nim zapomnieć. Zaczęłam się umawiać na randki jak leci. Ale to nie miało sensu. W porównaniu z Kazikiem każdy inny wypadał blado. Ten mniej przystojny, ten głupszy, ten nie dość dowcipny... Moje znajomości kończyły się po jednym, dwóch spotkaniach.
Przez chwilę zanosiło się na więcej z pewnym Kubą. Nie wiem, może by coś z tego było, ale pech chciał, że kiedy poszłam z Aśką na zakupy, wpadłyśmy na ulicy na Kazika.
– Hej, rany, spadacie mi z nieba. Pomożecie mi kupić prezent dla Kamy? Ma urodziny, a ja nie mam żadnego pomysłu.
Pomogłyśmy, a na pożegnanie usłyszałam od Kazika:
– Martyna, świetnie ci w nowej fryzurze.
Banalny komplement, ale ja znowu zaczęłam wierzyć, że może Kazik zrozumie swój błąd i zostawi żonę. Dla mnie. Na kolejną randkę z Kubą już nie poszłam. I postanowiłam kuć żelazo, póki gorące.
– Aśka, Kazik to ma agencję nieruchomości, prawda? Daj mi jego telefon, może pomoże. Ciotka mamy szuka nowego mieszkania, bo na trzecie piętro już nie daje rady wchodzić…
Aśka chyba uznała, że dawno wybiłam sobie Kazika z głowy, bo dała mi numer bez chwili wahania. Zadzwoniłam. Jemu powiedziałam, że to ja myślę o zamianie mieszkania i zapytałam, czy mógłby powiedzieć, jak się do tego zabrać.
Spotkaliśmy się na kawie. Kazik był oszalamiający
Zaproponował, że jak się zdecyduję, to żebym się do niego zgłosiła. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy. Cały czas udawałam, że ciągle o tej zamianie myślę. Za każdym razem miałam nadzieję, że na odchodne Kazik spyta, co robię wieczorem i czy nie chciałabym kontynuować rozmowy przy drinku. Nic takiego się nie wydarzyło.
Ale ja i tak czekałam, że jednak się do mnie odezwie. Raz spotkałam go i jego żonę u Aśki. Zamieniliśmy kilka zdawkowych zdań. Koło północy Kamila wyszła. Byłam pewna, że został dla mnie. Nawet go poprosiłam do tańca. Wykręcił się bólem kostki. Chwilę potem też wyszedł.
Po tamtej imprezie wrócił mi rozum. I wtedy na horyzoncie pojawił się Michał. Miły, spokojny, odzywał się tylko, gdy miał coś mądrego do powiedzenia.
Po kilku randkach nieśmiało zaproponował mi wspólny wyjazd na Mazury na weekend. Zgodziłam się. Gdy na miejscu okazało się, że zarezerwował dla nas dwa pokoje, poczułam, że zaczynam się w nim podkochiwać. I pomyślałam, że drugiego takiego w dzisiejszych czasach nie znajdę. Drugiej nocy sama zapukałam do jego pokoju.
– Czekałem – wyszeptał i się zarumienił.
Rozpłynęłam się. Michał okazał się delikatnym, ale bardzo dobrym kochankiem. Po powrocie do domu zaczęliśmy miesiąc miodowy. Spotykaliśmy się codziennie, raz u mnie, raz u niego, i ciągle nie mieliśmy dosyć. Ledwie przyszłam do pracy, już myślałam o tym, kiedy znowu wylądujemy w łóżku.
Po kilku miesiącach zauważyliśmy, że osobne mieszkania to komplikacja. Zdarzało mi się czekać na Michała u niego, gdy on tymczasem był u mnie. Ale gdy Michał zaproponował mi w końcu, żebyśmy razem zamieszkali, ja nie byłam już taka pewna. Co się zmieniło? Wszystko! Kilka dni wcześniej Aśka sprzedała mi plotkę.
– Kazik się rozwodzi. Mówię ci, co to za historia! Kama cały czas miała kogoś innego. Tamten facet to jakiś artysta, nieudacznik. Kama cały czas nie dość, że sama żyła jak królowa za pieniądze Kazika, to jeszcze utrzymywała tamtego gościa.
Nagle odżyły schowane gdzieś głęboko uczucia
– Jejku. Jak on się musi teraz czuć. To po prostu okropne. Trzeba mu jakoś pomóc.
– Jacek się z nim umówił dziś na piwo. Potem pewnie wpadną do nas na kolację. Masz wolny wieczór? Może też wpadniesz? Będzie mi raźniej – wreszcie Aśka powiedziała to, na co czekałam.
Oczywiście się zgodziłam. I obiecałam, że pomogę jej gotować. I upiekę sernik. Męskie piwo trochę się przeciągnęło. Zaczęłam się bać, że panowie tak zabalują, że zrezygnują z domowej kolacji. Z nerwów wypiłam trochę za dużo wina. Wreszcie w drzwiach zazgrzytał klucz.
– Jesteśmy, przepraszamy za spóź…nie… nie – Jacek trochę się zacinał.
Impreza siadła około trzeciej nad ranem. Ja i Kazik zaczęliśmy się zbierać. On chciał zamówić taksówkę, ale zaproponowałam spacer. – Świeże powietrze dobrze nam obojgu zrobi. Kazik odprowadził mnie pod dom. Na podwórku na dobranoc pocałowaliśmy się. Jezu, tak długo na to czekałam. I nagle to się stało naprawdę, nie tylko w wyobraźni.
Obudziłam się spanikowana, że Kazik może nawet nie pamiętać o naszym pocałunku. I o tym, że obiecał zadzwonić. A jednak. Odezwał się wieczorem. I zapytał, czy mam ochotę wybrać się z nim w sobotę na rower. Jasne, że miałam.
Postanowiłam, że muszę natychmiast zerwać z Michałem. Ale gdy spotkaliśmy się następnego dnia, było tak miło, że nie miałam sumienia mu powiedzieć prawdy. Tylko musiałam się jakoś wykręcić ze spotkania z nim w weekend.
– Kochanie, koleżanka, która miała nas reprezentować na konferencji w Krakowie, złamała nogę. Muszę jechać ja. Wiem, mieliśmy plany, wynagrodzę ci – skłamałam. I aż się sama zdziwiłam, że przyszło mi to tak łatwo.
Na rowerach było miło, choć wieczorem bolały mnie wszystkie kości. Po tej wycieczce spotkałam się z Kazikiem jeszcze kilka razy. Na kolacji, na drinkach, raz poszliśmy na tańce. Trzy tygodnie później znowu pojechaliśmy na rowery. Poprzednie dwa weekendy spędziłam z Michałem, więc z tego udało mi się jakoś wykręcić.
Kazik odwiózł mnie do domu. Starannie zaparkował, tak jakby spodziewał się, że go zaproszę na górę. Nie zawiódł się. Tyle razy kochałam się z Kazikiem w moich marzeniach, że przez chwilę zastanawiałam się, czy rzeczywistość im dorówna.
Okazało się, że miałam rację, że z Kazikiem jesteśmy dla siebie stworzeni. Ale co w takim razie z Michałem? Przecież jest taki słodki… Do rana nie zmrużyłam oczu. Myślałam i myślałam… I nic nie wymyśliłam. W każdym razie nic mądrego. Bo doszłam do wniosku, że nie jestem gotowa zrezygnować ani z Kazika, ani z Michała. Tylko czy to jest w ogóle możliwe?
Raz zaprosiłam na noc i Kazika, i Michała…
– Martyna, mieliśmy porozmawiać o wspólnym mieszkaniu – przypomniało się we wtorek Michałowi, kiedy się spotkaliśmy na lunchu. – Musimy zdecydować. Twoje czy moje?
Zaczęłam gorączkowo szukać ratunku.
– Misiek, ja nad tym dużo ostatnio myślałam – łgałam jak z nut. – I wiesz, to nie jest dobry pomysł. Patrzę na moich znajomych mieszkających razem i widzę, jak ich życie zamienia się w rutynę. Koniec ze spontanem. Nie chcę tego, wiesz? Zresztą ja muszę mieć własną przestrzeń. Lubię czasem posiedzieć sama z książką. Tak długo byłam niezależna, że nie wyobrażam sobie, że mogłabym być z kimś cały czas.
Chyba moja przemowa wypadła przekonująco. Michał pokiwał głową.
– Jak uważasz, może masz rację.
– To przy okazji, musimy trochę zwolnić. Nie możemy się spotykać codziennie. Bo zamienimy się w stare dobre małżeństwo. Musimy dać sobie przestrzeń. Jutro nie przychodź. Chcę poleżeć i poczytać.
Michał cały czas kiwał głową.
– Jak chcesz, kochanie.
Był taki słodki, wspaniały, kochany! Środę rzeczywiście spędziłam w domu na kanapie. Tylko nie z książką. Następnego dnia sąsiadka popatrzyła na mnie w windzie bardzo dziwnie. Obawiam się, że mogła się trochę nie wyspać. W czwartek byłam pierwszy raz u Kazika. W mieszkaniu nie było śladu po Kamili.
– To zupełnie nowe łóżko – wyszeptał mi do ucha. – Poprzednie wyrzuciłem przez okno. Słowo.
Łóżko było szerokie i bardzo wygodne.
– Może gdzieś wyjedziemy na weekend? Góry czy Mazury? Byle mieli wygodne łóżka – zaproponował rano Kazik. Ale tym razem nie mogłam już się wykręcić z weekendu z Michałem. Zresztą wcale nie chciałam. Tęskniłam za nim.
– Nic z tego. Muszę jechać z rodzicami na urodziny wuja. Jak mnie tam nie będzie, to się śmiertelnie obrazi – wymyśliłam na poczekaniu. Kazik zrobił smutną minę, ale zrozumiał.
Pierwszy miesiąc był najtrudniejszy. Ale po jakim czasie zorientowałam się, że kłamanie idzie mi coraz lepiej. Nagle się okazało, że w mojej rodzinie nagromadziło się mnóstwo wydarzeń. Śluby, pogrzeby, komunie. Byłam na tyle bezczelna, że Kazikowi raz zaproponowałam, żeby ze mną pojechał na wesele.
– O nie, na to jeszcze dla mnie za wcześnie. Rozumiesz, prawda?
Z kolei Michał byłby zachwycony, gdybym zabrała go na jakieś wesele. Ale że żadnego nie było, musiałam mu tłumaczyć.
– Nie ma mowy. Moja rodzina jest straszna, Jak cię dorwą, to zniszczą. Za chwilę zostaniesz chrzestnym tuzina kuzyniątek. I te pytania o nasz ślub. Nie, nie, nie. Wolę, byś pozostał na razie moją słodką tajemnicą.
Musiałam też zacząć okłamywać znajomych. Aśce, która znała Michała, powiedziałam, że z nim zerwałam. I że spotykam się z Kazikiem.
– Ale to na razie taki nieoficjalny związek, wiesz, on jeszcze nie ma rozwodu. Więc się nie afiszujemy – zaznaczyłam.
Innym mówiłam, że jestem singielką. A moim kochankom – że mam dość imprez i dlatego przestałam na nie chodzić. Najtrudniejsze były tak zwane okazje. Święta? Wytłumaczyłam obu, że to czas dla rodziny. Każdy z nas ma swoją.
Walentynki? Nie uznaję i na znak protestu spędzam je sama w domu. Imieniny i urodziny? Kazikowi powiedziałam, że nie uznaję imienin, zaś Michałowi – że urodziny wpędzają mnie w depresję i że nie mam ochoty w nie nikogo widzieć.
Raz pokręciłam. Powiedziałam i Kazikowi, i Michałowi, żeby wpadli na noc. Pierwszy zjawił się Michał. Wtedy do mnie dotarło, co narobiłam. Zgasiłam światło.
– Co jest? – Michał się zdziwił, bo obiecałam mu kolację, ale zamilkł, gdy zaczęłam go namiętnie całować.
– Kolacja może poczekać – szepnęłam mu do ucha. Po ciemku zdjęłam słuchawkę od domofonu…
Gdy godzinę później wymknęłam się z sypialni do łazienki, w telefonie miałam dziesięć nieodebranych połączeń i jeszcze więcej wiadomości. Puściłam wodę w wannie i zadzwoniłam do Kazika.
– O Jezu, na śmierć zapomniałam, że się umówiliśmy. Nocuję u kumpeli. Rzucił ją facet i musiałam do niej jechać. A telefon został w płaszczu i zupełnie go nie słyszałam. Nie gniewaj się, jutro ci to wynagrodzę – nałgałam.
Wykpiłam się. I nawet przez chwilę byłam z siebie dumna, że tak sobie świetnie poradziłam. Cieszyłam się, że w łganiu i lawirowaniu osiągnęłam mistrzostwo świata. I wmawiałam sobie, że to nic złego, bo przecież to wszystko z miłości. A ja naprawdę kochałam ich obu. Każdego inaczej, ale obu równie mocno.
W końcu jednak coś zaczęło zgrzytać. Kłamstwa zaczęły mi ciążyć. Coraz trudniej było mi patrzeć w oczy ukochanym. Gdy kolejny raz musiałam skłamać – robiło mi się niedobrze. Po raz pierwszy zaczęłam myśleć o tym, że powinnam dokonać wyboru. Ale nie miałam pojęcia, którego z nich kocham bardziej. Kazika? On był pierwszy. Gdyby nie był żonaty, nigdy nie zakochałabym się w Michale.
Ale to Michał był tym, który zadurzył się we mnie od razu. I był taki słodki i mądry. Nie miałam wątpliwości, że kocha mnie naprawdę. A Kazik? Może tak naprawdę ciągle kochał Kamę, a ja byłam tylko zastępstwem?
Wybrać nie umiałam. To może zatrzymam ich obu, tylko przestanę kłamać? W mojej głowie układałam taki scenariusz. Zaproszę ich obu na kolację i powiem im prawdę:
– Panowie. Musicie się w końcu poznać. Prawda jest taka, że ile razy nie mogę być z jednym z was, to dlatego, że jestem z tym drugim. Ale to dlatego, że kocham was obu. Nie chcę dłużej oszukiwać, bo na to nie zasługujecie. Czy możecie po prostu zaakceptować, że taka jestem, i się z tym pogodzić?
No tak, moje życie to nie film
Kiedy wyobrażałam sobie tę przemowę – brzmiała świetnie. I pewnie, gdyby to był scenariusz komedii romantycznej, to moi kochankowie najpierw skoczyliby sobie do gardeł, potem uznaliby, że winna jestem ja, a na koniec każdy doszedłby do wniosku, że żyć beze mnie nie może, więc usiedliby wspólnie i rozpisali grafik spotkań ze mną.
„Wtorki mogą być twoje, bo gram wtedy w kosza”, „Dobra, to ja biorę środy, ale nie w sezonie ligowym, bo mam karnet na Legię” – ileż okazji do zabawnych dialogów, przy których publiczność zwijałaby się ze śmiechu.
No tak. Ale nie jestem postacią ze scenariusza. A moje życie to nie film. Miesiąc temu stało się jasne, że nie dam rady dalej tak żyć i dłużej kłamać. A że nie umiem wybrać, z którym chciałabym zostać – jedynym wyjściem jest zerwanie i z Kazikiem, i z Michałem. I wreszcie każdego z nich okłamałam po raz ostatni.
– Było fajnie, ale wiesz, ja cię nie kocham. Nie chcę dłużej udawać. To koniec – pożegnałam ich tym samym zdaniem. Obaj próbowali protestować. Obie rozmowy od razu zakończyłam – bałam się, że się złamię.
Jestem sama od miesiąca. Jest mi źle. Tęsknię. Ale tak jest lepiej. Lżej. Przynajmniej znowu mogę rano spojrzeć sobie w lustrze w oczy.
Czytaj także:
„Kumpela podwiozła mnie do pracy. W zamian poprosiła o >>drobiazgi<<, a w zasadzie... wykupienie połowy drogerii”
„Przez córkę rezygnowałam z własnego szczęścia. Ukrywałam związek jak nastolatka, bo bałam się, że ona wszystko zniszczy”
„Przez romans z prezesem pięłam się po szczeblach kariery. Irek był czuły i ciepły, ale zapomniał wspomnieć, że ma żonę”