Kiedyś Monika była dla mnie bóstwem. Nie wyobrażałem sobie bez niej życia. Z czasem jednak proza życia zmniejszyła temperaturę uczuć między nami. Po dziesięciu latach razem przestaliśmy na siebie działać, choć na pozór nic się nie zmieniło.
Nadal pracowałem dalej w agencji reklamowej, wracałem o stałej porze do domu, w którym żona czekała na mnie z obiadem. Przychodziła przede mną, gdyż jako nauczycielka miała w tygodniu mniej godzin pracy niż ja. Mieszkaliśmy w miłej dzielnicy, dzieci nie mieliśmy. Jakoś tak zgodnie doszliśmy do wniosku, że mamy jeszcze czas.
Lata mijały, a my po prostu przyzwyczailiśmy się do życia we dwoje i coraz trudniej było coś tu zmienić. Niezmiennie wieczory spędzaliśmy przed telewizorem, rzadko wychodziliśmy. Staliśmy się jacyś gnuśni, wygodni i zbyt leniwi, aby zmobilizować się do zmiany naszego życia. Czasem czułem się jak emeryt, który wiele przeżył i nie pozostało mu nic innego jak domowe pielesze.
Oboje byliśmy winni tej sytuacji, lecz mnie wygodnie było przypisywać winę wyłącznie Monice. Zresztą ona sprawiała wrażenie, o dziwo, całkiem zadowolonej z takiego stanu. Natomiast ja stałem się nerwowy, podminowany i czegoś mi stale brakowało.
Pewnego popołudnia wracałem jak zwykle z pracy. Agencja, w której pracowałem, mieściła się niedaleko naszego mieszkania i czasem wolałem trochę się przejść, zamiast jeździć samochodem. Droga, którą szedłem, prowadziła przez niewielki park pełen zieleni. Miło było pooddychać w miarę czystym powietrzem.
Szedłem powoli mało uczęszczaną alejką, gdy nagle spostrzegłem leżący na ziemi elegancki damski portfelik. Schyliłem się, żeby go podnieść. W środku były ważne dokumenty: dowód osobisty i karty kredytowe, w przegródce na pieniądze kilka setek. Jak sprawdziłem, właścicielka portfelika mieszkała w dość odległej części miasta. „Wezmę samochód i od razu tam pojadę” – pomyślałem. Wrzuciłem portfelik do kieszeni i ruszyłem w stronę domu.
Kiedy już wychodziłem z alejki, spostrzegłem młodą kobietę, a właściwie dziewczynę, która szybkim krokiem zmierzała w moim kierunku. Świetna laska. Nogi po samą szyję, kształtny biust, długie rude włosy. Pamiętam, że ubrana była w bardzo krótką spódniczkę, która podkreślała jej nienaganną sylwetkę, i niebotyczne szpilki. Choć lato rozkwitło urodą pań, ta wyróżniała się na ich tle. Prawie więc zapomniałem języka w gębie, kiedy mnie zaczepiła.
– Przepraszam – w jej miłym głosie słychać było zdenerwowanie. – Parę minut temu tędy przechodziłam. W pewnym momencie zadzwoniła moja komórka; pamiętam, że wyjęłam ją szybko z torebki i wtedy mógł mi z niej wypaść granatowy portfelik. Nie widział go pan przypadkiem?
Uśmiechnąłem się szeroko.
– Ma pani szczęście – oznajmiłem nieznajomej, przyglądając się jej ciekawie. – Akurat go znalazłem.
– Naprawdę?! – ucieszyła się. – A już się tak martwiłam...
– Niepotrzebnie – podałem jej portfel. – Dobrze, że mało tu dziś ludzi i trafiło na mnie. Inaczej nie wiadomo, czy by go pani odzyskała.
– Bardzo panu dziękuję – uśmiechnęła się dziewczyna. – Jest pan moim wybawcą. Nie muszę wyrabiać dowodu, zastrzegać kart w banku – żadnych strat, żadnych korowodów. Ma pan chwilę? Zapraszam na kawę.
– Dla tak pięknej kobiety – rzuciłem szarmancko – zawsze.
W najbliższej kafejce spędziliśmy dwie godziny. Renata okazała się nie tylko seksowna, ale też miła i inteligentna. Umiała pięknie słuchać. Od pierwszej chwili wpatrywała się we mnie tak, że czułem się jak jakiś bohater, który co najmniej ocalił ją od tortur, jeśli nie utraty życia. Im dłużej rozmawialiśmy, tym bardziej moje ego puchło z dumy. Dawno nie czułem się tak dobrze z kobietą. Bez wahania poprosiłem ją o następne spotkanie.
Dla Renaty chciało mi się znów żyć
Od tamtego dnia znowu poczułem, że żyję, a nie tylko wegetuję u boku żony. Wkrótce zostaliśmy kochankami. Chyba przeczuwałem to od pierwszego spotkania. Trochę gnębiły mnie wyrzuty sumienia, bo przecież do tej pory byłem żonie wierny. Szybko jednak się sam rozgrzeszyłem. W moim małżeństwie jest, jak jest, a przecież mnie od życia też się coś należy.
Renata miała łatwiej, ponieważ była sama i nie musiała przed nikim się tłumaczyć. Monikę coraz częściej okłamywałem jak najęty, tłumacząc moje późne powroty do domu pilnymi zleceniami w agencji. Miałem nadzieję, że nie nabierze podejrzeń. Niekiedy jednak napotykałem jej przenikliwe spojrzenie, jakby dokładnie wiedziała, co się święci. Czasem więc uprawiałem z nią seks – spokojny, małżeński i bez uniesień – aby uśpić jej czujność, chociaż cały świat przysłoniła mi teraz Renata.
Nie myślałem o przyszłości. Nie interesowało mnie, co będzie potem, skoro u boku Renaty dane mi było przeżywać tak upojne chwile. W tamtym czasie po prostu byłem nią zauroczony jak szczeniak, a właściwie kompletnie oczadziały, i chyba zapomniałem, że w ogóle noszę na karku głowę.
Nadszedł jednak dzień, gdy Renacie taki związek przestał wystarczać. Dowiedziałem się o tym z pewnym zdziwieniem, bo przecież wyglądała na szczęśliwą. Ale ona nieoczekiwanie zażądała czegoś więcej.
– Ostatnio wiele o nas myślałam – napomknęła któregoś dnia. – Może po prostu wprowadziłbyś się do mnie?
Lekko się najeżyłem.
– Nigdy przed tobą nie ukrywałem, że mam żonę – powiedziałem po dłuższej chwili. – Jak to sobie wyobrażasz?
Czułem wyraźną irytację. A bo nam źle było do tej pory? Po co w ona ogóle poruszyła ten drażliwy temat?!
– Są przecież rozwody – spojrzała na mnie uważnie. – Spotykamy się od kilku miesięcy i myślałam, że ci na mnie zależy.
– Oczywiście – westchnąłem – bardzo mi zależy. Ale rozwód? Za wcześnie o tym mówić. Renatko, wrócimy do tej rozmowy. Nie śpieszmy się za bardzo z decyzjami, dobrze, kochanie?
Renata wzruszyła ramionami.
– Jak chcesz – nagle straciła humor. – Mnie jednak nie odpowiada bycie tą drugą. Powinieneś o tym pamiętać.
No to miałem problem
Wcześniej nie zastanawiałem się specjalnie nad konsekwencjami mojego romansu. A przecież powinienem… Nie bylem już dwudziestolatkiem. Tamtego wieczoru prędzej niż zwykle wyszedłem z mieszkania Renaty. W końcu zaczęło do mnie docierać, w co się wpakowałem. Na dłuższą metę nie da się żyć na dwóch frontach. To po prostu niemożliwe. Przyszedł chyba czas, żebym się jakoś określił, lecz, niestety, decydowanie nie było moją mocną stroną. Właściwie do tej pory postępowałem tak, żeby i wilk był syty, i owca cała…
Wróciłem do domu w nie najlepszym nastroju. Monika powitała mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Dobrze, że już jesteś – powiedziała dziwnym tonem.
Spojrzałem na nią zaskoczony. Coś mnie tknęło. Wyglądała wyjątkowo ładnie. Miała nowe uczesanie i staranny makijaż. Ubrana była też tak jakoś uroczyście.
– Stało się coś?
Monika zakręciła się po kuchni i po chwili podała mi małe ozdobne pudełeczko, przewiązane wstążką. A to co? Dziwny dzień, pełen niespodzianek… Otworzyłem je z niepewną miną. W środku była para malutkich bucików. Z wrażenia opadłem na krzesło.
– Robert, jestem w ciąży – powiedziała żona, a w jej głosie brzmiała radość. – Cieszysz się?
Mogłem tylko kiwnąć głową, bo krtań miałem zaciśniętą. Monika w ciąży... Będę ojcem... Moje oszołomienie było tak wielkie, że nie byłem w stanie wykrztusić słowa. Potrzebowałem czasu, żeby się jakoś oswoić z nową sytuacją.
Przecież to wszystko zmienia. W całkiem niespodziewany sposób pojawiła się odpowiedź na moje rozterki, co robić. Rozwód? Jaki rozwód! Przecież nie opuszczę żony, która spodziewa się dziecka. Nawet dla Renaty. Choćby nie wiem co.
Ciąża żony była wybawieniem z sytuacji
Zaraz następnego dnia zadzwoniłem do mojej kochanki i w prostych słowach zakomunikowałem jej wiadomość. Najpierw milczała, a po chwili wybuchła jak wulkan. W końcu, przekrzykując ją, musiałem zakończyć rozmowę, bo nie mogłem już słuchać tych wyzwisk, którymi mnie obrzuciła. Chociaż muszę tu przyznać, że miała rację. Po prostu mi się to należało.
Było mi wstyd, a jednocześnie się przestraszyłem: może mnie teraz będzie prześladować, napastować telefonami, żebrać, żebym wrócił? Renata jednak się zawzięła i nigdy więcej nie zabiegała o spotkanie ze mną ani o jakiekolwiek kontakty. Na moje szczęście.
Kiedy urodziła się nasza córeczka, od razu zawładnęła moim sercem. Mając 36 lat, oszalałem na jej punkcie. Dosłownie całe moje życie podporządkowałem małej. Zaraz po urlopie macierzyńskim wysłałem żonę do pracy, a sam zwolniłem się z agencji z zamiarem rozkręcenia własnej działalności, lecz tak się złożyło, że rok siedziałem w domu, opiekując się Zuzią. To był najszczęśliwszy rok mojego życia. Potem Monika wzięła bezpłatny urlop, a ja mogłem zająć się tworzeniem nowej firmy.
Pamiętam, to był piątek, Zuzia słodko spała w swoim łóżeczku. W pewnej chwili żona popatrzyła na mnie i nieoczekiwanie wyznała, że wiedziała o moim romansie z Renatą.
Odjęło mi mowę.
– Byłam załamana – ciągnęła Monika spokojnie, jakby opowiadała ploteczki z pracy. – Wiedziałam, że nasze małżeństwo przechodzi kryzys, ale nic nie mogłam na to poradzić. Potem wplątałeś się w ten cholerny romans…
Poczułem, jak pieką mnie uszy. Z trudem przełknąłem ślinę.
– Skąd wiedziałaś?
– Kobieta czuje takie rzeczy – wzruszyła ramionami. – Poza tym kiedyś zobaczyłam was razem i już nie miałam żadnych wątpliwości. Byłam na ciebie taka wściekła. – porzuciła spokojny ton. – Postanowiłam złożyć pozew o rozwód. Wtedy jak grom z jasnego nieba spadła na mnie ta wiadomość o ciąży... Zaczęłam myśleć. I przyszło mi do głowy, żeby dać nam jeszcze jedną szansę. Nie było mi łatwo, nie myśl sobie…
Głupio mi się zrobiło okropnie. Zupełnie nie wiedziałem, co powiedzieć.
– Postanowiłam ukryć, że wiem o twojej zdradzie – ciągnęła. – Chciałam zobaczyć, jak postąpisz, ile dla ciebie znaczy nasze małżeństwo. W pewnym sensie odłożyłam na bok własną dumę i gniew. Przekonałam się, że chyba to była słuszna decyzja. Bo dość szybko zerwałeś z tą kobietą, prawda?
– Tak. Zaraz następnego dnia, kiedy się dowiedziałem, że urodzisz dziecko.
– Mam nadzieję, że nigdy nie żałowałeś? – zapytała jeszcze.
– Jak możesz w ogóle pytać? – odparłem gorąco. – Nigdy! Nie żałowałem nawet przez ułamek sekundy. Ty i Zuzia zawsze będziecie dla mnie najważniejsze.
Chciałem żonę mocno przytulić, pocałować, powiedzieć, jak bardzo jest mi przykro, że tyle przeze mnie wycierpiała, ale nie moglem znaleźć odpowiednich słów. Wszystkie wydały mi się puste.
– Kocham cię – wykrztusiłem tylko. – Wybacz mi, proszę, jeśli możesz…
– Dawno ci wybaczyłam – powiedziała cicho. – Jak inaczej mogłabym z tobą być? Czasem tak trzeba, mój drogi.
Ufff! Miałem wielkie szczęście, że moja żona jest mądrą kobietą i nie kazała mi wówczas iść do diabła. Dopiero teraz ją doceniłem. Do końca życia będę jej za to wdzięczny.
Czytaj także:
„Moja przyjaciółka nie mogła zajść w ciążę ze swoim mężem. Postanowiła więc uwieść mojego...”
„Moja wychowanka zaszła w ciążę na obozie. Teraz jej rodzice chcą mnie pozwać o alimenty”
„W szkole kłamię, że jestem bogata, ale moim rodzicom szkoda 15 złotych na bluzkę. Szukam sponsora, by zrealizować swoje marzenia”