Warto uważnie oglądać fotografie, bo być może jest na nich zapisana przyszłość. Trzeba ją tylko umieć odczytać.
Tak po prostu mnie zostawił
Do Paryża miałam jechać z Pawłem, miasto zakochanych należy zwiedzać we dwoje, chciałam tonąć w jego uścisku, pić z nim wino w małym bistro na Montmartrze, w zapadającym mroku włóczyć się nad Sekwaną. Życie, ubawione naiwnymi wyobrażeniami o szczęściu, natychmiast zmodyfikowało te plany. Tuż przed wyjazdem Paweł odszedł, nie wyjaśniając mi dlaczego, wysłał wiadomość, że przeprasza, ale dziękuje, nie pisze się na dalszy ciąg.
Zostały mi po nim wspomnienia, bilety do Paryża i zabukowane noclegi w systemie Airbnb. Osobiście wynajmowałam dla nas mieszkanie, długo oglądając fotografie oferowanych pomieszczeń i dopieszczając każdy szczegół. Ostatecznie zdecydowałam się na romantyczne studio, położone na ostatnim piętrze i ciasne, ale z oknem, z którego widać było dachy Paryża, jak w filmie. Pawła nie interesowało, gdzie będziemy mieszkać, pewnie już wtedy kombinował, jak mi powiedzieć, że nigdzie nie pojedzie, gdybym była uważniejsza, oszczędziłabym sobie kosztów i rozczarowania.
– Bilety się nie zmarnują, pojadę z tobą, uwielbiam Paryż – zaoferowała Julka, gdy powiedziałam jej, co zaszło.
Nie zaliczała się do moich przyjaciółek, nie miałam takich, może poza Iwoną, ale ona wyjechała za ocean i nie zdradzała chęci powrotu. Do Julki zadzwoniłam w desperacji, zwyczajnie się nawinęła, a ja musiałam z kimś pogadać, wyrzucić z siebie złość.
– Nie myśl już o nim, nie warto – Julka przerwała w połowie moją jeremiadę. – Od początku było wiadomo, że źle ulokowałaś uczucia, widzieli to wszyscy, oprócz ciebie.
– Poważnie? – zająknęłam się.
Dlaczego nikt mi nie powiedział?
Zrobiło mi się tak nieprzyjemnie, jakbym przeszła ulicami miasta zapomniawszy o dolnych partiach garderoby, wszyscy widzieli moją nagość, ale nikt nie zwrócił mi uwagi. Bawili się moim kosztem, komentując zauroczenie facetem, który ledwo odpowiadał na te strzeliste akty. Dlaczego byłam taka ślepa?
– Powiedziałabym ci, ale bałam się – wyznała niepytana Julka. – Wyglądałaś na taką zakochaną…
– Nie przypominaj mi – wytarłam rękawem nos.
– Ryczysz? – koleżanka bezbłędnie rozszyfrowała dźwięki w słuchawce. – Na zdrowie, tylko nie za długo. Pamiętaj, że jedziemy do Paryża, miasta światła i zakochanych, gdzie niejedno może się wydarzyć. Tam leczą się złamane serca.
– Gdzie konkretnie? – warknęłam, oglądając się za chusteczkami.
– Jak dla mnie, w cukierni Ladurée, z makaronikiem w zębach – odparła Julka. – Zapomnij o Pawle, otwórz się na nowe.
– Nie baw się w coacha, bo nie zdzierżę. To są durne rady z serii „lepiej być wesołym niż smutnym”.
– No bo lepiej – Julka była wielbicielką internetowych guru, którzy robiąc uduchowione miny, twierdzili, że wystarczy zmienić nastawienie, a wszystkie kłopoty ulecą w dal wraz z dymem widocznych na zdjęciu ekskluzywnych kadzidełek po 100 złotych sztuka. Kupujcie ludzie, bo to ostatnia partia, dajcie szczęściu szansę.
– Zazdroszczę ci pogody ducha – wyznałam w porywie nagłej szczerości.
– Nie martw się, dla ciebie też się coś znajdzie. Popatrz, jeszcze przed chwilą nie wiedziałam, co robić w weekend, a tu nagle pojawiła się okazja wyjazdu do Paryża. Wszechświat o mnie zadbał.
– Nie wszechświat, tylko ja – wytknęłam jej.
Byłam w mieście zakochanych
Uznała siłę argumentu i umilkła. Ale do Paryża pojechała, nie mogła sobie odmówić tej przyjemności.
– Tylko jedno łóżko, ale za to jaki widok – śmiała się, gdy wspięłyśmy się na szóste, ostatnie piętro i dotarłyśmy do wynajętego studia.
– Miałam w nim spać z Pawłem.
– A będziesz ze mną – zarykiwała się Julka. – Uśmiechnij się do jasnej cholery, jesteśmy w Paryżu, rzuć te klamoty, idziemy zwiedzać.
Wyruszyłyśmy w miasto, pstrykając zdjęcia komórkami jak japońska wycieczka. Kiedyś śmiałam się z manii uwieczniania wszystkiego, ale z czasem uznałam, że to niegłupi pomysł. Po szaleństwie zwiedzania można usiąść w spokoju, i jeszcze raz wyruszyć tą samą trasą, z uwagą przyglądając się szczegółom, których nie wychwyciło oko.
– Hej, zobacz jaki śmieszny. Mistrz drugiego planu nam się trafił – Julka pierwsza zwróciła uwagę na faceta z zacięciem komika, który pojawiał się na wielu fotkach.
Siedziałyśmy w kawiarni nad pizzą (bo była najtańsza) i winem stołowym, które w tych okolicznościach wydawało nam się obowiązkowe. Julka przeglądała urobek fotograficzny, ja naklejałam plaster na pęcherz na stopie. Wyjęłam głowę spod stołu i spojrzałam. Rzeczywiście, na wielu zdjęciach przewijał się typek o wesołej twarzy. Pojawiał się za naszymi plecami, jakby specjalnie czyhał na taką okazję, robił śmieszne miny, wydymał policzki, typowy mistrz drugiego planu pojawiający się za czyimiś plecami, żeby zepsuć ujęcie.
– Błazen – oceniłam jego wysiłki.
– Chyba nie robi tego specjalnie, wygląda jakby z kimś rozmawiał. Może ma plastyczną, żywą mimikę? Myślę, że to przypadek. Był w większym towarzystwie i trasa ich wycieczki przypadkowo pokryła się z naszą. Spójrz, koleś jest przy Luwrze, pod wieżą Eiffla i na Montmartrze.
– I tutaj, a to już nie przypadek, specjalnie nałożyłyśmy drogi, żeby zobaczyć to miejsce – powiedziałam, pokazując palcem zdjęcie zrobione na sennej uliczce wyspy Świętego Ludwika.
Czy ten facet nas śledził?
Położona na Sekwanie była turystyczną atrakcją, ale nie leżała na głównym szlaku, nie wszystkie wycieczki ją odwiedzały. Stałam w cieniu starego domu, a typek czaił się za moimi plecami, nie odrywając ode mnie wzroku. Był sam i wyraźnie się mną interesował.
– Zboczeniec, łaził za nami – oceniłam ze złością. – Nie widziałaś go, jak robiłaś mi zdjęcie?
– Nie zauważyłam – Julka wyglądała na zbitą z tropu. – Zboczeniec, mówisz?
Nie jest przyjemnie uświadomić sobie, że ktoś nas obserwuje. Nie wiadomo, jakie ma zamiary, co mu chodzi po głowie i z czym może wyskoczyć.
– Jesteśmy we dwie, jakby co, przegonimy go – starałam się myśleć optymistycznie, chociaż specjalistką w tej dziedzinie była raczej Julka.
– Nie jestem pewna – zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad czymś. – A jeśli on nie jest sam?
Jej rezerwa wystraszyła mnie bardziej niż ten facet, jeśli wiecznie wyluzowana Jula widziała problem, to on był większy, niż myślałam. Pół biedy, jeśli mistrz drugiego planu łaził za nami w celach podrywu, gorzej jeśli dla kogoś pracował. Słyszy się o porwaniach kobiet, handlu żywym towarem. Temat jest odległy, nie spodziewamy się, że będzie nas dotyczył, ale kiedy nieznany facet zaczyna za nami łazić po Paryżu, robi się gorąco.
Nie będę ukrywała, zepsuł nam plan zwiedzania. Odpuściłyśmy sobie Paryż by night, wybrałyśmy się tylko na krótki spacer, który nie sprawił nam przyjemności, bo obie miałyśmy oczy z tyłu głowy. Wciąż się oglądałam za siebie, czując, że ktoś za mną idzie. Wieczór zakończyłyśmy w małżeńskim łożu, dyskutując o zagrożeniu. Jest, czy tylko tak nam się wydaje?
Nie umiałyśmy odpowiedzieć na to pytanie, więc kolejny dzień w Paryżu upłynął pod znakiem przezorności. Wieczorem okazało się, że na zdjęciach jest czysto. Facet zniknął. Spłynęła na nas ulga, niestety zbyt późno, bo nasz pobyt w Paryżu dobiegł końca.
Pora była wracać
Na lotnisku Julka narobiła rabanu, wydało jej się, że zobaczyła tego typa, ale obserwacja się nie potwierdziła. Jeśli był, to artystycznie zniknął w tłumie.
– Odpocznę, jak wrócimy do kraju – Julka usiadła na wyznaczonym miejscu i rozejrzała się po samolocie. – Oczy mnie bolą od wypatrywania.
Lot minął spokojnie, po wylądowaniu dotarłyśmy po odbiór walizek z lekkim opóźnieniem, i wtedy doznałam wizji. Aż krzyknęłam, burząc spokój koleżanki
– Mignął mi w oczach przy bagażach – przyznałam ze skruchą. – Nie zwracaj na mnie uwagi, mam zwidy, nerwowy był ten wyjazd.
– Uważaj na siebie – poprosiła Julka, gdy żegnałyśmy się przed halą przylotów.
– Ty też – odwzajemniłam się.
Obie miałyśmy wrażenie, że po pobycie w Paryżu, to najważniejsze, co możemy sobie przekazać na do widzenia. Z prawdziwą ulgą wróciłam do domu. Było to tylko wynajmowane mieszkanie, ale nauczyłam się je traktować jak bezpieczną przystań, w której mogę się schronić przed stalkerami pojawiającymi się tuż obok mnie na zdjęciach.
Wyciągnęłam komórkę i przejrzałam galerię. Był tam, prawie na każdym zdjęciu, łaził za nami po Paryżu, wpatrywał się w mój dekolt. To nie mógł być zbieg okoliczności.
Spotkałam go pod swoim domem
Zasnęłam, zadowolona, że to już koniec przygód, a kilka dni później spotkałam go w osiedlowym sklepie. Kupował rano bułki.
Dosłownie zmieniłam się w słup soli. Strach unieruchomił mi nogi, tym bardziej że typ ruszył do mnie jak po sznurku. Odblokowało mnie, przesunęłam się w kierunku kasy, tam gdzie było najwięcej ludzi.
– Właściwie, to my się znamy – koleś bezczelnie stanął za mną – widziałem cię w Paryżu, byłaś tam z koleżanką. Jestem tu specjalnie dla ciebie, czy to wystarczy, żebyś się ze mną umówiła?
Nie boję się podrywaczy, nie mam fobii na obcych, ale w tym człowieku było coś, co paraliżowało. Był na tylu zdjęciach z Paryża, zadał sobie wiele trudu, żeby nie odstępować dwóch nieznajomych kobiet, poświęcił atrakcyjny wyjazd, by za nami łazić jak cień. Jakie miał intencje? Podejrzenia Julki mogły być słuszne, jest bardzo prawdopodobne, że miał zrealizować zlecenie na blondynkę o słowiańskim typie urody.
Nie odezwałam się, przesuwając się w kierunku kasy. To ośmieliło stalkera.
– Przestraszyłem cię? – przysunął się bliżej. – Niesamowite, na ogół moja facjata budzi uśmiech, super jeśli nie politowania. Ale za to jestem lubiany – paplał z udawaną beztroską.
Zauważyłam, że kolejka nadstawia pilnie uszu i zobaczyłam w tym swoją szansę.
– Nie znam pana, proszę za mną nie chodzić – zawołałam głośno.
– Ale ja… – zaczął typ i nie dokończył, bo odezwała się kasjerka.
– Pani płaci, czy rozmawia? Bo tu ludzie stoją, muszę ich skasować.
– Pani kasuje – zgodził się typ za moimi plecami – my poczekamy.
Kasjerka rzuciła mi zaciekawione spojrzenie, wyciągnęłam kartę płatniczą.
– Nie jesteśmy razem – powiedziałam dobitnie. – Czy w sklepie jest ochrona? Ten człowiek mnie prześladuje.
Kolejka zaszemrała, zza regału wyłoniła się masywna postać, która wbiła się między mnie i typka z Paryża.
– Pan tu nie stał – zaznaczył mój obrońca, popychając go brzuchem. – Pani płaci i wychodzimy – zadysponował, zwracając się do mnie.
Naprawdę byłam przerażona
Zawahałam się, ale na krótko. Przypomniałam sobie, że ten człowiek mieszka w pobliżu, widuję go, jak wyprowadza śmiesznego małego pieska. Sąsiad odprowadził mnie na przystanek, wypytując, co właściwie zaszło. Opowiedziałam mu o prześladowcy, zdjęciach z Paryża, o zwidach, jakie obie z Julką miałyśmy na lotnisku. Nie wyśmiał mnie, nie zbagatelizował obaw.
– To zbok, znam takich – powiedział. – Będę miał na niego oko, uczulę kolegów i powiem mojej, żeby uważała. Nie będzie się skubany kręcił po naszym osiedlu.
Po aferze w spożywczaku, prześladowca z Paryża zniknął, tylko raz zdawało mi się, że mignął między zaparkowanymi samochodami. Mimo to wciąż czułam się niepewnie, rozważałam nawet przeprowadzkę, ale krótko i bez większego nacisku.
Miesiąc później zadzwoniła siostra.
– Masz przyjść do nas na kolację, tylko bez wykrętów – rozkazała.
Im była starsza, tym bardziej upodabniała się do mamy. Raz mnie to rozczulało, raz wkurzało, zależnie od nastroju.
– To będzie randka w ciemno – dodała lojalnie. – Nie mój to pomysł, nie krzycz na mnie. Twój szwagier a mój ślubny wymyślił, że trzeba cię pocieszyć po Pawle, a on ma odpowiedniego kandydata, który marnuje się, chodząc samopas. Dlatego zostanie doprowadzony przed twoje oblicze i rób z nim, co chcesz.
– Chwilowo nikogo nie chcę, mam dość – zastrzegłam.
– A to ja już nie wiem, powiedz to mojemu mężowi – zrejterowała siostra.
Randka w ciemno
Nie chciało mi się gadać z upartym Luckiem, łatwiej było iść na tę kolację.
Drzwi otworzył mi podminowany Lucek.
– Tylko się nie zdziw, wszystko ci wyjaśnimy – szeptał, zdejmując ze mnie kurtkę. – Ja pierniczę, ale się porobiło, co za idiota, jak on się do tego zabrał. Tylko spokój może nas uratować.
– Że co? – zatrzymałam się, nie rozumiejąc, co mówi.
– Nic. Wchodź, zapiekanka stygnie – popchnął mnie do pokoju.
A w nim siedział, jakby nigdy nic, mój prześladowca z Paryża. Miał na imię Daniel i zaczął się gęsto tłumaczyć. W Paryżu wpadłam mu w oko, rozpoczął podchody po swojemu, na zabawnego błazna.
– Zawsze skutkowało, jak się nie dysponuje walorami, trzeba wykorzystać co się ma – tłumaczył zmartwiony. – Łaziłem ci za plecami, robiłem miny, myślałem, że się zorientujesz, odezwiesz. Że cię rozbawię, zamienimy kilka słów, poznamy się. A ty nic. Twoja koleżanka też nie zwróciła na mnie uwagi, chodziłyście po Paryżu jak błędne, no to ja za wami.
Zaczął mi się tłumaczyćiopowiadaćowszystkim corobił, licząc na to, żę zwrócę na niego swoją uwagę.
– Na wyspie Świętego Ludwika byliśmy niemal sami na pustej ulicy i też na mnie nie spojrzałaś. Wtedy odpuściłem. Traf chciał, że wracaliśmy tym samym rejsem, ludzi było dużo, znów nie wpadłem ci w oko.
– Nieprawda, widziałam cię po wylądowaniu, przy bagażach – odezwałam się.
– Zauważyłem przywieszkę na twojej walizce, był na niej adres. Wiem, to było nadużycie, ale postanowiłem jeszcze raz spróbować, trochę pokręciłem się po twojej okolicy i odkryłem, że prowadzisz bardzo uporządkowany tryb życia. Rano zawsze kupujesz pieczywo, więc ja też pojawiłem się w sklepie.
– Wygnał go z niego twój sąsiad – zachichotał Lucek – wtedy Daniel zorientował się, że przegiął i mocno cię wystraszył. Chciał to naprawić, z mediów społecznościowych dowiedział się, że masz siostrę i uderzył z prośbą do mnie. Sprawdziłem go. Wygląda na to, że mówi prawdę. Namieszał idiota i teraz chce przeprosić.
Przepraszanie trwało cały wieczór, Daniel kajał się, zaglądał mi w oczy, ze wszystkich sił starając się rozśmieszyć. Udało mu się przy deserze. Zgodziłam się z nim umówić, ale w biały dzień i na moich warunkach.
Pierwsza randka była udana, zaś na drugiej Daniel pokazał mi coś dziwnego. Było to zdjęcie ze ślubu, na którym był drużbą. Państwo młodzi fotografowali się w plenerze, nad jeziorem, a w głębi widać było dwie przypadkowe osoby, mnie i Pawła. Jeszcze wtedy byliśmy razem.
– Niedawno kumpel przysłał mi to zdjęcie, jak spojrzałem, od razu wiedziałem, że to ty – powiedział Daniel. – W Paryżu nie spotkaliśmy się pierwszy raz, czy to cię nie przekonuje do mnie?
Uśmiechnął się bezradnie i zrobił lekkiego zeza. Pogładziłam go po policzku, od razu przestał się wygłupiać.
– Taki podobasz mi się znacznie bardziej – powiedziałam.
Od dawna jesteśmy razem.
Czytaj także:
„Syn prześladuje koleżankę z klasy, a ja czuję się bezsilna. Bachor potrzebuje twardej ręki, a mąż tyra za granicą na kredyt”
„Mamusia-kokietka wychowała swoją córkę na intrygantkę. Już w wieku 5 lat prześladowała koleżanki, by mieć kolegów dla siebie”
„Miesiącami mnie dręczył i prześladował. Osaczał i wyznawał chorą miłość, ale policja i tak miała to gdzieś. Co, jeśli dojdzie do tragedii?"