„Mamusia-kokietka wychowała swoją córkę na intrygantkę. Już w wieku 5 lat prześladowała koleżanki, by mieć kolegów dla siebie”

Koleżanka prześladowała moje dziecko fot. Adobe Stock, sommersby
„Przyjrzałem się Gabrysi i jej matce. Obydwie były niezwykle podobnymi do siebie laleczkami, przez co dziewczynka wyglądała trochę jak stara-malutka, za to jej matka bardzo infantylnie, nie jak kobieta dobiegająca trzydziestki, lecz nastolatka z gimnazjum, podlotek wręcz. Obie też podobnie strzelały oczkami do wszystkich facetów”.
/ 07.02.2023 14:30
Koleżanka prześladowała moje dziecko fot. Adobe Stock, sommersby

Kiedy dzieciaki poszły spać, żona oświadczyła, że nazajutrz idzie na skargę do wychowawczyni. A to dlatego, że jedna z dziewczynek nie zaprosiła naszej córki na swoje urodziny. Ja nie widziałem w tym żadnego problemu, tym bardziej że brata bliźniaka Zosi ta mała też nie zaprosiła.

– Owszem, tylko że ona w ogóle nie zaprosiła chłopców – tłumaczyła mi żona. – A z dziewczynek pominęła tylko Zosię. I to w jaki demonstracyjny sposób. Zosia jest załamana!

Nie do końca rozumiałem tę histerię

Owszem, to niezbyt przyjemne, że Gabrysia nie zaprosiła jej na swoje piąte urodziny. Tym bardziej że tamta wyszła na środek sali i imiennie wymieniła tych niezaproszonych. Ale trudno, rodzice po prostu jej nie wytłumaczyli pewnych rzeczy i dlatego walnęła taką gafę. Moim zdaniem nie było sensu robić z tego tragedii. Inaczej uważała Ela. Mówiła, że musimy koniecznie zareagować, aby coś takiego się więcej nie powtórzyło. Na początek postanowiła, że „ochrzani” wychowawczynię za brak reakcji na całą sytuację. Konfrontacja z wychowawczynią rozczarowała moją żonę, bo kobieta nie poczuwała się do winy. W jej grupie jest ponad dwadzieścioro dzieci i nie sposób, żeby każde z nich odpowiednio wychowała, bo to jest sprawa rodziców – twierdziła.

– No i nie będzie dyktować dzieciom, kogo mają zaprosić do własnego domu, bo to też nie jej sprawa.

Tydzień później żona znów wróciła wzburzona z przedszkola, skąd odbierała Zosię i Patryka. Okazało się, że Gabrysia rozdawała przed przedszkolem cukierki. I dała je wszystkim dzieciom z wyjątkiem Zosi i Patryka. Wychowawczyni zaś kompletnie umyła ręce i powiedziała, że to jest poza terenem placówki, i ona nie może interweniować. Ela chciała więc porozmawiać z matką Gabrysi, ale ta zupełnie nie rozumiała jej pretensji. Mówiła, że owszem, jej córka nie przepada za Zosią i Patrykiem, ale to przecież normalne u dzieci. A ona nie może zmusić dziecka do lubienia kogokolwiek. I uważa, że jako samotna matka znakomicie wychowuje swoją latorośl, i nie życzy sobie, aby ktoś ją pouczał.

Ona w ogóle nie widziała problemu! – denerwowała się Ela.

– Bo może go nie ma? – spytałem.

– No jak to nie ma!? Sam widzisz, że ta mała prześladuje naszą córkę. Nie możemy tego ignorować.

– A może problemem jest właśnie to, że ty to za bardzo zauważasz? Może gdybyś nie robiła takiego rabanu, to wszystko wróciłoby do normy?

– Ty nic nie rozumiesz…

– Rozumiem, ale sądzę, że dopóki nie dochodzi do fizycznej agresji, to dzieci powinny rozwiązywać swoje problemy między sobą.

Dwa tygodnie później Zosia wróciła zapłakana z przedszkola. Moja żona nie chciała mi powiedzieć, co się stało, tylko oświadczyła, że skoro nie widziałem problemu kiedyś, to ona mi go nie wytłumaczy. Niestety, Zosia też nie chciała nic mi powiedzieć. Nie wiem, czy była na mnie zła, czy tylko nie była w stanie opowiedzieć o swojej krzywdzie.

Wtedy podpytałem syna

– Zośka jest głupia – skwitował Patryk. – Nie powinna się tą Gabryśką w ogóle przejmować.

– Ale co się stało?

– Oj, nic – wzruszył ramionami; był zupełnym przeciwieństwem siostry, niczym się nie przejmował i aż trudno było uwierzyć, że są bliźniakami. – Żadna koleżanka nie chce gadać z Zośką, i mówią, że jest głupia.

– Dlaczego?

– Bo Gabi im tak kazała mówić. Ale ona też jest głupia!

Patryk był od jakiegoś czasu na etapie, że wszystkie dziewczyny są głupie i nie ma sensu się z nimi zadawać. Rozmowa z synem kazała mi inaczej spojrzeć na sprawę. To już wyglądało na jakąś dłuższą szykanę. Wprawdzie miałem wrażenie, że zawiniła tu również moja żona przez swoje interwencje i eskalację konfliktu, lecz teraz sprawa wymknęła się już spod kontroli i Zosia może na tym realnie ucierpieć. I zrozumiałem, że coś powinienem zrobić, choć nie miałem pojęcia, w jaki sposób można tu interweniować. Zacząłem się więc zastanawiać nad tym, co mogło być źródłem tych wszystkich nieporozumień.

Co sprawiło, że Gabrysia tak bardzo nie lubiła Zosi? Bo może znalezienie przyczyny pozwoliłoby usunąć skutki. Dlatego postanowiłem przez jakiś czas odbierać dzieci z przedszkola osobiście; może zauważę coś jeszcze? Wtedy dopiero po raz pierwszy przyjrzałem się Gabrysi i jej matce. Obydwie były niezwykle podobnymi do siebie laleczkami, przez co dziewczynka wyglądała trochę jak stara-malutka, za to jej matka bardzo infantylnie, nie jak kobieta dobiegająca trzydziestki, lecz nastolatka z gimnazjum, podlotek wręcz. Obie też podobnie reagowały na mężczyzn, strzelając do nich oczkami. I większość panów się na tę kokieterię łapała.

Już wiedziałem, co robić!

Odbierając dzieci w poniedziałek, podszedłem do Gabrysi i jej matki i zapytałem, tak żeby mała wszystko słyszała:

– Rozumiem, że nie zrobi pani nic, żeby pani córka nie dokuczała mojej?

Nie wiem, o czym pan mówi. Tłumaczyłam pana żonie…

– Tak, wiem. No trudno. W takim razie, jeśli postępowanie pani córki się nie zmieni, zabieram za tydzień moje dzieci do innego przedszkola.

– Zrobi pan, jak zechce. Nie rozumiem tylko, po co mi pan to mówi.

Nie odpowiedziałem, bo miałem już to, czego chciałem. Wróciłem do domu i powiedziałem żonie, że dałem matce Gabrysi ultimatum, po upływie którego zabieramy dzieci do innej placówki.

Zwariowałeś? – zdenerwowała się Ela. – Nigdzie nam od ręki nie przyjmą dzieci do państwowego przedszkola, a na prywatne nas nie stać! Musisz się wycofywać z tych bezsensownych deklaracji.

Tylko że Gabryśka i jej matka mogą się jeszcze bardziej rozzuchwalić... Przyznam, że sam zacząłem drżeć i z lekkim niepokojem czekałem na to, czy moje działania dadzą efekt. We wtorek, środę i czwartek nic się nie stało. Za to w piątek moja żona wróciła z przedszkola zdumiona i natychmiast wysłała dzieci do drugiego pokoju. A potem stanęła naprzeciwko mnie, chcąc mnie przeszyć na wylot wzrokiem. Ponieważ jednak się to jej nie udało, zapytała:

Jak to zrobiłeś?!

– Co? Co zrobiłem? – udałem, że nie wiem, o co chodzi.

Ela zmarszczyła brwi

– Już ty wiesz, o czym mówię – stwierdziła, a w jej oczach zatańczyły iskierki rozbawienia. – Dzisiaj Gabrysia zaprosiła Zosię do wspólnej zabawy, a nawet nazwała ją swoją przyjaciółką. No, jak to zrobiłeś?!

– No cóż, ty chciałaś leczyć objawy, ja poszukałem przyczyn – spuściłem skromnie wzrok.

– Przestań się wymądrzać, tylko gadaj! – ponagliła mnie.

– No dobrze. Zastanawiałem się, dlaczego tamta uwzięła się na Zosię. Przecież nasza córka jest miła, pogodna, uczynna…

– Dobrze to wiem – Ela irytowała się coraz bardziej.

– Dlatego pomyślałem, że to nie jej wina tylko Patryka.

Jak to? Co on zrobił Gabrysi?

– Nic. Kompletnie jej nie zauważał. I to ją bolało, bo jest nieodrodną córeczką mamusi, która kokietuje wszystkich facetów w zasięgu wzroku. Zakładam, że między innymi dlatego jest samotną matką… Mała Gabrysia domaga się takich samych dowodów uznania od wszystkich chłopców w grupie. A Patryk jest chyba jedynym chłopcem, który jej kompletnie nie zauważa, bo ma teraz przecież etap, że wszystkie dziewczyny są głupie. Na nim nie może się zemścić, bo on ją ignoruje, za to może odegrać się na jego poszukującej akceptacji siostrze…

Zrobiła to dla zemsty?!

– Raczej, by wzbudzić zainteresowanie naszego syna. Ale to nie przynosiło efektu, dlatego coraz bardziej robiła Zosi na złość. Dopiero gdy zagroziłem, że zabiorę dzieciaki do innego przedszkola, dotarło do jej małej główki, że nie osiągnęła celu, a co gorsza, może bezpowrotnie stracić możliwość „rozkochania” w sobie naszego syna.

– Mówisz serio? – żona spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Ta mała ma dopiero pięć lat!

– Zadziałało? – spytałem, na co Ela niechętnie przytaknęła ruchem głowy.

Sama widzisz. A dzieci potrafią knuć intrygi nie mniej okrutne niż dorośli. Tylko w odróżnieniu od nas, nie wiedzą, jak bardzo innych ranią. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA