„Miałam dość nudnych randek i zgrywania grzecznej dziewczynki. Z Darkiem postanowiłam zaszaleć i to był strzał w 10!”

nudna randka fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Leżałam jakoś tak bokiem na nim, nic mi się nie stało, za to strasznie chciało mi się śmiać. Odwróciłam się więc twarzą w twarz do niego i… Nawet nie wiem, czy to ja go pocałowałam, czy on mnie. Wiem tylko, że poczułam gwałtowne podniecenie, a świadomość, że ktoś poza nami może jeszcze być w tym polu, nie przeszkodziła mi”.
/ 14.11.2022 11:15
nudna randka fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Kiedyś umawiałam się poprzez serwisy randkowe, ale z czasem mnie to znudziło.

– Czuję się jak w „Dniu Świstaka” – powiedziałam do Mirki, mojej przyjaciółki. – Jakbym ciągle chodziła na pierwszą randkę. Zmienia się jedynie rozmówca, bo nawet scenografia czasami jest identyczna.

Miałam na myśli to, że szłam na taką randkę w ciemno zawsze według tego samego scenariusza. Malowałam się, wybierałam ubrania, biżuterię i wychodziłam z domu z mieszanką nadziei i niepewności. Potem spotykałam mojego nowego przyszłego-niedoszłego, jak ich określała Mirka, i zaczynał się dialog.

– Co robisz w życiu? Od dawna tu mieszkasz? Masz rodzeństwo? A psa albo kota? To twoja praca? Ach, to ciekawe. Jasne, że chcę zobaczyć zdjęcia twojego psa. Jaki śliczny. Jak się wabi? Ja mam kota. Pracuję w księgarni. Tak, dużo książek w życiu przeczytałam. Nie wiem, nie liczyłam ich…

Z drobnymi modyfikacjami, to była zawsze ta sama rozmowa zapoznawcza, przerywana chwilami milczenia, kiedy to zapewne oboje zastanawialiśmy się, jaki powinien być następny krok. Czasami on mnie odprowadzał główną ulicą do domu, najczęściej jednak „musiałam lecieć”. Albo on, bo to nie zawsze ja chciałam już zakończyć spotkanie.

Powiedziałam to Mirce, a ona tylko przewróciła oczami.

– No to nie umawiaj się na nudną kawę ciągle w tej samej okolicy – poradziła. – Wymyśl coś nowego. Spotkaj się z facetem w wesołym miasteczku, na lodowisku, w cyrku, nie wiem… użyj wyobraźni, dziewczyno, bo faktycznie to, co mówisz, brzmi jak tortury psychiczne!

Dosyć tego! Ani jednej nudnej kawy więcej...

Wesołego miasteczka ani cyrku akurat w mieście nie gościliśmy, na lodowisko było parę miesięcy za wcześnie, ale uznałam, że i tak rzucę następnemu kandydatowi na mojego chłopaka wyzwanie. Napisałam więc na swoim profilu, że nie piję kawy i chciałabym, żeby mężczyzna zabrał mnie na pierwszą randkę w interesujące, ale publiczne miejsce.

Ktoś się odezwał z propozycją pójścia na basen, inny chciał się spotkać w… sklepie meblowym i „testować materace”. Obu zablokowałam.

A potem napisał do mnie Darek.

„Też nie pijam kawy, ale lubię dynie. W tym roku chcę jechać na dyniowy festiwal i szukam towarzystwa. Chcesz zobaczyć na żywo konkurs na największą dynię w Europie? To podobno niesamowite”.

Spodobało mi się! Odpisałam, że w sumie, jak każda dziewczyna, marzę czasami, żeby zostać Kopciuszkiem, ale najpierw muszę znaleźć odpowiednio dużą dynię, żeby zamieniła się w karocę, oraz parę dobrze kłusujących myszy do zamiany w konie. Darek napisał, że myszy da się załatwić na tym festiwalu, bo mają tam też labirynt w polu kukurydzy i niewątpliwie przyciąga on wiele gryzoni albo czegoś innego. Roześmiałam się na głos, czytając to.

– Nawet jeśli facet mnie rozczaruje, to i tak powinno być fajnie – rzuciłam do Mirki, przymierzając jej dżinsowe ogrodniczki, żeby wtopić się w dyniowo-festiwalowy tłum. – No weź, kto by nie chciał zobaczyć największej dyni w Europie?

Dojechałam na miejsce pociągiem, potem kawałek się przeszłam. Starannie dbałam o BHP randek w ciemno – żadnego wsiadania z nieznajomym do samochodu, żadnych spotkań w ustronnych miejscach. Wszystko w świetle dnia i przy ludziach.

Darka zobaczyłam jeszcze na parkingu. Był wyższy niż założyłam, chociaż dość chudy. Miał fajną brodę, ale ciężko go było nazwać przystojnym. No cóż, nie zamierzałam narzekać. Czekał mnie konkurs na największą dynię, degustacja konfitur i placków dyniowych, gry i zabawy oraz sesja fotograficzna w kolorze pomarańczowym. Nie zamierzałam oczekiwać, że do tego wszystkiego jeszcze mój randkowy partner okaże się bożyszczem.

– O, cześć! – rzucił na mój widok, chyba nieco bardziej zadowolony z pierwszego wrażenia niż ja. – Głodny jestem, a tu podobno mają najlepszy dyniowy gulasz jaki istnieje. Chcesz spróbować?

– Ja bym zjadła placki – stwierdziłam. – O, myślisz, że mają tu dyniowe latte?

– Myślałem, że nie pijesz kawy? – spojrzał na mnie z zabawną podejrzliwością. – Na pewno ty do mnie pisałaś?

Nie wiem, kto kogo pierwszy pocałował

Roześmiałam się i otwarcie opowiedziałam mu, dlaczego napisałam, że nie piję kawy. Zgodził się, że sprytnie postąpiłam, sam miał podobne doświadczenia z pierwszymi randkami. Dyniowego latte nie znaleźliśmy, ale za to była nalewka z dyni, której sobie nie żałowałam, i przepyszne ciasta.

Łaziliśmy między straganami, roześmianymi dziećmi, zaaferowanymi gospodarzami, i czuliśmy się coraz lepiej w swoim towarzystwie. W końcu uznaliśmy, że zobaczymy, co to jest ten labirynt w kukurydzy. 

Labirynt był ciekawą atrakcją. Kukurydza była wysoka na ponad dwa metry i wycięto w niej wąskie ścieżki, na których można było się błyskawicznie zgubić. Obszar był dość spory, a my zajęci rozmową, więc nawet nie zauważyliśmy, kiedy utknęliśmy w środku tego pola.

– Słuchaj, tu już byliśmy – poinformował mnie Darek. – Widzisz, ktoś tu zgubił gumkę do włosów, już ją mijaliśmy.

W tym momencie muzyka z głośników zamieniła się w komunikat, że rozpoczyna się wyczekiwany konkurs na największą dynię w Europie, a do tego zaraz będzie losowanie nagród wśród publiczności. Staliśmy w ślepym zaułku labiryntu, ale słyszeliśmy, jak kilka metrów od nas pozostali zwiedzający spieszą się na główny plac. My też chcieliśmy znaleźć wyjście, ale tylko po raz trzeci wróciliśmy do zgubionej czerwonej gumki do włosów.

– Dobra, podsadź mnie, rozejrzę się z góry i pomyślę, jak stąd wyjść – wymyśliłam.

Darek uznał, że to niezły pomysł i złapał mnie wpół od tyłu, a potem uniósł dobre pół metra nad ziemię.

– Wyżej! – zażądałam, bo już prawie dostrzegłam wyjście. – Czekaj, zrobię zdjęcie!

Ale kiedy zrobiłam nagły ruch, żeby wyciągnąć telefon, on się zachwiał, ja odruchowo wierzgnęłam i… polecieliśmy prosto w kukurydzę.

– Nic ci nie jest? – zapytał.

Leżałam jakoś tak bokiem na nim, nic mi się nie stało, za to strasznie chciało mi się śmiać. Odwróciłam się więc twarzą w twarz do niego i… Nawet nie wiem, czy to ja go pocałowałam, czy on mnie. Wiem tylko, że poczułam gwałtowne podniecenie, a świadomość, że ktoś poza nami może jeszcze być w tym polu, nie przeszkodziła mi w kontynuowaniu pocałunku.

To było całkiem do mnie niepodobne

Po chwili poczułam jego dłonie na swoim brzuchu, sprawnie rozpiął klamerki ogrodniczek i wsunął palce pod materiał bluzki.

Ktoś tu może być… – szepnęłam, ale zamknął mi usta pocałunkiem.

Zawsze sądziłam, że pieszczoty piersi są przereklamowane, ale kiedy Darek zabrał się do roboty, nagle zrozumiałam, że po prostu nikt do tej pory nie robił tego jak należy. Mój partner od randki w ciemno z pewnością nie poruszał się w ciemno! Nie ugniatał mojego biustu, jak inni faceci, tylko pieścił go delikatnie, drażniąc sutki, szczypiąc je i głaszcząc. Jęknęłam i odwróciłam się do niego plecami, a on zszedł dłonią niżej.

Luźne ogrodniczki szybko znalazły się w okolicach moich kolan, po czym skopałam je z nóg energicznym wierzgnięciem. Sięgnęłam za plecy i wymacałam penis Darka. On pieścił mnie między nogami, ja ściskałam jego męskość, czując jego gorący oddech na szyi. Nigdy w życiu nie sądziłam, że mogłabym uprawiać seks na pierwszej randce! To było do mnie niepodobne, ja zawsze przecież tylko piłam kawę i prowadziłam nudne konwersacje! Ale tamtego dnia lekko obróciłam twarz i wyszeptałam:

– Chcę cię poczuć w środku. Zrób to.

Zawahał się. Byliśmy w polu kukurydzy! Z niedaleka dobiegały nas odgłosy festiwalu, ktoś w każdej chwili mógł nadejść… Mimo to usłyszałam szelest i zdziwiłam się, że miał przy sobie prezerwatywę. Ale to dobrze, bo dzięki temu mogłam się skupić na przyjemności, a ta właśnie sięgnęła apogeum.

Wsunął się we mnie delikatnie, ale potem poruszał już mocno, aż zaczęłam jęczeć. Bałam się, że ktoś to usłyszy, ale było mi tak dobrze, że nie mogłam się powstrzymać. Wzięłam jego dłoń i położyłam sobie na ustach. Kiedy dochodziłam, wijąc się i drżąc, trzymał tę dłoń mocno, aż go ugryzłam. Nie cofnął jej i to mi się spodobało.

Pewnie gdyby mnie nie uciszał, mój krzyk rozkoszy usłyszeliby wszyscy, którzy czekali na pokaz największej dyni w Europie. A tak, o tym, że eksplodowałam rozkoszą, wiedzieliśmy tylko my dwoje.

Potem pozwoliłam mu się odwieźć do domu. Uznałam, że raczej nie może zrobić niczego, czego bym nie chciała. Na pożegnanie zapytał, kiedy znowu się spotkamy.

– Czytałam, że niedługo jest festiwal kapel regionalnych – odpowiedziałam. – Kawałek drogi stąd, ale może byśmy się wybrali?

– Ciekawe, czy mają tam labirynt – spojrzał na mnie tak, że zrobiło mi się gorąco.

Myślę, że zapowiada nam się ekscytująca druga randka! Oby!

Czytaj także:
„Wykładowca uwodził mnie i czarował, dopóki miał ochotę się ze mną bawić. Gdy zaszłam w ciążę, potraktował mnie jak śmiecia”
„Korporacja przeżuła mnie i wypluła. Wypruwałem sobie żyły dla kasy, byle tylko wyleczyć kompleksy chłopaka ze wsi”
„Mój mąż był bigamistą, a żona Jacka nimfomanką. Mogliśmy zostawić przeszłość za sobą i być razem szczęśliwi. Nie wyszło…”

Redakcja poleca

REKLAMA